Menu strony Strona główna Śladów
   
Ślady > Archiwum > 2010 > marzec / kwiecień

Ślady, numer 2 / 2010 (marzec / kwiecień)

Wywiad

Z jakiego życia rodzi się Komunia i Wyzwolenie?

Wywiad z ks. Luigi Giussanim przeprowadzony przez Giorgio Sarco w maju 1979 r. Część pierwsza.

Giorgio Sarco


Wywiad został przeprowadzony w maju 1979 roku dla tygodnika „Il Sabato”; ze względu na jego długość opublikowano wówczas tylko jego fragmenty („Il Sabato”, nr 20, 19 maj 1979 r.). Całość, którą proponujemy, ukazała się jako dodatek do „Litterae Communionis CL” nr 7–8 (1979), a następnie w książce Un avvenimento di vita, cioè una storia [Wydarzenie życia, czyli pewna historia] (dodatek do: „Il Sabato”, Roma 1993, s. 347–371).


PIERWOTNA INTUICJA

Czym właściwie jest Komunia i Wyzwolenie? Projektem społecznym, prądem kulturowym, strategią wychowawczą? A może czymś jeszcze innym?
Komunia i Wyzwolenie to tylko intuicja chrześcijaństwa jako wydarzenia życia, a więc jako historii. Od samego początku istnienia Ruchu zawsze podkreślaliśmy, że idea, uchwycona intuicyjnie wartość, rozwija się w metodę stawiania czoła rzeczywistości, która to metoda z kolei zmienia wszystkie relacje w życiu. Tak samo chrześcijańska intuicja rozwija się w metodę osądu i życia.

Sądzę, że historia i rozwój, jaki stał się udziałem Ruchu, zależą przede wszystkim od autentycznej prawdziwości pierwotnej intuicji, to znaczy zależą od punktu widzenia, od którego zaczęliśmy, po to by naprawdę zaangażować się w chrześcijański fakt. Wspominanie tego, w jaki sposób zrodziła się we mnie ta intuicja, jest powrotem do najpiękniejszych wspomnień mojego życia. Oczywiście, pierwsza intuicja, że horyzontem życia jest miłość Boga, pojawiła się w kontekście duchowym przygotowanym przez wychowanie w rodzinie, a następnie pogłębionym przez życie w seminarium; tak naprawdę jednak, intuicja ta zrodziła się i stała się świadoma, kiedy przeczytałem i po raz pierwszy naprawdę zrozumiałem początek Ewangelii świętego Jana: „Słowo stało się ciałem”. Pamiętam, jak mój profesor w seminarium, ksiądz Gaetano Corti (wydaje mi się, że obecnie uczy historii chrześcijaństwa na uniwersytecie w Trieście), tłumaczył nam ten fragment, mówiąc, że zwornikiem rzeczywistości oraz centrum życia osoby i świata stała się obecność, którą może spotkać każdy z nas w Chrystusie.

W tym czasie z niezwykłą przyjemnością oraz pasją czytałem Leopardiego; przede wszystkim zatrzymywałem się nad pieśnią Do swojej pani, który jeden z największych interpretatorów, Levi, uważa za zwornik całej duchowej przygody poety. Wcześniej Leopardi zakochiwał się to w jednej, to w drugiej kobiecie, potem w jeszcze innej; rozumiał jednak, że w obliczu wszystkich kobiet szukał czegoś innego: Piękna, którego nie oddawało piękno żadnej kobiety. Wtedy też z jego wnętrza wydobyło się coś, co śmiało można nazwać modlitwą, modlitwą ateisty: „Jeśli jedną z idei / przedwiecznych jesteś i wzdragasz się przybrać / wieczną istotę w zmysłową powłokę, / w ludzkim nietrwałym ciele / doświadczyć udręk śmiertelnego życia; / (...) / stąd, gdzie nam lata mkną nieubłaganie, hymn ci przesyła nieznany kochanek” [G. Leopardi, Nieskończoność. Wybór pieśni, wybrał i przeł. G. Franczak, wstępem opatrzyła J. Ugniewska, Warszawa 2000, s. 81]. Zacząłem rozumieć początek Ewangelii świętego Jana, „Słowo stało się ciałem”, porównując go z tym wierszem, który w pewnym sensie wyraża najgłębszy poziom ludzkiego poszukiwania. Człowiek, często nieświadomie, żebrze o Piękno, Prawdę, Sprawiedliwość, nie mogąc ich nigdzie odnaleźć. Jednak Piękno, które stało się ciałem, Prawda, która stała się ciałem, Sprawiedliwość, która stała się ciałem, są pośród nas, są Słowem Boga, są Jezusem Chrystusem.

Pamiętam też, że w tym samym czasie oraz w tym samym duchu, tłumaczył i komentował Boską komedię – dzieło najbardziej wyrazistego geniusza ludu ukształtowanego przez doświadczenie Kościoła – rektor seminarium, obecny kardynał Mediolanu Giovanni Colombo.

Potem, po raz pierwszy od tamtej pory, usłyszałem, poruszony tym do głębi, że mówi się o tej pierwotnej intuicji, rozjaśnionej doświadczeniem tamtych lat, w tym samym duchu, w encyklice Jana Pawła II: „Chrystus jest centrum kosmosu i historii”. Tę intuicję nosiłem w swoim wnętrzu przez cały czas spędzony w seminarium; stała się ona wystarczającym powodem do tego, by zacząć nauczać religii w szkole: po to właśnie, by komunikować młodzieży tę prawdę, która mnie uderzyła, i konieczność przemiany życia w jej świetle.

Drugim elementem, który przyczynił się do wzrostu Ruchu i uczynił go tym, czym on jest, byli ludzie, do których została skierowana ta intuicja: młodzież, która wniosła w tych latach świeżość swojej prostoty oraz hojność, rozgłaszając tę intuicję po całych Włoszech, zwyczajnymi drogami przyjaźni.

METODA DOŚWIADCZENIA

Powiedział Ksiądz, że na początku historii Ruchu Komunia i Wyzwolenie znajduje się intuicja, która rozwinęła się w metodę życia oraz obecności, mówił Ksiądz o tej intuicji. Mógłby Ksiądz teraz wyjaśnić, na czym polega metoda, poprzez którą ta intuicja się rozwinęła?
Chrześcijaństwo jest orędziem, że Bóg uczynił się obecnością, którą można spotkać w historii, jak jakikolwiek inny czynnik ludzkiej egzystencji. Bóg stał się możliwy do zauważenia w rzeczywistości znaku, którym dwa tysiące lat temu było wyjątkowe człowieczeństwo Chrystusa, a dziś – z Jego woli – jest nim jedność wierzących, Kościół. Napotykając ten znak, człowiek naprawdę doświadcza obecności Boga.

Metoda polega więc na tym, że intuicja staje się doświadczeniem. Doświadczenie jest przede wszystkim natknięciem się na znak, na obiektywną rzeczywistość, która porusza osobę ku jej celowi, ku jej przeznaczeniu (i w tym poruszeniu osoba jest prowokowana do przemiany, do nawrócenia). Doświadczenie jest miejscem, w którym widzi się, czy to, co było intuicją, ma znaczenie dla życia. Przedmiot, na który człowiek natrafia, znak, jest prowokacją. Obecność Chrystusa w życiu człowieka naszych czasów dociera, w sposób historycznie skuteczny, tylko jako prowokacja, która burzy sposób pojmowania rzeczywistości, co więcej, wręcz burzy sposób jej postrzegania, a więc burzy kryteria, przy pomocy których dokonuje się oceny i podejmuje decyzje.

Pierwszy metodologiczny element polega na położeniu nacisku na pewność konstytuującą sedno chrześcijańskiej intuicji, że Chrystus jest centrum kosmosu i historii: to „jasne słowo”, ta pewność jest już uderzająca sama w sobie (widać to, gdy patrzy się na obecnego papieża [Jana Pawła II]), zawiera głęboką sugestywność, w której wyraża się nieustanne oczekiwanie, nawet jeśli nieuświadomione, jakie dla człowieka wynika z tego orędzia.

Wartość prawdy tego orędzia, jej egzystencjalne bogactwo, jak wszystko w życiu, musi rozwinąć się w spójną regułę, w systematyczny dynamizm. Na tym właśnie polega ważność weryfikacji, drugi metodologiczny element: wymaga ona, by usłyszawszy prawdziwe orędzie, osoba porównała z nim bieg własnego życia, a więc treść własnych potrzeb, problemów, sytuacji, reakcji, wymogów itd. Tylko w ten sposób spotkanie z Chrystusem staje się nowym punktem widzenia, prawdziwą i właściwą hipotezą pracy, zgodnie z którą należy patrzeć na wszystko i stawiać czoła wszystkiemu, czego wymaga normalny dynamizm codziennych potrzeb. Dlatego postawa „weryfikacji” rozwija się w kulturę, to znaczy w całościowe, odnowione rozumienie rzeczywistości.

KULTURALNE WYZWANIE

Niemniej jednak oskarżano Ruch Komunia i Wyzwolenie o to, że nie rozumie wagi „mediacji kulturalnej” i że jej nie docenia...
Myślę, że źródłem tego oskarżenia najczęściej jest bardzo ograniczone, i koniec końców, prymitywne pojmowanie kultury. U podstawy każdej prawdziwie wielkiej kultury, tak jak u podstaw każdego prawdziwego dzieła sztuki oraz prawdziwej filozofii, znajduje się zawsze twórcza intuicja, która podporządkowuje się rygorowi metody. Stawianie czoła problemowi, zapominając o ważności rygoru, którego domaga się pojedynczy przedmiot, jest sentymentalne; z kolei kultura, która programowo cenzuruje pierwotną intuicję, jest abstrakcyjna. W pewien sposób początek kulturalnej postawy chrześcijan nakreśla w swoim wezwaniu święty Piotr: „Bądźcie zawsze gotowi do obrony wobec każdego, kto domaga się od was uzasadnienia tej nadziei, która w was jest” (1 P 3, 15). To zakłada pytanie, które wychodzi od świata i dociera do chrześcijanina. Byśmy mogli „uzasadnić” naszą nadzieję, musi być ona tak oczywista, by uderzała obserwatorów, stawała się dla nich spotkaniem i zmuszała ich do zadawania pytań.

Jeśli brakuje takiego punktu wyjścia, nie jest możliwa żadna konstrukcja kulturalna wpisana w dynamikę wiary. Istotnie, kultura jest ludzką pasją, wzniecaną i umacnianą przez spotkanie. W koncepcji świętego Pawła Chrystus jest „zwornikiem, od którego ontologicznie zależą wszystkie byty” (Vincent Huby [teolog średniowieczny]). Z egzystencjalnego punktu widzenia oznacza to, że Chrystus jest jedynym punktem widzenia, zdolnym stawić czoła każdemu aspektowi egzystencji. Ktoś, kto to rozumie, czuje się nagle przeniesionym w samo serce autentycznej postawy kulturalnej, nawet jeśli narzędzia poznawcze, którymi dysponuje, byłyby zupełnie nieodpowiednie do wyrażenia głębi tego podarowanego mu zrozumienia. Istotnie, prawdziwe są słowa Psalmu 119: „Jestem roztropniejszy od wszystkich, którzy mnie uczą, bo rozmyślam o Twoich napomnieniach. Jestem roztropniejszy od starców, bo zachowuję Twoje postanowienia”.

To powiązanie chrześcijaństwa ze wszystkim jest tym, co już na samym początku tak bardzo spodobało się naszej młodzieży i skłoniło ją do podjęcia decyzji o tym, aby krytycznie i twórczo stawić czoła środowisku szkolnemu, z całą jego wrogością i jego trudnościami. Gdyby się teraz nad tym zastanowić, skóra cierpnie na myśl o całej naszej nieświadomości, ale jeszcze bardziej chce się dziękować Bogu za prostotę serca, z którą w szkołach i na uniwersytetach stawiliśmy czoła dominującej ideologii, technicznie wyposażonej w o wiele lepsze od naszych narzędzia, ale tak bardzo ubogiej w propozycję dla życia, a więc i w prawdziwą kulturę.

Wydaje mi się, że w zastrzeżeniu kierowanym już wtedy pod adresem naszej postawy kulturalnej, dochodzi do głosu ograniczone pojmowanie metody tworzenia kultury. Tym, którzy nas krytykowali, brakowało zrozumienia faktu, że każda nauka oraz badania ostatecznie implikują oraz wymagają wszechogarniającego horyzontu i naprawdę jednolitego punktu widzenia. Na najgłębszym poziomie postawa kulturowa identyfikuje się z wszechogarniającą pasją do życia i świata. Atak na nas miał na celu przede wszystkim przeciwstawienie się twierdzeniu, że rzeczywistość Chrystusa jest zwornikiem systematycznej i krytycznej wizji całego ludzkiego doświadczenia.

Na ostatecznym poziomie postawa kulturowa utożsamia się więc z nową postacią podmiotu jako takiego. To nie zastępuje żadnej mediacji, nie uprawnia do usuwania jakiegokolwiek trudu ani nie prowokuje skrócenia czasu, którego wymaga ten trud.

Niektóre kierowane pod naszym adresem głosy krytyki brały się ze słusznego zaniepokojenia tym, że nasza postawa i kulturalne zaangażowanie identyfikują się z niektórymi wielkimi idealistycznymi stwierdzeniami, nie mającymi przełożenia na pracę, jak gdyby do tworzenia kultury wystarczyła intuicja, co więcej, stwierdzenie, że się ją ma. Tymczasem intuicja, jeśli jest prawdziwa, rozwija się następnie w pracę. Ryzyko w każdym razie nie wynikało z pewnością z naszej zasady wychowawczej, co znajduje potwierdzenie w tym, że wielu „naszych” w pierwszych latach istnienia Ruchu należało do najzdolniejszych uczniów w klasie, a potem zrobiło także karierę naukową. Również na tym poziomie trzeba zauważyć, jak zasadniczo bezwzględne były krytyczne opinie zawodowych intelektualistów, pedantów, w których mierzyli oni i przecinki pierwszych usiłowań kulturalnych, podejmowanych przez grupkę młodych ludzi, głusi na to, o co młodzież ta zaczynała żebrać.

Czy wybór rozpoczęcia od tak zdecydowanego stwierdzenia, że „Jezus jest centrum kosmosu i historii”, nie prowadził do integralistycznego zamknięcia wspólnot studenckich, do odrzucenia przeżywania relacji ze współczesnym światem i jego kulturą, który znamionuje zupełnie coś innego?
W żadnym wypadku. Wytłumaczę to, odwołując się do przykładu: od najmłodszych lat moim ulubionym poetą, jak już wspomniałem, był Leopardi, ponieważ w jasny i stanowczy sposób stawiał pytanie o ostateczny sens, a więc o szczęście, które definiowałem jako istotę ludzkiej duszy. Ten poziom głębi, oczekiwanie na Boga, definiuje naszą historyczną epokę jak każdą inną, tak bardzo jest ono zakorzenione w ludzkim bycie jako takim. Dlatego nasza pewność co do wiary zwiększa otwarcie się na nie.

Czy sprawiał Księdzu problem zdeklarowany materializm Leopardiego?
Nie, w ogóle. Tak silne było pytanie, które go poruszało, że natychmiast stawało się oczywiste, że ideologiczna odpowiedź na nie była niewystarczająca.

Intuicja Ruchu w gruncie rzeczy jest bardziej etyczna, filozoficzna czy poetycka? Na tak postawione pytanie skłonny jestem odpowiedzieć, że bardziej poetycka.
Chciałbym jednak powiedzieć, że jest po prostu religijna. W tym samym akcie poznania mieści się poruszenie z powodu jedności istnienia, którego dostarcza poezja, oraz właściwe filozofii pragnienie rozumnej jasności. Mówi o tym także von Balthasar: początkiem teologii jest estetyczna percepcja, a przygoda formy rozwija taką percepcję, czyniąc z niej zasadę zrozumienia. Zresztą wciąż pytam i powtarzam młodzieży: poprzez co osądzamy? Poprzez tę atrakcyjność istnienia, która nas stanowi. Dlatego również wewnątrz uporządkowanego systemu teoretycznego trzeba zawsze wyróżnić pierwotną intuicję, która stara się uzasadniać samą siebie poprzez teoretyczne rozwinięcie. W głębi jednak zawsze znajduje się atrakcyjność czegoś doświadczonego jako prawdziwe, czegoś, co czyni życiowo konkretnym teoretyczne stwierdzenie. Z takiego spojrzenia brał się fakt, że na początku istnienia Ruchu byliśmy bardzo aktywni na polu kultury. Oczywiście, uzasadnienie tej postawy kulturowej, jej specyfikacja i rozbudowanie będzie wymagało czasu, użycia wszystkich niezbędnych narzędzi, niezbędnej pokory, poświęcenia i ryzyka.

Czy w tym tak zdecydowanym podkreślaniu ważności pierwotnej intuicji nie czyha pewne niebezpieczeństwo irracjonalności, obniżenia wartości rozumnego momentu poszukiwania?
W żadnym wypadku. Zawsze powtarzaliśmy, że intuicja odnośnie do tego, że „Chrystus jest centrum kosmosu i historii”, natychmiast prowadzi do badania, które mogłoby ją rozjaśnić; nigdy nie jest to puste stwierdzenie; zawsze wypełnia je rozumna i ludzka treść. Obiektem intuicji jest prawda, sedno istnienia; a cała przestrzeń życia i wiedzy jest miejscem weryfikacji. Postawa, która wychodzi od intuicji wzbraniającej się przed rozwinięciem w krytyczną konfrontację z rzeczywistością, jest irracjonalna. Zresztą przedmiotem intuicji nie jest nieokreślony sentyment, lecz ów Byt, z którego emanuje rozumność natury i historii. Nasza intuicja jest w tak małym stopniu nieracjonalna, że odpowiada ona temu, co święty Tomasz (z pewnością nie jest on irracjonalistą) mówi o „inteligencji”. Inteligencja jest dla Tomasza aktem, w którym człowiek otwiera się, z pokorą i bez zarozumiałości, na prawdę oraz pozwala, by ona go napełniała. W tak niewielkim stopniu ta pierwotna otwartość sprzeciwia się racjonalności, że tak naprawdę jest jej zasadą oraz nieuniknionym założeniem.

A jednak wydaje się, że nikt nie uwypuklił tego, o czym Ksiądz mówi, stąd tak ogromny ideologiczny atak przeciwko Ruchowi.
Nie, nie należy przesadzać. Byli tacy, którzy nas zrozumieli, mieliśmy także swoich przyjaciół. Chciałbym wspomnieć tutaj przede wszystkim La Pirę [włoski polityk (1904–1977), Sługa Boży], być może pierwszą spośród spotkanych przez nas osób, która naprawdę nas zrozumiała. Następnie chciałbym wspomnieć wykładowców Uniwersytetu Katolickiego, profesora Bontadiniego, a w późniejszych czasach, von Balthasara. Oprócz nich jest oczywiście wielu innych; nie sposób ich tutaj wszystkich wymienić, chciałbym im jednak podziękować.

Także inne „spotkania” kulturalne miały dla nas decydujące znaczenie: z Ojcami i Doktorami Kościoła oraz z wieloma, którzy naprawdę głęboko przeżywali swoją ludzką przygodę.

DZIELENIE CZŁOWIECZEŃSTWA

A propos, zawsze uderzało mnie oskarżenie kierowane przeciwko Ruchowi, że reprezentuje on kulturę tradycjonalną (nie w pozytywnym tego słowa znaczeniu, to znaczy związaną z prawdziwym korzeniem życia Kościoła, ale w sensie akademickim...).
Od samego początku podkreślaliśmy, że punktem wyjścia musi być człowiek; wybieraliśmy towarzystwo największych pisarzy: od Péguyego po Claudela, od Dostojewskiego po Tomasza Manna, od Leopardiego po Rilkego. Właściwa postawa kulturalna nie boi się niczego, spotyka całe człowieczeństwo i zachowuje to, co jest słuszne, nie dając się zwieść ideologii. W niezrównany sposób zostało to powiedziane w Ewangelii: „Człowiek roztropny ze swego skarbca wydobywa rzeczy nowe i stare” [por. Mt 13, 52]. W ten sposób nasi ludzie żeglowali pomiędzy stronicami poezji czy to Shakespeare’a, czy to Pavese, dzieląc z nimi w pełni ludzką przestrzeń i odnajdując bogactwo tego ludzkiego pytania, na które jedyną właściwą odpowiedzią jest Chrystus. Z jakimż entuzjazmem oraz w duchu współdzielenia odczytujemy z tych stronic ludzkie dzieje! W czasie wszystkich naszych zjazdów korzystamy z książeczek przygotowanych przez samą młodzież, gdzie wskazane zostają lektury, które wywarły na nich największe wrażenie oraz które uznali za najbardziej współbrzmiące z ich własnym doświadczeniem, a także reprezentatywne, jeśli chodzi o prawdę i wartości.

W tych książeczkach można na przykład znaleźć neoromantyczną poezję oraz teksty Ojców Kościoła, Newmana i Guardiniego, itd...

Czy można powiedzieć, że punktem wyjścia dla metody, którą Ksiądz przedstawia, jest człowiek, co więcej, sedno kwestii człowieczeństwa, jak dobrze zostaje to wytłumaczone w Zmyśle religijnym; jednocześnie stwierdza Ksiądz, że nie sposób mówić o człowieku, pomijając Chrystusa, spotkanie z Nim? Inaczej mówiąc: człowiek jest pytaniem, a pytania nie można zrozumieć, jeśli nie zakłada się odpowiedzi na nie...
Pytanie staje się jasne tylko wtedy, gdy znajduje się na nie odpowiedź. Programowe przekonanie, które kierowało naszymi pierwszymi krokami, niczym temat wyzwania dla panującej kultury, jest krzykiem retora Wiktoryna, oznajmiającego o swoim nawróceniu: „Kiedy spotkałem Chrystusa, odkryłem, że jestem człowiekiem”. Przy pomocy jakiego kryterium możemy wartościować całą propozycję, która wyłania się w życiu, w niezliczonych formach, w których propozycja ta fermentuje i krzepnie? Albo kryterium to jawi się jako pierwotne i konstytutywne kryterium naszego „ja”, jako oblicze, spojrzenie, z którym natura rzuca nas w relację ze wszystkim, albo kryterium to zostaje nam dane, a więc nieustannie narzucane przez dominującą mentalność. Tylko w pierwszym wypadku ocalona zostaje możliwość „bycia” osoby, zdolność do krytycyzmu: kryterium dane przez pierwotne oblicze, konstytuujące nasze „ja”, struktura naszej natury. Kryterium to wyraża się w czymś, co nazywam „podstawowym doświadczeniem”: czyli w tym ogóle wymogów i oczywistości, przy pomocy których natura angażuje nas w porównywanie z każdą rzeczą. Ten ogół wymogów konstytuuje pytanie, którym jest człowiek. Osoba ostatecznie jest pragnieniem prawdy, szczęścia, wolności, czyli istnienia, całkowitej realizacji, a więc pragnieniem przylgnięcia do tego, co może dać jej spełnienie i ją „uczynić”. „Nie ma niczego tak niewiarygodnego, jak odpowiedź na problem, którego się nie stawia” (R. Niebuhr). Cytowałem zawsze to zdanie młodzieży, ponieważ pierwszym warunkiem zrozumienia odpowiedzi na pytanie człowieka, którą Chrystus pragnie być, jest odczuwanie, aż do bólu, swojego ludzkiego pytania jako zawieszonego. Spotkanie z Chrystusem wzmaga to cierpienie, tak jak widok jedzenia wzmaga głód.

I to, w pewnym sensie, jest również zadaniem chrześcijańskiej wspólnoty jako konkretnego i widzialnego faktu, obecnego w środowisku, do którego Ruch przywiązuje tak wielką wagę, ponieważ tylko spotkanie z odmiennym człowieczeństwem otwiera na to, by ponownie rozważyć problem człowieczeństwa...
Bez wątpienia trzeba także pamiętać, że wspólnota jest warunkiem egzystencjalnie koniecznym dla własnego „ja”, dla osoby. Jeśli z jednej strony jest ona pierwszym zderzeniem, nawet jeśli kulejącym i kruchym, ze znakiem Chrystusa, to z drugiej strony, wspólnota jest humus [glebą], w którym rzeczywistość osoby może rozwinąć percepcję siebie, a więc może pozwolić, by wyłoniło się prawdziwe pytanie.

(Druga część wywiadu - w następnym numerze.)


Polska strona Ruchu CL   |   Kontakt z redakcją