Menu strony Strona główna Śladów
   
Ślady > Archiwum > 2012 > marzec / kwiecień

Ślady, numer 2 / 2012 (marzec / kwiecień)

Konferencja

Chrześcijaństwo – demokracja – rynek. Równi wobec Boga: biblijne źródła demokracji

8 listopada 2011 roku, w 20-lecie konferencji „Współczesne problemy Polski w świetle katolickiej nauki społecznej”, została zorganizowana konferencja zatytułowana „Chrześcijaństwo – demokracja – rynek”.

bp Andrzej Siemieniewski


Spotkanie odbyło się w Sali Senatu Uniwersytetu Ekonomicznego we Wrocławiu z inicjatywy Katedry Mikroekonomii Uniwersytetu Ekonomicznego we Wrocławiu oraz Komisji Uczelnianej NSZZ „Solidarność” przy Uniwersytecie Ekonomicznym. Poniżej publikujemy wygłoszone podczas konferencji wystąpienie biskupa prof. Andrzeja Siemieniewskiego.

 

Życie dopisało niezwykle aktualny wstęp do naszego spotkania na temat chrześcijaństwa, demokracji i rynku. W tych właśnie dniach, jesienią 2011 roku w Grecji, w kolebce europejskiej demokracji, społeczeństwo stanęło przed decyzjami mającymi określić przyszłość kraju na długie dziesięciolecia. Postanowiono zapytać ludzi o zdanie, rozpisując referendum: każdy obywatel miał być równy w decydowaniu o losach swojej ojczyzny, każdy miał mieć jeden głos. Jak został oceniony tak rzadki dziś akt demokracji bezpośredniej?

„Pomysłem referendum rozpętano burzę” – donosił dziennik z dzisiejszej stolicy demokracji europejskiej, Brukseli. Pomysłodawca odwołania się do opinii ludu „stracił zaufanie nie tylko przywódców” innych krajów, ale też „poparcie społeczeństwa”, a „projekt referendum wywołał konsternację i irytację” – donosiła prasa. Zaraz po ogłoszeniu, że do referendum jednak nie dojdzie, informowano z ulgą: „Sytuacja się wyjaśniła”. Kompetentne władze wydały wreszcie komunikat, podkreślając, że „historyczne zdobycze kraju” i „osiągnięcia ludu” całkiem zwyczajnie „nie mogą zależeć od jakiegoś referendum” (słowa Evangelosa Venizelosa, ministra finansów Grecji, zawarte w oświadczeniu z dnia 3 listopada 2011 roku). Lud okazał się niewystarczająco odpowiedzialny, aby to od niego miały zależeć zdobycze ludu.

Demokracja to, jak widać, bardzo aktualny temat, rozpalający emocje i elektryzujący świat. Niech poprowadzi nas dalej w tej tematyce Adam Mickiewicz, autor, który fundamentalną równość ludzi, stojącą przecież u podstaw demokracji, wywodzi z tradycji biblijnej. Przytaczam fragment I księgi Pana Tadeusza:

„Podczaszyc zapowiedział, że nas reformować,

Cywilizować będzie i konstytuować;

Ogłosił nam, że jacyś Francuzi wymowni

Zrobili wynalazek: iż ludzie są rowni.

Choć o tym dawno w Pańskim pisano zakonie

I każdy ksiądz toż samo gada na ambonie.

Nauka dawną była, szło o jej pełnienie!

Lecz wtenczas panowało takie oślepienie,

Że nie wierzono rzeczom najdawniejszym w świecie,

Jeśli ich nie czytano w francuskiej gazecie”.

A. Mickiewicz, Pan Tadeusz, Warszawa 1984, s. 21

 

I Równi i równiejsi

Słowa poematu Pan Tadeusz: „ludzie są równi” to konieczny postulat demokracji. Nasz narodowy poeta wywiódł ideę równości ludzi z biblijnej wiary: „Pański zakon”, w którym wyczytał, że „ludzie są równi”, to przecież nic innego jak Pismo Święte. W ten sposób od razu stanęliśmy wobec problemu: skąd bierze się wiara w to, że w jakimś sensie (w jakim, jest to jeszcze do ustalenia) ludzie „są równi”?

Pierwsze wrażenie obserwatora rodzaju ludzkiego jest przecież zupełnie odmienne: ludzie w oczywisty sposób wydają się nie być równi, poczynając od najbardziej trywialnego rozumienia równości: nie są równi w sensie fizycznym, skoro różnią się tak bardzo wzrostem, urodą, siłą i zdrowiem.

Ale dotyczy to także mniej banalnych znaczeń słowa „równość”: ludzie mają różne zdolności umysłowe i organizacyjne; są w nierównym stopniu pożyteczni dla swoich zakładów pracy. Zwolennik tezy, iż „ludzie są równi”, zwykle nie będzie zadowolony, jeśli mu zaproponujemy, aby jego stanowisko na uniwersytecie zajął przypadkowy człowiek z ulicy, równy mu przecież. Ludzie nie są równi co do pożytku, jaki przynoszą społeczeństwu: jeden opracowuje metodę walki z nowotworami, inny – metodę włamania do domu sąsiada. Zdanie „ludzie są równi” ma więc zapewne znaczyć: „Chociaż ludzie ewidentnie nie są równi w tak wielu dziedzinach, to jednak będziemy ich traktować w niektórych aspektach życia tak, jak gdyby byli równi”.

Powstaje pytanie: dlaczego? Może w jakimś obiektywnym sensie jednak są równi? Może jednak zgodnie z postulatem równości, na przykład równości wobec prawa, kryje się coś więcej niż tylko pożyteczna fikcja prawna? Mickiewicz podpowiada nam: „O tym dawno w Pańskim pisano zakonie”. Ma to znaczyć: traktujemy ludzi jako równych sobie, ponieważ są równi w oczach Bożych.

Bez odpowiedzi na pytanie o powód takiego przekonania, jakże łatwo o stopniową zmianę mentalności, sygnalizowaną przed laty przez George’a Orwella w Folwarku zwierzęcym: „Wszystkie zwierzęta są równe, ale niektóre są bardziej równe niż inne”. Czyż nie to wydaje się najbardziej zdroworozsądkowym wnioskiem, płynącym z obserwacji faktycznego stanu ludzkiej społeczności? Z przeglądu wydarzeń ostatnich dni odnosimy raczej wrażenie, że jedynie nieliczni wiedzą, co jest dobre dla przyszłości kraju, a jeśli pozwolimy wypowiadać się wszystkim, to napytamy sobie tylko biedy…

Potrzeba więc zapewne jakiejś solidnej bazy, aby głosić równość wszystkich ludzi; wydaje się też przy tym, że baza ta winna pochodzić spoza danych obserwacyjnych, że musi mieć charakter transcendentny. Albo, mówiąc słowami litewskiego szlachcica, żyjącego przed dwustu laty, pochodzić musi „z Pańskiego zakonu”.

 

II Zakon Pański o równości ludzi

Nie czyńcie różnic między sobą”

Zaglądamy więc do Biblii, aby odnaleźć fragmenty na temat równości ludzi. Takie poszukiwanie oczywiście wymaga znajomości charakteru literatury biblijnej. Dwa lub trzy tysiące lat temu lud Izraela inaczej wyrażał myśli niż współczesny Europejczyk. Interesujące nas elementy można znaleźć, choć oczywiście będą wyrażone w języku właściwym kulturom starożytnym, a nie w terminologii prawa państwowego naszych czasów.

Na początek nieco dłuższy fragment Listu św. Jakuba, jednego z mniej znanych tekstów Nowego Testamentu: „Niech wiara wasza w Pana naszego Jezusa Chrystusa uwielbionego nie ma względu na osoby. Bo gdyby przyszedł na wasze zgromadzenie człowiek przystrojony w złote pierścienie i bogatą szatę i przybył także człowiek ubogi w zabrudzonej szacie, a wy spojrzycie na bogato odzianego i powiecie: «Usiądź na zaszczytnym miejscu!», do ubogiego zaś powiecie: «Stań sobie tam albo usiądź u podnóżka mojego!», to czy nie czynicie różnic między sobą i nie stajecie się sędziami przewrotnymi?

Posłuchajcie, bracia moi umiłowani! Czy Bóg nie wybrał ubogich tego świata na bogatych w wierze oraz na dziedziców królestwa przyobiecanego tym, którzy Go miłują? Wy zaś odmówiliście ubogiemu poszanowania. Czy to nie bogaci uciskają was bezwzględnie i nie oni ciągną was do sądów? Czy nie oni bluźnią zaszczytnemu Imieniu, które wypowiedziano nad wami?

Jeśli przeto zgodnie z Pismem wypełniacie królewskie Prawo: Będziesz miłował bliźniego swego jak siebie samego, dobrze czynicie. Jeżeli zaś kierujecie się względem na osobę, popełniacie grzech, i Prawo potępi was jako przestępców” (Jk 2, 1–9).

Zasada równości jest tu sformułowana nie w postaci abstrakcyjnej, do jakiej przyzwyczajony jest współczesny czytelnik, ale przez odwołanie się do konkretu wspólnego zebrania i kryteriów przyznawania honorowych miejsc. „Królewskie prawo” nakazuje, by wszyscy byli traktowani jak królowie. Zgodnie ze staropolską terminologią Prawo to właśnie Zakon, który naruszenie podstawowej równości ludzi traktuje jak przestępstwo.

Znajdujemy tu podwójną argumentację: najpierw pozytywną, powołującą się na ewangeliczną zasadę: „Będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego” (Mk 12, 30). Równość wszystkich ludzi wynika więc z tego, że każdy jest równy mnie samemu. Następnie zaś pada argument negatywny: „Jeżeli zaś kierujecie się względem na osobę, Prawo potępi was jako przestępców” (por. Jk 2, 9). Prawo to oczywiście wyraz woli Boga, a więc Bóg jest źródłem zasady równości ludzi – to dla Niego ludzie są równi.

W bardziej archaicznej formie to samo jest wyrażone w pierwszej biblijnej deklaracji praw człowieka. Znajdziemy ją w Księdze Rodzaju i – paradoksalnie – dotyczy ona prawa do życia przestępcy. Chodzi o prawo do życia Kaina. Po popełnionej zbrodni, zabójstwie Abla, „Kain rzekł do Pana: «Skoro mam być zbiegiem na ziemi, każdy, kto mnie spotka, będzie mógł mnie zabić!». Ale Pan mu powiedział: «O, nie! Ktokolwiek by zabił Kaina, siedmiokrotną pomstę poniesie». Dał też Pan znamię Kainowi, aby go nie zabił, ktokolwiek go spotka” (Rdz 4, 15). Jakkolwiek różne mogą być interpretacje tego pierwotnego tekstu, to jedno jest pewne: człowiek ma niezbywalne prawo do życia. Niezbywalność polega tu na tym, że nawet w przypadku popełnienia zbrodni ludzie są równi w odniesieniu do tego prawa.

W obrazowej i przemawiającej do serca formie widzimy tę samą zasadę w Ewangelii. Bardziej niż litera prawnego przepisu przemawia tu postawa Jezusa Chrystusa wobec trędowatych, celników, grzeszników: „Nie potrzebują lekarza zdrowi, ale ci, którzy się źle mają” (Łk 5, 31). A w jeszcze innej formie, u świętego Pawła: „Już nie ma Greka ani Żyda, obrzezania ani nieobrzezania, barbarzyńcy, Scyty, niewolnika, wolnego, lecz wszystkim we wszystkich [jest] Chrystus” (Kol 3, 11).

 

Katechizm równości

Po wiekach Kościół sformułuje to w swoim katechizmie następująco: „Dzięki wspólnemu początkowi rodzaj ludzki stanowi jedność” (KKK 360). Tym wspólnym początkiem jest pochodzenie od Boga-Stwórcy. A konsekwencje tego są dalekosiężne i dotyczą także równości wobec podstawowych praw ludzkich. Rodzaj ludzki obejmuje podstawowa jedność: „miejsca jego zamieszkania – ziemi; dóbr, z których wszyscy ludzie na podstawie prawa naturalnego mogą korzystać, by podtrzymywać i rozwijać swoje życie; celu nadprzyrodzonego, którym jest sam Bóg, do którego wszyscy mają dążyć” (KKK 360). Język dokumentu Kościoła, idąc za Biblią, nie odwołuje się do terminologii dokumentu operującego pojęciami normy prawnej. Jest to raczej język rodzinny, dający podstawę pod przyszłe prawne sformułowania wszystkich możliwych kultur i cywilizacji: „Prawo ludzkiej solidarności i miłości, nie wykluczając bogatej różnorodności osób, kultur i ludów, zapewnia nas, że wszyscy ludzie są rzeczywiście braćmi” (KKK 361).

 

III Stworzeni równymi

Oczywiste prawdy

Drogą poszukiwania źródeł podstawowej równości ludzi w odniesieniu do Boga podążyli autorzy amerykańskiej Deklaracji niepodległości z 1776 roku. Odwołali się do praw natury, ale także do nadprzyrodzonego Prawodawcy. Prawa, o których mowa, dotyczą najpierw całego ludu. Sięganie po niepodległość, argumentowali, jest uprawomocnione, gdyż jest korzystaniem przez całą społeczność z praw nadanych jej przez naturę i przez Boga owej natury (the Laws of Nature and of Nature's God entitle them).

Następnie mowa o prawach odnoszących się też do każdej ludzkiej osoby. I właśnie w tym aspekcie ludzie są równi, jak czytamy w znanych na całym świecie sformułowaniach: „Wszyscy ludzie są stworzeni jako równi i obdarowani przez swego Stwórcę pewnymi niezbywalnymi prawami, a między nimi prawem do życia, do wolności i do poszukiwania szczęścia” (Deklaracja niepodległości Stanów Zjednoczonych).

Z jednej strony deklaruje się tu tezę o prawie do życia, wolności i dążenia do szczęścia (wspomniane są też inne prawa, choć nie wymienia się ich z nazwy). A z drugiej strony podaje się motywację tej tezy: jeśli ludzie „są równi”, to dlatego, że „są stworzeni równymi” (are created equal); jeśli są obdarzeni niezbywalnymi prawami, to dlatego, że owymi prawami są obdarzeni przez Boga (endowed by their Creator).

Nie jest jasne, co stałoby się z tą tezą, gdyby opuścić jej fundament, a mianowicie przekonanie o istnieniu Boga-Stwórcy. Trzy prawa (do życia, wolności i dążenia do szczęścia) są oczywiste, ale dlatego, że znane jest ich źródło: Bóg-Stworzyciel. Warto przy tym zauważyć trzeźwą roztropność ojców-założycieli amerykańskiej republiki. Nie mówią o „prawie do szczęścia”, jak chciałoby to rozumieć wielu dzisiejszych czytelników, ale o prawie do dążenia do niego: czy to dążenie zostanie zwieńczone sukcesem, pozostaje poza deklarowanym prawem człowieka, w prawie do dążenia do niego wszyscy pozostają jednakże równi.

 

Liberté, égalité, fraternité

Wolność, równość, braterstwo – to jedno z haseł Rewolucji Francuskiej, w późniejszych czasach zmienione w jej rozpoznawalną ikonę. Deklaracja praw człowieka i obywatela, późniejsza od amerykańskiej Deklaracji niepodległości, umieszczona na początku tekstu Konstytucji francuskiej z roku 1791, jest bardziej powściągliwa w materii określenia źródła praw człowieka: uczy wprawdzie w swoim pierwszym artykule, że „ludzie rodzą się i pozostają wolni i równi w swych prawach” (les hommes naissent et demeurent libres et égaux en droits, Art. 1), ale nie jest jasne źródło pewności autorów deklaracji, że właśnie tak jest. Owszem, celem społeczności politycznej jest „zachowanie naturalnych praw człowieka” (la conservation des droits naturels et imprescriptibles de l'homme, Art. 2). Prawa te są nawet wymienione: „wolność, własność, bezpieczeństwo i opór wobec ucisku” (la liberté, la propriété, la sűreté et la résistance ŕ l'oppression). Czy jednak jasne jest, dlaczego mamy myśleć, że prawa te są w jakiś sposób naturalne, a nie tylko zadekretowane przez wolę ludzkiego prawodawcy? Tym bardziej, że u Francuzów, w odróżnieniu od tekstu amerykańskiego, miejsce Boga zajmuje teraz prawo: to w oczach prawa obywatele są równi (tous les Citoyens étant égaux ŕ ses yeux), prawo zaś to „wyraz powszechnej woli” (l'expression de la volonté générale, Art. 6).

Z biegiem lat łatwiej było o negatywne uzasadnienie źródeł praw człowieka, czyli głoszenie, skąd nie bierze się zasadnicza równość ludzi, niż o znalezienie fundamentu pozytywnego. Dobitnie wyrazi to tekst Międzynarodówki:

„Nie nam wyglądać zmiłowania,

Z wyroków bożych, z pańskich praw,

Z własnego prawa bierz nadania

I z własnej woli sam się zbaw!”

„Pański zakon” został tu już wyraźnie odrzucony jako podstawa przyszłej równości, wraz z „Bożymi wyrokami” i „Pańskimi prawami”: ни бог, ни царь и не герой, jak śpiewano w Rosji, czy w wersji francuskiej: ni Dieu, ni César, ni tribun.

Trudności tej unika preambuła Powszechnej deklaracji praw człowieka ONZ, gdy odwołuje się najzwyczajniej w świecie do argumentacji utylitarnej: uznanie równości praw człowieka daje pozytywne skutki. Bardziej teoretyczna logika motywacyjna wydaje się po uproszczeniu taka: prawa człowieka wynikają z wiary w prawa człowieka: „Zważywszy, że uznanie przyrodzonej godności oraz równych i niezbywalnych praw wszystkich członków wspólnoty ludzkiej jest podstawą wolności, sprawiedliwości i pokoju świata. (…) Zważywszy, że nieposzanowanie i nieprzestrzeganie praw człowieka doprowadziło do aktów barbarzyństwa, które wstrząsnęły sumieniem ludzkości (…). Zważywszy, że Narody Zjednoczone przywróciły swą wiarę w podstawowe prawa człowieka, godność i wartość jednostki oraz w równouprawnienie mężczyzn i kobiet. (Art. 1) (…) wszyscy ludzie rodzą się wolni i równi pod względem swej godności i swych praw”.

 

IV Papieskie pytania

Tym ważniejsze wydają się więc apele o jasne uświadomienie sobie fundamentu przekonania o równości ludzi, zwłaszcza zaś te z ostatnich lat, wypowiedziane najpierw przez Jana Pawła II, a niedawno także przez papieża Benedykta XVI. Są to fundamentalne pytania o podstawy demokracji.

 

Jan Paweł II w Sejmie Rzeczypospolitej

Podczas swojej historycznej wizyty w Sejmie Rzeczypospolitej Polskiej w dniu 11 czerwca 1999 roku Jan Paweł II przypominał, że z nastaniem demokracji nie zakończyła się historia zmagań o wolność i o godne życie społeczności ludzkiej: „Po upadku w wielu krajach ideologii (…), które wiązały politykę z totalitarną wizją świata – przede wszystkim marksizmu – pojawia się dzisiaj nie mniej poważna groźba zanegowania podstawowych praw osoby ludzkiej i ponownego wchłonięcia przez politykę nawet potrzeb religijnych, zakorzenionych w sercu każdej ludzkiej istoty: jest to groźba sprzymierzenia się demokracji z relatywizmem etycznym, który pozbawia życie społeczności cywilnej trwałego moralnego punktu odniesienia, odbierając mu, w sposób radykalny, zdolność rozpoznawania prawdy.

Jeśli bowiem nie istnieje żadna ostateczna prawda, będąca przewodnikiem dla działalności politycznej i nadająca jej kierunek, łatwo o instrumentalizację idei i przekonań dla celów, jakie stawia sobie władza. Historia uczy, że demokracja bez wartości łatwo się przemienia w jawny lub zakamuflowany totalitaryzm”.

Jakie konkretnie wydarzenia historyczne miał na myśli Papież Polak? Możemy się tego dowiedzieć z jego książki Pamięć i tożsamość: „Przecież to parlament legalnie wybrany pozwolił na powołanie do władzy Hitlera w Niemczech w latach trzydziestych, a z kolei ten sam Reichstag (…) otworzył drogę do politycznej inwazji na Europę” (Jan Paweł II, Pamięć i tożsamość. Rozmowy na przełomie tysiącleci, Kraków 2005, s. 139). To ważny akcent: jeśli nie istnieje żadna instancja transcendentna wobec demokratycznej woli ludu, to właściwie w imię czego można by oceniać takie wybory, jakich dokonali niemieccy wyborcy 5 marca 1933 roku albo wyborcy austriaccy 10 kwietnia 1938 roku? Jest to możliwe tylko wtedy, gdy ma się perspektywę sięgającą dalej niż wola większości. Jak wyraził to austriacki męczennik, a dziś już błogosławiony Kościoła katolickiego, Franz Jägerstätter: „To, co stało się u nas wiosną 1938 roku, niewiele się różniło od tego, co stało się w Wielki Czwartek tysiąc dziewięćset lat temu, kiedy tłum miał wolny wybór między niewinnym Zbawicielem i zbrodniarzem Barabaszem”. Jeśli jeden człowiek może dokonać wyboru moralnie nagannego, to czy wybór dokonany przez milion ludzi też może być moralnie odrażający? Zapewne, ale gdzie są kryteria pozwalające przykładać moralną miarę do woli ludu?

Dziedzictwo ateńskiego antyku to z jednej strony idea demokracji, a więc władzy ludu. Z drugiej jednak to także dramat Antygony, która zmuszona wybierać między prawem boskim a prawem ludzkim, ogłasza względność stanowionego prawa ludzkiego. To także dziedzictwo historii Sokratesa, skazanego przecież w majestacie prawa, zgodnie z regułami demokracji, której podlegało sądownictwo w Atenach. Antygona i Sokrates przypominają, że prawa ludzkie podlegają moralnej ocenie, nawet jeśli są prawami uznawanymi przez demokratyczną większość ludzi; że jeśli demokracja zakłada transcendentne, pozaempiryczne uzasadnienie równości wszystkich ludzi, to wynika z tego także transcendentne uzasadnienie prawa naturalnego.

Leszek Kołakowski, odwołując się do argumentacji bardziej filozoficznej niż teologicznej, wyraził to słowami: „Prawo naturalne ustanawia bariery, które ograniczają prawo pozytywne: (…) powinno więc prawo naturalne siedzieć jak nieustępliwy demon na karku wszystkim prawodawcom świata” (L. Kołakowski, Czy Pan Bóg jest szczęśliwy i inne pytania, wybór i układ Z. Mentzel, Kraków 2009, s. 222–223).

 

Święty Paweł w Bundestagu”

Ten sam problem poruszył całkiem niedawno papież Benedykt XVI, kiedy 22 września 2011 roku podczas swojego przemówienia do posłów Bundestagu w Berlinie odpowiadał na pytania o historyczne źródło idei praw człowieka: „Idea praw człowieka, idea równości wszystkich ludzi wobec prawa, przekonanie o nienaruszalnej godności człowieka w każdym człowieku i wiedza o odpowiedzialności człowieka za jego postępowanie rozwinęły się z przekonania o istnieniu Boga-Stworzyciela”. W odniesieniu do tej papieskiej wizyty w niemieckim parlamencie użyto określenia „święty Paweł w Bundestagu”, przywołując nieodparte skojarzenia ze wcześniejszą o prawie dwa tysiące lat wizytą Apostoła na ateńskim Areopagu. A ostateczna diagnoza papieska, wygłoszona wobec niemieckich parlamentarzystów, brzmiała tak: „Kultura Europy powstała ze spotkania Jerozolimy, Aten i Rzymu, ze spotkania między wiarą w Boga Izraela, filozoficznym rozumem Greków oraz prawniczym myśleniem Rzymu. To trojakie spotkanie buduje wewnętrzną tożsamość Europy”. Demokracja, tak ściśle związana z najnowszą historią Europy, ma więc swoje źródła także w biblijnej wizji człowieka. Władza ludu jest możliwa, gdy równość ludzi wobec prawa zakorzeniona jest w bardziej pierwotnej równości ludzi wobec Stwórcy i gdy demokratycznie podjęte wybory tych ludzi będą podlegać moralnej ocenie.

 

Zapraszamy do lektury drugiego wykładu, wygłoszonego podczas tej samej konferencji przez dr. Marka Biernackiego, który ukaże się w następnym numerze.


Polska strona Ruchu CL   |   Kontakt z redakcją