Ślady
>
Archiwum
>
2012
>
marzec / kwiecieĹ
|
||
Ślady, numer 2 / 2012 (marzec / kwiecieĹ) Sztuka William Congdon. Szalupa Billa PrzyszedĹ na Ĺwiat sto lat temu, w noc zatoniÄcia Titanica. ChĹopak z dobrej rodziny, ktĂłry zostaĹ artystÄ w obliczu tragedii obozu koncentracyjnego Bergen-Belsen. Nowojorskie sukcesy wraz z Pollockiem i Rothko. Wenecja i nawrĂłcenie w AsyĹźu. Wreszcie zakotwiczenie na Bassa Milanese: âZatrzymujÄ c siÄ, zaczynam swojÄ ostatniÄ podróşâ. Oto peĹne przygĂłd Ĺźycie malarza i chrzeĹcijanina. Pigi Colognesi Ryzykowne jest obchodzenie stulecia urodzin znanej osoby. Dla ĹwiÄtego spokoju pali siÄ jej odrobinÄ kadzidĹa, a tymczasem unika siÄ przedstawienia argumentĂłw, dla ktĂłrych warto jÄ wspominaÄ. William Congdon przeraziĹby siÄ, gdyby zobaczyĹ, Ĺźe â teraz, gdy mija sto lat od jego urodzin â jest traktowany niczym posÄ g czczonego bĂłstwa. PowrĂłt do jego biografii oznacza wiÄc zadanie sobie pytania: co takiego mĂłwi nam dzisiaj jego doĹwiadczenie artysty i chrzeĹcijanina? MyĹlÄ, Ĺźe moĹźna na nie odpowiedzieÄ, odczytujÄ c jego Ĺźycie jako dramatyczne i pĹodne posĹuszeĹstwo.
Yale i wojna. Congdon przychodzi na Ĺwiat 15 kwietnia 1912 roku w bogatej rodzinie przemysĹowcĂłw z Rhode Island. Otrzymuje wychowanie typowe dla zamoĹźnego mieszczaĹstwa amerykaĹskich protestantĂłw â solidne zasady moralne, bezwarunkowe oddanie siÄ interesom, religii tyle, by wystarczyĹo do Ĺźycia w spoĹeczeĹstwie. Horyzont, ktĂłry dla drugiego z kolei syna wydaje siÄ duszÄ cy i nieodpowiadajÄ cy jego aspiracjom. Kiedy przychodzi wybraÄ uczelniÄ, Bill wykracza poza schematy, zgodnie z ktĂłrymi, z myĹlÄ o rodzinnych interesach, miaĹ studiowaÄ ekonomiÄ, i zapisuje siÄ na wydziaĹ literatury na prestiĹźowym Uniwersytecie Yale. To tutaj jeden z przyjacióŠzaprasza go zupeĹnie przypadkowo na zajÄcia z malarstwa. Przychodzi caĹkowite otwarcie siÄ na niewyobraĹźalny horyzont darmowej kreatywnoĹci, odkrycie sztuki. By tÄ kreatywnoĹÄ pielÄgnowaÄ, Bill wybiera mistrzĂłw dalekich od akademickich reguĹ, ktĂłrzy wysubtelniajÄ jego spojrzenie i modelujÄ technikÄ. PoczÄ tki jego kariery zakĹĂłca wybuch Drugiej Wojny Ĺwiatowej. Bill zaciÄ ga siÄ do wojska jako kierowca ambulansu. W ten sposĂłb staje siÄ Ĺwiadkiem rzezi pod El Alamein i Monte Cassino oraz horrorĂłw obozu koncentracyjnego Bergen-Belsen. W obliczu tej ogromnej tragedii Congdon uĹwiadamia sobie, Ĺźe artystyczny talent, ktĂłrym zostaĹ obdarowany, nie jest tylko formÄ wyrazu pojedynczego czĹowieka â choÄby nawet swobodnÄ i wyrafinowanÄ â ale Ĺźe jest to pojedynek ze ĹmierciÄ . Malowanie jest wydzieraniem przypadkowoĹci tego, co siÄ widzi, Ĺźywego obrazu, ktĂłry w pewnym sensie ocali z nicoĹci zarĂłwno artystÄ, jak i to, co jawi siÄ jego oczom. Sztuka nie jest estetycznÄ zabawÄ , ale szansÄ uczepienia siÄ szalupy sensu na niespokojnych odmÄtach braku znaczenia. Metafora ta nie zostaĹa wybrana przypadkowo â Bill bardzo lubiĹ przypominaÄ, Ĺźe urodziĹ siÄ w dniu zatoniÄcia Titanica i miaĹ zwyczaj porĂłwnywaÄ swojÄ egzystencjÄ do podróşy statkiem, ktĂłremu nieustannie grozi burza. Po okryciu szalupy sztuki, Congdon postanawia zawierzyÄ siÄ jej bezwarunkowo. Po wojnie opuszcza rodzinne miasto i przeprowadza siÄ do Nowego Jorku, ktĂłry pretenduje do miana Ĺwiatowej stolicy sztuki. Jest to dla niego bardzo pĹodny okres. Obiektem malarstwa Billa staje siÄ miasto â synteza wszystkich zgromadzonych w nim osobowoĹci oraz emblemat istnieĹ dÄ ĹźÄ cych do Ĺźycia i harmonii, nieustannie zagroĹźonych ĹmierciÄ i upadkiem. Pracuje i wystawia u boku pokolenia wielkich artystĂłw â Pollocka, Rothko, Klineâa â dla ktĂłrych czynnoĹÄ malowania (Action Painting) wymaga caĹkowitego egzystencjalnego zaangaĹźowania, jest walkÄ o to, by linie, kolory i materiaĹy ujawniaĹy sekret kryjÄ cy siÄ za tym, co oczywiste, dajÄ ce siÄ Ĺatwo skonsumowaÄ, skodyfikowane w tradycyjnych formach. Jest to rĂłwnieĹź sezon sukcesĂłw. Jednak tego, czego poszukuje Congdon, z pewnoĹciÄ nie moĹźna znaleĹşÄ w ziemskich przyjemnoĹciach czy na kredowych stronicach magazynu âLifeâ. PosĹuszeĹstwo swojemu artystycznemu talentowi kaĹźe mu wyruszyÄ ze StanĂłw Zjednoczonych daleko, w nieskoĹczonÄ tuĹaczkÄ po Ĺwiecie â od WĹoch po Daleki WschĂłd â w poszukiwaniu obrazĂłw, ktĂłre przeniesione z pamiÄci na pĹĂłtno mogĹyby, choÄby tylko na krĂłtko, zachowaÄ obietnicÄ dobra, ktĂłrÄ wzbudziĹy. Szalupa dociera do najpiÄkniejszych miejsc na Ĺwiecie, a jej sternik zachĹannie bierze w posiadanie ich naturalne piÄkno oraz piÄkno dzieĹ stworzonych przez czĹowieka, przeksztaĹcajÄ c je w niezliczone serie obrazĂłw. Ĺťadne z tych miejsc jednak nie jest upragnionym portem i za kaĹźdym powrotem do Wenecji, wybranej na drugÄ ojczyznÄ, nadzieja ocalenia jest coraz bardziej wÄ tĹa. Ostatecznie Congdon znajduje siÄ na skraju rozpaczy â samej sztuce nie udaje siÄ zwyciÄĹźyÄ Ĺmierci, wypatrzonej w stromym wulkanie na Santorini, w wykolejonym pociÄ gu na obrzeĹźach pustyni, w sÄpie z Guatemali.
Port. Jest lato roku 1959 i moment, w ktĂłry na nowo wpisuje siÄ nieprzewidywalne wydarzenie â spotkanie, ktĂłre przekonuje Congdona, by wstÄ piÄ na Ĺono KoĹcioĹa katolickiego, zawinÄ Ä do autentycznego portu ocalenia. Na poczÄ tku jest towarzystwo Pro Civitate Christiana w AsyĹźu, a potem to zrodzone wokóŠksiÄdza Giussaniego â Comunione e Liberazione, w szczegĂłlnoĹci Memores Domini, ktĂłremu pozostanie wierny do Ĺmierci. Nowo nawrĂłconemu nie jest Ĺatwo zharmonizowaÄ posĹuszeĹstwo artystycznemu darowi z posĹuszeĹstwem przynaleĹźnoĹci do KoĹcioĹa. Po przeprowadzeniu siÄ na staĹe do AsyĹźu Bill akceptuje jako moĹźliwe rozwiÄ zanie nadanie swojej sztuce treĹci religijnych, jest to jednak rozwiÄ zanie na krĂłtkÄ metÄ â artystyczny talent nie moĹźe byÄ zamkniÄty w klatce dewocjonalizmu. Czuje, Ĺźe nadal powinien malowaÄ to, co widzÄ jego oczy, przenikaÄ pozory i odnajdywaÄ w samej rzeczywistoĹci znakĂłw wskazujÄ cych na jej znaczenie. ZresztÄ chrzeĹcijaĹstwo, ktĂłre zostaje mu zaproponowane w Ruchu, charakteryzuje siÄ wĹaĹnie unikaniem dualistycznych podchodĂłw â Chrystus objawia prawdÄ o czĹowieku i dlatego musi byÄ rĂłwnieĹź prawdÄ niezwykle osobistego powoĹania artysty. Congdon rezygnuje z malowania obiektĂłw sakralnych â za wyjÄ tkiem krucyfiksu, poniewaĹź w obrazie Zbawiciela, ktĂłry przyjÄ Ĺ w swoim umÄczonym ciele cierpienia Ĺwiata, âwidziâ bĂłl swojej wÄdrĂłwki i speĹnienie obietnicy. W ten sposĂłb seria krucyfiksĂłw â prawie dwieĹcie â powstaje jeszcze przez dĹugie lata. Artysta upraszcza ich formy do kwintesencji rzeczy, ukazujÄ c coraz wyraĹşniej zĹocisty blask zmartwychwstania, rozbĹyskujÄ cy juĹź w ciemnoĹciach Ĺmierci.
Pola, linie. Tymczasem szalupa Congdona znĂłw rusza w podróş â PĂłĹnocna Afryka, Hiszpania, Ziemia ĹwiÄta, Indie. Nazywa jÄ âdrugÄ migracjÄ â. Staje siÄ ona nieustannÄ inspiracjÄ do nowych przedstawieĹ i serii obrazĂłw. Jednak amerykaĹski Ĺwiat artystyczny przestaje siÄ nim interesowaÄ, nie wystawia siÄ juĹź jego dzieĹ, a krytycy milczÄ ; to samo dzieje siÄ we WĹoszech. Jest jednak, jak pisze Bill w swoim dzienniku, radykalna róşnica w stosunku do pierwszych podróşy â wie, Ĺźe ma âdomâ, do ktĂłrego moĹźe wrĂłciÄ, towarzystwo, w ktĂłrym â pomimo wszystkich swoich buntĂłw i niezrozumienia ze strony innych â moĹźe znaleĹşÄ wsparcie, umocnienie, napomnienie. Lata mijajÄ i daje o sobie znaÄ staroĹÄ. âZatrzymujÄ c siÄ, zaczynam swojÄ ostatniÄ podróşâ â pisze Congdon w roku 1979, po tym jak postanowiĹ przenieĹÄ siÄ definitywnie do rolniczej okolicy Gudo Gambaredo, na poĹudnie od Mediolanu. Ma swoje mieszkanie i pracowniÄ na dziedziĹcu Cascinazzy, siedziby benedyktyĹskiej wspĂłlnoty, uczestniczy w Ĺźyciu znajdujÄ cego siÄ w pobliĹźu domu Memores. WydawaĹoby siÄ, Ĺźe brak róşnobarwnego piÄkna Ĺwiata i pozorna monotonia pĂłl Bassy uĹmiercÄ artystyczny talent. Tymczasem niespodziewanie zaczyna siÄ bardzo pĹodna, ostatnia faza twĂłrczoĹci, ktĂłrÄ nawet najbardziej wybredna krytyka musi zauwaĹźyÄ. Niemal nieuchwytna aberracja chromatyczna pĂłl, nastÄpstwo pĂłr roku wraz z charakterystycznymi dla niego wspaniaĹymi przemianami, a takĹźe pozornie unicestwiajÄ ca mgielna zasĹona stajÄ siÄ nowymi i potÄĹźnymi wyobraĹźeniami. Kompozycja jest coraz bardziej harmonijna, paleta nabiera najdelikatniejszych kolorĂłw. A kiedy artroza uniemoĹźliwia Billowi uĹźywanie szpachelki, znajduje rozwiÄ zanie w formie niewielkich pasteli, wykonywanych maĹymi kawaĹkami kredy, w ktĂłrych kaĹźda linia jest jakby niedajÄ cym siÄ pomyliÄ z niczym gĹosem kosmicznej harmonii. Congdon maluje jeszcze na kilka dni przed ĹmierciÄ . Umiera 15 kwietnia 1998 roku, w dzieĹ swoich 86. urodzin. PosĹuszeĹstwo bardzo osobistemu darowi, a jednoczeĹnie przynaleĹźnoĹci do KoĹcioĹa pozwoliĹy mu doĹwiadczaÄ tego, o czym mĂłwi Psalm: âWydadzÄ owoc nawet i w staroĹci, peĹni sokĂłw i zawsze Ĺźywotniâ (Ps 92, 15).
POWRĂT NAD CANALE GRANDE William Congdon w Wenecji (1948â1960) â AmerykaĹskie spojrzenie 5 maja â 8 lipca 2012 Caâ Foscari Esposizioni Dorsoduro 3246, Wenecja |