Ślady
>
Archiwum
>
2012
>
maj / czerwiec
|
||
Ślady, numer 3 / 2012 (maj / czerwiec) Strona Pierwsza Punkt ĹşrĂłdĹowy darmowoĹci Notatki ze Spotkania Stowarzyszenia âFamiglie per lâAccoglienzaâ - Mediolan, 19 maja 2012 ks. JuliĂĄn CarrĂłn
Marco Mazzi. Drodzy przyjaciele, oto znaleĹşliĹmy siÄ w tak bardzo waĹźnym momencie naszej historii. WĹaĹnie 18 maja 1982 roku tutaj w Mediolanie zostaĹo zaĹoĹźone Stowarzyszenie âFamiglie per lâAccoglienzaâ (Rodzin ZastÄpczych). 30 lat to spory szmat drogi, setki gestĂłw, historii, przygarniÄtych osĂłb oraz ĹwiadkĂłw, usiĹowaĹ, cierpieĹ i cudĂłw. Nasze oczy sÄ peĹne faktĂłw, w ktĂłrych darmowoĹÄ i goĹcina daĹy oparcie nawrĂłceniu na to, do czego zostaliĹmy wezwani rĂłwnieĹź ostatnio â do przeĹźywania wiary jako doĹwiadczenia. DziÄkujemy przede wszystkim ksiÄdzu JuliĂĄnowi CarrĂłnowi za jego obecnoĹÄ. To w sercu ksiÄdza Giussaniego zrodziĹa siÄ ta historia i pod jego ojcowskÄ opiekÄ pogĹÄbiaĹa ĹwiadomoĹÄ swojej wartoĹci, wÄdrowaĹa, a teraz, przynaleĹźÄ c do charyzmatu Ruchu oraz podÄ ĹźajÄ c za tym, kto go prowadzi, nasi ludzie wciÄ Ĺź znajdujÄ siĹÄ i ĹwiatĹo. Dlatego dzisiejszy dzieĹ jest momentem porĂłwnania, przynoszÄ cym moĹźliwoĹÄ dokonania korekty i rozpoczÄcia na nowo.
WypowiedĹş. WychowaĹam siÄ w rodzinie zastÄpczej. Po okresie spÄdzonym wraz z moim bratem w rodzinie zastÄpczej, po kĹĂłtniach i chaosie zwiÄ zanym z rodzicami zastÄpczymi oraz opiekunami spoĹecznymi, w wieku 18 lat otrzymujÄ pozwolenie na powrĂłt do mojej mamy. WydawaĹo mi siÄ, Ĺźe u niej wreszcie wolno mi bÄdzie robiÄ to, na co mam ochotÄ. Po upĹywie kilku lat coĹ jednak jest nie tak: jestem pozostawiona sama sobie i zagubiona, nie chcÄ rozmawiaÄ z innymi, pĹaczÄ i zadajÄ sobie pytanie: czy ktoĹ tam, w gĂłrze, mnie sĹyszy? Gdy miaĹam 22 lata, moi rodzice zastÄpczy proponujÄ mi udziaĹ w filmie, w ktĂłrym miaĹam opowiedzieÄ o doĹwiadczeniu bycia w rodzinie zastÄpczej. Przed kamerami pĹakaĹam. ReĹźyser i moja rodzina zastÄpcza zadawali mi tysiÄ ce pytaĹ: âJaki jest twĂłj dom? Co jest dla ciebie punktem odniesienia, punktem, z ktĂłrego czerpiesz dobro?â. Co za nudziarz z tego reĹźysera! Ja jestem dla siebie domem, nie potrzebujÄ innych. Po upĹywie okoĹo roku film zostaje zmontowany i wyemitowany. Po filmie gĹosiĹam Ĺwiadectwa w róşnych miejscach i tam naprawdÄ poznaĹam oblicze Famiglie per lâAccoglienza. Wiele osĂłb mĂłwiĹo mi, jaka jestem dzielna, tak naprawdÄ jednak to ja uczyĹam siÄ od nich. Od tamtego czasu moje Ĺźycie bardzo siÄ zmieniĹo, powoli nadrabiaĹam zalegĹoĹci w caĹej mojej historii. WrĂłciĹam do domu, do moich rodzicĂłw zastÄpczych. W moim pokoju jest mnĂłstwo ksiÄ Ĺźek ksiÄdza Giussaniego, miÄdzy innymi Il miracolo dellâospitalitĂ (Cud goĹcinnoĹci, Piemme, Milano). WczeĹniej w ogĂłle nie znaĹam ruchu Comunione e Liberazione, ta ksiÄ Ĺźka wzbudziĹa jednak moje zainteresowanie, przede wszystkim dlatego, Ĺźe chciaĹam siÄ dowiedzieÄ, co poruszyĹo moich rodzicĂłw zastÄpczych oraz spotkane przeze mnie osoby z Famiglie per lâAccoglienza. Kiedy przeczytaĹam ksiÄ ĹźkÄ, wydawaĹa siÄ ona wykraczaÄ poza mĂłj sposĂłb rozumowania, poniewaĹź ja nie potrafiĹabym byÄ tak goĹcinna, oderwaÄ siÄ od rezultatu moich dziaĹaĹ, byÄ tak wolna. Dlatego gdy jÄ przeczytaĹam, wzruszyĹam siÄ. Tymczasem gĹoszÄ Ĺwiadectwa we WĹoszech i zagranicÄ ; duĹźo siÄ uczÄ od osĂłb, ktĂłre mnie przyjmujÄ i zadajÄ pytania, uczÄ siÄ innego stylu Ĺźycia: jestem spragniona czĹowieczeĹstwa oraz rozumienia, co je porusza i czyni tak szczÄĹliwymi oraz uĹmiechniÄtymi. ProszÄ rodziny zastÄpcze, by opowiedziaĹy mi o swoim doĹwiadczeniu. Dzisiaj wciÄ Ĺź jeszcze pamiÄtam je wszystkie, nie pamiÄtam ich imion, ale uĹmiechy i ich poruszajÄ ce historie. Wreszcie zaufaĹam Ĺwiatu, jest ktoĹ, kto zaspokaja mojÄ bezwzglÄdnÄ potrzebÄ zaufania, inaczej spoglÄ dam rĂłwnieĹź na swojÄ wĹasnÄ historiÄ. PojechaĹam nawet do odlegĹego Wilna, gdzie ludzie sÄ tak od nas róşni. Nie wiedziaĹam, co powinnam powiedzieÄ. PoszĹam tam takĹźe na mszÄ Ĺw.: po latach gniewu i zamkniÄcia w sobie byĹam zaciekawiona i chciaĹam wspĂłĹdzieliÄ rĂłwnieĹź ten moment z moimi nowymi przyjaciĂłĹmi z Litwy. TĹumaczyli mi, Ĺźe to jest ĹwiÄto przyjÄcia, podczas ktĂłrego Jezus zawierza Maryi Jana. W listopadzie ubiegĹego roku zostaĹam poproszona o wygĹoszenie Ĺwiadectwa podczas krajowego seminarium Famiglie per lâAccoglienza. ChciaĹabym, by wszyscy poznali dobro, ktĂłre otrzymaĹam, by mĂłc je z nimi wspĂłĹdzieliÄ. Popychana tym pragnieniem zadajÄ pytanie, ktĂłre szczegĂłlnie leĹźy mi na sercu: jak moĹźna szerzyÄ i przekazywaÄ to dobro?
Ks. JuliĂĄn CarrĂłn. GdybyĹ spojrzaĹa na swoje doĹwiadczenie, jak odpowiedziaĹabyĹ na pytanie, ktĂłre zadajesz? Jak ty przekazujesz to dobro, ktĂłre otrzymaĹaĹ?
WypowiedĹş. ZadaĹam to pytanie na wspomnianym seminarium i jeden z przyjacióŠodpowiedziaĹ mi: âPotrzeba spotkaĹ, Ĺwiadectw; choÄby tylko maĹych krokĂłwâ. Gdy tylko skoĹczyĹam mĂłwiÄ, ustawiĹa siÄ kolejka ludzi, ktĂłrzy prosili mnie o numer telefonu, nazwisko, bym wygĹosiĹa Ĺwiadectwo, nawet jeĹli ja tak naprawdÄ nikogo nie przygarnÄĹam.
Ks. CarrĂłn. JeĹli patrzymy na to, co opowiadamy o naszym doĹwiadczeniu i o tym, co wydarza siÄ w nas, natychmiast rozpoznajemy drogÄ. PowiedziaĹaĹ, Ĺźe nie pamiÄtasz imion osĂłb, ale pamiÄtasz ich uĹmiech. W ich uĹmiechu rozpoznaĹaĹ wszystko, ich Ĺwiadectwo zostaĹo ci przekazane w bardzo prosty sposĂłb, bardzo Ĺatwy do pojÄcia w kaĹźdym poĹoĹźeniu, w kaĹźdej kulturze, w kaĹźdej sytuacji czĹowieka, poniewaĹź uĹmiech jest pierwszym sposobem komunikowania doĹwiadczenia, dlatego ciÄ zafascynowaĹ. A wiÄc jak komunikuje siÄ to doĹwiadczenie? Jak uczyĹ nas ksiÄ dz Giussani â treĹÄ i metoda sÄ ze sobÄ zbieĹźne. Nie byĹo tak, Ĺźe najpierw coĹ ci wytĹumaczono, a potem siÄ do ciebie uĹmiechniÄto; nie treĹÄ z jednej strony, a potem gest z drugiej. W samych geĹcie uĹmiechu, ktĂłry jest tym, co zostaĹo ci w pamiÄci i co ciÄ uksztaĹtowaĹo, zostaĹo ci coĹ zakomunikowane. W ten sposĂłb teraz ty to komunikujesz. Nie trzeba robiÄ nic innego, jak tylko dalej ĹźyÄ doĹwiadczeniem, w ktĂłrym caĹe Ĺźycie, twoje istnienie komunikuje siÄ za poĹrednictwem tego, czym jesteĹ. To, jak przeĹźywasz rzeczywistoĹÄ, jak budzisz siÄ rano, jak stawiasz czoĹa relacji z osobami, komunikuje siÄ za poĹrednictwem twojego uĹmiechu. JeĹli siÄ nie uĹmiechasz, nawet jeĹli opowiadasz o czymĹ bardzo piÄknym, nie bÄdzie to ciekawe, ani dla ciebie, ani dla innych, tak jak bez uĹmiechu nie byĹoby ciekawe to, co usĹyszaĹaĹ.
WypowiedĹş. Od 30 lat ja rĂłwnieĹź uczestniczÄ w tej historii, i z pewnoĹciÄ uderzona jej ĹwieĹźoĹciÄ , myĹlÄ, Ĺźe rĂłwnieĹź w historii naszej oraz mojej osobistej odnawia siÄ teraz ta sama ĹwieĹźoĹÄ. W istocie, jestem zafascynowana Ĺźyciem moim oraz moich przyjaciĂłĹ, a w ostatnich latach pracowaliĹmy powodowani pasjÄ , ktĂłra nas poruszyĹa. MyĹlÄ, Ĺźe tym, co najbardziej nas ĹÄ czy, jest spotkanie z osobami poruszonymi â ja jestem poruszona w pierwszej kolejnoĹci â pragnieniem przyjÄcia (albo ze wzglÄdu na nadobfitoĹÄ, poniewaĹź ktoĹ daje tak wiele, albo ze wzglÄdu na cierpienie, poniewaĹź ktoĹ tak wiele oczekuje). Zawsze zadawaliĹmy sobie pytanie, zawsze stawaliĹmy wobec tego pytania. Czasem z pokusÄ zastÄ pienia tego pytania, odpowiedzenia na to pytanie za poĹrednictwem nabytych kompetencji, za poĹrednictwem jakiegoĹ naszego uzdolnienia. Kim jednak jestem, by odpowiadaÄ na pytanie innych? RzeczywistoĹÄ, do ktĂłrej nas wychowaĹeĹ, do ktĂłrej wychowaĹ nas ksiÄ dz Giussani, na szczÄĹcie zawsze pozwala nam zajÄ Ä wĹaĹciwe stanowisko. PoniewaĹź jasne jest, Ĺźe Stowarzyszenie nie powstaĹo po to, by zastÄ piÄ pytanie, ale po to, by wspieraÄ i towarzyszyÄ w tym Ĺźyciowym wyzwaniu. Dlatego wĹaĹnie jest fascynujÄ ce. Poprzez to, czego doĹwiadczyliĹmy, zobaczyliĹmy takĹźe, Ĺźe bardzo wiele osĂłb, wychodzÄ c od prawdziwej proĹby o przyjÄcie dziecka, dochodzi do bardziej zasadniczego pytania, spotyka doĹwiadczenie wiary, i to jest inna wspaniaĹa rzecz, pocieszajÄ ca, poniewaĹź pytanie jest gĹÄbsze niĹź to, co widzÄ, i razem pomagamy sobie, by na nie odpowiedzieÄ. WĹaĹnie dlatego jednak, Ĺźe jesteĹmy powaĹźnymi ludĹşmi, nie moĹźemy nie pracowaÄ nad danymi rzeczywistoĹci, nad specyfikÄ przyjÄcia, i w oparciu o to rozwinÄĹo siÄ Stowarzyszenie, bardzo siÄ rozwinÄĹo; nasza praca nabraĹa wĹaĹnie impetu oraz zyskaĹa gĹÄbiÄ. To ta sama powaga, z jakÄ przeĹźywam mojÄ pracÄ lekarza, matki, babci⌠Jest tak samo waĹźna i przyjmuje tÄ samÄ postaÄ. Jak mĂłwiĹeĹ w Pacengo: dzieĹo jest dzieĹem, nie jest zabawÄ . Istnieje w nas niebezpieczeĹstwo redukowania, polegajÄ cego na samowystarczalnoĹci, i to jest pierwsza kwestia. DrugÄ jest wĹaĹnie przynaleĹźnoĹÄ, w tym sensie: ja albo przynaleĹźÄ, albo wystarczam sobie, przynaleĹźÄ albo z trudem przychodzi mi bycie z tymi, z ktĂłrymi muszÄ wspĂłĹdzieliÄ drogÄ. Co pomaga nam odnawiaÄ ĹwiadomoĹÄ przynaleĹźenia, ktĂłre nie wykluczaĹoby odpowiedzialnoĹci i wolnoĹci?
Ks. CarrĂłn. LojalnoĹÄ wobec swojego âjaâ, poniewaĹź Tajemnica stworzyĹa nas tak doskonale, Ĺźe ktoĹ, o czym Ĺwiadczy pierwsze wystÄ pienie, moĹźe odejĹÄ z domu, znajduje jednak w swoim doĹwiadczeniu coĹ, co mu nie wystarcza. We wszelkim ludzkim usiĹowaniu celem tego wszystkiego, co usiĹujemy robiÄ, jest â jak mĂłwi nam ksiÄ dz Giussani â odpowiedzenie naszemu zmysĹowi religijnemu, naszej potrzebie. Nieuniknienie usiĹujemy odpowiedzieÄ na tÄ potrzebÄ, rĂłwnie nieuniknione jest jednak to, Ĺźe prĂłbujÄ c na niÄ odpowiedzieÄ, zauwaĹźamy wyraĹşnie, Ĺźe nasze usiĹowanie nam wystarcza albo nie wystarcza. To jest nieuniknione, nie musimy niczego dodawaÄ. Nasza przyjaciĂłĹka sprĂłbowaĹa po prostu ĹźyÄ poza domem, poniewaĹź myĹlaĹa, Ĺźe ta prĂłba bardziej zaspokoi jej potrzebÄ. Zaraz jednak wydaĹa osÄ d: czuĹa siÄ zagubiona. Nie potrzeba specjalnej genialnoĹci, ale po prostu tej lojalnoĹci; kaĹźdy z nas moĹźe to rozpoznaÄ w kaĹźdym usiĹowaniu, jakie podejmuje. A wtedy, co takiego pomaga nam nie ulec temu zadowalaniu siÄ? Patrzenie na przynaleĹźnoĹÄ nie jako na coĹ, przed czym trzeba siÄ broniÄ, ale jako na dobro, dobro! JeĹli my nie postrzegamy drugiego jako dobra, wĂłwczas bronimy siÄ przed drugim; by jednak postrzegaÄ go jako dobro, nie wystarczy sobie tego postanowiÄ (âTeraz muszÄ przekonaÄ siebie, Ĺźe on jest dobremâ). Tym, co pomaga nam uznaÄ drugiego za dobro, jest po prostu ĹwiadomoĹÄ naszej potrzeby, poniewaĹź kaĹźde inne usiĹowanie, jakie podejmujemy, nie odpowiada caĹej naszej potrzebie. Tak jak w jej przypadku: nikt jej nie zlinczowaĹ, nie odbyĹa pokuty, nie; po prostu w pewnym momencie uznaĹa, Ĺźe bardziej opĹaca jej siÄ wrĂłciÄ do domu niĹź robiÄ po swojemu. Tak jak syn marnotrawny. Nikt nie musiaĹ uĹźywaÄ wobec niego przemocy; po prostu z wnÄtrza wĹasnego doĹwiadczenia rodzi siÄ â jeĹli jest siÄ lojalnym â tak potÄĹźna potrzeba, Ĺźe wraca siÄ do domu. To pozwala przynaleĹźeÄ. MoĹźemy przeĹźywaÄ przynaleĹźnoĹÄ formalnie (a wĂłwczas przynaleĹźymy, ale tak naprawdÄ niemal siÄ duszÄ c) albo teĹź moĹźemy przynaleĹźeÄ ze ĹwiadomoĹciÄ , Ĺźe przynaleĹźnoĹÄ jest wyzwoleniem, Ĺźe jest najwiÄkszym dobrem, a wĂłwczas nie bronimy siÄ przed przynaleĹźnoĹciÄ , ale jesteĹmy wdziÄczni za to, Ĺźe mamy dom, do ktĂłrego moĹźemy przynaleĹźeÄ.
WypowiedĹş. W trzecim rozdziale ksiÄ Ĺźki ChrzeĹcijaĹstwo jako wyzwanie ksiÄ dz Giussani mĂłwi: âNie jest juĹź najwaĹźniejszy wysiĹek inteligencji i twĂłrczej woli, zmÄczonej wyobraĹşni, jakiegoĹ zagmatwanego moralizmu: lecz najwaĹźniejsze jest proste rozpoznanie; zachowanie analogiczne jak u kogoĹ, kto widzÄ c nadchodzÄ cego przyjaciela, rozpoznaje go wĹrĂłd wielu innych ludzi i go pozdrawiaâ (L. Giussani, ChrzeĹcijaĹstwa jako wyzwanie. U ĹşrĂłdeĹ chrzeĹcijaĹskiego roszczenia, tĹum. D. Chodyniecki, PoznaĹ 2002, s. 48). W tej analogii najpiÄkniejszym i wyjaĹniajÄ cym doĹwiadczeniem tej radykalnej zmiany metody jest to, co mnie i mojej Ĺźonie przydarzyĹo siÄ i wciÄ Ĺź siÄ przydarza w doĹwiadczeniu przyjmowania dzieci. Gdy patrzy siÄ na naszÄ historiÄ, widaÄ, jak jest moĹźliwa relacja z tajemnicÄ Ĺźycia, tajemnicÄ , ktĂłra weszĹa do naszego domu. Mam dwoje dzieci: 10-letniego adoptowanego syna i 5-letniÄ rodzonÄ cĂłrkÄ. KaĹźde z nich pojawiĹo siÄ w wyniku szczegĂłlnych historii i okolicznoĹci, caĹkowicie odmiennych od naszej konstruktywnej woli, ktĂłrÄ mieliĹmy, pobierajÄ c siÄ i wyobraĹźajÄ c sobie to, jak mogĹo potoczyÄ siÄ i zrealizowaÄ nasze maĹĹźeĹskie Ĺźycie, nasze powoĹanie. To nie my wyznaczamy naszÄ drogÄ, ale to Tajemnica nawiedziĹa i nawiedza nasz dom za poĹrednictwem naszych dzieci. Przede wszystkim dlatego, Ĺźe one sÄ . Pewnego dnia mĂłj syn wybuchnÄ Ĺ, mĂłwiÄ c mi: âSam sprĂłbuj byÄ adoptowany. Jak to sobie wyobraĹźasz? Ja zastanawiam siÄ nad tym codziennie: dlaczego przydarzyĹo siÄ to wĹaĹnie mnie?â. I zrozumiaĹem, Ĺźe podobna rana nigdy nie bÄdzie mogĹa siÄ zagoiÄ, moĹźe byÄ tylko przygarniÄta. Ten epizod przyparĹ mnie do muru, zmuszajÄ c do staniÄcia wobec oczywistoĹci, Ĺźe to nie ja jestem rozwiÄ zaniem dramatu Ĺźycia mojego syna, ani on mojego, i Ĺźe jego godnoĹci nie definiuje to, co mu siÄ przydarzyĹo, on jest czymĹ o wiele wiÄcej. Jego godnoĹÄ definiuje relacja z TajemnicÄ , ktĂłra go chciaĹa, i to samo dotyczy mnie. Wraz z mojÄ ĹźonÄ spotykamy siÄ z innymi rodzinami, by sobie towarzyszyÄ, i wĹaĹnie wychodzÄ c od prowokacji mojego syna, chciaĹbym prosiÄ ciÄ o pomoc. Wydaje mi siÄ waĹźne to, by pytania wyĹaniajÄ ce siÄ podczas podÄ Ĺźania tÄ drogÄ nie byĹy pospiesznie zamykane w poszukiwaniu najlepszego rozwiÄ zania, ale Ĺźeby pozostawaĹy otwarte. Czasem dzieje siÄ tak w relacjach z psychologami albo specjalistami, do ktĂłrych sĹusznie oczywiĹcie naleĹźy siÄ zwracaÄ, by znaleĹşÄ najbardziej odpowiedni sposĂłb stawienia czoĹa szczegĂłlnym sytuacjom. Istnieje jednak ryzyko wyrÄczania siÄ innymi w odkrywaniu znaczenia tego, co siÄ wydarza, ryzyko, Ĺźe nie uda nam siÄ zrozumieÄ. Co znaczy, Ĺźe nie redukuje siÄ pragnienia, o ktĂłrym mĂłwiĹeĹ podczas Rekolekcji Bractwa, Ĺźe nie znieczula siÄ doĹwiadczenia bĂłlu albo niepowodzenia?
Ks. CarrĂłn. Co pomaga wam nie redukowaÄ? Pytanie syna: âAle dlaczego przydarzyĹo siÄ to wĹaĹnie mnie?â. SprĂłbuj odesĹaÄ go do jakiegoĹ specjalisty, by odpowiedziaĹ mu na to pytanie⌠To jest pytanie pĹynÄ ce z wnÄtrza. Na to pytanie nie moĹźemy odpowiedzieÄ po prostu przy pomocy jakiejĹ instrukcji obsĹugi; trzeba siÄ utoĹźsamiÄ, trzeba towarzyszyÄ mu w tym jego doĹwiadczeniu. SĹuchajÄ c tego pytania, zadaĹem sobie pytanie: jaka jest róşnica miÄdzy nim a mnÄ (ja nie zostaĹem adoptowany)? Staje wobec tego samego, co mĂłj, dramatu, ktĂłry polega na przyjÄciu Drugiego, ktĂłry mnie uczyniĹ. Wszyscy mamy tÄ potrzebÄ, a prawdziwa walka, prawdziwy dramat nie polega na tym, czy zostaĹo siÄ adoptowanym czy nie; prawdziwy dramat polega na tym, Ĺźe kaĹźdy z nas musi siÄ konfrontowaÄ, kaĹźdego dnia, w kaĹźdej chwili musi odpowiadaÄ na to pytanie, poniewaĹź alternatywÄ jest albo samowystarczalnoĹÄ, albo bycie przygarniÄtym, bycie objÄtym. A poniewaĹź wiele razy â ze wzglÄdu na naszÄ kulturÄ oraz nasz upĂłr i gĹupotÄ â uwaĹźamy, Ĺźe lepsza jest samowystarczalnoĹÄ â poniewaĹź mamy skĹonnoĹÄ do zrywania wiÄzi, Ĺudzimy siÄ, Ĺźe bylibyĹmy bardziej sobÄ , gdybyĹmy nie zaleĹźeli â musimy pogĹÄbiaÄ nasze doĹwiadczenie. By wejĹÄ w relacjÄ z pytaniem naszych dzieci, nie moĹźemy uciekaÄ siÄ tylko do jakiejĹ instrukcji, ale wspĂłĹdzieliÄ do koĹca ten dramat. Tam wyĹania siÄ to, co stanowi trudnoĹÄ dla nas i dla niego. PoniewaĹź on moĹźe wykorzystaÄ tÄ sytuacjÄ, by powiedzieÄ ânieâ (szukajÄ c niemal jakiegoĹ usprawiedliwienia tego, Ĺźe zostaĹ adoptowany). My jednak, kiedy mĂłwimy ânieâ, dlaczego tak mĂłwimy? Wiele razy nasze dzieci albo osoby, ktĂłre zostaĹy mocno zranione, myĹlÄ , Ĺźe to moĹźe zaoszczÄdziÄ im dramatu Ĺźycia, dramatu decydowania w obliczu ostatecznej Tajemnicy istnienia. A czy my moĹźemy im tego zaoszczÄdziÄ przy pomocy jakiejĹ techniki? Wiele razy zdarza mi siÄ mĂłwiÄ: âZobacz, nie przydarzyĹo mi siÄ to samo, co tobie, ale dotyczy mnie ten sam, identyczny, co twĂłj, dramat: muszÄ pozwoliÄ, by objÄ Ĺ mnie KtoĹ Innyâ. W istocie, na czym polega niebezpieczeĹstwo? Na utoĹźsamianiu caĹego dramatu Ĺźycia z tym zranieniem. Nie! Ja nie zostaĹem zraniony w taki sposĂłb, ale dotyczy mnie ten sam, co twĂłj, dramat! JeĹli nie pomoĹźemy im uczyniÄ tego kroku, caĹy odczuwany przez nie dyskomfort bÄdzie wiÄ zaĹ siÄ tylko z tym konkretnym aspektem. A to nie jest prawda, to nie jest prawda, poniewaĹź my â ktĂłrym nie zostaĹo zadane takie cierpienie â stajemy wobec tego samego dramatu, i nikt nie moĹźe go za nas rozwiÄ zaÄ, Ĺźaden specjalista: to jest tajemnica âjaâ, ktĂłre nie moĹźe zostaÄ zredukowane â jak widzimy â poniewaĹź dramat kaĹźdego z nas, z racji tego, Ĺźe jesteĹmy ludĹşmi, polega na odpowiadaniu na niego. Ostatnio jechaĹem w Mediolanie taksĂłwkÄ (rzadko mi siÄ to zdarza) i trafiĹ mi siÄ taksĂłwkarz âteologâ. CzytaĹ ksiÄ ĹźkÄ teologicznÄ , a wiÄc przejechaliĹmy caĹÄ drogÄ, rozmawiajÄ c o tych sprawach. W pewnym momencie zaczÄliĹmy rozmawiaÄ o wolnoĹci: byĹ zgorszony tym, Ĺźe niektĂłre rzeczy dziejÄ siÄ dlatego, Ĺźe BĂłg daĹ czĹowiekowi wolnoĹÄ. Na co ja mu mĂłwiÄ: âA czy pan woli ĹźonÄ, ktĂłra kocha pana dobrowolnie, czy teĹź â by nie ponosiÄ ryzyka â mechanicznie? â WolÄ ĹźonÄ, ktĂłra kocha mnie dobrowolnie. â MyĹli pan wiÄc, Ĺźe BĂłg ma gorszy gust od pana?â. To znaczy: Tajemnica mogĹa stworzyÄ inne wrĂłble, ktĂłre ĹpiewaĹyby inaczej, albo inne psy, ktĂłre szczekaĹyby inaczej, jest to jednak coĹ zupeĹnie innego niĹź stworzenie czĹowieka, ktĂłry w sposĂłb wolny mĂłwiĹby Jej âtakâ. Dlatego Tajemnica stworzyĹa czĹowieka, ryzykujÄ c jego wolnoĹÄ, poniewaĹź âtakâ czĹowieka jest warte caĹego WszechĹwiata. CoĹ zupeĹnie innego niĹź mechaniczne âtakâ! JeĹli tego nie zrozumiemy, uwaĹźamy, Ĺźe dramat, ktĂłry jest najpiÄkniejszÄ rzeczÄ w Ĺźyciu (to, Ĺźe moĹźna powiedzieÄ âtakâ Chrystusowi, moĹźna powiedzieÄ âtakâ osobie, ktĂłrÄ siÄ kocha, powiedzieÄ âtakâ twojemu ojcu albo dziecku), tak naprawdÄ jest czymĹ, czego lepiej byĹoby sobie zaoszczÄdziÄ. I nasze dzieci majÄ tÄ mentalnoĹÄ. JeĹli nie pomoĹźemy im zrozumieÄ, Ĺźe dramat jest najpiÄkniejszÄ rzeczÄ , jaka jest, i Ĺźe dziecka nie definiuje jego historia, jego zranienie, ale Ĺźe teraz, niezaleĹźnie od tego, co siÄ wydarzyĹo, w tej chwili moĹźe powiedzieÄ âtyâ Tajemnicy, moĹźe powiedzieÄ dziewczynie, w ktĂłrej siÄ zakocha, Ĺźe jÄ kocha (Ĺźadne zranienie nie moĹźe mu w tym przeszkodziÄ i Ĺźaden brak zranienia nie zaoszczÄdzi mu tego) â redukujemy pytanie. Redukowanie pytania, redukowanie dramatu oznaczaĹoby jednak budowanie Ĺwiata, w ktĂłrym byÄ moĹźe nie byĹoby zĹa, ktĂłre tak wiele razy budzi w nas strach i sprawia nam bĂłl, byĹby to jednak Ĺwiat caĹkowicie tĹamszÄ cy, bez moĹźliwoĹci powiedzenia, nawet z pĹaczem, przepeĹnieni cierpieniem wĹasnej niezdolnoĹci: âKocham ciÄâ (poniewaĹź czĹowiek zdaje sobie sprawÄ z niestosownoĹci tego, co mĂłwi, w stosunku do tego, co jest w stanie zrobiÄ), niemal bĹagajÄ c o to, by mĂłgĹ to zrobiÄ, poniewaĹź jeĹli czĹowiek mĂłwi to z caĹÄ ĹwiadomoĹciÄ swojej niezdolnoĹci, nie moĹźe powiedzieÄ tego inaczej, jak tylko w formie bĹagania: âChciaĹbym kochaÄ ciÄ tak, jak kocha ciÄ BĂłgâ. A wiÄc problem polega na tym, jak wprowadziÄ dzieci w tajemnicÄ Ĺźycia.
WypowiedĹş. JesteĹmy maĹĹźeĹstwem od piÄciu lat. Zaraz po Ĺlubie pragnÄliĹmy, by nasza rodzina siÄ powiÄkszyĹa, a wiÄc od razu zaczÄliĹmy staraÄ siÄ o dziecko, ktĂłre jednak siÄ nie pojawiaĹo. Moja Ĺźona bardzo cierpiaĹa z tego powodu. WĂłwczas zaproponowaĹem jej odprawienie nowenny do ĹwiÄtego Ryszarda Pampuriego, z proĹbÄ o dar dziecka. Pewnego wieczoru, po jednej z tych co zwykle kolacji z naszymi najlepszymi przyjaciĂłĹmi, gdy piliĹmy kawÄ, siedzÄ c na kanapie, powiedzieli nam: âJest 2-letnia dziewczynka, ktĂłrÄ trzeba siÄ zaopiekowaÄ w sobotÄ, a byÄ moĹźe rĂłwnieĹź w niedzielÄ. Co wy na to?â. PamiÄtam zdumienie, jakie nas ogarnÄĹo wobec tej niespodziewanej propozycji, poniewaĹź myĹleliĹmy, Ĺźe zanim moĹźna siÄ kimĹ zaopiekowaÄ, trzeba staÄ siÄ specjalistami, to znaczy trzeba mieÄ swoje dziecko, nauczyÄ siÄ, jak to siÄ robi, tymczasem my byliĹmy maĹĹźeĹstwem zaledwie od szeĹciu miesiÄcy. Lecz tak naprawdÄ by kogoĹ przyjÄ Ä, trzeba po prostu doĹwiadczyÄ tego objÄcia na sobie, a to byĹo to, czego doĹwiadczaliĹmy w tej przyjaĹşni. Dlatego powiedzieliĹmy âtakâ. ZresztÄ tamtego wieczoru, gdy wracaliĹmy do domu, przypomnieliĹmy sobie, Ĺźe niedawno skoĹczyliĹmy nowennÄ, i chciaĹo nam siÄ ĹmiaÄ z caĹej sytuacji. ByliĹmy teĹź poruszeni, poniewaĹź byĹa to odpowiedĹş na to, o co prosiliĹmy, nawet jeĹli nie byĹa ona taka, jak to sobie wyobraĹźaliĹmy. Tak zaczÄliĹmy byÄ ojcem i matkÄ nie dla naszego rodzonego dziecka. To doĹwiadczenie przyjÄcia dziecka przyniosĹo dobro naszej rodzinie, dlatego zdecydowaliĹmy, Ĺźe pozostawimy otwarte drzwi naszego domu, a poniewaĹź mieszkaliĹmy w bardzo maĹym mieszkaniu, postanowiliĹmy przenieĹÄ siÄ do innego, gdzie moglibyĹmy przyjÄ Ä kogoĹ na staĹe. Podczas przeprowadzki, zasygnalizowano nam potrzebÄ przyjÄcia 19-letniego chĹopaka, ktĂłry pomĂłgĹ nam siÄ przeprowadziÄ. WciÄ Ĺź z nami mieszka. Po czterech miesiÄ cach od jego przybycia zgĹoszono potrzebÄ przyjÄcia 8-letniego dziecka, dotkniÄtego od urodzenia paraliĹźem koĹczyn dolnych i gĂłrnych. My w tamtym czasie byliĹmy bardzo uwaĹźni na zgĹaszane potrzeby, kiedy jednak pojawiĹa siÄ ta, pozwoliliĹmy jej nieco przejĹÄ obok: âTo nie dotyczy nasâ. Po kilku dniach znĂłw pojawia siÄ zgĹoszenie. W ten sposĂłb powiedzieliĹmy âtakâ. I tamto dziecko przybyĹo do naszego domu (ktĂłry zmieniliĹmy w miÄdzyczasie na jeszcze wiÄkszy, by mieÄ pokĂłj rĂłwnieĹź dla niego). Temu, kto pyta nas, jak podjÄliĹmy decyzjÄ, by powiedzieÄ âtakâ, odpowiadamy, Ĺźe za kaĹźdym razem ulegaliĹmy oczywistoĹci: Ĺźe to, co siÄ wydarzaĹo, byĹo dla nas dobre. StokroÄ nie jest Ĺźadnym Ĺźartem, ale jest tu i teraz, poniewaĹź 3 grudnia ubiegĹego roku przyszedĹ na Ĺwiat nasz pierwszy rodzony syn. Gdy tylko odkryliĹmy z ĹźonÄ , Ĺźe spodziewa siÄ dziecka, oprĂłcz odczuwanej wdziÄcznoĹci oczywiĹcie, powiedzieliĹmy teĹź sobie, Ĺźe nie byĹoby to to samo, gdyby to dziecko pojawiĹo siÄ od razu, tak jak my to sobie wyobraĹźaliĹmy, i Ĺźe wszystko to byĹo sto tysiÄcy razy piÄkniejsze, niĹź moglibyĹmy to sobie wyobraziÄ.
Ks. CarrĂłn. DziÄkujÄ.
WypowiedĹş. Zadam ci pytanie w nawiÄ zaniu do tej ostatniej wypowiedzi, poniewaĹź ich âtakâ zrodziĹo wiele innych âtakâ wokĂłĹ, tak jak wydarza siÄ to bardzo czÄsto, poniewaĹź w gruncie rzeczy jest to zaraĹşliwe i przechodzi z rodziny na rodzinÄ. Czym jest ten wymiar wdziÄcznoĹci oraz przyjÄcia? Gdzie siÄ zakorzenia? W jaki sposĂłb trwa? Czasem jesteĹmy zdolni zredukowaÄ nawet ten wymiar! Jak zostaĹo powiedziane wczeĹniej, moĹźe staÄ siÄ on brawurÄ . I jeszcze jedna rzecz, ktĂłra wydaje mi siÄ, Ĺźe jest z tym zwiÄ zana. PrzypomniaĹeĹ, Ĺźe dziewictwo jest odwrĂłceniem tej, co zwykle relacji: do Boga nie dociera siÄ poprzez stworzenie, ale primum, tym, co przewaĹźa, jest Chrystus we mnie, Chrystus w historii, Chrystus w Ĺwiecie, tajemnica KrĂłlestwa BoĹźego. To przewaĹźa i poprzez to czĹowiek widzi wszystko i wszystko zostaje odzyskane w jednoĹci, ktĂłrej w przeciwnym razie by nie byĹo.
Ks. CarrĂłn. Tym, co moĹźe daÄ poczÄ tek oraz utrzymaÄ ten wymiar wdziÄcznoĹci oraz przyjÄcia, jest chrzeĹcijaĹskie spotkanie, poniewaĹź rĂłwnieĹź caĹa nasza, choÄ naturalna, otwartoĹÄ, jeĹli nie jest nieustannie rozbudzana, zanika. Dlatego nie ma innego sposobu na to, by zrozumieÄ, jaka jest natura tej wdziÄcznoĹci, tego przyjÄcia, jak nie ciÄ gĹe powracanie do lektury rozdziaĹu o miĹoĹci (caritas) w ksiÄ Ĺźce Czy moĹźna tak ĹźyÄ? (KrakĂłw 2009, s. 321â353), poniewaĹź tam znajdujemy caĹÄ koncepcjÄ oraz doĹwiadczenie tego, co BĂłg uczyniĹ, by zakomunikowaÄ naturÄ Bytu, naturÄ tej wdziÄcznoĹci. Wszystko rodzi siÄ, wszystko bierze poczÄ tek w tej bezkresnej darmowoĹci Tajemnicy. A jak ksiÄ dz Giussani przechodzi od tej darmowoĹci Tajemnicy do naszej darmowoĹci? To jest jeden z najpiÄkniejszych aspektĂłw tego rozdziaĹu. Co takiego bowiem wydarza siÄ wielokrotnie? Otóş ktoĹ mĂłwi: âW porzÄ dku, to czyni BĂłg. Teraz muszÄ to zrobiÄ jaâ, jak gdyby darmowoĹÄ rodziĹa siÄ z innego poczÄ tku, jak gdyby rodziĹa siÄ z mojego usiĹowania, z mojej siĹy, z mojej zdolnoĹci. KsiÄ dz Giussani tworzy jednak naprawdÄ arcydzieĹo, pokazujÄ c, jak nadobfitoĹÄ tego komunikowania siÄ Boga rodzi w nas tak spektakularne doĹwiadczenie, Ĺźe takĹźe nas uzdalnia ono do tej darmowoĹci. To tylko pod presjÄ wzruszenia tym, co otrzymaliĹmy, moĹźemy obdarzaÄ drugiego spojrzeniem peĹnym darmowoĹci oraz akceptacji. To moĹźe byÄ jednak zredukowane do lekcji, ktĂłrej czĹowiek siÄ wyuczy, a potem ostatecznie punktem wyjĹcia nie jest doĹwiadczanie tego, ale coĹ zupeĹnie innego. WĂłwczas, jeĹli zmienia siÄ punkt ĹşrĂłdĹowy, powstaje swojego rodzaju dualizm: z jednej strony mĂłwiÄ coĹ sĹusznego, ale potem punkt ĹşrĂłdĹowy mojego dziaĹania znajduje siÄ gdzie indziej. A po czym widaÄ, Ĺźe punkt ĹşrĂłdĹowy jest inny? Po tym, Ĺźe znika, Ĺźe siÄ mÄczymy. PoniewaĹź my nie jesteĹmy w stanie wygenerowaÄ tej darmowoĹci. My dajemy tylko to, co otrzymujemy, to, co wylewa siÄ z naszego serca z tego, co Tajemnica daje nam nieustannie. Dlatego nie bÄdÄ c zakorzenieni w chrzeĹcijaĹskim doĹwiadczeniu, w wierze, w uznaniu nadzwyczajnej ObecnoĹci, ktĂłra wzbudza w nas caĹÄ nadziejÄ, ktĂłra napeĹnia nas tym wzruszeniem, tÄ przeogromnÄ miĹoĹciÄ (caritas), prÄdzej czy później â jak moĹźecie to zobaczyÄ wiele razy, patrzÄ c na swoje doĹwiadczenie â nic nam nie wystarcza, nic nie pozwala nam zaczÄ Ä na nowo. PowrĂłciÄ do tego punktu ĹşrĂłdĹowego â to wielka Ĺźyciowa kwestia. MoĹźemy doĹwiadczaÄ Ĺźycia, wychodzÄ c, w gruncie rzeczy, od zmysĹu religijnego, od pewnego braku, a wĂłwczas rĂłwnieĹź w przyjmowaniu dzieci poszukujemy sposobu zapeĹnienia tego braku. Uprzedzam was jednak, Ĺźe jest to nie tylko bĹÄdne, jest gorzej niĹź bĹÄdne â jest bezuĹźyteczne. Nawet jeĹli przyjmiecie wszystkie zagubione dzieci Ĺwiata, nie bÄdziecie mogli zapeĹniÄ pragnienia nieskoĹczonoĹci, jakie odczuwa wasze serce. Wszystko jest bardzo malutkie w stosunku do predyspozycji duszy. To musi byÄ jasne, poniewaĹź w przeciwnym razie przyjmowanie dzieci redukuje siÄ do usiĹowania rozwiÄ zania osobistego, nierozwiÄ zywalnego, problemu. Nie rozwiÄ Ĺźecie go w ten sposĂłb, co wiÄcej, skomplikujecie go, jeĹli tego nie zrozumiecie. PoniewaĹź nie chodzi o to, by dziecko zapeĹniĹo dziurÄ, pustkÄ. Nie zapeĹni jej, tak jak nie zapeĹniĹ jej mÄ Ĺź czy Ĺźona i jak nie zapeĹniĹy rodzone dzieci â nikt jej nie zapeĹni, poniewaĹź taka jest natura naszego pragnienia, to jest natura wymogu, ktĂłry jest. JeĹli nie wydarzy siÄ coĹ innego, jeĹli nie wydarzy siÄ spotkanie z Tym, ktĂłry odpowiada, punktem wyjĹcia, nawet jeĹli jesteĹmy chrzeĹcijanami (my wszyscy tutaj jesteĹmy chrzeĹcijanami), znĂłw jest zmysĹ religijny, czyli nasze usiĹowanie. A potem siÄ denerwujemy, poniewaĹź to nie wystarcza. Tymczasem to, co moĹźe zrodziÄ siÄ z chrzeĹcijaĹskiego doĹwiadczenia (kiedy punkt ĹşrĂłdĹowy jest identyczny z faktem Chrystusa), istnieje â jak mĂłwiĹ zawsze ksiÄ dz Giussani â poniewaĹź opieramy siÄ na peĹni. Tajemnicy nie brakowaĹo niczego, kiedy nas stworzyĹa: âJa to szczÄĹcie, ktĂłre przeĹźywam w Tajemnicy TrĂłjcy, tÄ peĹniÄ, pragnÄ komuĹ zakomunikowaÄâ. Dobro ze swojej natury rozprzestrzenia siÄ. WĂłwczas BĂłg stworzyĹ nas, by mĂłc wspĂłĹdzieliÄ tÄ peĹniÄ, tÄ nadobfitoĹÄ Ĺźycia peĹniÄ , ktĂłrÄ Ĺźyje On; po to nas stworzyĹ. StworzyĹ nas z tym przeogromnym pragnieniem wĹaĹnie po to, by wypeĹniÄ je swojÄ obecnoĹciÄ oraz swoim wspĂłĹdzieleniem tej peĹni. A wiÄc tylko On moĹźe zaspokoiÄ pragnienie i tylko jeĹli tego doĹwiadczamy, moĹźemy ĹźyÄ, opierajÄ c siÄ na peĹni, a wiÄc wchodzimy w relacje ze wszystkim (rĂłwnieĹź z przyjÄtymi dzieÄmi) nie dlatego, Ĺźe czegoĹ nam brakuje, ale ze wzglÄdu na pragnienie wspĂłĹdzielenia z drugim tego, co otrzymaliĹmy. Oto to, co wprowadza dziewictwo do historii. To jest dziewictwo: Ĺźe BĂłg poprzedza to doĹwiadczenie w historii. Im bardziej wchodzÄ w relacjÄ z rzeczywistoĹciÄ , tym bardziej siÄ zakochujÄ w jakiejĹ osobie i tym bardziej stajÄ siÄ Ĺwiadomy, Ĺźe ona jest caĹkowicie niezdolna odpowiedzieÄ na skĹadanÄ obietnicÄ, i dlatego siÄ ĹźeniÄ, poniewaĹź to jest wielka moĹźliwoĹÄ, ktĂłra moĹźe odesĹaÄ mnie gdzie indziej, ktĂłra moĹźe odesĹaÄ mnie do Tajemnicy. Nikt nie rzuciĹ ci wiÄkszego wyzwania niĹź mÄ Ĺź albo Ĺźona, nikt inny nie zĹoĹźyĹ ci tak potÄĹźnej obietnicy. Dlatego teĹź pozwoliĹ ci pojÄ Ä caĹe odczuwane przez ciebie pragnienie peĹni, a jednoczeĹnie pozwoliĹ ci pojÄ Ä, Ĺźe nie jest w stanie go zaspokoiÄ, on czy ona. To jest powszechny sposĂłb, mĂłwiĹ ksiÄ dz Giussani â za poĹrednictwem mÄĹźa albo Ĺźony otwierasz siÄ na TajemnicÄ. Jezus jednak zapoczÄ tkowaĹ w historii innÄ drogÄ. SÄ chĹopcy i dziewczÄta, ktĂłrzy byÄ moĹźe sÄ zakochani, majÄ narzeczonego albo narzeczonÄ i odczuwajÄ ogrom ObecnoĹci, obecnoĹci Chrystusa, ktĂłra wypeĹnia ich tak bardzo, jest tak przewaĹźajÄ ca, Ĺźe kaĹźe im powiedzieÄ: âTo jest wszystkoâ. A wĂłwczas czujÄ siÄ wolni w relacji z drugim i mĂłwiÄ : âJa oddam Mu caĹe moje Ĺźycieâ. PowoĹanie do dziewictwa jest formÄ , ktĂłrÄ Tajemnica posĹuguje siÄ, by zaĹwiadczyÄ wszystkim, Ĺźe tym, ze wzglÄdu na co siÄ urodziliĹmy i ze wzglÄdu na co warto siÄ pobieraÄ i mieÄ dzieci, i ze wzglÄdu na co warto pracowaÄ, jest Chrystus â Chrystus jest tym, co przewaĹźa i co jest w stanie zapeĹniÄ Ĺźycie. I kiedy ktoĹ Ĺźyje w ten sposĂłb, Ĺźyje tak nie dlatego, Ĺźe jest do tego zdolny, ale poniewaĹź narzuca mu siÄ Tajemnica⌠ChciaĹbym, by dane wam byĹo zobaczyÄ mĹodych ludzi, w ktĂłrych kieĹkuje moĹźliwoĹÄ powoĹania do dziewictwa â to jest doĹwiadczenie potÄgi ObecnoĹci, ktĂłra czyni ich wolnymi, ktĂłra czyni ich caĹkowicie zdominowanymi przez Chrystusa. Gdyby zdarzyĹo siÄ wam zobaczyÄ kieĹkowanie w kimĹ tego rodzaju powoĹania, moglibyĹcie zrozumieÄ, co oznacza przeĹźywaÄ Ĺźycie, wychodzÄ c od tej peĹni. Wydaje mi siÄ, Ĺźe jest to waĹźne nie tylko dla tych, ktĂłrzy sÄ wezwani do dziewictwa; w istocie, za poĹrednictwem ich wszystkich my jesteĹmy wezwani do przeĹźywania tego doĹwiadczenia peĹni, po to by mĂłc odnosiÄ siÄ do rzeczywistoĹci w sposĂłb bezinteresowny. Bez tego nieuniknienie poszukujemy korzyĹci w relacji z rzeczywistoĹciÄ , z osobami, z dzieÄmi (adoptowanymi albo rodzonymi), i to nie przez zĹoĹliwoĹÄ â uwaga â ale poniewaĹź jest to nieuniknione. Dlatego teĹź, w istocie, ze wzglÄdu na to, Ĺźe odczuwamy to ogromne pragnienie peĹni, alternatywÄ nie jest staranie siÄ o bycie porzÄ dnymi ludĹşmi, powstrzymywanie siÄ nieco, hamujÄ c pragnienie (poniewaĹź ono nie prowadzi nas do czynienia tego, co niesĹuszne). BezuĹźyteczne jest to moralistyczne usiĹowanie powstrzymywania pragnienia. Jest bezuĹźyteczne, poniewaĹź wiemy, Ĺźe go nie powstrzymamy. JedynÄ adekwatnÄ odpowiedziÄ jest wiara, czyli tak bardzo pozytywne doĹwiadczanie odpowiedzi na pragnienie, Ĺźe czyni mnie ono zdolnym do odnoszenia siÄ do wszystkiego w sposĂłb darmowy. JeĹli pamiÄtacie fragment ksiÄ Ĺźki Czy moĹźna tak ĹźyÄ?, w ktĂłrym ksiÄ dz Giussani mĂłwi o ubĂłstwie, mĂłwi tam, Ĺźe relacja z Chrystusem czyni moĹźliwym dla czĹowieka doĹwiadczenie tak peĹne, Ĺźe moĹźe on odnosiÄ siÄ do rzeczy w sposĂłb wolny i z wdziÄcznoĹciÄ , poniewaĹź niczego mu nie brakuje. Nie chodzi o to, Ĺźe jestem ubogi, poniewaĹź nie mogÄ byÄ bogaty, nie jest to teĹź kwestia ascezy. Nie, jestem ubogi, poniewaĹź niczego mi nie brakuje. To jest prawdziwe ubĂłstwo. Prawdziwa relacja z osobami, ktĂłra rodzi siÄ z chrzeĹcijaĹskiego doĹwiadczenia, nazywa siÄ dziewictwem (wobec rzeczy â ubĂłstwem; wobec osĂłb â dziewictwem): bÄdÄ c tak peĹnymi, opierajÄ c siÄ na peĹni, moĹźemy odnosiÄ siÄ w sposĂłb darmowy do wszystkiego i do wszystkich. Pod presjÄ tego poruszenia ogromnÄ miĹoĹciÄ (caritas) Tajemnicy wobec kaĹźdego z nas odkrywamy, Ĺźe z drugim pozostajemy w relacji wolnej, darmowej, bez roszczeĹ, bez pokusy zawĹaszczania czy teĹź hegemonii. I to jest inny Ĺwiat na tym Ĺwiecie. Dlatego kiedy ktoĹ dotyka go dĹoniÄ , kiedy ktoĹ przez przypadek dotyka lekko âpĹaszczaâ takiego doĹwiadczenia, moĹźe tylko zostaÄ porwany przez ten Ĺwiat, moĹźe tylko zostaÄ mu rzucone wyzwanie, musi pojawiÄ siÄ ochota, by go pragnÄ Ä. WĂłwczas wymiar darmowoĹci staje siÄ poĹźÄ dany, nie ze wzglÄdu na woluntaryzm, nie ze wzglÄdu na to, Ĺźe porzÄ dni z nas ludzie, nie po to, by byÄ spĂłjnymi, ale by nie straciÄ tego, co najlepsze, by nie straciÄ moĹźliwoĹci przeĹźywania Ĺźycia z tÄ nadobfitoĹciÄ . W przeciwnym razie ulegamy logice wszystkich, to znaczy szukamy satysfakcji tam, gdzie poszukujÄ jej wszyscy. Dlatego to, co napisaĹem na Ĺamach dziennika âLa Reppublicaâ, dotyczy wszystkich, poniewaĹź moĹźemy kierowaÄ siÄ tÄ samÄ logikÄ , nawet jeĹli sposĂłb, w jaki jÄ przeĹźywamy, moĹźe byÄ odmienny, logika jest jednak taka sama. I nie jest to problem moralizmu (nie stawaÄ na wysokoĹci zadania), ale jest to problem wiary. Nie mylmy tego: to jest problem naszego doĹwiadczenia wiary. Problem polega na tym, Ĺźe doĹwiadczamy w sposĂłb Ĺźywy Chrystusa po to, by nie musieÄ poszukiwaÄ satysfakcji tam, gdzie poszukujÄ jej wszyscy. JeĹli my nie doĹwiadczamy, nie moĹźemy tego usprawiedliwiaÄ, ale musimy rozwaĹźyÄ, czy byliĹmy wierni poczÄ tkowi tego, co nam siÄ przydarzyĹo, poniewaĹź problem stanowiÄ wiara i nadzieja oraz miĹoĹÄ (caritas), a nie moralizm.
WypowiedĹş. JesteĹmy maĹĹźeĹstwem od 12 lat i mamy trzy cĂłrki, w tym bliĹşniaczki. Jedna z bliĹşniaczek jest powaĹźnie upoĹledzona, jest to jednak bardzo wraĹźliwa i inteligentna dziewczynka. Od pierwszych dni, poĹrĂłd zagubienia i niepokoju, byĹo dla nas jasne, Ĺźe jest ona dla nas niewyobraĹźalnym darem i Ĺźe zawiera w sobie w tajemniczy sposĂłb wielkÄ okazjÄ dla naszego Ĺźycia. MĂłwiliĹmy sobie: wobec cĂłrki, ktĂłra ma tak powaĹźne problemy, albo spotkanie z Chrystusem, wiara, jest ostatecznie oszustwem, albo musi byÄ moĹźliwoĹÄ dobra, jakiegoĹ âwiÄcejâ, ktĂłre musimy odkryÄ. PrzyjaźŠoraz wspĂłĹdzielenie Ĺźycia z Famiglie per lâAccoglienza wychowaĹo i wciÄ Ĺź wychowuje nas do tego, by nie pomniejszaÄ pragnienia szczÄĹcia naszego oraz naszych cĂłrek. I to jest codzienne wyzwanie, za poĹrednictwem ktĂłrego moĹźemy uznaÄ wielkoĹÄ miĹoĹci Chrystusa do naszego Ĺźycia.
Ks. CarrĂłn. DziÄkujÄ.
WypowiedĹş. WidzÄ, Ĺźe od momentu zaĹoĹźenia rodziny do dzisiaj zmieniĹam siÄ, z czasem bowiem wzrosĹa pewnoĹÄ, Ĺźe to jest miejsce, w ktĂłrym pragnienie szczÄĹcia, ktĂłre odczuwa moje serce, otwiera siÄ na speĹnienie. To prawda, Ĺźe moje Ĺźycie zmieniĹo siÄ rĂłwnieĹź ze wzglÄdu na zajmowanie siÄ dzieÄmi, ktĂłre wymagaĹy intensywnej opieki, przede wszystkim jednak zmieniĹ siÄ sposĂłb, w jaki mĂłwiÄ âtakâ, poniewaĹź w mojej historii Chrystus staĹ siÄ atrakcyjny w teraĹşniejszoĹci poprzez nowÄ jednoĹÄ z moim mÄĹźem oraz poprzez przyjÄcie moich dzieci (mam dwoje dzieci adoptowanych), bycie otwartÄ szeroko na rzeczywistoĹÄ takÄ , jaka ona jest, na nowoĹÄ, ze wzglÄdu na ĹwiadomoĹÄ poczÄ tku. Cierpienie w moim doĹwiadczeniu jest tym, co pozwoliĹo mi i pozwala zbliĹźyÄ siÄ do rzeczywistoĹci oraz do prawdy faktĂłw, by je kochaÄ. Gdybym chciaĹa byÄ w rzeczywistoĹci, nie odczuwajÄ c bĂłlu, jak mogĹabym jÄ poznaÄ, jak mogĹabym byÄ bardzo blisko moich dzieci? W aktualnej rzeczywistoĹci odczuwam jednak gĹuchy i nieustanny bĂłl, stajÄ c w obliczu obraĹźania czĹowieczeĹstwa moich dzieci, jednoczeĹnie jednak doĹwiadczam pokoju, poniewaĹź nauczyĹam siÄ prosiÄ o przebaczenie zĹa, ktĂłre zostaĹo im wyrzÄ dzone. StwierdzajÄ c, Ĺźe doĹwiadczenie cierpienia jest i sĹuĹźy dobru, chcÄ powiedzieÄ, Ĺźe nie uchylajÄ c siÄ od niego, przeĹźywam towarzystwo osĂłb, ktĂłre kocham, w gĹÄbi spotkania z Chrystusem. PoĹrĂłd cierpienia spotkaĹam najdroĹźszych przyjacióŠi odbudowaĹam bardzo dla mnie waĹźne relacje rodzinne. Moje dzieci sÄ nieustannym przywoĹaniem do modlitwy, do przyjaĹşni z Chrystusem; dziÄki nim wzmocniĹa siÄ moja miĹoĹÄ do charyzmatu ksiÄdza Giussaniego oraz moja proĹba o przyjaźŠw tym towarzystwie. Cierpienie jest okazjÄ pozostawania na stanowisku tego, kto patrzy na krzyĹź i ma pewnoĹÄ co do ZmartwychwstaĹego. Co powiedzieÄ o naszym cierpieniu w przyjmowaniu dzieci oraz o cierpieniu naszych dzieci? Czasem ktoĹ ugina siÄ pod tym ciÄĹźarem: co pozwala doĹwiadczaÄ krzyĹźa oraz smutku tak, by nie czuÄ siÄ potrzasku?
Ks. CarrĂłn. W tych pytaniach wszyscy moĹźemy namacalnie dotknÄ Ä tego, o czym mĂłwiliĹmy wczeĹniej: Ĺźe nie moĹźe istnieÄ jedna odpowiedĹş na te pytania, ktĂłra mogĹaby zrodziÄ siÄ z naszej zdolnoĹci, wĹaĹnie dlatego, Ĺźe tutaj chodzi o naszÄ niezdolnoĹÄ. I im bardziej dramatyczna jest sytuacja, tym wiÄksze jest cierpienie, im wiÄksze jest zranienie dzieci, tym lepiej widzimy i pojmujemy naszÄ niezdolnoĹÄ. To moĹźe nas wprowadziÄ w prawdziwe rozumienie znaczenia Chrystusa: Tajemnica zapragnÄĹa zwiÄ zaÄ siÄ z nami, by wspĂłĹdzieliÄ do koĹca to cierpienie, aĹź po ĹmierÄ, by mĂłc nas od niego uwolniÄ. Pan wĹÄ cza nas w swoje doĹwiadczenie i, poniewaĹź On przeĹźyĹ je jako pierwszy, moĹźe staÄ siÄ towarzystwem, ktĂłre naprawdÄ uzdalnia nas â w naszej niezdolnoĹci â do przejĹcia przez nie. A to mĂłwi nam, jakiego towarzystwa potrzeba poĹrĂłd nas, poniewaĹź nie moĹźe go zastÄ piÄ jakieĹ stowarzyszenie, jakie by ono nie byĹo, czy teĹź specjaliĹci. Dotykamy ostatecznej gĹÄbi ludzkiej egzystencji, ktĂłrej moĹźna stawiÄ czoĹa tylko wtedy, gdy nie redukuje siÄ Chrystusa. Jak utwierdza w tym poczÄ tek ksiÄ Ĺźki ChrzeĹcijaĹstwo jako wyzwanie, tylko peĹne fascynacji i czuĹoĹci spojrzenie na naszÄ potrzebÄ moĹźe sprawiÄ, Ĺźe Chrystus nie bÄdzie redukowany do samego tylko imienia. Nie wiemy, dlaczego istnieje cierpienie, na ktĂłre Pan przyzwala, byĹmy go doznawali; moĹźemy natomiast byÄ pewni, Ĺźe nie jesteĹmy sami w tej sytuacji, ale Ĺźe ktoĹ nam towarzyszy. Podczas Rekolekcji Bractwa mĂłwiliĹmy: nie cud, ale droga. My czÄsto chcielibyĹmy cudu, ktĂłry rozwiÄ zaĹby wszystko. TydzieĹ temu, podczas wykĹadu na Uniwersytecie Katolickim, musiaĹem wyjaĹniÄ dziesiÄ ty rozdziaĹ ZmysĹu religijnego (L. Giussani, ZmysĹ religijny, tĹum. K. Borowczyk, PoznaĹ 2000, s. 161â174). Wszyscy pamiÄtamy poczÄ tkowy obraz: gdybyĹmy urodzili siÄ w tym momencie ze ĹwiadomoĹciÄ czĹowieka 20-letniego, w pierwszej kolejnoĹci doĹwiadczylibyĹmy zdumienia rzeczywistoĹciÄ . TuĹź po zakoĹczeniu pierwszej godziny zajÄÄ, podczas przerwy, do katedry podchodzi chĹopak, ktĂłry mi mĂłwi: âRozumiem to doskonale, poniewaĹź miaĹem wypadek motocyklowy w ubiegĹym roku, z ktĂłrego ocalaĹem w cudowny sposĂłb. Kiedy budziĹem siÄ rano, byĹem tak bardzo wzruszony tym, Ĺźe ĹźyjÄ, Ĺźe Ĺatwiej przychodziĹo to zdumienie. Ja nie muszÄ ÂŤwyobraĹźaÄÂť sobie tego, co mĂłwi ksiÄ dz Giussani â ja to przeĹźyĹem, a Ĺźycie jakby zostaĹo mi dane po raz drugi. Dzisiaj jednak obudziĹem siÄ roztargniony, dzisiaj â tak jak podczas wielu innych dni â po tym, jak tamta chwila siÄ zatarĹa, powrĂłciĹem do dawnego rozproszenia, do tego zredukowanego spojrzenia na moje ÂŤjaÂť i na rzeczywistoĹÄâ. To jest najlepszy przykĹad na to, co mĂłwi ksiÄ dz Giussani: nie wystarczy cud, poniewaĹź jemu przydarzyĹ siÄ cud, bez drogi jednak powraca wczeĹniejsze niezadowolenie. Dlaczego? PoniewaĹź cud przynosi ten wstrzÄ s samoĹwiadomoĹci, jeĹli jednak nie jest on poczÄ tkiem drogi, ktĂłra ma uczyniÄ bliskim takie spojrzenie na wĹasne âjaâ, nawet gdy wydarza siÄ cud, powraca siÄ do wczeĹniejszego poĹoĹźenia. Czasem wydaje nam siÄ, Ĺźe jesteĹmy bardziej inteligentni od Tajemnicy, myĹlimy, Ĺźe byĹoby Ĺatwiej, gdyby Tajemnica natychmiast uczyniĹa dla nas cud. Czasem (tak jak w przypadku tego studenta) Ona pozwala nam go doĹwiadczyÄ. I co pokazuje w ten sposĂłb? âWidzisz? DaĹam ci cud. A teraz, co ci z niego bez drogi?â. Nie wystarcza. Nie wystarcza, jeĹli nie ma drogi, podczas ktĂłrej zdumienie cudem nie stanie siÄ naszym jako sposĂłb posĹugiwania siÄ rozumem, jako sposĂłb odnoszenia siÄ do rzeczywistoĹci. Sam cud nie wystarcza. Rozumiecie, dlaczego ksiÄ dz Giussani mĂłwi, Ĺźe to jest âczas osobyâ (por. ĹwiadomoĹÄ siebie: punkt, w ktĂłrym zaczyna siÄ na nowo, âĹladyâ 2/2012, s. II). Ĺťaden cud nie moĹźe zaoszczÄdziÄ nam drogi, ktĂłrÄ kaĹźdy z nas musi przejĹÄ, aby to spojrzenie, ktĂłrego czasem doĹwiadczamy, staĹo siÄ nasze. Tylko wtedy, gdy osoba wzrasta we wĹasnej samoĹwiadomoĹci, to spojrzenie staje siÄ jej spojrzeniem. Ta samoĹwiadomoĹÄ nie jest jednak owocem samego cudu. Cud jest wielkÄ pomocÄ , jest bodĹşcem do drogi, nie moĹźe jednak stanowiÄ dla niej alternatywy. JeĹli pojmujemy cud jako alternatywÄ drogi, z czasem znajdziemy siÄ znĂłw w punkcie wyjĹcia. To mĂłwi nam o rodzaju pomocy oraz towarzystwa, jakim musimy dla siebie byÄ, poniewaĹź bez towarzyszenia sobie na tym poziomie zaczynamy dĹşwigaÄ ciÄĹźary, ktĂłrych nie jesteĹmy w stanie unieĹÄ, jeĹli na kaĹźde cierpienie i na wszystkie wyzwania, ktĂłrych Pan nam nie oszczÄdza, nie patrzymy odmiennym spojrzeniem. Kiedy Pan nam ich nie oszczÄdza, czyni tak dla czegoĹ wiÄcej, dla dobra, poniewaĹź to uĹwiadamia nam naszÄ prawdziwÄ potrzebÄ i uzdalnia nas do rozpoznania Ĺaski tego, Ĺźe On jest, Ĺźe nie jesteĹmy sami z naszÄ nicoĹciÄ , z naszym cierpieniem i naszymi dzieÄmi. Tylko wtedy, gdy zdamy sobie sprawÄ z tej ogromnej miĹoĹci (caritas) Tajemnicy wobec nas, wĂłwczas naprawdÄ moĹźemy czuÄ, Ĺźe caĹa nasza potrzeba jest zaspokojona. To jest dramat, ktĂłremu kaĹźdy z nas musi stawiÄ czoĹa: wciÄ Ĺź otwieraÄ siÄ (niezaleĹźnie od bĂłlu, cierpienia, poĹoĹźenia, rzuconego wyzwania) na tÄ niewyobraĹźalnoĹÄ, na tÄ dominantÄ, ktĂłra wydarzyĹa siÄ w naszym Ĺźyciu. Ĺťycie jest Ĺatwe. Gdy Chrystus siÄ wydarzyĹ, problem nie polega na powrocie do zmysĹu religijnego i ponownym poszukiwaniu 20 tysiÄcy odpowiedzi, jak gdyby nic siÄ nie wydarzyĹo. Problem stanowi powrĂłt do Chrystusa, ktĂłry jest tym samym dramatem, ktĂłry przeĹźywasz z ĹźonÄ , z twoimi dzieÄmi. Nie musisz poszukiwaÄ niczego innego, musisz siÄ angaĹźowaÄ za kaĹźdym razem, odpowiadajÄ c temu âtyâ, ktĂłre masz przed sobÄ . PoniewaĹź fakt spotkania Chrystusa nikomu z nas nie oszczÄdza pracy. My chcielibyĹmy jednak czegoĹ automatycznego: âSpotkaliĹmy juĹź wielkie ÂŤTyÂť, a wiÄc gra siÄ skoĹczyĹaâ. Nie, nie skoĹczyĹa siÄ â gra siÄ dopiero rozpoczyna! MuszÄ dziÄkowaÄ za Jego obecnoĹÄ kaĹźdego ranka w taki sposĂłb, by nie byĹ to sposĂłb formalny. Chrystus nie jest czarodziejskÄ róşdĹźkÄ , ktĂłra mogĹaby zaoszczÄdziÄ nam wyzwaĹ. Nie! Czym byĹoby Ĺźycie, gdyby On wszystkiego nam zaoszczÄdziĹ? TotalnÄ nudÄ . Miejmy nadziejÄ, Ĺźe nigdy tak nie bÄdzie! Czasem bowiem tak wyobraĹźamy sobie Ĺźycie wieczne â totalna nuda, gdzie nic siÄ nie dzieje. Tymczasem istnieje moĹźliwoĹÄ, Ĺźe wszystko zostanie wypeĹnione, moĹźliwoĹÄ powiedzenia âjaâ z caĹym naszym wzruszeniem oraz powiedzenia Chrystusowi âTyâ z caĹym naszym wzruszeniem. I mam nadziejÄ, Ĺźe bÄdzie tak coraz czÄĹciej, w przeciwnym razie Ĺźycie niszczeje. Tymczasem, jak powiedziaĹem podczas spotkania ze studentami z Uniwersytetu Katolickiego, moĹźemy powiedzieÄ coĹ przeciwnego temu, co przydarza siÄ wszystkim. W przypadku kogoĹ, kto nie spotkaĹ Chrystusa, Eliot ma zupeĹnÄ racjÄ: âGdzieĹź jest ten Ĺťywot utracony w Ĺźyciu?â (T.S. Eliot, ChĂłry z âOpokiâ, w: tenĹźe, W moim poczÄ tku jest mĂłj kres, przeĹoĹźyĹ, komentarzami i przypisami opatrzyĹ A. Pomorski, Warszawa 2007, s. 181). My jednak moĹźemy powiedzieÄ, Ĺźe przeĹźywajÄ c Ĺźycie, zyskujemy Ĺźycie! To jest sprawdzian wiary.
WypowiedĹş. ZdajÄ c sobie sprawÄ z charakteru naszego Stowarzyszenia, z tego, Ĺźe tworzÄ je rodziny, jak moĹźemy sobie pomagaÄ w stawianiu wĹaĹciwych krokĂłw, majÄ c na uwadze podmiot, ktĂłrym jesteĹmy, cechy, ktĂłre posiadamy, nie ulegajÄ c przy tym szaleĹstwu wykorzystywania okazji do tworzenia dzieĹa czy teĹź pozwalajÄ c siÄ owĹadnÄ Ä zaniepokojeniu o bycie obecnymi? Jak wiÄc to towarzystwo, do ktĂłrego teraz nas przywoĹywaĹeĹ, moĹźe i musi nam w tym pomagaÄ? MĂłwiĹeĹ, Ĺźe musimy byÄ lojalni w stosunku do samych siebie. Teraz zdajÄ sobie sprawÄ, Ĺźe to, czego doĹwiadczam w Famiglie per lâAccoglienza, przynosi mi korzyĹÄ.
Ks. CarrĂłn. MoĹźemy sobie pomagaÄ tylko wtedy, gdy nasze towarzystwo jest prawdziwe, czyli jeĹli pozwalamy siÄ korygowaÄ nieustannie w kaĹźdym usiĹowaniu, jakie podejmujemy â gdyĹź kaĹźde usiĹowanie, jak mĂłwiĹ ksiÄ dz Giussani, jest usiĹowaniem ironicznym â przez samo doĹwiadczenie, poniewaĹź kaĹźde doĹwiadczenie zawiera w sobie osÄ d. Co takiego pokazaĹa nam juĹź pierwsza wypowiedĹş dzisiaj? Ĺťe w usiĹowaniu, ktĂłre kaĹźdy z nas podejmuje osobiĹcie albo ktĂłre podejmuje Stowarzyszenie, jest siÄ przede wszystkim lojalnym wobec swojej potrzeby. JeĹli coĹ nie ukĹada siÄ pomyĹlnie, jeĹli jest coĹ, w czym lojalnoĹÄ zaczyna dawaÄ znaki, jeĹli zaczynajÄ zapalaÄ siÄ kontrolne lampki, nie moĹźemy upieraÄ siÄ, Ĺźe wszystko jest w porzÄ dku. Wydaje siÄ to banalne, ale czÄsto, zanim uznamy, Ĺźe w naszym usiĹowaniu coĹ jest nie tak, wczeĹniej wolimy umrzeÄ, tak bardzo jesteĹmy dumni. KsiÄ dz Giussani napisaĹ list do dziennika âLa Repubblicaâ, kiedy Jan PaweĹ II z okazji Wielkiego Jubileuszu Roku 2000 poprosiĹ w imieniu KoĹcioĹa o przebaczenie grzechĂłw dotyczÄ cych kilku historycznych faktĂłw. WĹrĂłd wielu przepiÄknych rzeczy, jakie w nim mĂłwi, jedna uderzyĹa mnie bardziej niĹź jakakolwiek inna: âChrzeĹcijanin nie jest przywiÄ zany do niczego innego za wyjÄ tkiem Chrystusaâ (L. Giussani, Quella grande forza del Papa in ginocchio, âLa Repubblicaâ, 15 marca 2000, s. 16; tĹum.: Wielka siĹa PapieĹźa na kolanach, www.cl.opoka.org.pl). Zdanie to, wypowiedziane w ten sposĂłb, moĹźe wydawaÄ siÄ szlachetne, poboĹźne (cóş innego moĹźe powiedzieÄ ksiÄ dz Giussani, bÄdÄ c ksiÄdzem Giussanim?). Tymczasem nie. Stop! WĹaĹnie dlatego, Ĺźe nie jesteĹmy przywiÄ zani do niczego innego, jak tylko do Jezusa, moĹźemy uznaÄ wszelkÄ niedoskonaĹoĹÄ w kaĹźdym ludzkim dziaĹaniu, nie muszÄ c go broniÄ zaciekle (niemal jakby to byĹo coĹ, co daje nam oddech w Ĺźyciu). W istocie, posĹuchajcie, co mĂłwi zaraz potem: âWszystkie ideologie posiadajÄ pewien aspekt, wskutek ktĂłrego czĹowiek jest pewnym przynajmniej jakiejĹ jednej rzeczy, ktĂłrÄ sam tworzy, i nie jest w stanie z niej zrezygnowaÄ ani poddaÄ jej w wÄ tpliwoĹÄ. Ale chrzeĹcijanin wie, Ĺźe jego wysiĹki i wszystko, co posiada albo co czyni, zawsze muszÄ ustÄ piÄ prawdzieâ (tamĹźe). DzieĹo podobne Stowarzyszeniu âFamiglie per lâAccoglienzaâ byĹoby niemoĹźliwe bez pragnienia zaangaĹźowania wielu osĂłb z ogromnÄ bezinteresownoĹciÄ ; jednak wĹaĹnie dlatego, Ĺźe jest to ironiczne usiĹowanie â i to daje nam ogromnÄ wolnoĹÄ i oddech â nie zawsze jest doskonaĹe, co wiÄcej, zawsze daje siÄ skorygowaÄ, zawsze znajdziemy coĹ, co bÄdzie wymagaĹo dyspozycyjnoĹci do zmiany; to jest ironia, z ktĂłrÄ musimy podchodziÄ do naszego Ĺźycia oraz do rzeczywistoĹci. Korygowanie siÄ daje moĹźliwoĹÄ przemierzania drogi, przyzwalania na to, by prowadziĹo nas to, co przynosi doĹwiadczenie. A wiÄc po czym poznaÄ, Ĺźe nie jesteĹmy przywiÄ zani do niczego innego, jak tylko do Jezusa? Po naszej zdolnoĹci przyznawania siÄ, kiedy coĹ jest nie w porzÄ dku. W istocie, jaki pierwszy znak wydarzenia, jakie mu siÄ przytrafiĹo, otrzymaĹ Zacheusz? ZdolnoĹÄ do uznania bĹÄdu. Nie rozmyĹlaĹ dĹugo, po prostu Jezus byĹ dla niego tak ogromnÄ nadobfitoĹciÄ , Ĺźe powiedziaĹ: âMogÄ uznaÄ, Ĺźe rĂłwnieĹź to jest bĹÄdem, nie definiujÄ mnie juĹź moje bĹÄdy, jestem zdefiniowany przez to przylgniÄcie do Niego, dlatego mogÄ uznaÄ moje bĹÄdy bez problemuâ. Pomaganie sobie w tym, wedĹug mnie, jest jedynÄ moĹźliwoĹciÄ , by byÄ prawdziwymi przyjaciĂłĹmi, by kochaÄ prawdÄ tego, czym Ĺźyjemy we wspĂłlnym usiĹowaniu odpowiadania na potrzebÄ; w przeciwnym razie, w pewnym momencie nie wiemy, czy odpowiadamy naszemu pragnieniu bycia w centrum wydarzenia, po to by znaleĹşÄ satysfakcjÄ, ktĂłrej nie znajdujemy tam, gdzie trzeba jÄ znajdowaÄ. I miÄdzy jednÄ rzeczÄ a drugÄ , miÄdzy pragnieniem odpowiadania na potrzebÄ w sposĂłb darmowy, dziewiczy, jak mĂłwiliĹmy wczeĹniej, a pokusÄ odpowiadania na potrzebÄ ze wzglÄdu na poszukiwanie osobistej satysfakcji, wszyscy wiemy, Ĺźe granica jest cienka. SpĂłjrzcie na pokusy, na jakie wystawiony byĹ Jezus. DiabeĹ mĂłwi do Jezusa: âSpraw, by te kamienie staĹy siÄ chlebem â rozwiÄ Ĺźesz problem gĹoduâ (por. Mt 4,3). Czy nie odpowiada to byÄ moĹźe naprawdÄ potrzebie czĹowieka oraz chwale Jezusa? A wiÄc dlaczego Jezus nie ulega i uznaje tÄ pokusÄ za pokusÄ? PoniewaĹź mogĹoby to oznaczaÄ poszukiwanie uznania dla siebie zamiast dla planu Ojca. TÄ samÄ pokusÄ odrzuci potem w Piotrze, kiedy ten prosi Go, by zrezygnowaĹ z perspektywy mÄki: âOdejdĹş ode Mnie, poniewaĹź myĹlisz zgodnie z twoim planem, a nie z planem Drugiegoâ (por. Mk 8, 33). Problem polega na tym: jesteĹmy prawdziwym towarzystwem, jeĹli definiuje nas nieustannie plan Drugiego, jeĹli odpowiadajÄ c na potrzebÄ, jesteĹmy posĹuszni Tajemnicy (i jeĹli jesteĹmy w stanie zrobiÄ dwie rzeczy, zrĂłbmy dwie, zamiast staraÄ siÄ, ze wzglÄdu na uznanie dla nas, robiÄ piÄÄ; jeĹli jednak moĹźemy zrobiÄ piÄÄ rzeczy, nie rĂłbmy trzech z powodu lenistwa). Gdy dopuszczamy siÄ jakichĹ oszustw, by osiÄ gnÄ Ä cel naszego planu, jest to juĹź sprawdzian tego, Ĺźe nie jest to BoĹźy plan, poniewaĹź jeĹli BĂłg zechce, by zostaĹ osiÄ gniÄty wĹaĹnie ten cel, wĂłwczas da nam do tego wszystkie potrzebne Ĺrodki i narzÄdzia. Problem polega na czynieniu woli Boga, problem polega na podÄ Ĺźaniu za Drugim zgodnie ze sposobem, jaki wyĹania siÄ z rzeczywistoĹci. Wola Drugiego nie jest zdefiniowana przez nas, ale przez moĹźliwoĹci, w ktĂłre wszystko inwestujemy i ktĂłrym nastÄpnie jesteĹmy posĹuszni. Uznanie dla nas samych albo dla Drugiego â to jest Ĺźyciowy wybĂłr. Dlatego proszÄ was, byĹcie mieli na uwadze tÄ wskazĂłwkÄ, poniewaĹź jesteĹmy razem, by pozwoliÄ wzrastaÄ osobistej odpowiedzialnoĹci. JeĹli natomiast, ze wzglÄdu na nasze pragnienie wspĂłĹpracowania na rzecz okreĹlonych spraw, jesteĹmy wspĂłĹwinni postÄpowania w jakiĹ okreĹlony sposĂłb, potem znajdujemy siÄ w kĹopotach. Trzeba mĂłwiÄ âtakâ, ze wszystkimi naszymi racjami, proszÄ c o to, by postÄpowaÄ we wĹaĹciwy sposĂłb, poniewaĹź to jest prawdziwa miĹoĹÄ do dzieĹ. Bo jeĹli narazimy je na niebezpieczeĹstwo, robiÄ c coĹ nierzeczywistego albo nieostroĹźnego, naraĹźamy na niebezpieczeĹstwo wszystko. Powiem wam ostatniÄ rzecz: w sposobie postÄpowania nie pozwalajcie, by plan przewaĹźyĹ nad szerzeniem siÄ BoĹźej bezinteresownoĹci. PoniewaĹź jeĹli przeniesiecie uwagÄ tylko na pewne aspekty zwiÄ zane z planem, nie znajdziecie potem poĹrĂłd was towarzystwa, ktĂłre byĹoby autentycznÄ odpowiedziÄ na waszÄ samotnoĹÄ; wĂłwczas bÄdziecie snuÄ o wiele wiÄcej planĂłw, poniewaĹź bÄdziecie bardziej zdolni do tego, by je realizowaÄ, wtedy jednak zacznie wysychaÄ ĹşrĂłdĹo waszego doĹwiadczenia. To wedĹug mnie jest decydujÄ ce, poniewaĹź jeĹli czĹowiek odĹÄ czy siÄ od ĹşrĂłdĹa, zaczyna traciÄ to, co podtrzymywaĹo go na poczÄ tku. Musimy prosiÄ MaryjÄ, by pomagaĹa nam pozostawaÄ zwiÄ zanymi nieustannie z poczÄ tkiem. Czego bowiem bezwzglÄdnie potrzebujemy najwiÄcej? SzkoĹy WspĂłlnoty. Bo jeĹli sposĂłb, w jaki Ĺźyjemy, caĹy nie jest nieustannie Ĺźywiony i korygowany przez SzkoĹÄ WspĂłlnoty (ktĂłra jest najbardziej regularnym narzÄdziem, jakie posiadamy, by zmieniÄ mentalnoĹÄ, by wprowadziÄ nowÄ metodÄ, nowÄ kulturÄ w sposĂłb odnoszenia siÄ do rzeczywistoĹci), Ĺźaden inny gest nie bÄdzie w stanie rozwiÄ zaÄ problemu. Nawet gdybyĹmy zbierali siÄ tutaj co trzy miesiÄ ce, byĹoby to bezuĹźyteczne. Kiedy byĹem w Hiszpanii â opowiadaĹem juĹź o tym przy innych okazjach â dwie osoby przyszĹy do mnie, proszÄ c mnie, bym udzieliĹ im Ĺlubu (od dwĂłch lat SzkoĹa WspĂłlnoty dotyczyĹa ZmysĹu religijnego). W pewnym momencie zapytaĹem: âCzy nie sÄ dzicie jednak, Ĺźe uszczÄĹliwi was coĹ innego?!â. Powiedzieli mi bardzo zaskoczeni: âDlaczego wiÄc siÄ pobieramy?â. A ja na to: âDobre pytanie, mogliĹcie zadaÄ je sobie wczeĹniejâ. Co zrozumiaĹem dziÄki temu epizodowi? Dwa lata (dwa lata!) cotygodniowej pracy nad ZmysĹem religijnym nie wprowadziĹy w nich poczucia Tajemnicy. I pomyĹlcie: czy uczÄszczajÄ c na kurs przedmaĹĹźeĹski, skĹadajÄ cy siÄ z piÄciu spotkaĹ, moglibyĹmy zrobiÄ wyĹom w murze, ktĂłrego nie tknÄĹy dwa lata pracy nad ZmysĹem religijnym? A wiÄc nie pogĹÄbiajmy nihilizmu, wykonujÄ c puste gesty. Nie moĹźemy mieÄ innego, odpowiedniejszego, bardziej regularnego, Ĺatwiejszego narzÄdzia od SzkoĹy WspĂłlnoty. A wiÄc, przyjaciele, sĹuchajcie uwaĹźnie: rĂłbcie SzkoĹÄ WspĂłlnoty! |