Ślady, numer 3 / 2011 (maj / czerwiec) Społeczeństwo
Prawo i życie. W kanadyjskim laboratorium Czyli jak i dlaczego państwo będące zakładnikiem progresywnych ideologii staje się terenem podboju (i eksperymentów) tak zwanych „nowych praw”. Od aborcji po eutanazję, poprzez „tożsamość płciową” oraz „technologie prokreacyjne” – oto kronika toczącej się walki, która z perspektywy Europy wydaje się niezwykle odległa, dotyczy jednak także nas. Peter Stockland
Jak na pisarza, który opublikował książki zatytułowane The Trouble with Canada (Problem Kanady) oraz najnowszą, The Trouble with Canada... Still! (Problem Kanady, wciąż!), William D. Gairdner jest doprawdy optymistą.
Jego pojmowanie przemiany może wydawać się naciągane, gdy opowiada nam o niej na kilka dni po tym, jak kanadyjscy parlamentarzyści zatwierdzili prawo, które rozszerza ochronę federalną praw człowieka na transwestytów, transseksualistów i na wszystkich, którzy „sami określają” swoją przynależność płciową. Niedawno także kanadyjski Sąd Najwyższy postanowił przyznać częściowo władzom federalnym prawo do używania kodeksu karnego w celu kontrolowania nowych technologii prokreacyjnych.
W tym czasie również Robert Latimer, zabójca, który ostatnio wyszedł z więzienia, otrzymawszy przedterminowe warunkowe zwolnienie, udziela wywiadów, w których ostro występuje przeciwko „religijnym sadystom”, wyrzucając im, że trzymali go za kratkami przez 10 lat. Ten rolnik z miejscowości Saskatchewana uśmiercił swoją poważnie upośledzoną córkę w zrobionej w domu komorze gazowej. Co na to kanadyjskie środki masowego przekazu? Zabiegają o wywiad z Latimerem i realizują programy z jego udziałem, obwołując go Nelsonem Mandelą dobrej śmierci.
Oświadczenie Latimera mogłoby stać się decydującym czynnikiem dla komitetu protestacyjnego w Quebeku, który zmierza do zakończenia trwających rok debat publicznych, podczas których dyskutowano o możliwości uznania eutanazji i kontrolowanego samobójstwa za standardowe usługi, wykonywane w ramach regionalnego systemu opieki zdrowotnej, a nie za przestępstwa karne. Wielu przeciwników tej rewolucyjnej pod względem karnym, politycznym i społecznym „wizji” zostało w czasie trwania tych debat nazwanych katolickimi fanatykami, którzy „usiłują narzucić swoje zasady moralne” mieszkańcom Quebeku.
WIARA I PRAWDA. Paradoksalnie kilku rodziców w jednej z prywatnych szkół katolickich w Montrealu zostało zmuszonych do zwrócenia się do kanadyjskiego Sądu Najwyższego w celu obrony decyzji sądu pierwszej instancji, który zezwolił na nauczanie religii katolickiej w szkole. Rząd prowincji Quebeku odrzucił wyrok pierwszej instancji i potwierdził słuszność narzucania swoich programów w przedmiotach etycznych, religijnych i kulturalnych we wszystkich szkołach, tak publicznych jak i prywatnych. Program taki przewiduje, że nauka religii musi opierać się na „neutralności”, co oznacza, że żadna religia nie może być uznana za nośnik prawdy.
Gairdner jest całkowicie świadomy przerażających konsekwencji tych oraz innych innowacji w polityce, kulturze oraz w życiu Kanady. Jest autorem różnych książek, w których ostrzega przed tymi niebezpieczeństwami i występuje w pierwszej linii przeciwko takim „nowościom” od ponad dwóch dziesięcioleci.Były olimpijski dziesięcioboista, ze studiami podyplomowymi z lingwistyki strukturalnej i doktoratem z literatury angielskiej Uniwersytetu w Stanfordzie, został jednak przez kanadyjską kulturę lewicy potraktowany jak „intelektualny parias” z powodu swojej otwartej krytyki „progresywnych” dogmatów państwa. Jego odpowiedzią na to były dwa bestsellery, w których zachęca Kanadyjczyków, by kontynuowali walkę przeciwko obecnemu ruchowi kulturowemu.
Swoje przesłanie w rzeczywistości czerpie z kulturalnego bagażu lingwisty, dzięki któremu, jak sam przyznaje, nauczył się dostrzegać „głęboką strukturę”, zamiast pozwalać się rozpraszać przez powierzchowne symptomy. Problem Kanady, w jego przekonaniu, nie może być rozwiązany przez coś tak z gruntu powierzchownego jak polityka wyborcza. Kanada, zauważa Gairdner, nie przekształciła się w jedyny kraj na świecie bez prawa, które regulowałoby kwestię aborcji, albo w jeden z pierwszych krajów na świecie, który w pełni zalegalizował małżeństwo homoseksualne, tylko dlatego że określona partia polityczna znajdowała się u władzy. W istocie Karta Praw i Wolności z 1982 roku, w znacznej części odpowiedzialna za zasadnicze rozluźnienie tkanki społecznej w kraju, była dziełem liberalnego rządu federalnego. Jednak depenalizacja aborcji, legalizacja małżeństw homoseksualnych, a nawet obecna legislacja w sprawie tożsamości płciowej, dokonała się pod rządami federalnych konserwatystów. W tym procesie, podkreśla Gairdner, Kanadyjczycy znaleźli się w potrzasku niespójnej ideologii, którą definiuje jako „libertarialny socjalizm”, czyli całkowitą indywidualną autonomię wewnątrz wszechpotężnego państwa. „Każda rzecz, która wiąże się z twoim ciałem, traktowana jest jako strefa libertarialna. Wszystko skoncentrowane jest na niezależnym od nikogo indywidualizmie. Każda rzecz, która znajduje się poza twoim ciałem, uważana jest za terytorium państwa. Jako naród prowadzimy wojnę wierności między państwem a społeczeństwem obywatelskim”.
TRÓJDZIELNE PAŃSTWO. Szkody jednak sięgają jeszcze głębiej w strukturę społeczną. Na swojej stronie (www.williamgairdner.com) Gairdner ostrzega przed niebezpieczeństwem podziału Kanady nie ze względu na jurysdykcję polityczną (co dawniej oznaczało niebezpieczeństwo oddzielenia się francuskojęzycznego Quebeku od pozostałej anglojęzycznej części kraju), ale innego podziału, zgodnie z którym jedna trzecia ludności kraju będzie wytwarzać bogactwo, jedna trzecia pracować dla rządu, a jedna trzecia będzie wysoce od niego zależna ze względu na znaczną część swojego dochodu. W ten sposób Kanada stanie się „państwem trójdzielnym”. „Każdy może z łatwością pojąć, że dwa ostatnie segmenty ludności zawsze będą sprzymierzać się przeciwko pierwszemu” – przyznaje Gairdner. Efekt będzie taki, że szala wagi nieuchronnie będzie przeważać na korzyść państwa ze szkodą dla wolnych zrzeszeń, takich jak rodziny i wspólnoty religijne. „Konsekwencją socjalizmu libertarialnego jest dezintegracja siatek społecznych, która sprawia, że obywatele stają się bezbronni wobec państwa. Pomyślcie o władzy miliona rodzin przeciwko słabości miliona pojedynczych osób. Państwo zawsze zwycięża przeciwko jednostkom” – kontynuuje Gairdner.
Jego zaniepokojenie odbija się echem w myśli Douglasa Farrowa, wykładającego Historię myśli chrześcijańskiej na Uniwersytecie McGill w Montrealu, autora artykułu, który ukazał się na łamach jednego z ostatnich numerów amerykańskiego czasopisma „First Things”. Farrow przyznaje, że państwo kanadyjskie będzie rozszerzało swoją władzę dopóty, dopóki nie zdefiniuje na nowo ludzkiej natury.
„Weszliśmy na tę drogę, kiedy dodaliśmy (jako jeden z elementów kodyfikacji praw człowieka) orientację seksualną, czyli pewien parametr, który nie jest zakotwiczony w strukturze biologicznej albo w strukturze podstawowej – pisze Farrow. – Dotąd nietykalne pozostawały parametry, które otwarcie łączą podmiot z określonym zachowaniem. Nigdy w celach prawnych nie zapytaliśmyo to, czy Kanadyjczyk zachowuje się jak Kanadyjczyk, katolik jak katolik, a człowiek jak człowiek. Chodzi o kwestie pozaprawne, znajdujące się w kompetencjach społeczeństwa obywatelskiego, i jest rzeczą ważną, by pozostały one takowymi, zanim prawo, czego obawiał się Sołżenicyn, wszystko wchłonie”.
Przekraczając próg pozaprawny, mówi dalej Farrow, Kanada pozostaje we władaniu sił „neognostycznych”, występujących w obrębie klas rządzących, które usiłują „zakorzenić w prawie ideę o tym, że (natura ludzka) jest zasadniczo tworem społecznym, zasadzającym się nie na porządku naturalnym, ale na mniej lub bardziej arbitralnych aktach samookreślenia się człowieka”.
O ile Farrow ulega pesymizmowi, Gairdner mimo wszystko wierzy w możliwość „wielkiego przebudzenia się” Kanadyjczyków, które dokona się w porę, zanim będzie za późno, by zejść z niebezpiecznej drogi, którą kroczą. „Docieraliśmy już do tego punktu w innych momentach naszej historii i dokonywał się odwrót tendencji – mówi. – Opierając się na tym, widzę i czuję, ufam, że wciąż możemy to zrobić. Zawsze z trudem przychodziło mi poddanie się”.
Jest to nadzwyczaj optymistyczny ton w kraju, w którym co tydzień, co więcej: codziennie, znajduje się liczne racje, by właśnie się poddać. |