Menu strony Strona główna Śladów
   
Ślady > Archiwum > 2014 > marzec / kwiecień

Ślady, numer 2 / 2014 (marzec / kwiecień)

Kanonizacja. Jan XXIII

Na zawsze proboszcz

Nie „dobry papież”, ale papież dobroci. Tradycji, a nie tradycjonalizmu. Biskup Gianni Carzaniga, były dyrektor Fundacji im. Jana XXIII, opowiada o życiu i pontyfikacie Angelo Roncalliego – pasterza przebywającego „pośród ludzi”.

Paola Bergamini


To jest zwycięstwo, które zwycięża świat – nasza wiara. Moi drodzy przyjaciele i bracia, strzeżmy się próżnych pozorów, które dzisiaj zalewają świat i go terroryzują. Wszystkie czasy są do siebie podobne”. Tak 26 sierpnia Roku Świętego 1950 zakończył swoją homilię w kościele św. Aleksandra w Bergamo biskup Angelo Roncalli, nuncjusz apostolski w Paryżu. Przyszły Jan XXIII, który 27 kwietnia został kanonizowany wraz z Janem Pawłem II, był szczególnie związany z tą parafią. Tutaj w 1898 roku jako młody seminarzysta wysłuchał homilii patriarchy Wenecji Giuseppe Sarto, przyszłego Piusa X, a w 1906 roku wygłosił swoje pierwsze ważne kazanie jako ksiądz, poświęcone świętemu Franciszkowi Salezemu. Będą też inne okazje, które przywiodą go do tego kościoła. „Jan XXIII jest najpiękniejszym przykładem wśród kapłanów z Bergamo, żyjących blisko ludzi, oddanych pasterskiej trosce. On zawsze miał czuć się proboszczem” – wyjaśnia biskup Gianni Carzaniga, rektor seminarium w Bergamo i przez osiem lat dyrektor Fundacji im. Jana XXIII, gdzie są zgromadzone i studiowane pisma Angelo Roncalliego. Biskup Carzaniga zrezygnował z pełnienia tej funkcji, gdy został proboszczem parafii św. Aleksandra. „Nie dało się pogodzić sprawowanej funkcji z troską o dusze”.

 

Co to znaczy, że Jan XXIII czuł się proboszczem, on, który nigdy nim nie był?

Pierwszym ofiarowanym mu przez Pana darem było spotkanie z Nim. Angelo Roncalli został księdzem, ponieważ chciał głosić Jezusa Chrystusa w każdej sytuacji. To nie jest coś, czego człowiek uczy się z książek, on doświadczył tego, patrząc na swojego proboszcza – bliskiego ludziom, okazującego pasterską troskę skierowaną na każdego. Pod tym względem zawsze będzie proboszczem. Myślę o latach spędzonych na peryferiach Europy.

 

W jakim sensie?

Najpierw w Bułgarii, żyjąc pośród ponad 160 tysięcy macedońskich katolickich emigrantów, którzy uciekli tam podczas wojny, a następnie podczas dziesięciu lat spędzonych w Turcji, gdzie będzie delegatem apostolskim, to znaczy przedstawicielem Papieża u katolików. Był biskupem–misjonarzem, żyjącym pośród ludzi. Jego dyplomatyczna rola miała małą wartość, prawie żadną. W Turcji był nawet zmuszony włożyć cywilne ubrania. To jednak nie przeszkadzało mu nawiązywać relacji, stosunków, pukać do tylnych drzwi. Był człowiekiem uważnego dialogu. Jest jeden epizod, który może rozjaśnić tę jego inteligentną i przebiegłą postawę, przebiegłą w sensie ewangelicznym.

 

Jaki?

W 1961 roku Nikita Chruszczow wysłał Janowi XXIII życzenia z okazji 80. urodzin; kilka miesięcy później jego córka wraz z mężem udała się z wizytą do Papieża. Wiele osób krzyczało wtedy o odwilży w stosunkach między ZSRR a Stolicą Apostolską. Papież Jan XXIII nie łudził się, mówiąc: „Świat został stworzony w sześć dni. To jest pierwszy dzień Rosji”. Wiedział, że wszędzie można głosić Ewangelię, ale trzeba być uważnym. Kiedy jeszcze pod koniec II wojny światowej został wysłany do Paryża jako nuncjusz apostolski, a więc pełniąc ważną rolę, zdał sobie sprawę z dzieła dechrystianizacji zapoczątkowanego wraz z Rewolucją Francuską. Wszystkie te doświadczenia zabrał ze sobą do Rzymu. Świat się zmieniał. Odczuwał niepokój, pragnienie mówienia do współczesnego człowieka. Dlatego zwołał Sobór Watykański II.

 

Czy możemy powiedzieć, że Sobór wziął początek z duszpasterskiej troski?

Tak. Jan XXIII mówił o tym wyraźnie. Sobór nie odbył się z powodów doktrynalnych, ale z pragnienia zatroszczenia się o rodziny, o potrzebującego, o człowieka żyjącego w zmieniającym się społeczeństwie. Nie trzeba było dokonywać rewizji żadnych dogmatów, nie było takiej potrzeby, chodziło o sposób ich przedstawiania. Na tym polegała jego pastoralna wrażliwość, jego bycie proboszczem. Doktryna musiała stać się ciałem. Pozostając zakotwiczona w tradycji. Był on człowiekiem tradycji, nie tradycjonalizmu.

 

Co to znaczy?

Tradere po łacinie znaczy strzec i przekazywać chrześcijańską tajemnicę. Tak jak papież Franciszek szanuje każdą istotę ludzką, ale nie ma żadnego zamiaru zmieniać dogmatu ani doktryny. Jan XXIII patrzył na to, co jednoczy, a nie na to, co dzieli. W tym sensie jego tradere jest żywotne, żywe.

 

Jakiś przykład?

Podczas odwiedzin więźniów z zakładu karnego Regina Coeli nie wstydził się opowiedzieć o swoim przebywającym w więzieniu kuzynie. Oto pasterz przebywający „pośród”. Ze świeżością komunikował to, co miał w sercu – relację z Chrystusem, który pochyla się nad wszystkimi i ofiaruje swoje pragnienie spotkania. Przeświecała przez niego ta relacja pozwalająca przebaczać popełnione zło sobie i innym. Ewangelia według niego do tego stopnia reanimuje włókna egzystencji, że uzmysławia, iż relacja z Ojcem, którą ofiaruje Syn, jest czymś, co otwiera, usuwa złość, ponieważ człowiek czuje się kochany i może kochać.

 

Jest wiele podobieństw z papieżem Franciszkiem…

Jedno zasadnicze – obydwaj wychodzą od spotkania z Chrystusem, które wprawia w ruch życie ogarnięte większą miłością. Reguły są tylko konsekwencją. Papież Franciszek, tak jak Jan XXIII, głosi doświadczenie spotkania z Chrystusem. Jest jednak inny łączący ich aspekt – modlitwa. Jan XXIII przygotowywał się do Soboru, odbywając tygodniowe rekolekcje. Uważał, że jego osoba jest częścią tajemnicy Chrystusa. Pisze: „Modlitwa jest moim oddechem”. Modlił się za świat. Kiedy odmawiał Różaniec, przy trzeciej tajemnicy radosnej, głoszącej narodziny Jezusa, mówił: „To za wszystkie rodzące się dzieci”. W wieczór wyboru, kiedy znajdował się sam na sam ze swoim sekretarzem, biskupem Lorisem Capovillą, który zapytał go: „Co robimy?”, odpowiedział: „Odmówmy nieszpory”.

 

Ksiądz Giussani w jednym z wywiadów powiedział, że charakterystycznym rysem Jana XXIII była „miłosierna pobłażliwość Boga, jeśli chodzi o zbawienie człowieka”.

W tym odbija się dobroć Jana XXIII. Jak zawsze podkreśla kardynał Capovilla, on nie był „dobrym papieżem”, ale papieżem dobroci. Znaczy to, że jego spojrzenie, takie, jakie otrzymał od Chrystusa, było pełne ufności, gotowe do korygowania, ale bez potępiania. Jest to przesłanie prawdy.


Polska strona Ruchu CL   |   Kontakt z redakcją