Menu strony Strona główna Śladów
   
Ślady > Archiwum > 2007 > lipiec / sierpień

Ślady, numer 4 / 2007 (lipiec / sierpień)

Kultura. Eduardo Chillida

Moim mistrzem było zdumienie wobec tego, czego nie znałem

Notatki o życiu i twórczości człowieka przepełnionego szacunkiem wobec rzeczywistości. „Twórczość Chillidy to nieustanne odsyłanie do istotnych kwestii życia”. Do postaci Eduarda Chillidy przybliżyliśmy się dzięki Etsuro Sotoo, japońskiemu rzeźbiarzowi, który pracuje przy Sagrada Familia w Barcelonie, gdzie od roku skupia się wokół niego mała grupka Szkoły Wspólnoty.

Enrique Andreo Martin


„Widzi się dobrze tylko oczyma pełnymi tego, na co się patrzy”

 

Przyjaźń z Etsuro jest coraz silniejsza i w maju poprosiliśmy go, aby spędził z nami dwa dni w Kraju Basków, w celu zwiedzenia Muzeum Chillida-Leku, gdzie Chillida stworzył swoistą przestrzeń dla swoich dzieł, czy też – jak on sam twierdził – dla „swoich pytań”.

 

„Moim mistrzem było zdumienie wobec tego czego nie znałem”

  

Eduardo Chillida urodził się 10 czerwca 1924 r. w San Sebastian, w rodzinie bardzo związanej z Krajem Basków, zintegrowanej wokół babci rzeźbiarza, Juanatxo Eguren, właścicielki hoteli Biarritz i Niza. Jego ojciec, Pedro Chillida, z zawodu wojskowy, był człowiekiem bardzo wrażliwym i wykształconym, uzdolnionym artystycznie, zwłaszcza w dziedzinie rysunku i malarstwa.

Przez pewien czas Eduardo pozostawał uczniem profesora Ignacio Malaxecheverría, którego, jako jedynego, uznał za swojego mistrza. Był to poczciwiec palący fajkę..., odsuwał książki, które mieliśmy przed sobą i mówił nam o życiu, co było dla mnie cudowne”.

Zafascynowany piłką nożną (był bramkarzem Real Sociedad, z którym grał w mistrzostwach, jednak kontuzja kolana sprawiła, że zrezygnował ze sportu), oddany wobec przyjaciół, lubił długie samotne spacery na górę Igueldo, nad morzem, „patrząc na rozbijające się morze, niekiedy gwałtowne, zdolne oswoić nieco, podobne do nas głazy... nieco erodujące, ale nieustraszone, bronią ziemi oraz duszy rzeczy. Dobrze pamiętam popołudnia, całe szare od deszczu, kiedy przechadzałem się, patrząc na morze od strony naszych skał, rozmawiając ze sobą i rozmyślając o wielu sprawach”.

 

Powołanie

Jako osiemnastolatek zamierzał studiować architekturę, ale jednocześnie z zazdrością patrzył na brata Gonzalo, który oddał się malarstwu. Niemniej jednak, już wówczas zaczął rozumieć, że „nie jest to droga, która może prowadzić gdzieś, gdzie warto się kierować”. Porzucił zatem studia, oczywiście nie bez wywołania małej rewolucji w rodzinie. Pili, jego żona, którą znał od dziecka, dodawała mu zawsze odwagi i była głównym oparciem dla jego życiowej filozofii i podejmowania decyzji.

Wstąpił do Koła Sztuk Pięknych, gdzie samodzielnie uczył się malować. Z nadzwyczajnym, wrodzonym talentem do rysunku sporządzał akty, które inni studenci oceniali jako wspaniałe. Tym niemniej, po piętnastu dniach zadał sobie pytanie: „Ale, czy to jest sztuka?... szybko zdałem sobie sprawę, że kopiowanie nigdzie mnie nie prowadzi; że musi istnieć praca artystyczna, w której miałaby znaczenie nie tylko zręczność, ale która angażowałaby cały proces poznania. Aby rozwiązać ten problem, dość wcześnie zrozumiałem, że muszę zmierzyć się z pewnym nieprzyjacielem, którym była moja ręka, bardzo uzdolniona. Zacząłem rysować lewą..., chciałem sprawić, aby zaczął działać cały człowiek.

 

Twórczość jest jak pytanie

„Dlaczego zatem jesteś rzeźbiarzem? Co jest motywem twojej pracy? Pytam siebie i odpowiadam, że pracuję ze względu na poznanie, pracuję, aby poznawać..., innymi słowy, dla mnie rzeźba jest najbardziej odpowiednim sposobem poznawania, jaki znalazłem. Kiedy pracuję nad jakimś dziełem, to jakbym szukał sposobu odpowiedzenia samemu sobie na pytanie, które kieruje mnie do relacji z moim środowiskiem, z moim światem, z moim wszechświatem. Czasem zaś ku rzeczom o wiele bardziej ograniczonym, ale zawsze z dążeniem do znalezienia światła i poznania poprzez język, jakim jest moja twórczość. Twórczość, która jest jak pytanie. Uświadomiłem to sobie, kiedy zacząłem rysować lewą ręką”.

Chillidia wyrażał bardzo jasno, w jakim duchu podejmuje swoją pracę, podkreślając szczególnie głęboki szacunek wobec materii, wobec sposobu, w jaki materia się zachowuje i moduluje, mierząc się z nią z wielką dyskrecją. Czasem zmieniał materiał tak, aby służył on temu, co w określonym momencie chciał przekazać. Materiał jest narzędziem języka.

Jeżeli chodzi o sposób traktowania materiałów, odróżniający artystę od technika, zauważył: „Artysta pracuje poszukując, nie wiedząc do jakiego punktu przeczuwanej drogi zdoła dotrzeć; czasem się myli. Technik natomiast od początku wie, co powinien czynić i bezwzględnie to robi. Pierwszy docieka, odkrywa, potyka się. Drugi powtarza, robi coś, co już zostało wynalezione”.

 

Słońce „stwórca”

Swoje doświadczenie dotyczące podstawowych zagadnień, jak stworzenie, śmierć, ukazuje tak samo konkretnie, jak kiedy mówi o materii. Powaga i głębia jego refleksji zawierają pewną jednolitą koncepcję ludzkiego istnienia. „Nie, nie widzę, aby człowiek mógłby być zdolny do stwarzania..., owszem człowiek jest zdolny do wykorzystywania, obrabiania, wprowadzania porządku i nieporządku, zgodnie ze swoją, i może w pewnym sensie da się to nazwać stwarzaniem, uważam jednak, że to słowo jest zbyt wielkie dla człowieka. Dla mnie stwarzanie to poziom Boga”.

„Wierzę, że Bóg był zawsze obecny w mojej twórczości i również w moim życiu... Odczuwam go jako kogoś, kto jest blisko i daleko, kto ostatecznie jest Wszystkim; tak, to Summa, która jest największą Drogą wszystkich kroków człowieka i wszystkich ludzi razem... Ostatecznie jest Życiem, jednak Życiem zdolnym objąć śmierć”.

 

Rozum i ręka

„Stałem się wierzącym, kiedy zdołałem postawić następujący aksjomat: śmierć, rozum mówi mi, że jest definitywna. Rozum, rozum mówi mi, że jest ograniczony. Rozum zatem nie dochodzi do wiedzy, czy śmierć jest czy nie jest definitywna”.

Jednym z piękniejszych wyrazów artystycznych są jego rysunki własnych rąk, które streszczają w jasny sposób rozległość jego twórczości: „Ta dłoń wyraża problemy, które w rzeczywistości nie są problemami dłoni, ponieważ ją przekraczają, wcielają się tu i wyrażają w ruchu palców wszystkie możliwości przestrzeni. Natomiast te wielkie rzeźby wykonane w drewnie są jakby replikami kulturalnymi fizycznej dłoni, którą rysuję, jakby jej wyświetleniem, można powiedzieć, jak gdyby to było olbrzymie dążenie uchwycenia.

 

Podążając za pytaniami

Twórczość Chillidy jest nieustannym odsyłaniem do najważniejszych kwestii życia. Przybliżając się do jego dzieł, reakcja i wzruszenie, jakich się doświadcza, są całkowicie inne niż czysta instynktowność, która pozwala odczuć, że coś ci się podoba lub nie. Rzeźby te wymagają od nas poznania natężenia ich znaczenia, zgodnie z koncepcją i rozumieniem autora.

W 1994 r., z okazji otrzymania członkostwa Real Accademia de Bellas Artes w San Fernando, Chillidia przedstawił wykład, który był głównie formułowaniem pytań i refleksji podkreślających głęboką metodologię kulturalną, charakteryzującą całe jego życie.

Oto kilka zdań z tego wystąpienia.

 

Czy istnieją granice dla ducha?

 

Dzięki przestrzeni w całym Fizycznym Wszechświecie istnieją granice i ja mogę być rzeźbiarzem.

 

Jaki rodzaj przestrzeni umożliwia granice w świecie duchowym?

Czy stuka nie jest może konsekwencją pewnej konieczności, pięknej i trudnej, która prowadzi nas do podejmowania prób robienia tego, czego nie potrafimy uczynić?

 

Dlaczego doświadczenie kieruje się ku poznaniu i percepcja kieruje się ku poznaniu?

 

Dzięki przestrzeni z jej bratem czasem, z uporczywą powagą, czując materię jako powolniejszą przestrzeń, ze zdumieniem pytam siebie o to, czego nie wiem.

 

Zmierzch i świt, czyż oba nie są awangardą?

 

Czyż granica nie jest prawdziwym bohaterem przestrzeni, tak jak teraźniejszość, kolejne ograniczenie, jest bohaterem czasu?

 

Ja nie przedstawiam, pytam.

 

(Cytaty Chillidy zaczerpnięto z Hablando con Chillida, Vida y Obra, Martín de Ugalde, Edizioni Txertoa).


Polska strona Ruchu CL   |   Kontakt z redakcją