Ślady, numer 6 / 2010 (listopad / grudzień) Spotkania. Znak Cateriny
"Proszę o wszystko" Minął ponad rok od momentu, kiedy jej córka zachorowała. Były to niezwykle burzliwe miesiące. Opowiedział o nich jej mąż Antonio w książce, która poruszyła bardzo wiele osób. Spotkaliśmy się z Alessandrą Socci, która żyje, czując „nieustanną bliskość” Kościoła, a także dzięki faktowi, który dodaje jej odwagi: „Cate nigdy nie była tak radosna”. Alessandra Stoppa
Dzień, w którym serce Cateriny się zatrzymało, jej serce – matki – tknęło jakieś przeczucie. Była w kuchni i uśmiechała się do zadowolonego męża. Nie mógł usiedzieć w miejscu, był tak bardzo dumny z córki, która wkrótce miała skończyć studia. „Nie ma na świecie człowieka szczęśliwszego ode mnie! – wybuchnął, patrząc na nią. – Nie mów tak, proszę Cię. Nigdy nie wiadomo, co czeka nas jeszcze w życiu”. Nagle zamilkł, mając w pamięci słowa Violaine, bohaterki Zwiastowania Claudela, cieszącej się, że „to jest wszystko!”. Tymczasem wszystko musi się dopiero wydarzyć. Tego samego wieczoru dzwoni telefon: Caterina jest umierająca.
Antonio Socci opowiada o tym dniu w książce zatytułowanej imieniem jego córki. Jest to dziennik z ostatniego roku, który przeżyli razem z żoną Alessandrą. Przyjechała do Rimini, by podziękować wszystkim za świadectwa dane o jej córce Caterinie podczas prezentacji Diario di un padre nella tempesta [Dziennika ojca pośród burzy]. Alessandra podziękowała i zwyczajnie poprosiła: „Nie przestawajmy się modlić”.
Poznali się w Sienie. Należeli do „cudownej bandy rodzeństwa”, jak pisze Antonio w swojej książce. Rodzeństwa, ponieważ wszyscy byli dziećmi księdza Giussaniego. Przyjaźń, która rozpalała ich podczas studiów i chciała otwierać się na cały świat. Tego życzył sobie ich najbliższy przyjaciel Andrea Aziani w 1993 roku: „Oby ktoś zakochał się w tym, w czym my się zakochaliśmy” – pisał. Tak się stało, że u nich w tym samym zakochała się Caterina.
Temu, kto myśli, że to, co się wydarzyło, jest dla matki nie do zniesienia, Alessandra odpowiada: „To prawda”. Nie ma ani krzty przesady w tym, co mówi o życiu, którym wstrząsnęło zdarzenie z 12 września ubiegłego roku. Dni spędzone w domu opieki. Pokój z kuchnią, ulubione zdjęcia Cateriny zawieszone na wielkiej tablicy, balkonowe drzwi, prowadzące do małego ogrodu. „Jestem z nią, karmię, myję, przewijam, czytam”. Dzień po dniu. „W podobnej sytuacji pojawia się niewypowiedziana determinacja. Czasem budzę się rano i myślę: «Jak dzisiaj dam radę?». Nie byłabym w stanie nawet się podnieść. Wtedy modlę się, prosząc o siły”. I znajduje je. Przekonała się o tym także psycholog ze szpitala. Zapytała Alessandrę, czy jest osobą wierzącą. „Kiedy odpowiedziałam jej, że tak, powiedziała mi: «Tak myślałam. Ja nie wierzę. Niestety. Widzę jednak, że wszystkie rodziny, które wierzą, przeżywają to, co się wydarza, z jakąś odmienną siłą. To obiektywny fakt»”.
Tak samo obiektywny jak serce, które się zatrzymuje. A potem znów zaczyna bić. Nigdy nie zadała sobie pytania – nawet tamtego wrześniowego wieczoru – dlaczego przydarzyło się to właśnie im. „Przydarzyło się to nam, i koniec. Problem w tym, by z tym żyć. Chwile złości są silne, widzę jednak, że one nie pozwalają mi żyć. Żyję dzięki temu, że o wszystko proszę Jezusa oraz Jego Matkę – Oni wiedzą, co przeżywam. Wiedzą o tym lepiej ode mnie. Przeszli przez o wiele większe cierpienie”. Zwraca się do Nich z prośbą tak, jak zwracała się do swoich rodziców, będąc dziewczynką. „Nigdy nie byli tak konkretni. Teraz dostrzegam to, o czym mówił ksiądz Giussani, że żebrak jest bohaterem historii. Mam tylko to – mogę żebrać”.
Ten rok był dla niej pełen bólu i odkryć. „Zauważyłam jedną rzecz: wcześniej nie wiedziałam, czym jest miłość macierzyńska”. Oprócz Cateriny mają z Antonim jeszcze dwoje dzieci, Marię i Michelangela. „Dzieci kocha się, ponieważ są zdolne, piękne, ponieważ okazują ci miłość, odpowiadają na twoje pytania. Wtedy je kochasz. To nie jest jednak miłość. Caterina jest moją córką – taka jaka jest”. Milcząca, z napiętymi mięśniami, przepięknymi oczami, które są zagadką. Wpatrują się w ciebie, patrzą jednak w dal, poza ciebie. Wydaje się zajęta jakąś tajemniczą rozmową. Jej zwyczajna obecność – leży tam niemal w bezruchu – cała jest modlitwą. Tak jak słowa skierowane do Dziewicy, zamknięte przez wieki w głowie drewnianego krucyfiksu, który można było zobaczyć w gablocie na jednej z wystaw prezentowanych na Meetingu. Krzyż pochodzi z rodzinnych stron Cateriny, z jej Sieny. Dzieło Lando di Pietro, datowane na 1337 rok. Sześćset lat później, w tej pękniętej na połowę wskutek bombardowania głowie znaleziono pergamin podpisany przez autora dzieła. Rzeźbiąc krzyż, artysta umieścił w nim modlitwę do Matki Bożej i świętych, w której zawierzał Im życie swoje i wszystkich ludzi. Ukrył tam swoją rozmowę z Bogiem. Tajemniczy i prowadzony w milczeniu dialog, którego świat miał stać się świadkiem.
Świadkami dialogu Cateriny stają się wszyscy. Nawet nieznajomi. Pod dużym parasolem na jednej z plaż na Sardynii, pewna pani czyta mężowi artykuł, w którym mowa jest o książce Antonia. Za nią stoi Mariella, przyjaciółka Cateriny. Wraca myślami do chwili, gdy widziała się z nią po raz ostatni przed chorobą: „Przyszła do mnie, żeby podzielić się swoim zmartwieniem: bolało ją, że nie była w stanie powiedzieć wszystkim o Jezusie – opowiadała podczas Meetingu. – Mając przed sobą tamtą parę nieznajomych, pomyślałam: «Teraz, Cate, dotarłaś do wszystkich. Teraz naprawdę mówisz im tylko o Jezusie”.
W przypadku Cateriny nawet najmniejsze poruszenie wydaje się o krok od otwarcia się, przemienienia. Od samego początku jednak Alessandra i jej mąż postanowili wspierać się nawzajem w tym, by nie myśleć o tym, jaka była Caterina, ani o tym, jaka będzie. Wyobrażenie o tym „później” usiłowałoby nieustannie brać górę: „Nie możemy żyć planami na przyszłość. Żyjemy, trzymając się chwila po chwili Jezusa”. Jego znaków, których nie brakuje. „On jest obecny. Przede wszystkim dlatego, że Caterina jest, tymczasem «nie powinno» jej być. Następnie dlatego, że nieustannie czujemy bliskość Kościoła: wszędzie jest ktoś, kto się za nią modli. Nasze pragnienie i nasza troska nie są tylko naszymi”.
Najintensywniejszym ze wszystkich znaków jest pogodność Cateriny. Mówią o tym także jej przyjaciele, opowiadają o tym podczas Meetingu, oni, którzy znają ją od zawsze: nigdy nie widzieli jej tak radosnej jak teraz. „Caterina jest radosna. To prawda – mówi jej mama. – Doskonale zdaje sobie sprawę ze swojego stanu, stąd jest to dla mnie czymś najbardziej tajemniczym. To dodaje mi najwięcej odwagi”. Radość jej córki, której życie to przyjaźń wielu osób, ich codzienna ofiara, listy i dłonie, miłości jej życia i wiele nowych twarzy. A jednak to nie tylko to. Wydaje się żyć tajemniczą więzią. Wydaje się żyć dzięki tajemniczej więzi. Nieustająca i prowadzona w milczeniu, uwięziona w włóknach nerwowych, rozmowa. Ukryta w drewnie modlitwa.
Antonio Socci (1959), włoski dziennikarz, pisarz i publicysta, pochodzący ze Sieny, gdzie ukończył krytykę literacką. Od 1977 r. związany z Comunione e Liberazione. Współpracuje z dziennikiem „Il Giornale“. Jest wicedyrektorem telewizji Rai 2 oraz dyrektorem Wyższej Szkoły Dziennikarskiej w Perugii. Autor wielu książek, z których część została przetłumaczona na język polski: Mroki nienawiści. Męczeństwo chrześcijan XX wieku (2003), Ojciec Pio. Tajemnica życia (2009), Tajemnice Jana Pawła II (2009), Śledztwo w sprawie Jezusa (2010).
W swojej najnowszej książce Caterina. Diario di un padre in tempesta [Caterina. Dziennik ojca pośród burzy], opisując zmagania z chorobą swojej najstarszej córki Cateriny (1985), znajdującej się od 12 września 2009 r. w śpiączce, na którą zapadła wskutek zatrzymania z nieznanych przyczyn akcji serca, pokazuje nam wiarę i modlitwę jako nadzwyczajną pomoc w stawianiu czoła najbardziej dramatycznym okolicznościom życia. Całkowity dochód ze sprzedaży książki autor przeznaczył na wsparcie dzieł charytatywnych. |