Ślady, numer 2 / 2011 (marzec / kwiecieĹ) Strona pierwsza
OczywistoĹÄ doĹwiadczenia Notatki z wystÄ
pienia ksiÄdza JuliĂĄna CarrĂłna podczas Zebrania Odpowiedzialnych za Ruch Komunia i Wyzwolenie we WĹoszech Pacengo (Werona), 27 lutego 2011 r. ks. JuliĂĄn CarrĂłn
Na myĹl o wczorajszym dniu ogarnÄĹo mnie tego ranka peĹne wdziÄcznoĹci zdumienie tym, Ĺźe Pan wciÄ
Ĺź lituje siÄ nad naszÄ
nÄdzÄ
. Natychmiast teĹź przyszĹy mi do gĹowy sĹowa ksiÄdza Giussaniego, ktĂłre w ostatnim tygodniu przeczytaĹ mi jeden z przyjaciĂłĹ: âZwĹaszcza w tym czasie przychodziĹo mi na myĹl, Ĺźe nasz Ruch wyrĂłsĹ bez Ĺźadnego programu, bez Ĺźadnego projektu i bez Ĺźadnego roszczenia â wyrĂłsĹ z niczego. OstatniÄ
myĹlÄ
byĹo to, Ĺźe tydzieĹ później moglibyĹmy jeszcze ĹźyÄ, Ĺźe wciÄ
Ĺź jesteĹmy. PowstaliĹmy z tÄ
, nie mĂłwiÄ, pokorÄ
, ale z realnym poczuciem naszej maĹoĹciâ (L. Giussani, Lâuomo e il suo destino. In cammino, Genova 1999, s. 76â77). To jest wĹaĹnie wraĹźenie, ktĂłre czÄsto mnie ogarnia â Ĺźe wciÄ
Ĺź jesteĹmy; nie to, Ĺźe istniejemy jako organizacja, ale Ĺźe jesteĹmy, Ĺźe Pan wciÄ
Ĺź lituje siÄ nad naszÄ
nÄdzÄ
, nad naszÄ
nicoĹciÄ
i Ĺźe wciÄ
Ĺź moĹźe rozbudzaÄ siÄ nasza wolnoĹÄ wobec Jego wyjÄ
tkowej obecnoĹci. Wydaje mi siÄ, Ĺźe wczorajszy dzieĹ jest tego potwierdzeniem.
PostawiliĹmy sobie nastÄpujÄ
ce pytania: jak droga, ktĂłrÄ
przeszliĹmy, pracujÄ
c nad ksiÄ
ĹźkÄ
Czy moĹźna tak ĹźyÄ?, byĹa i jest pomocna w tym, by rozumienie wiary staĹo siÄ rozumieniem rzeczywistoĹci? Oraz jaki proces uruchomiĹa w Ĺźyciu Ruchu publiczna prezentacja ZmysĹu religijnego (wraz z boĹźonarodzeniowym artykuĹem, ktĂłry ukazaĹ siÄ w âLâOsservatore Romanoâ, oraz ulotkÄ
âLe forze che cambiano la storia sono le stesse che cambiano il cuore dellâuomoâ [SiĹy, ktĂłre zmieniajÄ
historiÄ, sÄ
teĹź siĹami zmieniajÄ
cymi serce czĹowieka])? PoniewaĹź czymĹ logicznym byĹoby oczekiwaÄ lepszej kondycji do tego, by osÄ
dzaÄ. Tymczasem zauwaĹźyliĹmy, Ĺźe niektĂłrzy zareagowali z przestrachem na gest w Palasharp (prezentacjÄ ksiÄ
Ĺźki ksiÄdza Giussaniego); inni poczuli siÄ zagubieni wobec historycznoâpolitycznej chwili. SÄ
tacy, ktĂłrzy usiĹujÄ
rozwiÄ
zaÄ problem przy pomocy analiz, ktoĹ inny zaprasza do wspĂłlnoty dyĹźurnego eksperta (polityka, psychologa, dziennikarza) po to, by otrzymaÄ âdodatkowyâ osÄ
d; redukujÄ
c w ten sposĂłb charyzmat Ruchu do poboĹźnych i âwewnÄtrznychâ refleksji, ktĂłre nie sĹuĹźÄ
Ĺźyciu.
Sprawa jest bardzo, bardzo powaĹźna. Do czego potrzebna jest wiara? Albo, by powiedzieÄ inaczej (majÄ
c na uwadze przede wszystkim trudnoĹci, ktĂłre wyĹoniĹy siÄ na Szkole WspĂłlnoty nad pierwszÄ
przesĹankÄ
ZmysĹu religijnego): skÄ
d bierze siÄ nasz osÄ
d?
ZaczÄliĹmy â ujmujÄ
c rzecz w skrĂłcie â od odpowiedzi udzielonej przez ksiÄdza Giussaniego w wywiadzie, ktĂłry przeprowadziĹ z nim Angelo Scola: âSercem naszej propozycji jest raczej gĹoszenie czegoĹ, co siÄ wydarzyĹo, co zaskakuje ludzi w taki sam sposĂłb, jak dwa tysiÄ
ce lat temu nowina obwieszczona przez anioĹĂłw zaskoczyĹa w Betlejem ubogich pasterzy. CoĹ, co siÄ wydarza przed wszystkimi rozwaĹźaniami o czĹowieku religijnym czy niereligijnym. WĹaĹnie spostrzeĹźenie tego wydarzenia rozbudza i wzmacnia elementarne poczucie zaleĹźnoĹci i jÄ
dro pierwotnych oczywistoĹci, ktĂłre nazywamy ÂŤzmysĹem religijnymÂť (Un avvenimento di vita, cioè di una storia, Roma 1993, s. 38). Nam wydarzyĹo siÄ to w spotkaniu, ktĂłre znalazĹo przedĹuĹźenie w pewnej historii; w nas wydarzyĹo siÄ to spotÄgowanie pierwotnych oczywistoĹci; i doĹwiadczyliĹmy pewnej nieporĂłwnywalnej odpowiednioĹci, tak wielka jest wyjÄ
tkowoĹÄ tego, co nam siÄ przydarzyĹo i przytrafiĹo w spotkaniu z Chrystusem â jakiekolwiek inne doĹwiadczenie (zakochanie siÄ w kobiecie czy zatracenie siÄ dla przyjaciela) jest âmglistÄ
analogiÄ
â (L. Giussani, Lâio rinasce in un incontro (1986â1987), Milano 2010, s. 44).
A wiÄc osÄ
dzanie powinno byÄ czymĹ Ĺatwym; jeĹli wzmogĹy siÄ wszystkie pierwotne oczywistoĹci, ktĂłre sÄ
kryterium osÄ
du; jeĹli doĹwiadczyliĹmy takiej odpowiednioĹci, ktĂłrej nie sposĂłb porĂłwnaÄ z ĹźadnÄ
innÄ
, wszystko wydawaĹoby siÄ gotowe do tego, by dokonaÄ natychmiastowego porĂłwnania, z miejsca. Tymczasem sĹyszymy, Ĺźe jesteĹmy zagubieni, i czÄsto tacy jesteĹmy. Jest tak jak wtedy, gdy by wyjĹÄ z politycznego zamÄtu, czyta siÄ wszystkie gazety, i wszystko staje siÄ jeszcze bardziej zagmatwane! Albo kiedy czĹowiek zwraca siÄ do âekspertĂłwâ w sprawie problemĂłw politycznych, szkolnych albo uczuciowych. I przy tym wszystkim chrzeĹcijaĹstwo tak naprawdÄ okazuje siÄ niepotrzebne, pomimo naszych intencji, pomimo naszych dyskursĂłw, pomimo naszej logiki; i stajemy siÄ wyobcowani jak wszyscy â zawsze zaleĹźymy od kogoĹ, kto znajduje siÄ poza doĹwiadczeniem. KtoĹ wiÄc zapyta: jakÄ
wiÄc korzyĹÄ, majÄ
c na uwadze czĹowieczeĹstwo, przynosi wiara, czym jest rozumnoĹÄ wiary?
Do tego dochodzÄ
dwie inne komplikacje.
Pierwsza dotyczy relacji miÄdzy SzkoĹÄ
WspĂłlnoty transmitowanÄ
z Mediolanu a gestami w lokalnych wspĂłlnotach. Podczas zebrania jakaĹ osoba powiedziaĹa mi, Ĺźe zauwaĹźyĹa, iĹź niektĂłrzy uczestniczÄ
w transmisji, nie biorÄ
natomiast udziaĹu w SzkoĹach WspĂłlnoty. Na czym polegaĹby problem? âNa transmisji, ktĂłra zdejmuje z osĂłb odpowiedzialnoĹÄâ â powiedziaĹa ta osoba. Na co ja jej odparĹem: âCzy nie jest przypadkiem odwrotnie? Czy nie chodzi o to, Ĺźe jeĹli nie utrzymujemy tego samego poziomu w naszych lokalnych wspĂłlnotach, trudno udĹşwignÄ
Ä ciÄĹźar naszych spotkaĹ?â. NastÄpnego dnia dostaĹem od jednej z naszych przyjaciĂłĹek nastÄpujÄ
cy list: âW tych latach przeszĹam takÄ
oto drogÄ. Po pierwsze: ÂŤChrystus pociÄ
ga mnie caĹego, aĹź tak jest piÄknyÂť â jak mĂłwi tytuĹ rekolekcji Bractwa, ktĂłre zmieniĹy moje Ĺźycie. Po drugie: a wiÄc chcÄ ĹźyÄ tylko tak; o ile rzeczywistoĹÄ daje mi moĹźliwoĹÄ dokonania wyboru, nie chcÄ niczego mniej. ChcÄ Ci teraz powiedzieÄ, Ĺźe przez wiele lat cierpiaĹam, chodzÄ
c na SzkoĹÄ WspĂłlnoty, poniewaĹź byĹa przytĹaczajÄ
ca i nudna. MyĹlaĹam, Ĺźe to jakiĹ mĂłj problem, zawsze jednak byĹam obecna; nie po to, by jÄ
zaliczyÄ, ale poniewaĹź obiektywnie byĹ to jedyny sposĂłb, by ĹźyÄ z Chrystusem zgodnie z charyzmatem, ktĂłry spotkaĹam. I dlatego jest ona nieodzowna, za wszelkÄ
cenÄ. Potem pojawiĹa siÄ SzkoĹa WspĂłlnoty prowadzona przez Ciebie â to byĹ przeogromny dar, przekraczajÄ
cy wszelkie nadzieje i wyobraĹźenie. ZnĂłw poczuĹam smak poczÄ
tku, SzkoĹa WspĂłlnoty na nowo staĹa siÄ Ĺźywa. Kiedy przychodzi czas na ogĹoszenia, mĂłwiÄ sobie: ÂŤJak to, juĹź siÄ skoĹczyĹo?Âť. Nie chodzi o to, Ĺźe Ty jesteĹ dobry, ale o to, Ĺźe stajesz jako przyjaciel, ktĂłry dokonuje odkrycia, komunikuje je nam i popycha nas do tego, byĹmy i my odkrywali. A wiÄc dla mnie jest to niesĹychanie gĹÄboki oddech. Dlatego nie mam ochoty chodziÄ na lokalnÄ
SzkoĹÄ WspĂłlnoty, tak bardzo zagmatwanÄ
i przytĹaczajÄ
cÄ
, gdzie nie tylko nie znajdujÄ powabu, ale gorzej: pojawia siÄ wielka pokusa, by widzieÄ tam tylko to, co jest nie w porzÄ
dku. Pytam o to Ciebie, bo komu innemu powinnam postawiÄ to pytanie?â. Odpowiem tej osobie to, co powinienem, majÄ
c na uwadze dobro jej osobistej wÄdrĂłwki. Jakie pytanie stawia nam jednak jej naglÄ
ca potrzeba?
Na drugÄ
trudnoĹÄ czÄsto wskazywaĹem w ostatnich tygodniach: niektĂłrzy myĹlÄ
, Ĺźe bardziej wpĹyniemy na historiÄ, jeĹli bÄdziemy robiÄ coĹ innego niĹź to, co robimy, na przykĹad jeĹli dawalibyĹmy inne i bardziej âprecyzyjneâ osÄ
dy, poniewaĹź nasze sÄ
zbyt abstrakcyjne. Co mĂłwi nam ten kompleks niedorosĹoĹci?
W ciÄ
gu tych trzech dni wyraĹşnie wyszĹo na jaw to, co tkwi w centrum caĹej naszej metody (o ktĂłrej musimy mieÄ naprawdÄ jasne pojÄcie, podporzÄ
dkowujÄ
c rozum doĹwiadczeniu): jaka jest natura chrzeĹcijaĹstwa, jaka jest natura naszego Ruchu. PoniewaĹź, jeĹli co do tej kwestii nie bÄdziemy mieÄ jasnoĹci, w gĹÄbi zawsze bÄdziemy myĹleli, Ĺźe byĹoby lepiej robiÄ coĹ innego (zaĹoĹźyÄ partiÄ albo poradniÄ psychologicznÄ
, lub oĹrodek pomocy spoĹecznej); i sÄ
tacy, ktĂłrzy prĂłbujÄ
to robiÄ, usiĹujÄ
c zredukowaÄ charyzmat do ktĂłregoĹ z tych wariantĂłw w imiÄ jakiegoĹ domniemanego oddziaĹywania na historiÄ. Tak jak gdyby w naszej historii nie wydarzyĹo siÄ nic, jak gdybyĹmy nie przeĹźyli juĹź roku â68, kiedy to wszystko wydawaĹo siÄ bardziej wpĹywowe od chrzeĹcijaĹstwa i chrzeĹcijaĹskiej wspĂłlnoty! Wszyscy pamiÄtamy epizod z Ĺźycia ksiÄdza Giussaniego, ktĂłry widzÄ
c studenta ustawiajÄ
cego barykadÄ, zapytaĹ go: âCo robisz? â Jestem tutaj z siĹami, ktĂłre zmieniajÄ
historiÄâ. Na co ksiÄ
dz Giussani odpowiedziaĹ mu w genialny sposĂłb, wypowiadajÄ
c sĹowa, ktĂłre przywoĹaliĹmy w ostatniej ulotce: âSiĹy, ktĂłre zmieniajÄ
historiÄ, sÄ
teĹź siĹami zmieniajÄ
cymi serce czĹowiekaâ.
Dlatego wciÄ
Ĺź coraz bardziej chcemy zadawaÄ sobie pytanie wraz z PapieĹźem, âco moĹźe czĹowieka ostatecznie od wewnÄ
trz poruszyÄâ (Benedykt XVI, Sacramentum caritatis, 2): co jest naprawdÄ konkretne, co tak naprawdÄ wpĹywa na fundament âjaâ, Ĺźeby mogĹo to takĹźe zmieniÄ historiÄ? JeĹli nie bÄdzie jasnoĹci co do tego, co wskazuje nam, w jakim stopniu adekwatna jest wykonywana przez nas praca, zmysĹ religijny siÄ nie rozbudzi; jeĹli chrzeĹcijaĹstwo nie jest w stanie rozbudziÄ naszego âjaâ, jesteĹmy jak wszyscy, a to, czym Ĺźyjemy, nie ma decydujÄ
cego wpĹywu ani na nas, ani na innych. Z jakÄ
wytrwaĹoĹciÄ
i uporem w caĹej naszej historii ksiÄ
dz Giussani nie popuszczaĹ w tej kwestii! I w obliczu jakiejkolwiek pokusy poszukiwania jakiegoĹ rozwiÄ
zania poza doĹwiadczeniem ksiÄ
dz Giussani wciÄ
Ĺź proponuje nam na nowo odmiennÄ
metodÄ. JuĹź od pierwszego rozdziaĹu ZmysĹu religijnego przypomina nam, Ĺźe jeĹli ktoĹ chce zrozumieÄ, czym jest zmysĹ religijny, nie musi szukaÄ gdzie indziej (co mĂłwi Internet, co mĂłwiÄ
ksiÄ
Ĺźki, co mĂłwiÄ
specjaliĹci). Nie. A dlaczego nie? Albo dlatego, Ĺźe ksiÄ
dz Giussani jest jakimĹ maniakiem, albo poniewaĹź doĹwiadczenie pokazuje nam, Ĺźe dialektyczna metoda mnoĹźenia punktĂłw widzenia pogrÄ
Ĺźa nas w jeszcze wiÄkszym zamÄcie. PoniewaĹź moĹźesz przeczytaÄ wszystko, co mĂłwi siÄ o jakiejĹ sprawie, ale jeĹli nie wyjdziesz od doĹwiadczenia, nie masz kryterium osÄ
du nawet do tego, by osÄ
dziÄ to, co czytasz... To doĹwiadczenie jest metodÄ
â mĂłwi ksiÄ
dz Giussani. âNiewychodzenie od badania egzystencjalnego byĹoby jakby pytaniem kogoĹ innego o istotÄ zjawiska, ktĂłrym osobiĹcie ĹźyjÄ. To natomiast gdyby nie byĹo potwierdzone, ubogacone albo odrzucone w wyniku osobiĹcie juĹź podjÄtej refleksji, sprawiaĹoby, Ĺźe cudza opinia zajÄĹaby miejsce pracy bÄdÄ
cej w mojej gestii, czyniÄ
c jÄ
noĹnikiem opinii nieuchronnie wyobcowujÄ
cejâ (L. Giussani, ZmysĹ religijny, tĹum. K. Borowczyk, PoznaĹ 2000, s. 19 (PerCorso 1)).
KsiÄ
dz Pino powiedziaĹ wczoraj: âKsiÄ
dz Giussani zawsze gĹosiĹ pierwszeĹstwo faktĂłw nad interpretacjami. Problemem istniejÄ
cym miÄdzy nami nie moĹźe byÄ to, kto lepiej interpretuje ksiÄdza Giussaniego, poniewaĹź to jest gnoza. JeĹli istnieje konflikt interpretacji dokonywanych z punktu widzenia przeszĹoĹci kaĹźdego, wĂłwczas bÄdÄ
tylko opinie, nie bÄdzie Ĺźadnych osÄ
dĂłw, Ĺźadnego wyzwolenia, Ĺźadnej nowoĹciâ. Autorytet musiaĹby natomiast dokonywaÄ syntezy róşnych interpretacji. ByĹbym tutaj po to, by ustaliÄ punkt, co do ktĂłrego wszyscy siÄ zgadzajÄ
, jak gdyby byĹa to kwestia wĹadzy.
To wszystko tĹumaczy wyzwanie, jakie przed nami stoi, przyjaciele: czy chcemy podÄ
ĹźaÄ za ksiÄdzem Giussanim juĹź od pierwszego rozdziaĹu ZmysĹu religijnego i postawiÄ w centrum doĹwiadczenie? W przeciwnym razie, poza samym doĹwiadczeniem, zawsze bÄdziemy potrzebowaÄ eksperta, jakiegoĹ suplementu do prawdy. Albo doĹwiadczenie niesie w sobie racje (âDoĹwiadczenie niesie w sobie oczywistoĹÄâ â mĂłwiĹa wczoraj jedna z was), albo zawsze bÄdziemy musieli czerpaÄ je z zewnÄ
trz. W ten sposĂłb jednak wszystko by siÄ zawaliĹo. A co gorsze, w ten sposĂłb uczynilibyĹmy chrzeĹcijaĹstwo ânieprzydatnymâ. Tymczasem wszyscy wiemy i to akceptujemy, Ĺźe do tego, by odpowiedzieÄ na pragnienie speĹnienia, nie wystarcza wiele strzaĹek nakierowanych na TajemnicÄ, ale potrzeba czegoĹ innego, co nie jest jakÄ
Ĺ dialektykÄ
albo konfliktem interpretacji, ale faktem, co wiÄcej, âtymâ Faktem. PoniewaĹź dualizm, ktĂłrym wiele razy jesteĹmy przesiÄ
kniÄci do szpiku koĹci, nie zostaje zwyciÄĹźony przez jakiĹ dyskurs, ale przez doĹwiadczenie. Bez tego nasze rozumienie wiary nie stanie siÄ rozumieniem rzeczywistoĹci, i dlatego to my mamy decydujÄ
ce znaczenie. Nasz wkĹad bÄdzie decydujÄ
cy âtylko wtedy, gdy rozumienie wiary staje siÄ rozumieniem rzeczywistoĹciâ â jak powiedziaĹ Benedykt XVI.
Co wydarzyĹo siÄ w tych dniach? KtoĹ z was powiedziaĹ wczoraj: âChrystus jest Memor meiâ, natomiast Ĺwiadectwa, ktĂłre usĹyszaĹ, skĹoniĹy go do stwierdzenia: âMoje oczy zobaczyĹy, moje dĹonie dotknÄĹy SĹowa Ĺźycia. Ja jestem memor Domini, poniewaĹź On jest Memor nostri, Memor mei, a wiÄc jest KtoĹ, kto mnie wydobywa z mojej nÄdzy, staje siÄ tak bardzo widoczny dla moich oczu, Ĺźe caĹe moje Ĺźycie wypeĹnia pamiÄÄ o Nim, Jego obecnoĹÄ, ja natomiast widzÄ, kim On jest, poniewaĹź jestem bardziej Ĺwiadomy nieredukowalnoĹci mojego ÂŤjaÂťâ. Albo jak opisaĹ to ktoĹ inny: âJestem bardziej Ĺwiadomy natury mojej potrzeby, poniewaĹź muszÄ wyznaÄ, Ĺźe bÄdÄ
c od dĹuĹźszego czasu w Ruchu, zredukowaĹem moje ludzkie pytanie. Ty byĹeĹ szczÄĹliwy, a ja nie, i zrozumiaĹem, Ĺźe nikt nie jest w stanie samodzielnie wytrwaÄ we wĹaĹciwej postawie, na ktĂłrÄ
otwarĹo go spotkanie z Chrystusem. JeĹli nie przeĹźywam osobiĹcie tej strukturalnej dysproporcji, nie jestem podmiotemâ. SĹuchajÄ
c tego, przyszĹy mi na myĹl sĹowa ksiÄdza Giussaniego: âTrzeba bardzo uwaĹźaÄ, gdyĹź zbyt Ĺatwo zdarza nam siÄ nie wychodziÄ od naszego prawdziwego doĹwiadczenia, to znaczy od doĹwiadczenia w jego caĹoĹci i oryginalnoĹci. W rzeczywistoĹci bowiem utoĹźsamiamy doĹwiadczenie z jakimiĹ czÄ
stkowymi wraĹźeniami, sprowadzajÄ
c je w ten sposĂłb do jakiegoĹ ÂŤkikutaÂť, okaleczajÄ
c je, jak to ma miejsce na przykĹad w sferze uczuciowej, gdy ktoĹ siÄ zakochuje lub marzy o przyszĹoĹci. Jeszcze czÄĹciej zaĹ mylimy doĹwiadczenie z uprzedzeniami lub schematami, moĹźe nawet nieĹwiadomie przejÄtymi ze Ĺrodowiska. Dlatego â zamiast otworzyÄ siÄ w tej postawie oczekiwania, prawdziwej uwagi, zaleĹźnoĹci, jakiej doĹwiadczenie w caĹej peĹni wymaga i jakÄ
podpowiada â narzucamy mu pojÄcia i interpretacje, ktĂłre je blokujÄ
i ograniczajÄ
, przypuszczajÄ
c, Ĺźe je rozwijamyâ (L. Giussani, DoĹwiadczenie jest drogÄ
do prawdy, tĹum. D. Chodyniecki, Kielce 2003, s. 84â85). Dlaczego? Dlatego, Ĺźe my nie wychodzimy od naszych prawdziwych potrzeb, czasem nie wiemy nawet, czym one sÄ
. Po czym widaÄ, Ĺźe Chrystus pamiÄta o nas, Ĺźe Chrystus jest obecny poĹrĂłd nas? Po tym, Ĺźe czyni nas bardziej Ĺwiadomymi naszej potrzeby, naszej tajemnicy, nieredukowalnoĹci naszego âjaâ, strukturalnej dysproporcji; a to prowadzi do odkrycia mnie, prawdziwej natury mojego âjaâ, tego, jak wielkim jestem Ĺźebrakiem, jak bardzo jestem zaleĹźny.
Jakie jest wiÄc kryterium prawdy i jasnoĹci? To, Ĺźe ma miejsce wydarzenie Chrystusa, ktĂłre niesie w sobie oczywistoĹÄ racji; ktĂłre wydobywa mnie z caĹego mojego zagubienia; ktĂłre daje mi jasnoĹÄ co do mojego âjaâ i rzeczywistoĹci! I dlatego nie wystarcza caĹa przeszĹoĹÄ, caĹa historia; potrzebujemy teraz wspĂłĹczesnoĹci Chrystusa, trzeba, by KtoĹ nadal litowaĹ siÄ nad nami, poniewaĹź w przeciwnym razie skoĹczymy w zamÄcie ogarniajÄ
cym wszystkich i bÄdziemy bezuĹźyteczni dla Ĺwiata. A wiÄc to, Ĺźe widzimy rozbudzanie siÄ na nowo zdumienia, nie jest Ĺźadnym pewnikiem â to nie jest Ĺźaden pewnik; to, co wydarzyĹo nam siÄ wczoraj, nie jest Ĺźadnym pewnikiem â nie moĹźna zaĹoĹźyÄ z gĂłry, Ĺźe szeĹÄ lat po Ĺmierci ksiÄdza Giussaniego Pan nadal bÄdzie siÄ nad nami litowaĹ; ale to wymaga od nas pewnej otwartoĹci na bycie stwarzanym.
Gdy przygotowywaĹem prezentacjÄ ZmysĹu religijnego, przyszĹo mi na myĹl, Ĺźe BĂłg najpierw przeprowadziĹ swÄ
wychowawczÄ
prĂłbÄ na narodzie izraelskim. Ten lud charakteryzowaĹy dwie postawy, ktĂłre Ewangelia stawia nam przed oczami. Uczeni w PiĹmie potraktowali powaĹźnie historiÄ, przyĹoĹźyli siÄ do studiĂłw nad niÄ
, znali logikÄ, to jednak nie uczyniĹo ich dyspozycyjnymi; pokusa âtego, co jest juĹź wiadomeâ czyha zawsze na wszystkich, i uczeni w PiĹmie to potwierdzajÄ
â my takĹźe w imiÄ âtego, co jest juĹź wiadomeâ moglibyĹmy nie byÄ dyspozycyjni wobec tego, co Tajemnica czyni teraz, poniewaĹź prawdziwym celem BoĹźego wychowania nie jest to, Ĺźeby âjuĹź wiedzieÄâ, bo to oznaczaĹoby utkniÄcie w martwym punkcie, ale ubĂłstwo ducha. OtwartoĹÄ i dyspozycyjnoĹÄ wobec BoĹźej metody okazali natomiast Maryja, Jan i Andrzej oraz Zacheusz. Zawsze bÄdziemy stawaÄ przed tymi dwiema moĹźliwoĹciami. To nie jest tylko jakaĹ historia z przeszĹoĹci: w imiÄ âtego, co jest juĹź wiadomeâ moĹźemy oceniaÄ teraĹşniejszoĹÄ, zamiast daÄ siÄ poruszaÄ teraĹşniejszoĹci i doĹwiadczaÄ wyzwolenia.
WywarĹo na mnie wraĹźenie opowiadanie pewnej osoby, ktĂłra od wielu lat naleĹźy do Memores Domini. WspomniaĹa ona, Ĺźe ksiÄ
dz Giussani w 1992 roku powiedziaĹ, cytujÄ
c filozofa Finkelkrauta, Ĺźe moĹźna poznawaÄ tylko przez wydarzenie: âIm bardziej zwracaĹem uwagÄ na to stwierdzenie, im bardziej je sobie uĹwiadamiaĹem, tym bardziej wydawaĹo mi siÄ, Ĺźe na moich oczach wyĹoniĹ siÄ typ czĹowieka, ktĂłry doĹwiadcza w ten sposĂłb, czyli czĹowiek zuchwaĹy, czĹowiek wolny. FascynowaĹa mnie niezwykle ta koncepcja poznania jako wydarzenia. Wtedy zapytaĹem ksiÄdza Giussaniego: ÂŤCaĹe moje usiĹowanie w tym czasie, gdy jestem Memor Domini, polegaĹo na chÄci uczenia siÄ poprzez podÄ
Ĺźanie za tobÄ
. JeĹli jednak to wszystko, czego siÄ nauczyĹem, jest pewnÄ
klatkÄ
, jak wĂłwczas mogÄ ĹźyÄ, majÄ
c wciÄ
Ĺź przed sobÄ
to wydarzenie? CaĹa ta konstrukcja, ktĂłrÄ
wzniosĹem wokóŠmojego âjaâ, moĹźe staÄ siÄ klatkÄ
i w ten sposĂłb zostanÄ uwiÄziony wĹaĹnie przez efekt mojej pasji, ktĂłrÄ
byĹo uczenie siÄ. A wiÄc wszystko tylko nie czĹowiek wolny, czĹowiek ubogi, zuchwaĹy, wolny i twĂłrczy!Âť. Na co ksiÄ
dz Giussani mi odpowiedziaĹ: ÂŤTak, to co mĂłwisz, jest prawdÄ
; chyba Ĺźe to, co wiesz, zostanie ci znĂłw dane przez kogoĹ obecnegoÂť. To zdanie niezwykle mi siÄ spodobaĹo, nie zrozumiaĹem go jednak, moĹźe nawet nie zrozumiaĹem, Ĺźe go nie zrozumiaĹem, jednak przez wiele lat pamiÄtaĹem o nim niczym o jakimĹ podkĹadzie muzycznym obecnym w mojej pamiÄci, i niczym jakaĹ krasowa rzeka wrĂłciĹo ono wyraĹşnie do ĹwiadomoĹci w tych latach, gdy sĹuchaĹem ksiÄdza CarrĂłna â sĹuchajÄ
c go, doĹwiadczyĹem i doĹwiadczam tego, o czym mĂłwiĹ ksiÄ
dz Giussaniâ. To mogÄ byÄ ja, to moĹźe byÄ ktoĹ inny, nie to jest tutaj waĹźne. DecydujÄ
ce jest to, czy jestem otwarty na tego, przez kogo Tajemnica siÄ uobecnia, dajÄ
c mi na nowo to, o czym juĹź wiedziaĹem, poniewaĹź jeĹli nie jestem gotowy jej przyjÄ
Ä jako teraĹşniejszej, koniec z nami. W czym siÄ to przejawia, w czym znajduje to potwierdzenie? W tym, Ĺźe jestem dyspozycyjny, w tym, Ĺźe nie rozumiem, ale czujÄ siÄ na nowo pochwycony, w tym, Ĺźe znĂłw zaczynam oddychaÄ, i Ĺźe to naprawdÄ pozwala mi rozumieÄ.
To jest, przyjaciele, jedyna szansa na to, Ĺźe Ruch wciÄ
Ĺź bÄdzie Ruchem â jeĹli pozwolimy, by wciÄ
Ĺź stwarzaĹo nas coĹ obecnego, niezaleĹźnie od sposobu, poprzez ktĂłry Tajemnica sprawia, Ĺźe to znĂłw siÄ wydarza; moĹźe to byÄ â jak mĂłwiliĹmy wczoraj â ten, ktĂłry przyszedĹ jako ostatni, albo ktoĹ âstaryâ, albo ktoĹ ânowyâ, z historiÄ
i bez historii, ktokolwiek. PoniewaĹź w ten sposĂłb uwidacznia siÄ wolnoĹÄ Tajemnicy. Widzimy to przy wielu okazjach, co potwierdziliĹcie wczoraj, poniewaĹź kiedy osoby pozwalajÄ
siÄ tworzyÄ, spostrzegamy rozkwitanie autorytatywnych postaci, ktĂłre wychodzÄ
ze stanu niedorosĹoĹci, poniewaĹź bazujÄ
na oczywistoĹci racji tego, czego doĹwiadczajÄ
, stajÄ
c siÄ w ten sposĂłb protagonistami, a nie szeregowcami, ktĂłrzy zawsze potrzebujÄ
jakiegoĹ potwierdzenia dowĂłdcy, bo dla nich samych nic nie jest oczywiste. A testem tego bohaterstwa jest sposĂłb bycia w rzeczywistoĹci, wiernoĹÄ wobec tego, co jest dane, miĹoĹÄ, aĹź po kosmiczny wymiar tego, czym czĹowiek Ĺźyje.
W przeciwieĹstwie do tego, co mogliĹmy myĹleÄ, postawienie w centrum tego problemu nie tylko nie zniszczyĹo naszej przyjaĹşni, ale wytworzyĹo pewnÄ
wczeĹniej nieznanÄ
, nieformalnÄ
intensywnoĹÄ przyjaĹşni, intensywnoĹÄ pewnej prawdy, ktĂłra zdumiewa, pewnÄ
przyjaźŠw tym, co zasadnicze, w tym, co najbardziej leĹźy nam na sercu, a nie tylko w konsekwencjach, w tym, co drugorzÄdne. PoniewaĹź kiedy Ĺźyciowy dramat puka do naszych drzwi â tak jak zaĹwiadczyĹ nam o tym wczoraj jeden z przyjaciĂłĹ, mĂłwiÄ
c o Ĺmierci swojego syna â nie wystarcza nic innego jak tylko Chrystus â nic innego nie pozwala nam stanÄ
Ä wobec prawdziwych Ĺźyciowych wyzwaĹ! Dlatego sĹowo âprzyjaĹşĹâ jakby nabraĹo rĂłwnieĹź na naszych oczach pewnej, wczeĹniej nieznanej, intensywnoĹci relacji, a widaÄ to po rozkwicie wspĂłlnot, ktĂłre powstajÄ
rĂłwnieĹź za sprawÄ
âtychâ nowych, za sprawÄ
tych nowych stworzeĹ, za sprawÄ
tych protagonistĂłw, ktĂłrzy przede wszystkim sÄ
darem dla samych wspĂłlnot, a ktĂłrzy jednoczeĹnie, jeĹli nie chcemy ich straciÄ, potrzebujÄ
miejsca, przygarniÄcia, objÄcia â poniewaĹź oni widzÄ
tÄ oczywistoĹÄ, nikomu nie podlegajÄ
.
JakiegoĹź nawrĂłcenia, przyjaciele, wymaga to od tego, kto jest odpowiedzialny, poniewaĹź to nie jest gotowy program nawrĂłcenia â nawrĂłciÄ siÄ trzeba na to, co czyni Tajemnica. JakiĹź jest inny, bardziej interesujÄ
cy, bardziej znaczÄ
cy i adekwatny sposĂłb staniÄcia wobec Wielkiego Postu, jeĹli nie przyjÄcie obecnego Wydarzenia, ktĂłre Pan nam daje, sprawiajÄ
c, Ĺźe dokonuje siÄ ono na naszych oczach? PoniewaĹź odpowiedzialnoĹÄ jest nawrĂłceniem âjaâ na wspĂłĹczesne Wydarzenie. ProĹmy MaryjÄ o tÄ Jej prostotÄ â zdolnoĹÄ do przyjÄcia nowoĹci, ktĂłrÄ
Pan czyni i ktĂłrÄ
nam daĹ dla nas samych i dla Ĺwiata. |