Menu strony Strona główna Śladów
   
Ślady > Archiwum > 2012 > marzec / kwiecień

Ślady, numer 2 / 2012 (marzec / kwiecień)

Japonia

Rok później. Odkrycie kizuny

Odkrycie kizuny oznacza „związek, więź”. W Tokio słowo to zostało uznane za „słowo roku 2011”. Ponieważ trzęsienie ziemi z 11 marca wciąż zmienia życie ludzi. I doprowadza do drobnych faktów, „wcześniej niemożliwych”. Tak jak pytanie zadane ci nieoczekiwanie na ulicy.

Matteo Lessi


ODKRYCIE KIZUNY Oznacza „związek, więź”. W Tokio słowo to zostało uznane za „słowo roku 2011”. Ponieważ trzęsienie ziemi z 11 marca wciąż zmienia życie ludzi. I doprowadza do drobnych faktów, „wcześniej niemożliwych”. Tak jak pytanie zadane ci nieoczekiwanie na ulicy.

 

„W Japonii wiemy, że wszystko przemija, i w ten sposób narodzimy się na nowo”. Tak sześć miesięcy po trzęsieniu ziemi z 11 marca Haruki Murakami, popularny japoński pisarz, powiedział z okazji otrzymania Międzynarodowej Nagrody Catalunya.

Minął rok od dnia, który wstrząsnął Japonią oraz całym światem. Trzęsienie ziemi o tak wielkiej sile, że przyspieszyło nieco obrót kuli ziemskiej oraz skróciło dzień o 1,8 milionowej sekundy. A potem tsunami, które przyniosło śmierć oraz zniszczenie, wywołując fale o wysokości 39 metrów oraz powodując awarię elektrowni atomowej w Fukuszimie. Dwanaście miesięcy później Japonia przygotowuje się do wspomnienia w całym kraju ofiar tej tragedii – 15 848 osób, zgodnie z komunikatem wydanym przez policję, 3 305 zaginionych, które wciąż są poszukiwane. Czy jednak naprawdę w Japonii wszystko przemija? Czy nawet tragedia taka jak ta może nie pozostawić po sobie żadnego śladu?

 

Emocjonalne zranienie. Vincenzo Petrone od 3,5 lat jest ambasadorem włoskim w Tokio. Tamtego ranka jadł służbowe śniadanie w jednej z najbardziej fascynujących części japońskiej stolicy – na Odaibie, ogromnej sztucznej wyspie wzniesionej na Oceanie. „Byliśmy na pierwszym piętrze nowoczesnego budynku, który doskonale wytrzymał wstrząs, odczuliśmy go jednak bardzo mocno. Tam dołączyła do mnie żona, potem skierowaliśmy się do ambasady”. Na ulicy ukazał im się jeden z widoków, które wstrząsnęły światem: „By przejść odcinek, którego pokonanie zajmuje zazwyczaj 20 minut, potrzebowaliśmy trzy godziny; trzy godziny pośród rzeki ludzi zajmujących chodniki po obydwu stronach ulicy. Wszyscy opanowani, wielu spoglądało na telefony komórkowe, z których odczytywali instrukcje dotyczące ewakuacji. Nie słyszałem wołania, krzyków, płaczu. To ze względu na charakterystyczne dla japońskiego narodu poczucie honoru oraz zaufanie pokładane w instytucjach”. Według Petronego „na tych dwóch czynnikach trzęsienie ziemi nigdy nie pozostawiło rysy. Emocjonalne zranienie po większej części się zabliźniło. Kraj pokonał chwile zbiorowego cierpienia, nawet jeśli w okolicach Fukuszimy ludzie wciąż cierpią, ponieważ tam zasadnicza działalność nie może zostać wznowiona”.

 

Plan ewakuacji. Jednym słowem, życie w Japonii biegnie dalej z efektywnością zdumiewającą cały świat. „Uprzątanie stosów gruzów powstałych w wyniku tsunami oraz odbudowa posuwają się naprzód bardzo szybko – opowiada Petrone. – W żadnym innym kraju na świecie nie widziano tak skutecznej i zdeterminowanej reakcji”. A ludzie? Jakie piętno odcisnęło na nich trzęsienie ziemi? „Wydaje mi się, że zwiększyła się świadomość tego, że to rzeczywistość nas kontroluje – odpowiada Petrone. – Nasza ambicja przygotowania się na każde wydarzenie została podważona przez nieprzewidywalność okoliczności. My wszyscy tutaj w Tokio byliśmy bardzo dobrze przygotowani: mieliśmy swoje plany ewakuacji na wypadek wstrząsu sejsmicznego, uaktualniane co trzy miesiące. Tak naprawdę trzęsienie ziemi nie spowodowało ogromnych szkód. To tsunami przyniosło tysiące ofiar, a największy strach wzbudziła katastrofa nuklearna, do której doszło na skutek tsunami. Krótko mówiąc, po kilku minutach musieliśmy odłożyć plan ewakuacji na wypadek wstrząsu sejsmicznego i poradzić sobie z innym lękiem, wynikającym z wydarzenia, na które nikt nie był przygotowany…”.

Nawet w obliczu ogromnej tragedii zapomnienie jest największym niebezpieczeństwem. Ksiądz Arnaldo Negri jest misjonarzem w Pime a Mihara w diecezji Hiroszimy, pracuje w Japonii od 1992 roku. „Tutaj telewizja mówi o tym codziennie – zawsze pojawia się jakaś informacja o tym, co się stało. Pozostaje jednak właśnie tylko informacja. Coś, o czym mówią gazety, tymczasem w konkretnym życiu osób nie zauważyłem wielkich zmian. My jako parafia postanowiliśmy w tym roku jedną trzecią środków zbieranych i przekazywanych zazwyczaj AVSI przekazać Caritas, zaangażowanej w prace w rejonach dotkniętych przez tsunami”.

Sako mieszka w Hiroszimie. Owego 11 marca była we Włoszech. „Pamiętam, że czekałam cały dzień na odpowiedź od siostry, która mieszka w Tokio, oraz na informacje o moich szwagrach i siostrzeńcach, mieszkających w rejonie elektrowni atomowej. Dzisiaj widzę, że ten, kto stracił rodzinę, zrozumiał, że «życie jest czymś danym i że ktoś zdecydował o tym, że mam żyć», zwiększyła się percepcja czegoś większego niż my sami. Życiu stawia się czoła w sposób pełniejszy niż wcześniej. Ale obserwuje się także coś przeciwnego: ktoś, kto uprawia ziemię albo hoduje zwierzęta w rejonie dotkniętym promieniowaniem radioaktywnym, zazwyczaj jest zrozpaczony. Wiele osób popełniło samobójstwo. To, co się wydarzyło, zmusza wielu do uczynienia jakiegoś kroku – jedna z japońskich gazet zaczęła codziennie pisać o doświadczeniach osób po trzęsieniu ziemi. Pewien ojciec, który stracił córkę, opowiadał o swoim cierpieniu, o pytaniach, jakie pojawiły się po jej stracie, o przemianie, o którą poproszono go w życiu… W innym dzienniku przeczytałam o osobie, która czekając na zielone światło na skrzyżowaniu, odebrała jako coś naturalnego pytanie, z którym zwrócił się do niej ktoś jej nieznany: co słychać? Coś, co byłoby nie do pomyślenia wcześniej. Coś takiego nigdy by się nie zdarzyło”.

W obliczu podobnej tragedii, zauważa Sako, jeszcze ważniejsze jest wychowywanie do życia wspólnotowego: „Pewna siostra zakonna, która wraz z Caritas udała się w rejony najbardziej dotknięte katastrofą, opowiadała mi o obecności wielkiego pragnienia współdzielenia życia. Ich centra stały się miejscem spotkań w dzielnicach. Przychodzi tutaj mnóstwo osób, przeważnie niechrześcijan. Na początku są pełni wątpliwości i ciekawości, potem zostają”.

Jasne, im dalej od tych rejonów, tym bardziej grozi zapomnienie. „Istnieje ryzyko życia tak, jakby nie wydarzyło się nic. Ja nie chcę jednak zapomnieć. Dla mnie 11 marca jest najpotężniejszym znakiem fragmentu Ewangelii, który mówi: «Beze Mnie nic nie możecie uczynić»”.

Wakako Saito jest buddystką, uczy języka i kultury włoskiej w Nagoi, od 25 lat przyjaźni się z księdzem Giussanim oraz z Ruchem poprzez Meeting. Ona również tamtego dnia była we Włoszech. Gdy wróciła do Japonii w maju, pojechała odwiedzić ludzi dotkniętych kataklizmem, a między 12 a 18 sierpnia wraz z kilkoma przyjaciółmi z Włoch pojechała w tamte rejony, by pracować charytatywnie. Wakako opowiada, że według niej coś zmieniło się w Japończykach: „Zaczęli stawiać pytania dotyczące prawdziwego znaczenia szczęścia. Zaczęli również wyrażać swoje myśli i uczucia. Rozmawiałam o tym w klasie z moimi uczniami. Zaczęli mówić, że w tej trudnej sytuacji chcieli być potrzebni. Zaczęli rozumieć, że ich życie jest związane z życiem innych”.

Tak na ziemi, gdzie wszystko przemija i wszystko jest akceptowane, gdzie kilka dni po tsunami w Tokio sadzono drzewa w publicznych ogrodach, gdzie tysiące osób oczekują na kwitnienie wiśni (sakury, której zadedykowana jest znana tradycyjna japońska pieśń), dla Wakako i jej uczniów pojawia się możliwość stanięcia wobec wyzwania: „Pytamy siebie, co oznacza prawdziwe szczęście, co chcemy zbudować”. Być może to nie przypadek, że Kanji of the year 2011, słowem wybieranym na symbol minionego roku, jest kizuna. Co oznacza związek, więź. Przeciwieństwo samotności.


Polska strona Ruchu CL   |   Kontakt z redakcją