Menu strony Strona główna Śladów
   
Ślady > Archiwum > 2007 > wrzesień / październik

Ślady, numer 5 / 2007 (wrzesień / październik)

CL

Jesteśmy tam. I każdemu możemy powiedzieć: przyjdź i zobacz

Odwiedzamy wspólnoty CL żyjące w części świata, gdzie obecność chrześcijańska jest coraz bardziej zagrożona. Jest tam jednak ktoś, kto dodaje otuchy. Wychodząc od pewnego, otrzymanego daru można „potwierdzać pozytywność we wszystkim”.

Roberto Fontolan


W Bejrucie spotykają się w każdy piątek na Szkole Wspólnoty, w parafii obejmującej północne dzielnice miasta. W Aleksandrii mogą nareszcie czytać Zmysł religijny po arabsku. W Jordanii pewne małżeństwo podtrzymuje przyjaźnie. W Jerozolimie mała wspólnota, którą można nazwać włosko-izraelsko-palestyńsko-maronicką żyje intensywnie doświadczeniem proroctwa o „mieście do którego wszyscy wzdychają, ku któremu zwrócone są wszystkie serca” (słowa kustosza Ziemi Świętej, ojca Pierbattisty Pizzaballa, wypowiedziane podczas Meetingu w Rimini). Wszyscy mogli się poznać korzystając z okazji, jaka przyniosło spotkanie w La Thuile. Członkowie CL z Bliskiego Wschodu w sposób szczególny przezywają próbę wiary, odpowiedzialność, wezwanie w swoim codziennym życiu. Chętnie o tym opowiadają, z mądrością, jak Simon, i blaskiem w oczach, jak młoda Mariam.

 

Akoury, lat 42, nauczyciel, Liban: „W naszej małej, dziesięcioosobowej wspólnocie są katolicy obrządku łacińskiego, maronici, melchici, katolicy obrządku syryjskiego. Mieszkamy w części Libanu, gdzie istnieje kilkanaście obrządków chrześcijańskich, ale bronimy się przed partykularyzmem i podziałami. Dziś chrześcijan dzieli również polityka, co stanowi u nas poważny problem. Mamy zatem chrześcijan pro-syryjskich i anty-syryjskich, pro-sunnitów i pro-szyitów, chrześcijan pro-rządowych i anty-rządowych. Żyjemy nieustannie w okresie powojennym. Najpierw było to okres po wojnie domowej, trwający tak długo, ze aż trudno odtwarzać daty, a teraz mamy okres po wojnie izraelskiej na Południu. Liczne są słabości i niepewności naszego kraju. Od początku roku doświadczamy pewnej nowej świadomości. Staje się to widoczne w potwierdzaniu we wszystkim tego, co pozytywne. Dzieje się tak dzięki zawierzeniu naszemu doświadczeniu i przyjaźni. Nikt nie opuszcza Szkoły Wspólnoty, pomimo, że wciąż są jakieś manifestacje, zamknięte drogi, blokady. Szkoła Wspólnoty jest naszym punktem odniesienia. Widzimy jednakże bardzo dobrze kryzys chrześcijaństwa, tych wszystkich młodych, którzy chcą odejść”.

 

Said, lat 43, nauczyciel, Egipt: „Jest to poważny problem również u nas. Chrześcijanin nie znajdzie pracy, jeżeli szefem przedsiębiorstwa jest muzułmanin. Życie obywatelskie i całe otoczenie społeczne są bardzo trudne, a czasem wręcz wrogie. Z tego powodu różne grupy zamykają się coraz bardziej w swoich parafiach i szkołach. Dla naszej młodzieży wyjazd za granicę i zakończenie wszystkich tych problemów staje się marzeniem. Marzeniem prawie zawsze zakazanym”.

 

Simon, lat 55, odpowiedzialny AVSI w Jordanii: „ My jesteśmy jeszcze bardziej z tyłu, zaczynamy od spraw elementarnych. Brakuje tu podstawowej idei kim jest Jezus. Dla Araba jest prawie niemożliwe mówienie o swoim doświadczeniu, nigdy się to nie zdarza. Nikomu nie przychodzi do głowy, aby to uczynić, aby podjąć ten temat jako przedmiot porównania z innymi. Panuje wielka ostrożność i poczucie prywatności najgłębszych uczuć, co w gruncie rzeczy tłamsi pytania osoby. Rozpoczynamy od prostej przyjaźni, od opowiadania sobie codziennych spraw. Od budowania wzajemnej znajomości i zaufania”.

 

Rony, lat 46,odpowiedzialny za logistykę projektów AVSI w Libanie: „Jesteśmy tam z naszą pewnością i to jest nasz punkt wyjścia, niezależnie czy będziemy liczni, czy też będzie nas niewielu. Niektóre rodziny miały możliwość, aby czas wojny domowej spędzić poza granicami kraju. W ostatnich latach pokoju powróciły, ale zdesperowane z powodu wojny na Południu znowu wyemigrowały. Znają one wagę życia na naszej ziemi, wiedzą dobrze, że przez długi czas byliśmy tu pozytywnym przykładem, jednakże kiedy pojawia się zagrożenie, kiedy wchodzi w grę bezpieczeństwo, szczególnie dzieci, życie, wybierają wyjazd, nawet ryzykując wyznawane zasady i prawdziwe wychowanie dzieci. Inni, szczególnie młodzi, wyjeżdżają do krajów Zatoki w poszukiwaniu pracy. Zdobywają pieniądze, i kiedy wracają spostrzega się, że zmienili punkt widzenia, mają inne zainteresowania, przyjęli konsumpcyjny sposób życia. Muszę też przyznać, że często chrześcijanie nie zauważają powagi tego problemu. Słyszy się zazwyczaj komentarz: jeżeli jadą do Zatoki, to wrócą, wcześniej czy później, ale wrócą... owszem, ale jak wrócą? Z jaką mentalnością? Jakie będzie ich pragnienie tworzenia czegokolwiek? To jest właśnie istota sprawy. Wobec tej szerzącej się pokusy ucieczki staramy się w każdych warunkach, we wszystkim potwierdzać pozytywność życia. Dla niektórych może się to wydawać szaleństwem, ale przecież... zostaliśmy właśnie po to stworzeni. Nie brakuje też dobrych znaków. Dzięki naszemu zaangażowaniu istnieje wciąż ludzki dialog, taki, jak normalnie istniał między dwoma Libańczykami, niezależnie od wyznawanej przez nich religii. Jest to bardzo ważne. Mamy nadzieję, że również my będziemy mogli czytać razem Zmysł religijny po arabsku”.

 

Ettore, lat 42, inżynier, Jerozolima: „Nasza sytuacja przypomina nieco też w Libanie, a równocześnie to, co można powiedzieć o Egipcie. W Ziemi Świętej, jak wszyscy wiecie, istnieje wciąż wielkie napięcie pomiędzy stroną arabską i izraelską. Nasza obecność, nasze życie tam są pozbawione roszczeń i zarozumiałości. Jesteśmy tam i trwamy. I każdemu możemy powiedzieć: przyjdź i zobacz. Zobacz, że można żyć razem, być przyjaciółmi i nawet razem działać, wspólnie tworzyć. Czy to w sprawach małych czy wielkich metoda się nie zmienia: w doświadczeniu ogromnej różnorodności, olbrzymich różnic, które nieraz budzą lęk, serce człowieka jest w głębi takie samo”.

 

Mariam, lat 24, nauczycielka, Egipt: „Z moją rodziną (pięcioro braci i rodzice)mieszkamy w dwóch pokojach, i oczywiście potrzeba nam nieco więcej miejsca. Patrzę na moich przyjaciół, słyszę ich dyskusje, widzę zmęczenie, znam ideę, że gdzie indziej byłoby nam lepiej. Muszę jednak powiedzieć, że ja nigdy nie przyjęłam tej myśli. Aleksandria jest moim miejscem, to jest moja ziemia, moja wspólnota. Nie jesteśmy też zupełnie sami, jak mogłam się przekonać podczas Meetingu. Rzeczywistość naszej przyjaźni, obecnej w całym świecie, sprawia, że jestem spokojna. Wiem, że we Włoszech, Ameryce, Brazylii, Japonii myślą o mnie, o nas. Jezus zechciał nas połączyć, ale razem nie znaczy przecież, że musimy mieszkać przy jednej ulicy czy też codziennie spotykać się w szkole. Nasza przyjaźń to kształtowanie sposobu myślenia. To właśnie myślenie sprawia, że samotność i strach zostają przezwyciężone.


Polska strona Ruchu CL   |   Kontakt z redakcją