Menu strony Strona główna Śladów
   
Ślady > Archiwum > 2011 > marzec / kwiecień

Ślady, numer 2 / 2011 (marzec / kwiecień)

Listy

Jan Paweł II. Więcej niż przyjaciel - obecność i inne...


JAN PAWEŁ II: WIĘCEJ NIŻ PRZYJACIEL – OBECNOŚĆ

Drogi księże Juliánie, czytając pierwsze linijki listu, który skierowałeś do Bractwa z okazji beatyfikacji Jana Pawła II, zrodziło się we mnie pytanie: gdy Ty do mnie pisałeś, o czym myślałem, na co patrzyłem, czego pragnąłem? Ty doznałeś wzruszenia i ogarnął Cię entuzjazm, mnie natomiast daleko było do Twojej postawy wobec obwieszczenia Benedykta XVI. A przecież, tak jak piszesz, otrzymałem wiele dla swojego życia od Jana Pawła II. Był moim przewodnikiem, moim towarzyszem. Jakże nie pamiętać sprzedaży kuponów na promocję filmu Z dalekiego kraju, jego pierwszej encykliki, nad którą pracowaliśmy, dni spędzonych w Rzymie oraz w miastach, do których miał się udać, Meetingu? Wciąż się wzruszam, gdy przed oczami, po raz kolejny, stają mi Jan Paweł II i ksiądz Giussani, którzy podchodzą do mnie, by mnie pozdrowić, gdy poszkodowany w drobnym wypadku, któremu uległem na kilka dni przed audiencją z okazji 30-lecia Ruchu, mogłem usiąść w pierwszym rzędzie w Auli Pawła VI; albo gdy pomyślę o hipodromie w Cesenie, kiedy zablokowaliśmy samochód, w którym jechał, by móc się z nim przywitać; albo o Kongresie Eucharystycznym w Bolonii, kiedy zrobiliśmy wszystko, by móc być blisko niego. A jednak wiadomość o beatyfikacji nie wywarła na mnie żadnego wrażenia. Było czymś oczywistym, że wcześniej czy później ona nastąpi. Dotyczyła w każdym razie czegoś z przeszłości. A potem nadszedł list od Ciebie. Na co spoglądam? Za czym się uganiam? Dzięki przyjaciołom, z którymi go przeczytałem, zauważyłem, że ten, za którym podążaliśmy, który nas zafascynował, oficjalnie staje się wzorem. Wzorem dla mnie dzisiaj. Już nie jakiś przyjaciel, jakiś wielki przyjaciel, który nas zostawił, ale obecność, na którą trzeba spoglądać dzisiaj. Dziękuję Ci, księże Juliánie, że przypomniałeś mi, w którym kierunku trzeba skierować wzrok, że powiedziałeś mi: „Ja patrzę w tę stronę”. Dziękuję przyjaciołom, że nie gorsząc się moją postawą, znów postawili przede mną, ponownie zaproponowali mi odkrycie charyzmatu. I jeszcze dwie sprawy: pomimo świadomości, że 1 maja plac św. Piotra zobaczę prawdopodobnie przez lornetkę utkwioną w telebimie, będę w Rzymie, ponieważ mól przyzwyczajenia, rutyny i starości jest niezwykle aktywny, tak jak moje lenistwo i zarozumialstwo. Druga sprawa to kwestia wierności Szkole Wspólnoty. Pragnę być wychowywany do pragnienia i smakowania darów, które Łaska daje mi w każdej chwili.

Stefano, Bolonia

 

 

BRACIA KAPUCYNI

W połowie marca zostałam zaproszona przez przyjaciół z krakowskiej wspólnoty na kolację. Oprócz znanych mi twarzy pojawili się na niej także dwaj bracia kapucyni ze wspólnoty zakonnej na katowickim Załężu, znajomi Agnieszki. Przyszli, by opowiedzieć nam o swoim charyzmacie – o swoim żebraczym życiu, które pozwala im odnajdywać wolę Pana Boga. Praktykując ubóstwo (także to materialne, bracia żyją bowiem z tego, co dostaną od ludzi), współdzielą życie z najbiedniejszymi, bezdomnymi; niosą Ewangelię tym, których spotykają na swojej drodze. Bardzo poruszyło mnie to spotkanie, uświadomiłam sobie bowiem, żedo prawdziwego szczęścia nie potrzeba wiele, a po ludzku tak naprawdę nie potrzeba nic. Wystarczy wolność, wystarczy powiedzieć „tak” temu, co każdego dnia proponuje mi Pan Bóg. Co to oznacza w praktyce? Chodzi tylko – i aż – o to, by pozytywnie odpowiedzieć na słowa Jezusa, które usłyszał bogaty młodzieniec z ewangelicznej przypowieści: „Sprzedaj wszystko, co masz”, czyli przestań realizować własny plan na życie, ale patrz z uwagą na rzeczywistość, uważnie, czyli tak jak uczy nas na nią patrzeć ksiądz Giussani.

Ania, Kraków

 

 

RADOŚĆ BYCIA RAZEM

W ciągu ostatnich lat część rodzin z naszej warszawskiej wspólnoty wyjeżdżała na ferie zimowe do różnych górskich miejscowości. Jakiś czas temu zaczęliśmy się jednak zastanawiać, dlaczego nie spędzać tych dni razem. Zachęceni przez Adriana wybraliśmy się więc wspólnie do Witowa, gdzie pod swój gościnny dach przyjęły nas – 11 rodzin z gromadką 24 dzieci – Siostry Córki Miłości Bożej. Oczywiście każdy miał swoje plany i oczekiwania co do pogody, miejsca wypoczynku, jazdy albo nauki jazdy na nartach... jednym słowem: do sposobu spędzenia tego czasu z rodziną. Wśród wszystkich pomysłów nie zabrakło jednak rzeczy najważniejszej – otwartości na innych i chęci bycia razem. Dzięki temu udało nam się ustalić stałe punkty dnia: wspólne posiłki z modlitwą prowadzoną przez poszczególne rodziny, poobiednie i wieczorne spotkania w świetlicy, podczas których graliśmy z dziećmi w gry planszowe, czy wreszcie spotkania dorosłych po godzinie 21, gdy dzieci kładły się spać.

W czasie tych ferii przekonałem się, że jeśli znajdą się osoby, które podejmują jakieś dzieła (to wielkie słowo, choć czasem chodzi o małe rzeczy), które mówią „ja”, tak jak uczy nas mówić ksiądz Giussani, to rodzi się coś pięknego i niemal naturalnie pojawia się chęć współtworzenia. Z każdym dniem coraz bardziej zarażaliśmy się entuzjazmem i pomysłami. Każdy chciał dać coś z siebie: zwyczajnie zaprosić na wieczorny poczęstunek, poprowadzić śpiewy, przygotować prezentację zdjęć, krótką czwartkową adorację, nauczyć innych nowej zabawy, pomyśleć o medalach i nagrodach dla dzieci, zająć się maluchami... Patrząc na to wszystko, przyszło mi na myśl, że właśnie takie małe dzieła składają się na dzieło Kogoś Innego, Kogoś, kto nas tworzy.Jak powiedziała pod koniec ferii siostra przełożona, rzadko już widzi się ludzi dorosłych, całe rodziny, które chcą przeżywać czas razem, i to z taką radością. Z Nim jest to jednak możliwe – teraz.

Piotr, Warszawa

 

 

OJCOWIE I DZIECI
CO ZNACZY ZAKOCHAĆ SIĘ?

Drogi księże Juliánie, mój syn ma prawie 16 lat. Jest człowiekiem, który odważnie stawia czoła życiu, żyjąc niezwykle intensywnie i z wielkim zaangażowaniem. Od jakiegoś czasu spotyka się z dziewczyną i codziennie zadaje nieskończoną ilość pytań, jego dni natomiast to przechodzenie od euforii do przygnębienia, demonstrowanie młodzieńczej niestałości, to znów osobowej głębi. Kilka wieczorów temu wobec serii pytań typu: co znaczy zakochać się? dlaczego nie można być zawsze razem? itd., na które moje odpowiedzi nie były adekwatne, w pewnym momencie wziąłem książkę ze Szkoły Wspólnoty i powiedziałem: „Przeczytaj rozdział o dziewictwie”. Po 15 minutach krzyknął:„To jest przepiękne!”. A ja na to: „Podobało ci się? – Jasne, że mi się podobało. Ksiądz Giussani nie żyje, ale powiedział mi więcej niż ty żywy”. To zdanie wprawiło mnie w zdumienie. Natychmiast się roześmiałem, myśląc: „Ależ mam syna!”, być może nieco poirytowany swoją ograniczonością. Następnego dnia zrozumiałem jednak wszystko: od wczoraj ja i mój syn mamy najwyraźniej tego samego nauczyciela – Luigiego Giussaniego. Ten sam wielki przyjaciel, za którym trzeba podążać. Wieczorem poszliśmy razem na Twoją prezentację nowej Szkoły Wspólnoty. W domu syn powiedział mi, że jest poruszony i szczęśliwy. Wędrówka trwa, idziemy dalej.

Walter

 

 

W ZIEMI ŚWIĘTEJ

W lutym, podczas ferii zimowych miałam szczęście pielgrzymować do Ziemi Świętej razem z moją rodziną. Chciałabym napisać o tym, co mi się wydarzyło w tym świętym miejscu. Jest to doświadczenie, którego nie da się do końca wypowiedzieć ani wyjaśnić. SŁOWO STAŁO SIĘ CIAŁEM I ZAMIESZKAŁO MIĘDZY NAMI. To tak, jakby się nagle spotkało Chrystusa, a On trzykrotnie, jak świętego Piotra, zapytałby, czy Go kochasz...

W Ziemi Świętej odkryłam człowieczeństwo Jezusa. Byłam tam, żeby razem z Nim rodzić się na nowo, razem z Nim płakać nad Jerozolimą, ponownie zdumiewać się Jego nauką, by współdzielić Jego samotność podczas modlitwy w Ogrodzie Getsemani, by razem z Nim podążać na Golgotę i uczestniczyć w Jego zmartwychwstaniu.

To piękne przeżycie porusza do głębi i budzi we mnie nowe pragnienie Boga, nadaje mojemu życiu inny wymiar i sens. Pragnę zanieść to doświadczenie moim przyjaciołom, rodzinie, do szkoły. Jednak po zderzeniu z rzeczywistością często upadam i właśnie to umocnienie wiary w Ziemi Świętej pomaga mi najbardziej w takich momentach. Zaczęłam myśleć o Chrystusie jako o kimś naprawdę bliskim i kochającym, dlatego łatwiej przychodzi mi powstawanie z upadku.

Wzruszającym momentem była dla mnie „nauka modlitwy” w kościele Pater Noster. Patrzyłam na słowa modlitwy Ojcze nasz z niezwykłym uczuciem nowości, jakbym urodziła się na nowo.

Ta pielgrzymka w niesamowity sposób przekonuje mnie o prawdziwości TEGO WYDARZENIA sprzed 2000 lat, a to sprawia, że jestem bardziej pewna rozumności naszej wiary.

Anna, Rzeszów


Polska strona Ruchu CL   |   Kontakt z redakcją