Menu strony Strona główna Śladów
   
Ślady > Archiwum > 2010 > maj / czerwiec

Ślady, numer 3 / 2010 (maj / czerwiec)

Zakładka. Lektura miesiąca

Chóry z „Opoki”. Piękno Kościoła (i Jego ciała)

Alessandro Banfi i Riccardo Bonacina


W zdumiewający sposób dochodzi się do wniosku, że ta „książeczka” z roku 1934 dziś wciąż potrafi do nas przemawiać; co więcej, po 76 latach niemal nas porywa, wstrząsa nami. Chóry z „Opoki” – z wersami, które mają moc biblijnych lamentacji; z wersami, których dźwiękowo-symboliczne powtórzenia są typowe dla Dantego; z wersami biegnącymi niczym po spirali w jakimś wirze spychającym ku ostatecznym zagadnieniom – krążą wokół zasadniczego i bardzo aktualnego pytania, wyrażonego w Chórze VII: „Czy to Kościół zawiódł ludzkość, czy ludzkość zawiodła Kościół?” (s. 197).

Na to pytanie Eliot odpowiada twierdząco. Ludzie dzisiaj „nie potrzebują Kościoła”, co więcej „jak się wydaje, nie chcą (. . .) Kościoła” (s. 182). W Chórze IV czytamy: „Dlaczego ludzie mają kochać Kościół? (. . .) On mówi im o życiu i śmierci, i o wszystkim, o czym by chcieli zapomnieć” (s. 194); wyobcowani, poza sobą błąkają się od przyjemności do przyjemności, wciąż na krawędzi nicości, „z obojętności wpadający w gorączkowy entuzjazm” (s. 191), samotni nawet w tłumie w godzinach szczytu, a na końcu zmęczeni i niepomni na wszystkich bogów „oprócz Lichwy, Żądzy i Władzy” (s. 197), w zapomnieniu, że zostali stworzeni wolnymi, „rojąc o ustrojach tak doskonałych, że nikt nie musi być dobry” (s. 194).

A chrześcijanie? Nie mają się lepiej od ludzi z Miasta, mówi Eliot, „gnieżdżą się w domu, niepomni, do czego służy” (s. 192), siedzą „bezradni na ruinie domu” (s. 186). Kościół jest w ruinie, „rujnowany od wewnątrz i atakowany z zewnątrz” (s. 188). Ludzie z Miasta mówią: „«Ten dom to gniazdo wężów, zniszczmy go / I skończymy z tą obrzydłością, z tym zgorszeniem dla chrześcijan»” (s. 193). Gdybyśmy zatrzymali się w tym miejscu, Chóry mogłyby nas poruszyć zasadniczo ze względu na jasność profetycznej wizji, w której dostrzeżona zostaje degradacja człowieczeństwa i zagubienie Kościoła, rozwijające się w XX wieku. Jesteśmy świadkami a zarazem bohaterami tej degradacji i tego zagubienia. Eliot jednak w Chórach wskazuje na coś więcej. Mówi nam przede wszystkim o tym, że przeznaczenie Miasta oraz przeznaczenie Kościoła są ze sobą nierozerwalnie związane, ponieważ Kościół znajduje się we wnętrzu Historii i istnieje po to, by służyć i wspierać dzieło człowieka; Miasto natomiast wie, że „nie będzie domu tam, gdzie nie ma Świątyni” (s. 190); człowiek czuje, że jego dzieło oraz życie jest ofiarą czasu, że „bez znaczenia nie ma (. . .) czasu” (s. 196).

Od czego zacząć na nowo odbudowę Kościoła i Miasta? Nie od etyki („Wybaw mnie, Panie, od człowieka szczytnych zamiarów i nieczystego serca”, s. 192). Eliot sugeruje nam wielką rzecz: „Widzialny i niewidzialny, dwa światy w Człowieku; / Widzialny i niewidzialny schodzą się w Jego Świątyni; / Nie możemy zaprzeć się ciała” (s. 201). Ciało człowieka, święte, będące znakiem stworzenia, mieszanina nieba i ziemi, pragnienia i błędów. Ciało Chrystusa kroczy w historii pośród ludzi poprzez wolność ludzi, którzy są „niepomni na kamień węgielny” (s. 182), na samego Jezusa Chrystusa. Ciało Chrystusa i ciało człowieka jako początek nowego i zawsze prowizorycznego konstruowania oraz wznawiania inicjatywy („Syn Człowieczy nie skonał na krzyżu raz jeden”, s. 194). Nie bójcie się więc ciała, ponieważ piękno dla Kościoła i dla Miasta jest ukryte, znajduje się w środku; samo ciało jest przedmiotem niezgody. Nie zapierajcie się ciała, nie wyprzedawajcie go, nie gwałćcie, nie czerpcie zysków z jego początku i kresu, dbajcie o nie, nie bójcie się go – ciała człowieka i ciała Chrystusa; w ten sposób człowiek i chrześcijanin mogą powiedzieć jednym głosem: „Dzięki Ci za to, że o świetle przypomina nam mrok” (s. 203).

 

„Rozwiąźli jak dawniej, zmysłowi, samolubni jak zwykle, chełpliwi i jak dawniej niedowidzący, / A przecież wciąż dążyli, odnajdywali kierunek, podejmowali na nowo wędrówkę ścieżką w promieniu światła” (s. 196). Światła, które znajduje się we wnętrzu ciała, ciała człowieka i ciała Chrystusa, które są Kościołem.


CUD CZEGOŚ, CO SIĘ WYDARZA
Alessandro Banfi

Brytyjczycy są ludźmi praktycznymi, a więc poetyckimi. „Pustynia (. . .) / Z tunelu metra wypełza tuż obok, / Pustynia w sercu waszego bliźniego” (s. 183). Piękniej brzmi w oryginale: „The desert is squeezed in the tube-train next to you / The desert is in the heart of your brother”. Przyjaciele ze „Śladów” poprosili mnie, bym opowiedział, czym byłaby egzystencja bez Chórów z „Opoki” Thomasa Stearnsa Eliota. Bez tej dytyrambicznej mantry (tego rytmu angielskiej metryki, sięgającej korzeniami wielkiej poezji Shakespeare’a), która nas zafascynowała, gdy byliśmy jeszcze dzieciakami. Jako pierwszy te hipnotyzujące i bardzo głębokie wersy czytał nam ksiądz Giussani. Bez nich egzystencja byłaby bardziej pusta, przede wszystkim jeśli chodzi o dwa fragmenty. Pierwszy dotyczy Wcielenia. Nie można z nim porównać żadnego teologicznego traktatu, chrześcijańskiego kazania ani biblijnej egzegezy: „Moment czasu, i w czasie, / Nie poza czasem, lecz w czasie, który nazywamy historią: by rozciąć, rozpłatać świat doczesny, moment w czasie, lecz nie jak doczesny, / Moment w czasie, lecz właśnie czas powstał z tego momentu: bez znaczenia nie ma bowiem czasu, a ten moment doczesny tworzył znaczenie. / I wydawało się tedy, że ludzie muszą iść dalej od światła ku światłu, w światło Słowa” (s. 196).

Poezja, powtarzając te same słowa, ukazuje cud czegoś, co się wydarza. Łatwiej odmówić Zdrowaś Maryjo po przeczytaniu tych wersów. Tak samo jak po przeczytaniu niektórych wersów Leopardiego albo Dantego. Tak też jest, gdy jadąc rano na motorze, słucham z iPoda Schumanna. Wtedy modlitwa staje mi się bliższa, nie jest taka obca. Na pustyni zakorkowanych ulic, powiedziałby Eliot, którą przemierzają nasi bracia z pustynią w sercu. Po której podróżujemy tak jak oni, z pustynią w sercu, „rozwiąźli jak dawniej, zmysłowi, samolubni jak zwykle, chełpliwi i jak dawniej niedowidzący”, a przecież wciąż dążący, odnajdujący kierunek, podejmujący „na nowo wędrówkę ścieżką w promieniu światła” (s. 196).

Mówiłem jednak o dwóch fragmentach, dwóch na cały utwór. Oto drugi: „Czy to Kościół zawiódł ludzkość, czy ludzkość zawiodła Kościół?” (s. 197). Ksiądz Giussani na poważnie potraktował ten wers, to poetyckie i bardzo konkretne pytanie, zapisane przez Eliota w 1934 roku, w tej prowizorycznej przerwie pokoju między dwiema wojnami światowymi, kiedy wszyscy mówili, że Włochy są katolickie w sposób tak bardzo trwały. Poeta tymczasem już wtedy dostrzegał w ówczesnym Londynie radykalną dechrystianizację. Ksiądz Giussani mówił z zapałem: „Obydwa fragmenty”. Kościół dzisiaj nie wie już, kim jest człowiek, a dzisiejszy człowiek nie wie, czym jest Kościół. Tylko poezja może uchwycić sens historii z doskonałą precyzją. Oto dlaczego warto przeczytać raz i drugi, i po raz kolejny te kilkanaście stron Chórów z „Opoki” (dla tego, kto ma trudności z koncentracją: to tylko jakieś dwadzieścia stron, nie więcej); wyrecytować w cockney [gwarze londyńskiej], rozkoszować się nimi w oryginalnym języku. Warto, by ten, kto podróżuje, wziął je ponownie do ręki w jakimś londyńskim pubie, przed osławionym half pint of bitter Ale, doskonałym zimnym piwem, które się tam pija, w pintach [jednostka objętości stosowana w Wielkiej Brytanii] i półpintach. Jak mówi poeta: „You must not deny the body”. Nie możesz zaprzeć się ciała. Brytyjczycy to praktyczni ludzie.


Polska strona Ruchu CL   |   Kontakt z redakcją