Menu strony Strona główna Śladów
   
Ślady > Archiwum > 2010 > listopad / grudzień

Ślady, numer 6 / 2010 (listopad / grudzień)

Życie CL. Ukraina

Dzieci Wschodu

Świadectwa, assemblee oraz pokazy filmów wideo – w Kijowie odbyła się prezentacja Ruchu. A wszystko zaczęło się od spotkania prawosławnego teologa z charyzmatem księdza Giussaniego oraz... od pozostawionego na korytarzu parasola...

Fabrizio Rossi



„Chrześcijaństwo to człowiek, który przechadzał się po ulicach – dwa tysiące lat temu tak samo jak dzisiaj”.

 


„To nie ty decydujesz o przynależeniu do Ruchu. To jest relacja, która cię zaskakuje, gdy już nią żyjesz”.

 


Był sobie pewnego razu parasol, pozostawiony na korytarzu. Może, gdyby tamtego majowego popołudnia nie padało, nie byłoby nas tutaj osiem lat później, w Kijowie, w wielkiej auli Instytutu św. Tomasza z Akwinu. 7 i 8 października odbyło się tu dwudniowe spotkanie, na które złożyły się świadectwa, assemblee oraz pokazy filmów wideo, zorganizowane po to, by „spotkać Comunione e Liberazione”. Pierwszy publiczny gest Ruchu na Ukrainie, w sercu tego narodu, który tysiąc lat temu nawrócił się na chrześcijaństwo, co zadecydowało o historii Wschodu. Z okazji prezentacji rosyjscy przyjaciele przygotowali kilkumetrowy transparent, z historycznym zdjęciem przedstawiającym księdza Giussaniego przy latarni morskiej w Portofino. Pół godziny przed rozpoczęciem przerzucają między sobą taśmę, by rozwiesić go w holu. Ostatnie poprawki sugeruje Aleksander Filonenko, filozof z uniwersytetu w Charkowie (zob. wywiad na s. 37), który by tu dotrzeć – jak wiele spośród obecnych tu osób – jechał całą noc pociągiem, przemierzając połowę Ukrainy.

Z MIŃSKA DO RIMINI. On jest właścicielem parasola i po części organizatorem tego spotkania. Przybyłych wita „gospodarz”, ojciec Zdzisław, oraz prawosławny teolog Konstantyn Sigow. Zaraz po nich głos zabiera Filonenko – opowiada o tym, jak to było: „Przyjechałem do Mińska w związku z kongresem, który odbywał się na Wydziale Teologicznym. Gdy wszystko się skończyło, wyszedłem. Zapomniałem jednak parasola. Kiedy wróciłem, zatrzymała mnie jakaś kobieta: «Czy Pan nazywa się Filonenko? Chciałabym z Panem porozmawiać»”. Była to Giovanna Parravicini, która przyjechała z Moskwy z księdzem Romano Scalfim oraz kilkoma kolegami z Fundacji „Russia Cristiana”. Zaprosiła go na Meeting do Rimini, prosząc o zaprezentowanie wystawy o młodzieży z placu Majakowskiego. „Po tamtym spotkaniu jakiś mężczyzna powiedział mi: «Widać, że zna Pan dzieła księdza Giussaniego». Ja tymczasem nigdy go nie czytałem”. Epizod ten dał mu do myślenia: zaczął się zastanawiać, dlaczego komuś z Ruchu jego słowa wydały się znajome. „Wówczas dostrzegłem punkt wspólny: przyjaźń z metropolitą Londynu, Antonim Bloomem, kimś, kto zawsze, tak jak ksiądz Giussani, stawiał w centrum wydarzenie Chrystusa”. W ten sposób dzięki przyjaciołom z Fundacji „Russia Cristiana” odkrywa najważniejsze teksty Ruchu, te, które dziś, będąc wyznawcą prawosławia, czyta na spotkaniach ze swoimi studentami. Niektórzy z nich przyjechali na to dwudniowe spotkanie, nie bojąc się przemierzyć 500 kilometrów dzielących ich od Kijowa. Tak jak Laly, doktorantka filozofii, po którą w czasie pierwszej porannej przerwy Filonenko jedzie na dworzec osobiście, ponieważ ten gest jest jego gestem, do samego końca. Można więc zrozumieć jego radość z dwudziestu przybyłych osób (gdyby do auli wszedł ktoś z zewnątrz, zauważyłby zapewne tylko w połowie zapełnioną salę, Filonenko natomiast cieszy się tak, jakby chodziło o stu przybyłych, a przecież to tylko dwadzieścia osób): „Byłoby warto nawet dla jednej” – mówi.

FILIŻANKA HERBATY. Dowodem na to są wystąpienia. Począwszy od księdza Alfredo Fecondo, misjonarza z Bractwa św. Karola Boromeusza z Syberii, który przybliżył historię Ruchu („Czy zdajecie sobie z tego sprawę? Jesteśmy dziećmi kogoś, kto doznawszy wzruszenia wobec spotkanej w pociągu młodzieży, porzucił karierę teologa, ponieważ oni nie znali Chrystusa), po Rosalbę Armando, która tłumaczyła, czym jest dzieło charytatywne, wychodząc od swojej pracy z młodymi matkami w Nowosybirsku. Od Giovanny Parravicini, która chcąc pokazać wartość piękna, wyświetliła dziesiątki slajdów przedstawiających mozaiki w Rawennie oraz kijowską katedrę, po Oksanę Dubniakową, uczącą języka francuskiego w Moskwie. Podczas wprowadzenia do filmu wideo nakręconego z okazji 50-lecia istnienia Comunione e Liberazione opowiedziała ona o spotkaniu, dzięki któremu trafiła do Ruchu na drugim roku studiów, kiedy kurs włoskiego zaczęła prowadzić Elena Fieramonti: „Zaprosiła mnie na Szkołę Wspólnoty. Nie byłam osobą wierzącą, miałam wiele uprzedzeń. Jednak widząc tak wielu szczęśliwych ludzi, nie mogłam odejść”. W miejscu oddalonym o pięć tysięcy kilometrów wydarza się więc historia podobna do historii Bogdana Ostrowskiego, Ukraińca studiującego języki na uniwersytecie w Bari. Bogdan opowiedział o tym, jak w wieku 14 lat przeprowadził się z mamą do Włoch, o nudzeniu się całymi dniami przed telewizorem, o problemach w liceum... I wreszcie o spotkaniu w trzeciej klasie z nauczycielką filozofii, „która miała w sobie coś innego”; coś, co kazało mu podejmować rzucane przez nią propozycje: „Otwierała pole naszego widzenia na 360 stopni, a kiedy opowiedziała nam o Ruchu, zrozumieliśmy, że już żyliśmy tym doświadczeniem”. Stając na katedrze Simona Marcantini mówiła o pilnej potrzebie wychowywania, wobec której staje codziennie w salach Uniwersytetu Pedagogicznego w Moskwie. „Trudno jest wzbudzić zainteresowanie – powiedziała. – Na szczęście, podobnie jak moi studenci, ja także jestem córką tego społeczeństwa zabijającego pragnienie. W ten sposób zawsze muszę znajdować coś, co przezwycięża moją apatię”.

Również przerwy przy filiżance herbaty wypełniły pytania: „Co znaczy dzielenie problemów drugiego bez ich rozwiązywania?”; „A ty, jak stawiasz czoła problemowi poróżnionej rodziny?”; „Jaka jest różnica między tą wspólnotą, a wspólnotą, do której dążył Lenin?”; „Gdzie rozpoznajesz współczesność Chrystusa?”. Paolo Pezzi, katolicki arcybiskup w Moskwie, w swoim wykładzie dotknął sedna problemu, zadając pytanie: „Co to jest chrześcijaństwo?”. Nie etyka albo filozofia, ale „człowiek, który przechadzał się po ulicach”. Dwa tysiące lat temu tak samo jak dzisiaj: „Przychodzi do nas w ten sam sposób, w tej kruchej codzienności”. Tak jak odebrała to ta syberyjska dziewczyna, która wiele lat temu zaprosiła go na herbatę po jakiejś wycieczce: „W kuchni na półce leżała tylko jedna książka – Ewangelia. Nigdy jej nie otworzyła. Kiedy przeczytaliśmy jej opis spotkania Jana i Andrzeja z Jezusem, powiedziała: «Ale historia: wydarzyło im się coś podobnego do tego, co mi się przytrafiło». To jest współczesność Chrystusa”.

W BARZE W CENTRUM. A „wszystko zasadza się na przyjaźni”, jak opowiada mi Filonenko pod koniec dnia, gdy szukamy w centrum baru, gdzie moglibyśmy uczcić urodziny Oksany. Dlatego ksiądz Stefano Alberto, który przyjechał w odwiedziny do rosyjskiej wspólnoty w marcu ubiegłego roku, zapytał go, co znaczy dla niego spotkanie z księdzem Giussanim: „Zrozumiałem, że nie ma takiej chwili, w której decydujesz o przynależeniu do Ruchu: zasadniczą sprawą jest relacja, która cię zaskakuje, gdy już nią żyjesz”. Chodzi o to coś, co na początku spotkania, pozwoliło ojcu Zdzisławowi powiedzieć: „Mój zakon liczy 800 lat, wasze doświadczenie jednak nadaje świeżości temu, czym żyję”. A nuncjuszowi apostolskiemu na Ukrainie, Jego Ekscelencji arcybiskupowi Iwanowi Jurkowiczowi pozwoliło otworzyć drugi dzień w całkowicie nieformalnych słowach, a potem zostać całe przedpołudnie i robić notatki. Zaś grupce osób, których nigdy wcześniej nikt nie widział, spędzić wieczór na uczeniu się rosyjskich, hiszpańskich i abruzyjskich piosenek. Jak powiedział arcybiskup Pezzi na zakończenie tego dwudniowego spotkania: „To nowy początek”,


Polska strona Ruchu CL   |   Kontakt z redakcją