Menu strony Strona główna Śladów
   
Ślady > Archiwum > 2007 > wrzesień / październik

Ślady, numer 5 / 2007 (wrzesień / październik)

CL. La Thuile

Żyć dla dzieła Kogoś innego

Troska o najmniejszych i chorych na AIDS. Doświadczeniem dzielą się Innocente Figini i Rose Busingye. Można uczyć się nowego spojrzenia w codziennym życiu.

Paola Bergamini


„Jak podkreślił wczoraj ks. Carrón, dzieło jest wyrazem ja, to znaczy jest tworzone przez osobę, która widząc potrzeby szuka sposobu w jak można je podjąć. Są jednak różne sposoby odpowiadania na potrzeby. Można się zatrzymać na jakimś szczególe, albo – i to jest nasze doświadczenie – odpowiadając na napotkaną potrzebę  pomagać osobie odnaleźć Tego, który odpowiada na prawdziwą ludzką potrzebę, czyli Chrystusa. Rozumiecie, że perspektywa jest całkowicie różna”. W ten sposób Vittadini przedstawił Innocente Figiniego założyciela ośrodka Cometa w Como i Rose Busingye z ośrodka Meeting Point w Kampali. Dwa piękne dzieła, jedno dla najmniejszych, drugie dla chorych na AIDS. „Są to dwa przykłady, z których można uczyć się nowego spojrzenia na rzeczywistość i sposobu podejmowania spotykanych codziennie okoliczności”.

 

Innocente Figini

Czternaścioro dzieci naturalnych, dwadzieścia czworo w stałej adopcji, sześćdziesiąt przebywających w ciągu dnia, szkoła zawodowa, klub sportowy... a przecież Figini rozpoczął swoje wystąpienie słowami: „nie chcieliśmy niczego zakładać”. To życie znalazło się w naszych rękach”. Innocente jest okulistą, który razem z bratem Erasmo i Marią Grazią zainicjowali dzieło jakim jest Cometa. „Zostaliśmy wezwani, aby służyć czemuś, co Ktoś Inny nam wskazał, poprzez konkretną rzeczywistość”. Pierwszym takim wezwaniem były słowa naszego ojca, który tuż przed śmiercią powiedział do nas: „Pozostawiam wam wiarę i jedno polecenie: żyjcie we wspólnocie”. Żaden z nas nie rozumiał wówczas, co to może znaczyć. Po jakimś czasie do Erasmo trafiła prośba o adoptowanie dziecka. Potrzebna była pomoc brata lekarza i stopniowo zaczęły ożywać ich więzi. Potem spotkali się z księdzem Giussanim, który powiedział: „Podejmijcie razem dzieło”. Jak opowiadał Erasmo „cała ta historia rozpoczęła się dzięki spotkaniu z nim, z człowiekiem, który pochylił się nad naszymi potrzebami. Podczas tamtego spotkania doświadczyłem czegoś, co poruszało jednocześnie serce i rozum, wiedziałem, że to mi odpowiada. Prawda stała się dla mnie ściśle określonym faktem, konkretnym człowiekiem i pójściem za nim, zrozumiałem, że drogą do prawdy jest doświadczenie, a nie jakaś definicja. Wcześniej używałem rozumu do manipulowania rzeczywistością, krążyłem między własnymi wyobrażeniami i pomysłami. Nie zwracałem uwagi na wyzwania rzeczywistości. Giussani uchwycił przebłyski pragnienia, które nosiłem głęboko w sercu”. Spotkanie to było kontynuowane przez pracę podczas Szkoły Wspólnoty, ponieważ „wymóg znaczenia potrzebuje być wychowywany, w przeciwnym razie pojawia się ryzyko wpadnięcia w pułapkę powszechnej mentalności, która wszelkimi sposobami stara się wykorzenić z naszych serc pragnienia prawdy, piękna, sprawiedliwości. I to ma jeszcze większe znaczenie dla naszych dzieci niż dla nas samych”. Z czasem rzeczywistość przyniosła liczne potrzeby, na które należało odpowiedzieć. Sprawiło to, że nastąpiła cała seria spotkań i inicjatyw (jak chociażby wystawa prezentowana podczas Meetingu w Rimini), oraz całkowicie nieoczekiwane przedsięwzięcia. „Nie tworzyliśmy nigdy planów działania teoretycznie, przy stole. Zawsze czuliśmy się wolni wobec rezultatu jaki możemy osiągnąć. Nie on był najważniejszy. Czuliśmy się wolni, aby każdego prosić o pomoc, gdyż wszystko przyczynia się do wzrostu Jego chwały. Nie staraliśmy się nigdy dociekać teoretycznie, co oznacza słowo komunia, zjednoczenie, ale doświadczaliśmy tego znaczenia w przyjmowaniu, w gościnności. Komunia to osąd, to prawda. Rodzi się dzięki jedności serc, nie dzięki podobnym temperamentom”.

 

Rose Busingye

W Kampali Rose obejmuje opieką 2000 chorych na AIDS oraz 2050 sierot. Korzysta z pomocy AVSI (głównie przez adopcję na odległość). Bezpośrednio pracują c nią dwóch lekarzy, dwie pielęgniarki oraz pięćdziesięciu asystentów socjalnych i wolontariuszy. „Tak naprawdę zaczęłam pracować, kiedy ktoś powiedział do mnie: «Ty jesteś moja», kiedy odkryłam czyja jestem, nie tylko kim jestem. Zawsze pracowałam dla Jezusa, ale były w moim życiu chwile, kiedy biegłam za czymś, czego nie mogłam pochwycić. Ponieważ kiedy wszystko idzie dobrze, łatwo jest powiedzieć: jak wspaniale, Jezu! Potem jednak nadchodzą trudności: chorzy, którzy wciąż narzekają, przyjaciele, których nie ma... Chciałam odejść. Zaczęłam naprawdę pracować, kiedy odpowiedziałam sobie na pytanie: do kogo należę? Odpowiedź wcieliła się w konkretne twarze, z imionami i nazwiskami. Nie był to już mój wymyślony Chrystus. Odpowiedziałam na dane mi powołanie”. Rozkwita nowa kreatywność, biorąca początek z uważnej i głębokiej obserwacji rzeczywistości, z dostrzegania potrzeb drugiego człowieka, człowieka widzianego całościowo. „Pewnego razu przyjaciele z Włoch zabrali mnie, aby oglądać piękno zachodu słońca. Pomyślałam wówczas: to może być ciekawe dla moich kobiet z Meeting Point. Organizujemy zatem takie wycieczki! Ostatnio przeprowadziliśmy też mecze piłki nożnej dla naszych kobiet”. Ludzie zauważają kiedy zmienia się podejście do pracy i sposób jej wykonywania. „Kiedyś patrzono na mnie jako na kobietę, która «musi» być aktywna, teraz natomiast widzą, że wszystko robię uważnie. Kiedy zdarza się, że wyjeżdżam moim współpracownicy starają się pracować tak jak ja”. przykładem może tu być reakcja wobec wiadomości o huraganie Katrina, który dwa lata temu zniszczył Luizjanę. Rose poprosiła wówczas kobiety pracujące przy rozbijaniu kamieni do budowy dróg, aby modliły się za ludzi, którzy stracili domy. Jedna z kobiet podeszła do niej i powiedziała: „Kiedy mnie spotkałaś nie tylko się modliłaś. Teraz także ja chciałabym umrzeć za kogoś, kogo kocham. Nie wyobrażam sobie również, aby pewnego dnia, ktoś spotykając moje dzieci modlił się za nie i na tym koniec!”. „W ciągu czterech tygodni kobiety te pracowały dodatkowo i zebrały 1200 dolarów. Kiedy pieniądze zostały przekazane potrzebującym i rozeszła się wiadomość skąd się wzięły, pewien dziennikarz amerykański, zdumiony tym faktem powiedział: «Ludzie spełniając dzieła charytatywne dają to, co im zbywa, tymczasem wy daliście wszystko, co macie. To wręcz niesprawiedliwe! To Ameryka powinna dawać wam!». Jedna z kobiet odpowiedziała: «Serce człowieka jest międzynarodowe, wzrusza się». Odjechał zszokowany”.


Polska strona Ruchu CL   |   Kontakt z redakcją