Menu strony Strona główna Śladów
   
Ślady > Archiwum > 2007 > wrzesień / październik

Ślady, numer 5 / 2007 (wrzesień / październik)

Kultura

Mam wielkiego przyjaciela. Claudio Chieffo

Massimo Bernardini


Droga Marto i drogie dzieci, pozwólcie, że w tym szczególnie bolesnym momencie, w imieniu obecnej tu dziś wspólnoty wyrażę bliskość całego naszego towarzystwa. Wszyscy pamiętamy, jak ksiądz Giussani mówił, że śpiew narodził się chwilę przed powstaniem Ruchu. Claudio umiał wyrazić naszą duszę, to co nas poruszyło, zafascynowało i przyczyniło się do powstania tego towarzystwa. Dlatego właśnie teraz i na zawsze będzie on naszym przyjacielem, którego piosenki nadal będziemy śpiewać. Ale teraz będziemy je śpiewać ze świadomością, że ich słowa w nim za zawsze stały się prawdziwe.

Julian Carrón

 

19 sierpnia 2007 r., po trwającej ponad dwa lata walce z chorobą, odszedł do domu Ojca jeden z największych świadków w historii ruchu Comunione e Liberazione. Żegnamy go opowiadając o przyjaźni, która przecież nadal trwa.

 

Zarażający i pogodny uśmiech Caludia Chieffo (choć w głębi zawsze z melancholijnym zabarwieniem) pojawiał się w całej pełni przede wszystkim w dwóch sytuacjach: kiedy powstawała nowa piosenka (było coś niesamowitego w tym budzącym się, pełnym wdzięczności zachwycie) oraz w momencie, kiedy mógł prowadzić wspólny śpiew w czasie spotkań. Najważniejszym było dla niego zaskakujące „powołanie” do muzyki. Ta świadomość powołania wyprzedzała całą resztę, jak sukcesy dyskograficzne czy nawet uznanie publiczności (jego dokonania to ponad 3000 koncertów, 113 piosenek przetłumaczonych na wiele języków, 10 wydanych płyt).

Wszystko zaczęło się na początku lat sześćdziesiątych. Widać go na starych zdjęciach z tamtego okresu, uwieczniających pierwsze spotkania młodzieży GS z księdzem Giussanim, kiedy jeszcze nikt nie spodziewała się znaczenia tej dopiero pojawiającej się obecności. Uczestnictwo w nich wraz z innymi młodymi ludźmi oraz bycie ich głosem stanowiło dla Claudia największą nagrodzę i było najważniejszą odpowiedzialnością. To prowadziło go przez całe życie. Przy zachowaniu ubóstwa środków osiągnął pełnię wyrazu i wobec swoich słuchaczy prezentował coraz wyższy profesjonalizm. Jego wzruszające, liczne koncerty dla większej czy mniejszej publiczności zawsze były przepełnione świadomością, że swoimi piosenkami przekazuje piękno i prawdę, które było mu dane spotkać.

Po latach, w pseudorewolucyjnym klimacie lat 70., właśnie ta świadomość zaprowadziła go do „odwiedzenia” chrześcijan w Europie Wschodniej. Zaczęło się w 1974 roku od zaproszenia na SACROSONG do Warszawy (Chieffo był jedynym obecnym tam włoskim piosenkarzem i śpiewał swoje utwory przed kardynałem Wojtyłą i kardynałem Wyszyńskim), a w następnych latach odbył jeszcze wiele innych potajemnych i nielegalnych podróży.

Jego ślub z Martą, narodziny trójki dzieci (Martina, Benedetta i Marii Celeste), wiele spotkań z Janem Pawłem II, nowe doświadczenia dyskograficzne, a nawet uczestnictwo w programach telewizyjnych (każdego ranka po koncercie męczące powroty do swoich uczniów w gimnazjum w Forli, gdzie przez prawie całe życie nauczał literatury) to wszystko elementy konkretnej, wyjątkowej i jakby „odbiegającej od normy” kariery.

Gabber i Guccini, z którymi spotykał się publicznie i prywatnie, patrzyli na przebieg jego życia z niezwykłą uwagą, zadziwieni tym, że zawód, który przecież jest także ich zawodem, można wykonywać, poza granicami wielkiej komercji czy tradycji teatralnej, a jednocześnie w całkowitej i nigdy niekończącej się harmonii z publicznością. Być może to jest właśnie tajemnica Chieffo – aby go postrzegano jako kogoś ze wspólnoty, jako cennego rozmówce, jako osobę. I wzrastając, wraz z nim, wewnątrz jego własnej historii, znaczyć ją w ten sposób na zawsze.

 


Polska strona Ruchu CL   |   Kontakt z redakcją