Ślady, numer 1 / 2011 (styczeń / luty) Rocznice. Ksiądz Luigi Giussani
Zafascynowany naszym życiem Sześć lat po śmierci ksiądz Giussani wciąż tworzy lud, docierając także do tych, którzy nigdy nie poznali go osobiście. Muzułmański wykładowca, żydowski prawnik, prawosławny teolog i anglikański pastor – opowieść o przyjaźni, która dotykając świata, „zmieniła mnie”. Fabrizio Rossi
SPOTKAŁEM GO W BOGU Wael Farouq, Uniwersytet Amerykański w Kairze Jeśli chodzi o księdza Giussaniego, spotykam go nieustannie w tych, którzy go poznali i pokochali. To jest trochę tak jak z Ciałem Chrystusa, które wierni przyjmują pod postacią chleba podczas Eucharystii, znajdując w tym geście jedność. Dlatego czuję, że jest on zawsze obecny pośród nas, ze swoimi żartami, które nas rozśmieszają, a zarazem zmuszają do refleksji.
Ta obecność w świecie, w rzeczywistości, w której się żyje, jest sekretem wpływu, jaki ksiądz Giussani ma na każdego, kto go spotkał, niezależnie od rodzaju tego spotkania. Jeśli o mnie chodzi – posługując się islamskim sformułowaniem używanym dla wyrażenia przyjaźni – spotkałem go w Bogu i pokochałem go w Bogu. W istocie, każda prawdziwa miłość, którą czuje się do drugiego, jest też miłością do Boga, a także objawieniem się Jego łaski w świecie.
To wy jesteście czymś najważniejszym, co ksiądz Giussani ofiarował mnie i światu. Wy, którzy razem z nim żyliście doświadczeniem miłości, przekształcając pewną wzniosłą abstrakcyjność w dotykalną rzeczywistość, w konkretne życie.
Wartości, szlachetne myśli, poznanie i piękno opisywane są zazwyczaj jako „pokarm dla duszy, umysłu i serca”. W ten sposób w retorycznej formie wyrażone zostaje to, jak ważne są one dla ludzkiej istoty. Chciałbym poszerzyć znaczenie tej metafory. W istocie, poznanie, tradycja i piękno, dokładnie tak jak pokarm, w końcu się psują, stając się trucizną, jeśli nie znajdą kogoś, kto je spożyje, zasymiluje i puści w obieg w arterie ludzkiego społeczeństwa. Jeśli nie staną się konkretne, tracą wartość. Jeśli wykraczają poza rzeczywistość, zatruwają życie. Przekształcają się wówczas w fanatyzm, ideologię i despotyzm. Biblia wymownie wyraziła tę ideę w następujących słowach: „Jeśliby ktoś mówił: Miłuję Boga, a brata swego nienawidził, jest kłamcą, albowiem kto nie miłuje brata swego, którego widzi, nie może miłować Boga, którego nie widzi” (1 J 4, 20). Być może to jest jedna z najważniejszych lekcji Zmysłu religijnego, ponieważ istota ludzka jest najkrótszą drogą do Boga, a rzeczywistość jest przestrzenią, w której spotykamy Boga w każdej chwili.
Moi przyjaciele, zanim poznałem księdza Giussaniego w was, a was w księdzu Giussanim, wszystkie piękne rzeczy, w które wierzyłem, były ciężkim trudem, zmuszającym mnie do ucieczki przed rzeczywistością, ponieważ nie znajdowałem w niej spełnienia. Czułem się bezsilny, ponieważ nie byłem w stanie ich praktykować. Odrzucałem tego, kto nie patrzył na świat po mojemu, ponieważ uważałem go za przeszkodę na drodze do osiągnięcia tych szlachetnych wartości, w które wierzyłem. Na poziomie intelektualnym, religijnym i politycznym poddawałem w wątpliwość dobro, piękno i miłość, które pochodziły od kogoś różniącego się ode mnie. Byłem romantykiem marzącym o tym, by zmienić świat, ale właśnie z tego powodu żyłem odizolowany od świata. Z tej izolacji wyszedłem dopiero dzięki waszej przyjaźni, dzięki waszemu pragnieniu poznania mnie, wolnemu od jakichkolwiek uprzedzeń w stosunku do mnie. Ja, arabski muzułmanin, nigdy nie odczułem, nawet przez jeden dzień, że nie jestem jednym z was. Jak więc i ja nie miałem uwolnić się od pełnych uprzedzeń wyobrażeń o was i o mnie samym? Przyjaźń z wami nie zmieniła świata, zmieniła jednak mnie. Zrozumiałem, że zło jest przejściowe, podczas gdy miłość trwa wiecznie, a wszystkim tym, czego potrzebujemy, by uczynić świat lepszym, żyjemy na co dzień. Tyle tylko, że tego nie zauważamy.
BEZ SŁÓW Joseph Weiler, Uniwersytet w Nowym Jorku Moja przyjaźń z księdzem Giussanim i z ruchem Komunia i Wyzwolenie zaczęła się przez przypadek. W 2003 roku zostałem zaproszony na Meeting do Rimini. Nie miałem pojęcia, co to takiego. Myślałem, że chodzi o swojego rodzaju konferencję uniwersytecką, tymczasem było to doświadczenie, wobec którego pozostałem bez słów. Ktoś mi mówił, że będę miał do czynienia z nieciekawymi osobami, nietolerancyjnymi itd., tymczasem nigdy nie spotkałem bardziej otwartej atmosfery. Podczas każdego spotkania robiła na mnie wrażenie różnorodność wypowiadających się głosów: żydzi, muzułmanie, komuniści, ateiści, przywódcy i ubodzy ludzie, pierwsi ministrowie, pisarze, naukowcy… Kiedy przyjechałem na Meeting do Rimini, moi najlepsi przyjaciele z Włoch pytali mnie tylko o dwie rzeczy: „Jak możesz uczestniczyć w «czymś takim»?”, a także: „Co trzeba zrobić, żeby zostać zaproszonym?”.
Co fascynowało mnie w księdzu Giussanim? To, że obalił stanowisko wielu studentów, utrzymujących, że bycie chrześcijaninem to tylko kwestia wiary, podczas gdy rozum to już coś innego. Już w latach 50. ksiądz Giussani odpowiadał: „Nie, jeśli nie można uzasadnić swojej wiary przy pomocy całej posiadanej inteligencji, lepiej dać sobie spokój”. To jest coś absolutnie zdumiewającego.
Fascynuje mnie również nacisk, jaki ksiądz Giussani kładł na wiarę jako na doświadczenie pewnej Obecności, a nie jakiegoś moralnego dyskursu – to jest katolickie znaczenie Eucharystii. Zmysł religijny jest natomiast wielkim traktatem teologicznym. (z wywiadu przeprowadzonego przez Johna Allena dla „National Catholic Reporter”, 21 stycznia 2011 r.)
WSPÓlNOTA SERCA Aleksander Filonenko, Uniwersytet w Charkowie Wyobraźcie sobie, że gościcie u siebie przyjaciół z daleka. Moglibyście oczekiwać, że zapytają was, jak tutaj żyjecie, że opowiedzą wam, co ważnego dzieje się tam, u nich. Nigdy byście jednak nie przypuszczali, że będą mówić o tym, co uderza ich w waszym życiu, tym bardziej, że nawet wy sami nie dostrzegaliście nadzwyczajności, którą oni zobaczyli, czy też może nie wierzyliście w jej istnienie. Stąd zdumienie, kiedy wydarza się jakaś rzecz tak bardzo niemożliwa, a wy odkrywacie wasze życie przy pomocy samego tylko waszego serca, które reaguje na słowa gości. Goście stają się wówczas świadkami Życia, które z wami współdzielą. Stają się przyjaciółmi.
Nie zdarza się to często. Coś podobnego na przykład miało miejsce w przypadku rosyjskiego poety Józefa Brodskiego, dzięki któremu Anglicy, Niemcy, Włosi i Amerykanie poznali rosyjską poezję (co ostatecznie wcale nie jest niczym nadzwyczajnym), przede wszystkim jednak wywarł on na nich wrażenie, mówiąc im o ich własnych poetach, przywracając im Audena, Rilkego, Montalego, Frosta… nie, tego się nie spodziewali.
Właśnie od tego zdumienia podczas Meetingu w 2002 roku zaczęła się moja przyjaźń z Ruchem. Uderzyło mnie, że Włosi odkryli dzieje rosyjskich męczenników XX wieku, pielgrzymując z inicjatywy Fundacji „Russia Cristiana” do byłych gułagów na Wyspach Sołowieckich. Najbardziej jednak zdumiało mnie to, że dzięki ich uważnemu spojrzeniu mogłem poznać te tragiczne karty historii mojego kraju. Ot co, historię naszej przyjaźni tworzą właśnie te świadectwa, i mam nadzieję, że przynajmniej po części ze wzajemnością.
To spojrzenie, zdolne odkrywać w innej kulturze, w przeznaczeniu drugiego niesamowite świadectwa dokonań Chrystusa, było dla mnie pierwszym znakiem tego, czym jest Ruch. Wtedy też pojawiło się pierwsze pytanie: jak wychowywać się do takiego spojrzenia? Skąd ono pochodzi? Odpowiedź na nie znalazłem, spotykając doświadczenie księdza Giussaniego.
Czym jest to doświadczenie dla mnie? Jest to doświadczenie chrześcijańskiego życia jako świadectwa obecności Chrystusa w codziennej rzeczywistości. Doświadczenie tego, że chrześcijańska tradycja i to, czym żyję, spotykają się dzięki rozumowi, który porównuje rzeczywistość z sercem. Sercem uderzonym przez samą rzeczywistość, która odpowiada na jego wezwanie. W obecnych czasach frazesowiczów i pustych interpretatorów, którzy na gruzach ideologii zmęczyli się mnożeniem analiz i interpretacji, ksiądz Giussani potrafił z niewyczerpaną świeżością dawać świadectwo niesamowitej obecności Chrystusa w każdym żywotnym poruszeniu naszego serca. Uderza nas „nie jakiś dyskurs, ale pewna obecność”.
Ksiądz Giussani wyznaczył szlak prowadzący do odkrycia tej Obecności. Drogę do przebycia, która zaprasza mnie, bym poważnie potraktował otwartość i nieskończone wymogi mojego serca. Bez tego dzisiaj moje działanie skończyłoby się na niemożności osiągnięcia tego, co jest zasadnicze. Ta droga prowadzi mnie do innych ludzi, w radości i nadziei, w bólu i smutku, po to, bym mógł z nimi współdzielić miłość i cierpienie. I świadczyć, że Chrystus, odpowiadając na nieskończoność serca, daje spełnienie temu, co jest niemożliwe dla człowieka. W gruncie rzeczy podróże włoskich przyjaciół do Rosji, Kazachstanu i na Ukrainę są również niesamowitą metaforą możliwości mojego codziennego – nie mniej trudnego i radosnego – wychodzenia na spotkanie bliźniemu.
Nigdy nie spotkałem księdza Giussaniego osobiście, bez niego jednak wspólnota serca, wspólnota przyjaciół, w obecności których żyję każdego dnia, byłaby nie do pomyślenia.
WSTRZĄSNĄŁ LETNIMI pastor Andrew Davison, Westcott House, Cambridge
Po raz pierwszy spotkałem księdza Giussaniego, natykając się na jeden cytat ze Zmysłu religijnego, który znalazłem w eseju Stanleya Hauerwasa. Wielki teolog krytykował w nim protestancką skłonność do dawania pierwszeństwa ideom zamiast doświadczeniu oraz do oddzielania idei od doświadczenia. Cytował przy tej okazji fragment, w którym ksiądz Giussani mówi, że do tego, by oprzeć się gwałtownemu natarciu świata, potrzebujemy nie tylko idei, ale idei zakorzenionych w doświadczeniu. Ten cytat bardzo mi się przydał, ponieważ pisałem wtedy esej o niebezpieczeństwie wymyślania sobie nowych form życia Kościoła. Miałem zamiar ukazać parafię jako miejsce, w którym można doświadczać ewangelicznej jedności, doświadczając jej we wspólnocie ludzi w różnym wieku, różnych profesji i z różnym bagażem doświadczeń.
Wkrótce potem teolog John Milbank zasugerował mi spotkanie z kilkoma osobami z Ruchu, mówiąc mi, że wyjdzie ono na dobre i mnie, i Kościołowi anglikańskiemu. Wziąłem sobie do serca to zadanie i w ten sposób zawiązała się przyjaźń z wieloma osobami z Ruchu. Oto jak szczęśliwie rozwijała się moja znajomość z księdzem Giussanim za pośrednictwem jego tekstów oraz moich przyjaciół z Ruchu.
Wyzwaniem dla dzisiejszych chrześcijan jest weryfikowanie prawdziwości wiary oraz życie wiarą. Pojawia się ten dziwny rodzaj zakłopotania, jakiegoś zmęczenia; wiele osób nazywa siebie chrześcijanami, chodzi do kościoła, nie prowadzi to jednak do żadnej zmiany w ich życiu. Wiara wydaje się jednym z wielu przekonań, jedną z wielu działalności, znajdując się w ten sposób w jakimś stadium letniości. Wiara dla wielu osób nie jest czymś determinującym wszystko. Tymczasem wiara albo jest motywem, dla którego bylibyśmy gotowi ponieść nawet śmierć męczeńską, albo jest niczym. Myślę, że charyzmat księdza Giussaniego polega właśnie na mówieniu człowiekowi naszych czasów: „Nie możesz wędrować pogrążony we śnie! Przestań wegetować, nie bądź letnim chrześcijaninem!”. Ksiądz Giussani był tak bardzo pewny wiary, że mógł mówić każdemu, rzucając mu wyzwanie: „Spójrz, zweryfikuj, czy tak jest!”. A to jest ryzyko. To jest niezwykle ryzykowna strategia, ksiądz Giussani rzuca jednak to wyzwanie, ponieważ jest pewny prawdziwej wiary.
W kaplicy English College w Rzymie znajduje się przedstawienie Ukrzyżowania, a pod nim podpis: Ignem veni mittere in terram – „Przyszedłem rzucić ogień na ziemię” (Łk 12, 49). Kościół często, a myślę przede wszystkim o moim Kościele, reprezentuje umiarkowane stanowisko, w służbie wszystkim, u boku najuboższych. Nie chcę pomniejszać tych aspektów, dla wielu osób jednak Kościół nie jest realnym wyzwaniem. Wydaje mi się natomiast, że w księdzu Giussanim płonął ogień, który przekazywał innym. Przychodzi mi na myśl hymn przypisywany świętemu Ambrożemu: „Niech usta, język, myśl, rozum, / Siła Twą chwałą rozbrzmiewa, / Niech rozpłomienia się miłość / I w bliźnich żary swe wlewa” (św. Ambroży, Nunc, sancte, nobis, Spiritus, w: Hymny Brewiarza i sekwencje Mszału, tłum. L. Staff, Warszawa 1962, s. 14). Ze względu na ten zmysł miłości, płomienia przekazywanego z osoby na osobę, te słowa każą mi myśleć o księdzu Giussanim i o Ruchu. Ktoś może sądzić, że traktowanie na poważnie wiary oznacza bycie poważną osobą, może nawet nieco smutną. Wprost przeciwnie, Ruch znamionuje pewna radość, wychodzenie na spotkanie drugiemu – wydaje mi się, że to jest autentyczna radość. Radość opisana w Psalmie: „Oto jak dobrze i jak miło, gdy bracia mieszkają razem!” (Ps 133, 1).
„TAK JAK ON ZOSTAWIŁ NAM WSZYSTKO, TAK MY ZOSTAWIAMY WSZYSTKO JEMU” Archiwum historyczne ruchu Komunia i Wyzwolenie gromadzi pisma księdza Giussaniego (prywatne listy, okolicznościowe kartki, telegramy, książkowe dedykacje itp.), zdjęcia oraz nagrania audiowizualne, rejestrujące spotkania z nim, ponieważ „tak jak on zostawił nam wszystko, tak my zostawiamy wszystko jemu”, jak przypomniał jego następca, ks. Julián Carrón, zwracając się do członków Bractwa Komunia i Wyzwolenie. W celu przekazania materiałów (oryginału, który zostanie zwrócony, albo też kopii) prosimy o kontakt z archiwum historycznym ruchu Komunia i Wyzwolenie: via Podpora 127, 20131 Milano; tel. 02/26149301 lub 02/28174225; fax 02/26149340; clarchivio@comunioneliberazione.org. Grób ks. Giussaniego znajduje się na cmentarzu Monumentale w Mediolanie (www.monumentale.net), który za wyjątkiem poniedziałków otwarty jest codziennie w godzinach 8.00–17.30 (wyjście do godziny 18.00). W kaplicy cmentarnej w dni powszednie Msza św. odprawiana jest o godzinie 9.00 oraz o 11.15, a w niedziele i w święta o 10.00, 11.30 oraz o 16.00 (informacje można uzyskać pod numerem tel. 02/290011682). |