Menu strony Strona główna Śladów
   
Ślady > Archiwum > 2007 > styczeń / luty

Ślady, numer 1 / 2007 (styczeń / luty)

Kultura. Rosja. Świadectwo Aleksandra Archangielskijego

Na Meeting po sens życia

Zamieszczamy artykuł publikowany przez agencję prasową RIA Novosti 24 sierpnia 2006 r. Jego autor, znany rosyjski dziennikarz, wnikliwy obserwator, wśród pawilonów Meetingu w Rimini zanotował wiele wartościowych dla Wschodu jak i dla Zachodu spostrzeżeń.

Aleksandr Archangielskij


Oto pewien godny uwagi obrazek. Gorące Rimini pod koniec włoskiego lata: morze, plaża, relaksujący klimat kąpieliska. W pobliżu miasta pewnego rodzaju centrum wystawowe: niekończące się hale przepełnione ludźmi. Nie ma tu jednak żadnego kąpieliska. Zresztą, ani nawet nic, co dotyczyłoby interesów. W środku głównego pawilonu ogromny plac przeznaczony dla dzieci, gdzie nowe pokolenia mogą się wyszaleć do woli; pomiędzy ludźmi śmigają na wrotkach nastolatki; przy każdym kroku trzeba uważać, żeby nie wpaść na wózek, w którym śpi noworodek. Przy wejściu do niektórych sal tłoczą się ludzie na próżno próbując dostać się do środka: należało przyjść wcześniej. Wejście do audytorium jest całkowicie otoczone przez służbę porządkową, organizatorzy pozwalają nam wejść przejściem służbowym, abyśmy mogli zająć przynajmniej miejsca stojące. Ze zdumieniem rozglądam się wokoło: zajęte sześć tysięcy miejsc, ludzie siedzą też na ziemi w korytarzach i pod sceną, inni stoją pod ścianami. I przede wszystkim są to ludzie młodzi, wyglądający trendy.

 

Wieczność i nowoczesność

Po co tutaj przyszli? W jakim celu pokonali tyle przeszkód? Nie dla jakiejś gwiazdy pop, ani dla aktualnie modnego aktora, nawet nie po to by usłyszeć przemówienie jakiegoś polityka, lidera kampanii wyborczej. Temat spotkania brzmi: wieczność i nowoczesność. Przed sześciotysięczną publicznością staje wykładowca akademicki. Przemawia z zapałem, nieco ekstatycznie, ale bez profetyzmu i szarlatanerii. Mówi po prostu na temat wiary i rozumu, na temat dramatu osób szukających wieczności w sposób, który prowadzi do zepsucia. „Co tutaj robią ci wszyscy ludzie? – pytamy hostessę (która, jak wszyscy zatrudnieni na Meetingu, w tym kierowcy, pracuje nieodpłatnie i sama pokrywa koszty uniformu i wyżywienia). I to na dodatek w samym środku sezonu kąpielowego?”. „Szukają sensu życia” – odpowiada.

W naszych uszach taka odpowiedź brzmi nieco butnie: mówienie głośno o seksie nie jest czymś wstydliwym, ale mówienie o sensie życia jakoś wzbudza zakłopotanie. Tu natomiast niema żadnego postmodernistycznego zmieszania. „Proszę wybaczyć, jeśli wydaje się to Panu przesadą” – dodaje.

To jest Meeting (taką nazwę nosi coroczna impreza społeczności chrześcijańskiej – i nie tylko – odbywająca się w Rimini, licząca już 27 edycji). Z roku na rok przybywa ludzi: ostatnio Meeting musiał się poszerzyć i zająć nowe tereny. Niemożliwe jest oficjalne zliczenie przewijających się w ciągu tygodnia uczestników: nie ma biletów ani na spotkania, ani na wieczory. Sądząc po liczbie wydanych posiłków, w ubiegłym roku przybyło tu około 800.000 osób; w tym roku z pewnością będzie ich jeszcze więcej. Trzy tysiące wolontariuszy przygotowuje Meeting i pracuje tu przez cały tydzień. Wydatki są ogromne, mimo to nie ma deficytu: ważne skupiska ludzi zwracają uwagę ważnych polityków (jutro na przykład przyjeżdża Berlusconi), a ważni politycy przyciągają wielki biznes.

 

Trzy spostrzeżenia

W tym miejscu, całkowicie w duchu Meetingu, możemy sobie pozwolić na trzy moralizujące spostrzeżenia.

Spostrzeżenie 1: zawistne i sceptyczne. Niewyobrażalne jest dziś coś podobnego w Rosji. Kiedyś wydawało się nam, że mentalność społeczeństwa zdołamy zmienić w krótkim czasie: ludzie mają już dość komunistycznego marazmu, a więc zaczną gorliwie szukać nowych wartości i nowych fundamentów rosyjskiej rzeczywistości; przemiany gospodarcze natomiast zajmą nam pół wieku, jeśli nie dłużej. Stało się coś zupełnie przeciwnego. W wielkich miastach życie gospodarcze zmieniło się nie do poznania, życie społeczne natomiast umarło i zostało pogrzebane. Z pomocą władzy, ale nie tylko: największym nieszczęściem jest narastająca obojętność i apatia warstw wykształconych; nikt nie wierzy we własne siły ani w jakiekolwiek solidarne działanie. Kościół walczy o to, by mieć autorytet w kręgach władzy, ale nie w społeczeństwie; społeczeństwo z kolei wciąż zapada w letarg.

Spostrzeżenie 2: optymistyczne, całkowicie przeciwne poprzedniemu. Nie zawsze konieczne jest to, by brać pod uwagę aktualne okoliczności historyczne. Czasem należałoby rzucić im wyzwanie.

Aby osiągnąć swoje obecne rozmiary, Meeting musiał narodzić się z ogromnego ryzyka małej grupki osób, które z prostotą uwierzyły, że zrealizowanie niemożliwego planu jest możliwe. 27 lat temu ruch katolików świeckich, bez pomocy instytucji kościelnych (ale także bez niechęci z ich strony), podjął desperacki pomysł. W świecie zachodnim dokonał się proces dechrystianizacji, wyzbycia się chrześcijańskiego oblicza. Poszukiwanie sensu życia nie było w modzie; Meeting obrał kierunek przeciwny do panujących tendencji, wbrew rozsądkowi i zimnym kalkulacjom. Nie buntowniczo, walecznie czy obcesowo, ale ze spokojem i odwagą. Spróbujmy porozmawiać o czymś bez zakładania z góry, że Bóg nie istnieje. Spróbujmy wyjść od hipotezy, że Bóg jest, i popatrzmy wokół siebie, na wszystkie sfery życia (także na politykę), od innej strony. Wydawało się, że ludzie właśnie na to czekali: wierzący, niewierzący, wszyscy. Meeting jest niezbędny dla systemu politycznego – przynajmniej z tego powodu, że wszystkie debaty na temat integracji imigrantów muszą liczyć się z prostym pytaniem: wokół czego mamy się integrować, skoro Europejczycy nie wiedzą w co wierzą? Również Watykan jest zadowolony. Wniosek: jeśli im się udało, dlaczego u nas nie może być podobnie.

Spostrzeżenie 3. wszystkie schematy na temat tego, co umownie określamy Zachodem, w zderzeniu z obiektywną rzeczywistością rozbijają się na kawałki. Uważa się, że Europejczycy od jakiegoś czasu bezwarunkowo i dobrowolnie ustępują zwycięskiemu islamowi, że głód dobrobytu oraz ogólnikowe i niewyraźne idee dotyczące praw człowieka odniosły definitywny sukces nad zasadami chrześcijańskimi, że prostoduszne dążenie do tajemnicy jako celu życia stało się dziedzictwem pokonanych i zepchniętych na margines zgrzybiałych starców. Po części jest to prawda, jeżeli osądzamy powierzchownie albo opieramy się na socjologicznych prawach wielkich liczb (wygrywa ten, kto ma przewagę liczebną). Jeśli natomiast z abstrakcyjnych wyżyn zejdziemy na ziemię śmiertelników, chcąc rozważyć te fakty uważnie i z uwzględnieniem ich dynamiki, uznamy, że sprawy (przynajmniej niektóre) nie mają się aż tak źle. oznacza to, że istnieją duże szanse, by życie obrało inny kierunek: nie wszędzie, nie dla wszystkich, ale dla wielu.

 

Polityczna poprawność

Na Meetingu wystąpił między innymi, odnosząc wielki sukces, senator Rocco Buttiglione: członek Parlamentu Europejskiego, który miał zostać komisarzem europejskim, ale podczas przesłuchań na pytanie deputowanych lewicowych odpowiedział, że jako polityk uznaje równość wszystkich ludzi wobec prawa, niezależnie od ich przynależności ideologicznej i orientacji seksualnej, ale jako katolik uznaje homoseksualizm za grzech. Po tej wypowiedzi, ma się rozumieć, całkowicie odrzucono jego kandydaturę. Zapytaliśmy go później, co skłoniło go do tak prowokującego zaprzeczenia poprawności politycznej. Buttiglione uśmiechnął się: „Jestem normalnym człowiekiem, bardzo chciałbym zostać komisarzem europejskim i byłem gotów pójść na kompromis. Deputowani przynaglali mnie jednak i żądali odpowiedzi wprost. Przyszły mi wtedy na myśl słowa pewnego kaznodziei, któremu zaproponowano darowanie życia w zamian za wyparcie się Chrystusa: «Wolę by oderwano moją głowę od ciała, aniżeli serce od Boga». Po tym wszystkim wolałem zatem oderwać mój tyłek od fotela Parlamentu, aniżeli moje serce od wiary”. Czy oznacza to, że coś takiego jest jednak możliwe? Cena, po zastanowieniu, nie wydaje się aż tak wysoka.


Polska strona Ruchu CL   |   Kontakt z redakcją