Menu strony Strona główna Śladów
   
Ślady > Archiwum > 2010 > wrzesień / październik

Ślady, numer 5 / 2010 (wrzesień / październik)

Rocznice. Pośród Misjonarek Miłości

Odnalezione perły

Matka Teresa z Kalkuty – mała siostra, która zainicjowała imponujące dzieło, zasadzające się na Chrystusie oraz na... gościnności. 26 sierpnia obchodziliśmy setną rocznicę jej urodzin, 5 września minęło trzynaście lat od jej śmierci, a 19 października – siedem lat od dnia, kiedy Jan Paweł II ogłosił ją błogosławioną. Te wszystkie daty stały się dla nas inspiracją do złożenia wizyty w jednym z założonych przez nią domów, gdzie mieliśmy okazję zobaczyć, co nieustannie sprawia, że ludzi odrzuconych przez wszystkich tam gości się i traktuje tak, jak „traktuje się skarb”.

Paola Bergamini


Pamiętaj, żeby ściągnąć buty przed wejściem do kaplicy” – szepcze mi do ucha Marina. Jest 6.15. Szukam wzrokiem kaplicy. Wszystkie drzwi na korytarzu, który praktycznie znajduje się pod gołym niebem, są takie same. Niegdyś był tu kurnik, który w 1974 roku podarowali Misjonarkom Miłości z Rzymu benedyktyni z pobliskiego kościoła św. Grzegorza, położonego u stóp wzgórza Celio. Przyjechałam tu przede wszystkim z okazji przypadającej 26 sierpnia setnej rocznicy urodzin Matki Teresy. Wiele napisano o Matce Teresie, co dla nas było jednak ważne? Zadzwoniłam do swojej przyjaciółki, dziennikarki Mariny Ricci, która zna siostry od lat – zaadoptowała chore dziecko z jednego z prowadzonych przez nie w Kalkucie sierocińców – żeby poprosić ją o pomoc, a może nawet o gotowy artykuł. Ona tymczasem – zupełnie mnie tym zaskakując – powiedziała: „Przyjedź do Rzymu, do klasztoru Celio, gdzie siostry prowadzą przytułek. Patrząc na to, co robią, jakie są, przekonasz się, kim była Matka Teresa, na czym polega jej charyzmat. Zrób to dla samej siebie”. Wcześniej zgromadziłam mnóstwo informacji – artykuły, książki – myśląc, że wiem już wszystko...

Podążam za Mariną, która kieruje się ku drzwiom znajdującym się mniej więcej w połowie korytarza. Zdejmuję buty i wchodzę do środka. Kaplica znajduje się w małym pokoju zaścielonym zużytą wykładziną. Parę krzeseł, ołtarz, tabernakulum. Na ścianie, obok krzyża, widnieje napis: „I thirst” [Pragnę]. Nic poza tym. Wszystko schludne i skromne. Siostry wchodzą po cichu, biorą modlitewniki i przykucają. Ubrane są w białe sari z błękitną lamówką, które wybrała Matka Teresa – w takim stroju w Kalkucie kobiety sprzątają ulice. Ostatnie z ostatnich – są po to, by służyć najuboższym z ubogich. Msza św. i modlitwy są po angielsku, który jest oficjalnym językiem zgromadzenia. Gdy w myślach wyrzucam sobie, że nigdy nie nauczyłam się tego języka tak, by móc się nim swobodnie posługiwać, siostra stojąca obok bierze modlitewnik, wskazując mi odpowiednią stronę, abym mogła śledzić słowa modlitwy. Cierpliwie towarzyszy mi do końca.

RZYM JAK KALKUTA. Po zakończeniu modlitw, na zewnątrz czeka na nas siostra Maria Pia – a właściwie: sister Maria Pia, zgodnie z tym, jak siostry zwracają się tu do siebie – Włoszka odpowiedzialna za dwanaście znajdujących się we Włoszech klasztorów zgromadzenia. Rozmawiałyśmy przez telefon. Nie była do końca przekonana co do reportażu. „Dziennikarze często przeinaczają nasze słowa i to, co robimy. Nie rozumieją. Nie jesteśmy stworzone do tego, by opowiadać. Oczywiście, znamy «Tracce», ktoś podarował nam prenumeratę. Poważamy księdza Giussaniego. W każdym razie: żadnego wywiadu, tylko kilka zdjęć. Spędzi pani po prostu ten dzień z nami”. Początek wydawał się nie najlepszy. Za chwilę jednak obejmuje Marinę i pyta o dziecko. Podaję jej dłoń. Jest tak mała, że wydaje się dziewczynką. W zakonie jest od 30 lat, zdecydowała się do niego wstąpić w wieku 27 lat, po tym jak przeczytała książkę o Matce Teresie. „Kiedy Pan mnie wezwał, byłam sekretarką i żyłam sobie spokojnie w Marche”. Niewiele słów i uśmiech, który przepełnia pokojem, nie dając jednak spokoju. Prowadzi nas do sali, w której czeka na nas śniadanie. Nie spodziewałam się takiego przyjęcia. Marina mówi do mnie: „Takie są. Wszystko, co robią, robią z niezwykłą sumiennością, wkładając w to całe swoje serce”. Żegna się ze mną i idzie do pracy. Około godziny 8.00 siostry zaczynają wychodzić z klasztoru dwójkami. „Niektóre idą odwiedzić rodziny lub osoby potrzebujące – tłumaczy sister Maria Pia. – Inne załatwiają sprawy w urzędach staruszkom, których u siebie gościmy. Teraz idziemy do przytułku, który przylega do kościoła św. Grzegorza”. Idzie szybko, stawiając małe kroki, jakby nie chciała stracić ani chwili. Przechodzimy przez furtkę. Jakaś kobieta wychodzi nam na spotkanie: „Proszę siostry, czy to dzisiaj rozdajecie ubrania? – Tak, zaraz tu wrócimy”. „Dzisiaj jest wtorek, dzień, w którym rozdajemy odzież Cyganom. W niedzielę natomiast rozdzielamy paczki z żywnością potrzebującym rodzinom. – Skąd je macie? – Nad wszystkim czuwa Opatrzność. Nigdy niczego nam nie zabrakło. Ludzie nas znają, spontanicznie przynoszą odzież i inne rzeczy; wszystko, czego potrzebujemy” – uśmiecha się. W domu mieszka 50 mężczyzn, których siostry spotkały na dworcu Termini, na ulicy lub w innych, często przykrych, okolicznościach. Osoby nazywane „ludźmi bez stałego miejsca zamieszkania”, które nie mają już nic. W Rzymie jest jak w Kalkucie. Kiedy wchodzimy, witają nas. „Sami decydują, czy tu przyjść. Myjemy ich, dajemy jeść, zapewniamy nocleg, leczenie. Jedni zostają parę dni, potem odchodzą, i znów wracają. Niektórzy są alkoholikami, inni mają zaburzenia psychiczne. Jeśli nie ma żadnej przeszkody, staramy się odszukać ich krewnych albo, jeśli chodzi o bezdomnych – uregulować ich sytuację prawną. Często jednak mają problemy z zapamiętaniem własnego imienia. Mamy nieliczne zasady, jednak te, które obowiązują, muszą być przestrzegane bezwarunkowo”. W środku wszystko jest wysprzątane, w najlepszym porządku, jak to w klasztorze. To czas śniadania. Przed posiłkiem odmawia się modlitwę. Jedna z sióstr odczytuje fragment Ewangelii, a następnie go komentuje: „Wy jesteście perłami, które Pan zebrał. On was – nas – kocha i otacza swoją opieką”. Kiedy spotykamy tych ludzi w innych okolicznościach, trzymamy się od nich zazwyczaj z daleka. Boimy się ich, tutaj natomiast są perłami; tak też są traktowani: z godnością i szacunkiem, jak drogocenny skarb. Drogocenny – ponieważ przynależy do Niego. Teraz rozumiem epizod z życia Matki Teresy, o którym ksiądz Giussani bardzo lubił opowiadać. Otóż na pytanie: „Matko, co każe siostrom robić to wszystko?”, odpowiadała: „Kochają Jezusa, przemieniając tę miłość w żywe działanie. Służba najuboższym z ubogich nie jest naszym powołaniem, naszym powołaniem jest przynależność do Chrystusa”.

Przemierzamy korytarze, które siostry myją i sprzątają w tym czasie. Robią to niemal bezgłośnie. „Pomaga nam wielu wolontariuszy. Są wśród nich także lekarze. Pracują za darmo. Znają nas ze szpitali i nam pomagają” – opowiada sister Maria Pia. W pokoju, w którym znajdują się leki, jakaś kobieta wypełnia formularze. Wyjaśnia: „Staram się o zasiłki dla tych, którzy mają do nich prawo. Od wielu lat przychodzę pomagać siostrom, codziennie, nie potrafię z tego zrezygnować”. Sister Maria Pia uśmiecha się.

„ARE YOU HAPPY?” Na ostatnim piętrze znajduje się biuro postulacji – Matka Teresa została ogłoszona błogosławioną przez Jana Pawła II w 2003 roku – gdzie gromadzi się i archiwizuje świadectwa oraz różne materiały do procesu kanonizacyjnego. Pracuje tu sister Elia. Jest przeciwieństwem mojej towarzyszki. Pochodzi z Austrii, jest wysoka, nie przestaje mówić. Skąd Elia? „Same wybieramy imię, które chcemy przyjąć. Nie uważasz, że Eliasz to piękna postać? Utożsamiam się z nim”. Jak to się stało, że wybrała to imię? „Moja rodzina nie była praktykująca. Na początku, kiedy rozpoznałam swoje powołanie, usiłowałam mu się oprzeć. Powiedziałam nawet: «Jezu, udowodnię Ci, że nie mogę, to przerasta moje siły». Bóg jest jednak wierny. Wystarczy podążyć za Jego wolą, aby być szczęśliwym”. To wszystko, co ma w tej sprawie do powiedzenia. Pomaga jej Marino. Nie jest wolontariuszem – mieszka w przytułku. Kiedy siostry się oddaliły, opowiada: „W życiu popełniłem wiele błędów. Pięć lat temu trafiłem do noclegowni przy ulicy Rattazzi (okolice dworca Termini); tam poznałem siostry. Trafiłem tutaj, po jakimś czasie odszedłem. Teraz wiem, że chcę tu zostać. Dobrze mi tu. Pomagam tak, jak potrafię. Siostry mają duszę, której nie sposób opisać. Są jedyne w swoim rodzaju. Kiedy się denerwują, robią to dla twojego dobra. Jak mama. Wiesz, co ci powiem: ktoś, kto nie ma mamy, znajduje ją tutaj”. Siostry, które są jak mamy. Macierzyństwo jest objęciem, które możesz podarować, jeśli ktoś wcześniej cię pokochał i ciebie chciał – jesteś wtedy jak odnaleziona perła.

Pora obiadu. Schodzimy do refektarza. Po kilku minutach biorę się za nakładanie makaronu na talerze. Nikt mnie o to nie prosił, nie mogłam jednak stać z założonymi rękami. Mieszkańcy domu pomagają sobie nawzajem: jeden nalewa wodę, inny popycha wózek. Nie ma zamieszania. Jakaś siostra staje przed jednym z gości i mówi zdecydowanym głosem: „Od dwóch dni nie jesz warzyw. Tak nie można”. Ktoś się śmieje. Nic nie uchodzi ich uwadze. Po skończonym obiedzie ktoś inny pomaga w zmywaniu naczyń – jego też nikt o to nie prosił. Zatrzymuję się w kuchni, żeby porozmawiać z siostrą, która pochodzi z Afryki. Pytam ją łamaną angielszczyzną, czy jest szczęśliwa. A ona na to: „Yes! And are you happy? – Tak. – Dlaczego o to pytasz? – nie spodziewałam się, że będę musiała odpowiadać na swoje pytania. – Dlatego, because... I’m mother – jąkam. Śmieje się: – Good! But you have a talent”. Sister stojąca obok tłumaczy: „Masz również talent: piszesz. Masz go od Pana. Wiesz, jakiś czas temu byłam w Kazachstanie. Znasz księdza Edo? Przyjeżdżał tam ze swoją młodzieżą z Ruchu, żeby nam pomóc”. Tak, znam gest charytatywny księdza Edo.

Z sister Marią Pią wracam do klasztoru na obiad. Opowiada mi, że w Rzymie jest jeszcze pięć innych domów. Pytam ją o Matkę Teresę, czy ją poznała. „Tak, kiedy tu przyjeżdżała, była jedną z nas. Służyła tak jak my. Pewnego razu, kiedy była już w podeszłym wieku, chciała towarzyszyć nam w obchodzie po mieście. Padał deszcz. Martwiłyśmy się, żeby się nie przemęczyła. W pewnym momencie, schodząc po schodach prowadzących do stacji metra, zauważyłyśmy, że trzyma wszystkie nasze parasolki, żebyśmy miały wolne ręce”.

Obiad jem w małej sali pełnej widokówek ze zdjęciami zaadoptowanych dzieci – jest ich około dwóch tysięcy. Jakiś czas temu wyszło rozporządzenie wykluczające jako jeden z warunków przeprowadzenia adopcji konieczność przedstawienia świadectwa ślubu kościelnego przez rodziców zwracających się do sióstr z takową prośbą. Ryzykowały, że stracą państwowe zezwolenie na przeprowadzanie adopcji. Nie ustąpiły jednak, powiedziały, że nawet nie ma o czym mówić. I udało im się – jak zawsze, zresztą.

ZAWSZE Z TOBĄ. O 14.40 w kaplicy jest różaniec i adoracja Najświętszego Sakramentu. Udaję się tam z siostrą Elią, która podsuwa mi kartkę z modlitwami. Powtarzam pod nosem Zdrowaś Maryjo, tak żeby nie przeszkadzać. Przypominają mi się przeczytane gdzieś słowa Matki Teresy: „W pewnych momentach nie mogę robić nic innego, jak tylko mechanicznie powtarzać Zdrowaś Maryjo”. Ich pieśni, różniące się od tych, do których słuchania jestem przyzwyczajona, przepełnia nieskończona słodycz. Są wyszeptywane. Wystarczy tylko popatrzeć na siostry, a zaraz pojmuje się, dla Kogo robią wszystko; że to są najważniejsze momenty ich dnia. Jest to tak oczywiste, że nie trzeba tego tłumaczyć. Ja natomiast uparcie pytam sister Marię Pię: „Kim jest dla ciebie Chrystus? – Nie odpowiem na to pytanie. Jeśli chcesz, wypisz imiona tych, za których będziemy się modlić w najbliższych dniach. A teraz czas już na mnie”. Po raz pierwszy zwróciła się do mnie na „ty”. Odprowadza mnie do drzwi, na których znajduje się wizerunek Chrystusa z podpisem: „I am with you always – Jestem z wami zawsze”. Ściska mnie mocno. Dla niej Chrystus jest wszystkim.

 

 

ZE SKOPJE DO KALKUTY

1910 26 sierpnia w Skopje w Albanii przychodzi na świat Agnes Bojaxhiu.
1928 Rozpoczyna nowicjat u sióstr loretanek w Irlandii.
1929 6 stycznia przyjeżdża do Kalkuty.
1937 Składa śluby wieczyste – od tej chwili będzie nazywać się Matka Teresa od Dzieciątka Jezus, na cześć św. Teresy z Lisieux.
1946 10 września słyszy po raz pierwszy głos Jezusa. Ojciec Van Exem, jej kierownik duchowy, zachęca ją, by zapisywała to, co jej się wydarza, tak aby można było powiadomić o tym arcybiskupa Kalkuty Ferdinanda Périera.
1948 Matka Teresa prosi oficjalnie Stolicę Apostolską o pozwolenie wystąpienia ze Zgromadzenia Sióstr Loretanek po to, aby założyć Zgromadzenie Misjonarek Miłości.
1950 7 października Zgromadzenie Misjonarek Miłości zostaje oficjalnie uznane przez archidiecezję kalkucką.
1952–1959 W Kalkucie siostry otwierają dom dla umierających, dom dla dzieci, ośrodek dla trędowatych, natomiast w Delhi zaczyna działać dom zgromadzenia.
1965 1 lutego Paweł VI nadaje zgromadzeniu status prawa pontyfikalnego. W lipcu w Wenezueli zostaje otwarta pierwsza wspólnota zgromadzenia za granicą.
1979 10 grudnia Matka Teresa otrzymuje Pokojową Nagrodę Nobla.
1994 3 lutego w Waszyngtonie w czasie National Prayer Breakfast [Narodowego Śniadania Modlitewnego] zdecydowanie wypowiada się przeciwko aborcji w obecności amerykańskiego prezydenta Billa Clintona.
1997 5 września Matka Teresa umiera w Kalkucie. Oficjalne uroczystości pogrzebowe odbywają się 13 września.
2003 19 października Jan Paweł II ogłasza Matkę Teresę błogosławioną.


Polska strona Ruchu CL   |   Kontakt z redakcją