Menu strony Strona główna Śladów
   
Ślady > Archiwum > 2010 > lipiec / sierpień

Ślady, numer 4 / 2010 (lipiec / sierpień)

Życie CL. Kto pyta, nie błądzi

Skleroza serca

Tomasz Jaworski, ks. Jerzy Krawczyk


Tomek, Warszawa: W rozmowie z przyjaciółmi wyraziłem żal, że wakacje ruchowe będą dopiero za rok, że nie powtórzą się znowu za dwa miesiące. Wiąże się to bowiem z jednostką chorobową, na którą zapadam rokrocznie, a która nazywa się sklerozą serca (po łacinie sclerocardia). Jest to przypadłość, która na wakacjach ustępuje, ale obawiam się, że może powrócić za jakiś czas. Polega ona mniej więcej na tym, że w ciągu roku pracy upodabniam się nieco do konia dorożkarskiego: ciągnę swoją dorożkę, jestem wytrzymały, zaciskam zęby i jakoś daję radę. Trudno jednak, żeby koń dorożkarski fruwał jak pegaz, ciesząc się z tego, że ciągnie dorożkę, że jest potrzebny swojej rodzinie i wszystkim wkoło. Koń dorożkarski wlecze się więc noga za nogą, stukając ociężale kopytami, i ciągnie z mozołem swoją dorożkę, każdego dnia z coraz większym trudem. Czasem jest już tak bardzo zmęczony, że wracając do domu, nie patrzy nawet, w którą stronę zmierza, ale z klapakami na oczach idzie „na pamięć” (kiedy przeprowadziliśmy się w grudniu ubiegłego roku, zdarzyło mi się po pracy przyjechać pod stary adres). Ten koń dorożkarski odżywa jednak na wakacjach. Z wolna, powoli: a to wycieczka w góry, a to śpiew w chórze i skleroza serca zostaje uleczona. Zaczynają rosnąć mu skrzydła i zamienia się w pegaza. Przypominają mu się wszystkie wspaniałe wydarzenia, które Pan Bóg zesłał mu w jego życiu; ponownie uświadamia sobie, jak ważne są dla niego relacje; że to jakiś cud, że może tu być ze swoją mamą i siostrą (od lat uczestniczyliśmy w wakacjach z żoną i zawsze brakowało nam najbliższej rodziny). Patrzy na księdza Jurka i przypomina sobie spotkanie w Bytomiu, swoje nawrócenie i początek przygody z Ruchem. Wreszcie uczestniczy w takim niecodziennym wydarzeniu jak ślub Ani i Piotra, dochodząc do wniosku, że wszystkie kolorowe tygodniki powinny napisać o nim na pierwszej stronie: weselisko na 480 osób, porwanie pana młodego, Elvis przyjechał... Ech, co się tam nie działo! Wciąż zastanawia się jednak, jak zapobiegać tej sklerozie serca, tej ciężkiej chorobie, która go dotyka. Kiedyś kierownik duchowy podsunął mi cytat z Pisma Świętego: „Gdy się modlicie, nie bądźcie jak obłudnicy. [...] Ty zaś, gdy chcesz się modlić, wejdź do swej izdebki, zamknij drzwi i módl się do Boga” (Mt 6, 5–6). Tą izdebką jest serce. Ksiądz Giussani mówi, że serce to miejsce, gdzie doświadczamy bólu i radości; miejsce, w którym skupia się wiązka naszych pragnień. Jak sprawić, by ta wiązka moich pragnień cały czas tętniła życiem, przez cały rok pracy; by wieczorna modlitwa nie była modlitwą starego, schorowanego konia, ale człowieka żywego, żyjącego z taką intensywnością jak tutaj?

 

Ks. Jurek: Chrystus przyszedł na ziemię, aby odblokować nasze serca. On jednak nie wykona za nas pracy. Kiedy dochodzą do głosu moje wymogi, pragnienia, zaczynam przeżywać to, że jestem relacją z Tajemnicą, że On jest Tym, który daje mi spełnienie, i że ta relacja z Nim musi ogarnąć, objąć, pomieścić w sobie także tę moją „dorożkę”. Nie dokonam tego jednak sam. Moje serca zderza się z rzeczywistością, otwiera się i odnajduje Go. Każdego dnia wstając rano i odmawiając Anioł Pański, muszę prosić o to, by odnajdywać Go na nowo, bo dzięki Niemu moje serce odżywa, znów otwiera się na oścież, a moje człowieczeństwo się odnawia. Kościół nie zastępuje nas w naszym trudzie, ale wychowuje do otwarcia się na Jego obecność, do trwania w jedności z Nim, a wtedy przestaję być ślepy, odzyskuję wzrok, z oczu spadają klapki, odnajduję znaczenie szczegółu w kontekście komunii z Nim.


Polska strona Ruchu CL   |   Kontakt z redakcją