W Lubachowie koło Świdnicy robili rzeczy zwykłe – przygotowywali posiłki, sprzątali, śpiewali, byli na wycieczce w Grodnie i w sztolni w Walimiu. Codziennie uczestniczyli we Mszy św., wspólnej modlitwie, Szkole Wspólnoty. To było zwyczajne bycie ze sobą, w tej zwyczajności jednak „zrodziła się przyjaźń i zażyłość, która według naszej ludzkiej logiki nie jest możliwa”.
CUD WIOSNY
Tegoroczne ferie młodzieżowe odbyły się w Lubachowie koło Świdnicy. Wzięło w nich udział 45 osób, w tym 11 dorosłych, odpowiedzialnych za młodzież w Polsce. Wspomagał nas swoją kapłańską posługą ksiądz Andrzej Białek. Oprócz młodzieży z ruchu Komunia i Wyzwolenie przyjechało wiele osób zaproszonych przez swoich wychowawców lub przyjaciół, które z Młodzieżą Uczniowską (GS – Gioventù Studentesca) spotkały się po raz pierwszy.
W ciągu tych kilku spędzonych wspólnie dni zwiedziliśmy zamek w Grodnie, sztolnię w Walimiu, przygotowywaliśmy posiłki, zmywaliśmy naczynia, modliliśmy się i śpiewaliśmy, a więc wydawałoby się, że nie robiliśmy niczego nadzwyczajnego. Właśnie w tej zwyczajności jednak nasze serca zostały poruszone rodzącą się przyjaźnią, która – jak napisała jedna z uczestniczek – „według naszej ludzkiej logiki nie jest możliwa”.
Wszystkich uderzyła chyba przede wszystkim radość tego spotkania, radość widoczna w oczach młodych i naszych, wychowawców (dzięki tej radości młodych sercem). Patrząc na tak szczęśliwą młodzież, kierowałem wzrok na Chrystusa, bo tylko On może poruszyć z taką siłą serce człowieka.
Uderzające było to, że mogliśmy „dotknąć” Chrystusa w spotkaniu z człowiekiem. Nigdy nie zapomnę tego, co zobaczyłem, gdyprzed wyjazdem poszedłem pożegnać się z Teresą i dziewczynami ze Zdzieszowic. Kiedy wszedłem do ich busa, uderzyła mnie zalegająca w nim cisza. Zdumiała mnie, ponieważ były to niesamowicie energiczne, radosne i głośne dziewczyny. Kiedy na nie spojrzałem, zobaczyłem, że wszystkie płaczą – wszystkie. Zapytałem, dlaczego. Wtedy powiedziały mi, że było to tak piękne spotkanie, że trudno im się stąd wyjeżdża. Serce człowieka zostało poruszone, pragnienie Nieskończoności wybrzmiało w codzienności.
Dzięki obecności Francesco i Luciano z Turynu odkryliśmy na nowo śpiew. Mogę teraz powiedzieć, że nasze serce śpiewa, nieustannie śpiewa o życiu. Odkryłem, że życie można wyśpiewać i chyba po części zrozumiałem, dlaczego ksiądz Giussani tak kochał śpiew. Śpiew pociągnął również młodzież – kiedy spotkaliśmy się na Szkole Wspólnoty po feriach, młodzi chcieli śpiewać, śpiew otworzył ich serca.
Spotkanie przerosło nasze wyobrażenia. Dające się zauważyć u młodych poruszenie serca otwarło ich na to, co zostało im zaproponowane. Chętnie podejmowali wszystkie gesty i dzięki temu zwyciężyli.Również wychowawcy zaangażowali się w konkretne działanie: Anette i Marzena zajęły się organizacją noclegów, wyżywienia oraz wycieczek – za co szczególnie im dziękuję. Marta pomagała w przygotowywaniu posiłków, Dagmara prowadziła śpiewy. Za to zaangażowanie i poświęcony czas zostaliśmy jednak wynagrodzeni, co więcej, otrzymaliśmy stokroć więcej od tego, co daliśmy – nasze serca doczekały się nowego cudu wiosny.
Dziękuję osobiście księdzu Giussaniemu, którego nieustannie prosiłem o wstawiennictwo, i wiem, że wspomagał nas „z góry”.
Jarek (wychowawca), Kraków
SZCZĘŚCIARA
To piękne, jak bardzo człowiek może się zmienić w ciągu czterech dni. Jak bardzo może się zmienić, gdy spotka na swojej drodze kogoś lub coś, co poruszy jego serce. Co sprawi, że będzie za tym poruszeniem tęsknił. Ja na nowo zakochałam się w Chrystusie. Dzięki poznaniu Ruchu. Ruch przypomina mi wielką rodzinę, obecną na całym świecie. Taką rodzinę, która wspiera się wzajemnie, odciskając na twoim sercu znamię. Ruch tospotkania oparte na szczęściu, zrozumieniu, miłości, przyjaźni. Mogę nazwać się szczęściarą, że go spotkałam, że na mojej drodze stanęło coś tak pięknego.
Country roads / take me home / to the place / I belong: / West Virginia, / Mountain Mama, / take me home, / country roads [Wiejskie drogi / zaprowadźcie mnie do domu, / do miejsca, / do którego przynależę: / Zachodnia Wirginio, / Matko Gór, / niech wiejskie drogi, / zaprowadzą mnie do domu]... W głowie wciąż mieszają się słowa włoskich, angielskich i polskich piosenek. Słyszę cały czas słowa modlitwy, widzę obrazy wspomnień. Nigdy tego nie zapomnę. To cudowne, że jest coś, co uświadamia ci, że jest dobrze, że potrafisz poradzić sobie ze wszystkim, z czym dotąd nie dawałeś rady.
Przeżyłam wiele tragedii, które wstrząsały całą moją rodziną. Nie wiedziałam, co mam ze sobą robić, dlatego uciekałam od Kościoła, od Chrystusa. Lubiłam wówczas myśleć o niczym, ponieważ wtedy nie czułam strachu i bólu. Nie myślałam o sobie, bo po co? Myślenie nie przynosiło większych rezultatów, zawsze było coś ważniejszego do zrobienia. Wszystko się zmieniło, gdy przyjechałam do Lubachowa, gdzie zostałam poproszona o trwanie w ciszy i rozmyślanie nad sobą. To był dla mnie szok, ale z drugiej strony czułam się z tym dobrze i nie chciałam, żeby się to skończyło. Sposób, w jaki ci ludzie patrzyli na Chrystusa, na życie, na wiarę, na początku mnie śmieszył. Teraz jednak stał się dla mnie zrozumiały. Cały czas chodzą mi po głowie wspomnienia. Moje serce się poruszyło, te cztery dni sprawiły, że jestem całkiem innym człowiekiem. Pierwszy raz jestem czegoś tak pewna.
Nigdy dotąd nie poznałam czegoś równie pięknego. To, co mi się tam wydarzyło, będzie jednym ze wspomnień, które będę zabierać ze sobą wszędzie. Myślę, że nie ma wyrazistszego, a zarazem prostszego słowa pozwalającego opisać moją wdzięczność jak po prostu: dziękuję.
Karolina (Chinka), Zdzieszowice
POZNAĆ NA NOWO CHRYSTUSA
Przed samym wyjazdem na ferie zastanawiałam się, dlaczego na nie jadę. Nie wiedziałam, jak to wszystko będzie wyglądać, dlatego nieco się bałam. Do dziś czuję przyśpieszone bicie serca. To wszystko, co się tam wydarzyło, spowodowało, że zapragnęłam na nowo odkrywać Chrystusa. Dużo o tym wszystkim rozmawiałyśmy z Chinką i Kają. Doszłyśmy do wniosku, że nigdy nie spotkałyśmy czegoś równie pociągającego.
Po stracie osoby, która była dla mnie autorytetem, pytałam się, gdzie i w którym momencie Bóg okazuje mi swoją miłość. Czułam się opuszczona, ponieważ straciłam kogoś, kto zawsze był dla mnie oparciem, był moim przyjacielem, który dawał, nie żądając niczego w zamian. Przez ponad dwa lata wciąż szukałam czegoś, co wyciągnie mnie z tego dołka. Po tamtym zdarzeniu moja wiara stała się znikoma. Dlatego jestem wdzięczna, że mogłam znaleźć się w Lubachowie i poznać tak wspaniałych ludzi, którzy pomogli mi zrozumieć, że nic nie dzieje się przypadkowo, że wszystko jest zaplanowane. Poznałam na nowo Chrystusa, uwierzyłam że w końcu kiedyś wynagrodzi mi moje smutki i wybaczy to, że w Niego zwątpiłam. To, co mnie tam spotkało, pozwoliło mi odkryć rzeczywistość.
The things that I see, / got me laughin’ like a baby. / The things that I see, / got me cryin’ like a man. / The things that I see, I can look at what He gave me, / And He’s gonna show me even more than I see [Rzeczy, które widzę, / sprawiają, ze śmieję się jak dziecko. / Rzeczy, które widzę, / sprawiają, ze płaczę jak mężczyzna. / Rzeczy, które widzę – mogę patrzeć na to, co On mi dał, / i On mi pokaże nawet więcej, niż to, co widzę] – tak jak w słowach tej piosenki, którą poznałam podczas ferii, wszystko, co widziałam, doprowadzało mnie do płaczu. Wszystko, co słyszałam, wywoływało u mnie miłe ukłucie w sercu. Dawno nie czułam się taka szczęśliwa. Budząc się i zasypiając, nie czułam już dawnego lęku, że po raz kolejny stracę kogoś, kto ma dla mnie wielkie znaczenie. Byłam sobą, nie musiałam nikogo udawać, nie musiałam być kimś, kim nie chcę być. To było takie fascynujące, że zapragnęłam czuć to przez cały czas. Radość widziana w oczach innych była największym darem, jaki mogłam dostać. Nie przeszkadzały mi nawet dyżury w kuchni, które nie należały do ulubionych zajęć. Jednak to właśnie podczas jednego z takich dyżurów zbliżyłyśmy się do siebie z dziewczynami. Czułam, że ta chwila może się nie kończyć. Chciałam zatrzymać to wszystko dla siebie jakby w specjalnej skrzynce, którą będę mogła otwierać i wracać do tego. I udało się. Udało mi się zapamiętać te najlepsze z wszystkich chwil. Szukałam szczęścia i je znalazłam. Jestem wdzięczna tym wszystkim, którzy się do tego przyczynili. Na pewno zostaniecie w moim sercu. Na zawsze.
Kinga, Zdzieszowice
PRZYJĄĆ ZAPROSZENIE
Już od wielu lat uczestniczę w różnego rodzaju rekolekcjach, ale wyjazd do Lubachowa był dla mnie wyjątkowy, inny niż wszystko, co do tej pory poznałam. Dlaczego? – tego niestety nie potrafię wytłumaczyć. Może to z powodu ciszy? Codzienne życie biegnie, gna z niewyobrażalną prędkością, bombardowane przez bilbordy, reklamy, plotki. To świat, w którym nie znajdujemy czasu na ciszę, na refleksję nad samym sobą.
Pobyt w Lubachowie był dla mnie właśnie takim momentem zatrzymania się i zastanowienia się nad własnym JA. Nad przeszłością, teraźniejszością, przyszłością... Nad celem życia i znaczeniem wiary w moim życiu.
To, co zrozumiałam, fantastycznie ujmuje pewien piękny obraz Hunta, przedstawiający Chrystusa pukającego do drzwi chaty. (Dzieło to zostało skrytykowane przez znawców sztuki: „Zapomniał pan namalować klamki albo kłódki przy drzwiach” – stwierdzili krytycy.) Zrozumiałam bowiem, że Bóg się nie narzuca. Czeka cierpliwie. Chrystus puka do drzwi naszych serc, ale te można otworzyć tylko od środka. Klamka jest tylko z jednej strony. Tylko ja mogę otworzyć Mu drzwi do swojego serca. Jezus się nie narzuca, nie wchodzi do mojego życia bez pozwolenia. Czeka tak długo, aż zrozumiem,że Go potrzebuję. Nie narzuca się, lecz posiada niesamowitą moc przyciągania, fascynowania sobą. Mówi: „Sprawdź przez chwilę, czy żyjąc w kontakcie ze Mną, znajdziesz coś interesującego, co uczyni twoje życie pełniejszym, większym, szczęśliwszym. To, czego nie jesteś w stanie dosięgnąć własnym wysiłkiem, możesz zdobyć, jeśli pójdziesz za Mną” (J. Carrón, Cud, na który wszyscy czekamy, www.cl.opoka.org.pl).
Nie zmusza, lecz zachęca. A odpowiedź zależy już wyłącznie od nas. Czy chcemy poznać coś piękniejszego? Ja przyjęłam Jego zaproszenie. Przyszłam do Niego jako nędzny grzesznik, słaby nic niepotrafiący człowiek. Otworzyłam swoje serce, pozwoliłam, by mnie prowadził i... zakochałam się w Nim!
Dziś jestem szczęśliwa. Choć nieraz pojawiają się trudności, smutki, a nawet upadki, to wiem, że gdy wyciągnę rękę, On będzie obok. Jezus będzie obok, będzie czekał jak dobry Przyjaciel. Pomoże mi wstać, przytuli, otrze łzy z moich policzków, pocieszy i ochroni przed złem. Wiem, że chce mojego dobra, więc chcę być Mu posłuszna we wszystkim, chcę iść tam, gdzie mnie pośle, chcę wybierać to, co dla mnie przygotował i do czego mnie wybrał. Jestem szczęśliwa, bo mam Przyjaciela.
Ania, Zdzieszowice
SZKOŁA PATRZENIA
Ferie Młodzieży Uczniowskiej bardzo mi się podobały. Były podczas nich i śmieszne momenty, i refleksja nad całym dniem. Patrzenia na rzeczywistość tak, by w zwykłych chwilach dostrzegać coś, co skłoniłoby nas do zastanowienia, uczyli nas goście z Włoch. Na przykład pewnego razu Francesco powiedział: „Dzisiaj rano wydarzyło się coś, co dało mi do myślenia. Po śniadaniu poszedłem do kuchni i zobaczyłem dziewczyny śpiewające i tańczące przy zmywaniu. Nie wiedziałem, o czym one śpiewają, ale widziałem, że były szczęśliwe”. Na takich wakacjach może zdarzyć się wszystko, jak choćby tańczenie pod starym zamkiem.
Oglądaliśmy też film Pan od muzyki, w którym jeden człowiek swoim odmiennym zachowaniem zmienił wszystkich ludzi wokół siebie. Myślę, że wiele osób wzięło to sobie do serca.
Ola, Opole
Z TOBĄ ŁATWIEJ
„Życie z Tobą, Boże, jest o wiele łatwiejsze aniżeli bez Ciebie” – ta myśl towarzyszyła mi przez całe ferie, podczas których zaczęłam rozmyślać nad sobą, nad swoją wiarą. Potrzebowałamdo tego całkowitej ciszy, skupienia. Nigdy wcześniej nie myślałam, że w moim życiu nastąpi jakaś przemiana. I to tak ogromna.
Kilka lat temu moje życie toczyło się bardzo szybko – podobnie, jak wielu ludzi, z których każdy ma wiele swoich problemów, obowiązków i spraw do załatwienia. Ludzi, którzy wszystko robią w pośpiechu i na nic nie mają czasu, a zwłaszcza dla Boga. Tak było również w moim życiu. W gonitwie dnia codziennego, wstając rano, zapominałam o modlitwie, wieczorem zaś, zanim zdążyłam się pomodlić, zasypiałam ze zmęczenia. Niechętnie chodziłam też do kościoła na wszelkie nabożeństwa oraz Msze św., co również oddalało mnie od Boga. Wolałam w tym czasie pospać, pobawić się. Czegoś jednak w życiu mi brakowało. Nie miałam konkretnej ostoi. Mimo kochającej rodziny i oddanej przyjaciółki czułam się niesamowicie samotna. Nic nie sprawiało mi radości. Mechanicznie przeżywałam każdy dzień. Punktem przełomowym było skupienie, rekolekcje dla dziewczyn prowadzone co roku przez Siostry Służebniczki NMP w Leśnicy. Oczywiście pojechałam na nie z wielkim oporem. Gdy zobaczyłam plan dnia, pomyślałam sobie: „No tak, modlitwa, modlitwa i jeszcze raz modlitwa!”. I z tą myślą położyłam się spać. Następne dni biegły zgodnie z ustalonym harmonogramem. Ostatniego wieczoru jednak, gdy adorowaliśmy Pana Jezusa, zrozumiałam, jak miałam teraz zmienić swoje życie. On się nie narzucał, ale czekał cierpliwie, aż zrozumiem, że Go potrzebuję. Czekał, aż Go przyjmę do swego serca i zechcę, by prowadził mnie po krętych drogach mego życia.
Na feriach w Lubachowie zakochałam się w Bogu, uświadomiłam sobie, że bez Niego nie zrobię ani kroku. Zaprosiłam Go do swojego życia i teraz jestem szczęśliwa. Nigdy nie miałam czasu zastanawiać się nad sobą, tutaj natomiast znalazły się na to i czas, i miejsce. Tutaj nadrobiłam dobrych parę lat zaległości. Gdy mieliśmy się rozstać, moje serce przepełniał ból i strach, a zarazem wielka radość, że mogliśmy ten czas w taki, a nie inny sposób przeżyć i że dane nam było spędzić go w takim gronie. Bóg wszystko dokładnie zaplanował. Zna każdy mój ruch. Dał mi poznać świat z innej perspektywy, abym mogła Mu zaufać i za Nim podążyła. Zawierzam Mu całe swoje życie. Teraz wiem, że razem z Nim przezwyciężę każde zło i kierując się Jego wskazówkami, dojdę do zamierzonego celu, jakim jest życie wieczne przy Nim.
Małgosia, Zdzieszowice
WBREW LUDZKIEJ LOGICE
Ferie dla młodzieży zaskoczyły mnie, a mówiąc dokładniej: zaskoczył mnie Pan Jezus, pozwalając po raz kolejny spotkać się, dotknąć. Tam, w Lubachowie, w naszym zwyczajnym byciu ze sobą, objawił się Chrystus, zrodziła się przyjaźń i zażyłość, która według naszej ludzkiej logiki nie jest możliwa.
Rozjeżdżając się do domów mieliśmy poczucie, że przydarzyło się nam coś „nie z tej ziemi”. Było tak, jak czytaliśmy w tekście księdza Carróna: „Ktoś mógłby się sprzeciwić mówiąc, że w czasach Jezusa widziało się cuda, ale teraz czas przeminął. To nieprawda, bo to doświadczenie nadal ma swoje miejsce, jak pierwszego dnia: kiedy spotykasz osoby, które rozbudzają w tobie zainteresowanie i są tak przyciągające, że musisz zacząć liczyć się z tym, co ci się przydarzyło” (J. Carrón, Cud, na który wszyscy czekamy, www.cl.opoka.org.pl).
Jechałam na ferie z myślą o kolejnym zadaniu do wykonania, a taka postawa sprawia tylko, że czujesz się zmęczony. Te dni pokazały mi na nowo chrześcijaństwo, które daje radość, poszerza horyzonty. Wróciłam do domu, do mojej rzeczywistości i ciągle – gdy się budzę, gdy pracuję, gdy spotykam się z przyjaciółmi i znajomymi, gdy myję naczynia – mam w pamięci to, co wydarzyło się w Lubachowie. I wciąż modlę się, aby nie zabrakło mi prostoty i dyspozycyjności.
Marta (wychowawczyni), Wrocław
ZAKOCHANA W CHRYSTUSIE
Podczas pobytu w Lubachowie uświadomiłam sobie, że w ludziach naprawdę obecny jest Chrystus. Pojechałam tam, bo chciałam umocnić swoją więź z Nim. Spotkanie ludzi, którzy spotkali Chrystusa w swoim życiu, pomogło mi otworzyć się na Jego Miłość. Gdy wróciłam do domu, wieczorem odczułam taką prawdziwą tęsknotę za Bogiem. Zrozumiałam, że wszystko, co zdarza się w moim życiu, ma jakiś cel i sens. To nie jest tak, że ten wyjazd mnie nawrócił, bo już wcześniej wierzyłam w Boga, ale odkryłam nową stronę chrześcijaństwa, radość, która płynie z serc zakochanych w Chrystusie. Kiedyś myślałam: „Modlić się do Boga...? – Tak, można, ale zakochać się?”. Dziś wiem, że jest to możliwe. Chciałabym, żeby jak najwięcej ludzi uczestniczyło w takich spotkaniach. Wiem, że osobom, które dorastały w atmosferze zupełnej obojętności na Boga, trudno jest dostrzec Jego obecność, myślę jednak, że spotkania podobne temu w Lubachowie mogłyby je odmienić.
Natalia, Zdzieszowice