Menu strony Strona główna Śladów
   
Ślady > Archiwum > 2007 > styczeń / luty

Ślady, numer 1 / 2007 (styczeń / luty)

Listy

Ocalające miejsce

i inne...


Ocalające miejsce

Byliśmy świadkami wielkiego zamętu w Kościele polskim, który powstał wokół „sprawy abpa Wielgusa”. Według mnie sprzeciw wobec, błędu czy grzechu (?) pasterza był wyrażany w formie zbyt bezapelacyjnego potępienia. Teraz dochodzą wciąż nowe okoliczności tej sprawy. Szczegóły badają kompetentne instancje i to jest właściwa droga do poznania całej prawdy. Dla mnie istotną sprawą stała się zachęta skierowana przez ks. Jerzego, odpowiedzialnego za ruch CL, w oświadczeniu styczniowym, jak też późniejsze jego słowa: „Jedność z Ojcem Świętym czyni nas wolnymi w obliczu wszystkich okoliczności”. Autentycznie ucieszyłem się, że przynależę do Ruchu, i że zostało mi podarowane „miejsce”, gdzie uczę się miłowania Kościoła z tym co boskie, a więc nieskończone i wielkie, oraz z tym co ludzkie, a zatem słabe i grzeszne. Uważam też za wielkie dobrodziejstwo podjętą na Szkole Wspólnoty lekturę ks. Giussaniego Dlaczego Kościół. Można powiedzieć, że stała się ona dla nas przygotowaniem do przeżywania trudnych spraw dotyczących Kościoła. Uważam za istotną zachętę ks. Jerzego: „Bądźmy bardziej razem w tym miejscu, które nas wychowuje i uczy patrzeć na Kościół”.

Ks. Adam, Białystok

 

W obliczu zamieszania

Coraz trudniej jest nie dać się wciągnąć w medialne gry na każdy temat. Gdy rzecz dotyczy Kościoła, sumienia, wiary, tym bardziej odczuwam przemożny wpływ „dobrze poinformowanych”, często powtarzanych źródeł. Tak działo się także przed planowanym ingresem abpa Wielgusa. Nie mogłem udawać, że mnie to nie dotyczy, bo chodzi o Pasterza Archidiecezji Warszawskiej. Osobisty dramat Arcybiskupa i jego niejednoznaczne wypowiedzi zostały użyte jako sposób na zaatakowanie jedności Kościoła (ukazywano podziały w Episkopacie Polski, rozdźwięk pomiędzy Stolicą Apostolską a Warszawą itd.). tym, co ocalało przed całkowitym podporządkowaniem się tej ciągle nakręcanej spirali, stało się przylgnięcie do charyzmatu CL. Ruch po raz kolejny wskazywał rozumnie, że aby pozostać wolnym potrzebuję wierności drodze, na której Pan mnie postawił. Ocala mnie wierność Kościołowi z Papieżem jako wyraźnym znakiem jedności ludu Bożego.

Piotr, Białystok

 

„... i nadal mam tyle chęci, aby śpiewać”

Drodzy przyjaciele, po miesiącu spędzonym w szpitalu nareszcie wróciłem do domu. bardzo się z tego cieszę, gdyż przebywanie we własnym domu jest zawsze doświadczeniem dającym zadowolenie, a każda para małżeńska wie, że zadowolenie żony przynosi zadowolenie mężowi. Ten dom, dom, którego pragnąłem przez wiele lat, jest znowu miejscem spotkań dla wielu przyjaciół. Przykro mi, że nie mogę przyjąć wszystkich, którzy chcieliby mnie odwiedzić, zwyczajnie z powodów technicznych, ale przede wszystkim ze względu na trwające leczenie i kurację, jaką codziennie odbywam. Proszę was o dalsze wspomaganie w tych pełnych tajemnicy chwilach cierpienia, abym miał ufność i nadzieję w Ojcu. Nie potrafię wam powiedzieć, ile moich piosenek odkryłem na nowo w tym czasie, i o ile głębiej przeżywam wdzięczność za dar, jaki otrzymałem. Pragnę, jak tylko stanie się to możliwe, wrócić do aktywnego życia, również odnośnie piosenek i koncertów, „... i nadal mam tyle chęci, aby śpiewać”, i proszę Boga, aby mi dał tę możliwość, kiedy zechce. Jestem coraz bardziej zadowolony i przekonany, że to Bóg mnie powoływał do bycia i dawania, aż do tego momentu. Wasze wsparcie przez modlitwy i uczucie, jak też wsparcie mojej rodziny, było czymś zasadniczym dla potwierdzania dzień po dniu mojego powołania. Wszystkim wam, mimo że z opóźnieniem, przekazuję życzenia świętego Bożego Narodzenia i nowego roku. Z uczuciem i wdzięcznością.

Claudio Chieffo

 

Czytając Benedykta XVI, chrzest

Drogi księże Carrón, kilka miesięcy temu umocniła się moja przyjaźń z pewną dziewczyną, którą wcześniej, od wielu lat znałam z widzenia, ale nie miałam nigdy okazji pogłębienia tej znajomości. Gdy niedawno spotkaliśmy się, powiedziała mi, że w czasie Wielkanocy przyjmie chrzest i poprosiła, abym została jej matką chrzestną. Historia tej osoby jest wprost niesamowita, gdyż rodzina pokroju oświeceniowo-agnostycznego nie wychowywała jej po chrześcijańsku, ale ona dzięki studiowaniu literatury włoskiej i historii sztuki, a następnie czytając teksty Benedykta XVI o relacji między wiarą a rozumem, poprosiła o przyjęcie do Kościoła. W Uroczystość Objawienia Pańskiego rozpoczynała przygotowanie do chrztu. Przy tej okazji, przedstawiając się, powiedziała, że tylko uznanie chrześcijańskiej tożsamości Europy daje możliwość prawdziwego dialogu między kulturami i ona tę tożsamość przyjmuje. Z jednej strony jestem zdumiona spostrzegając w jaki sposób zaproszenie Papieża do rozszerzenia umysłu może zmienić życie osoby, jeżeli zostaje podjęte poważnie, z drugiej zaś strony odczuwam wdzięczność dla ks. Giussaniego, za to, że pomaga mi rozpoznawać całkowitą rozumność naszej wiary.

Caterina, Pavia

 

Zwycięskie spojrzenie

Drogi Carrón, niedawno moja synowa, neuropsychiatra dziecięcy, która pracowała w pewnym szpitalu w okolicach Mediolanu, podjęła decyzję o zmianie miejsca zatrudnienia. Miała ona pod opieką wiele dzieci i wspierała liczne rodziny przeżywające poważne problemy i ogromne cierpienie. Bardzo wzruszyło mnie jej opowiadanie o ostatnim dniu spędzonym na oddziale, z którego odchodziła. Musiała powiedzieć pewnej matce muzułmance, której dzieckiem się zajmowała, że ich spotkania dobiegają końca. Ta z płaczem objęła ją, gdyż połączyła je więź pełna szacunku i uczucia. Chrześcijanka i muzułmanka zdołały się zaprzyjaźnić, bez względu na wszelkie ideologiczne bariery, ponieważ spojrzenie osoby, która cię przyjmuje i kocha zwycięża wszystko.

Gabriella, Mediolan

 

Pozytywne przenikanie

Drogi księże Julianie, pracuję na oddziale w banku. Środowisko urzędników bankowych można określić jako nieco „aseptyczne”; to znaczy, cokolwiek by się wydarzyło, czy jakakolwiek opinia zostałaby wyrażona, nikt, w żaden sposób nie reaguje, nie zajmuje żadnego stanowiska, jakby wszyscy zgadzali się zawsze ze wszystkim i ze wszystkimi, ostatecznie idąc za ideami wyznawanymi przez większość. Pracuję tu od siedmiu lat i zawsze czułem się skrępowany i zniechęcony proponowaniem gestów i spotkań z powodu tego totalnego tumiwisizmu. W tym roku wydarzyło się natomiast coś przeciwnego. Kiedy zaproponowałem udział w akcji Banku Żywności, pojawiło się w nas pragnienie, aby „zrobić coś” razem. Napisałem zatem mail do wszystkich, proponując adopcję na odległość za pośrednictwem AVSI. Wszyscy odpowiedzieli pozytywnie i z wielkim zapałem; w taki sposób w środowisku znanym jako wyjątkowo odporne nastąpiło pewne „pozytywne przenikanie”.

Andrea, Fagnano Olona

 

Kwestia wolności

Ciekawość, wyzwanie, konfrontacja... To były motywy sprawiające, że trochę więcej jak rok temu zaczęłam systematycznie spotykać pewne „twarze”, osoby, których istnienia wcześniej sobie nawet nie wyobrażałam. Próbowałam, bywałam na spotkaniach, ale nie rozumiałam. Nie rozumiałam, co sprawia, że przychodzą w chłodne zimowe wieczory, kiedy dni same w sobie są tak uciążliwe. Mijały tygodnie, i ja również chodziłam, ale tylko dlatego, aby nie sprawić zawodu komuś, bardzo mi drogiemu. Potem jednak coś się wydarzyło. Stwierdzono u mnie ciężką chorobę i musiałam natychmiast poddać się operacji. Lekarze uważali, że jeżeli wszystko pójdzie dobrze powinnam zostać uratowana. Tak też się stało. Dla mnie wówczas wydarzył się cud. Cud, jak mówił ks. Giussani, to wydarzenie, przez które ukazuje się Chrystus tak, że nie można tego nie uchwycić. Przeżyte wtedy doświadczenie związane właśnie z tymi ludźmi, było dla mnie największym cudem, ich obecność, przyjaźń i uczucie okazane mi, kiedy jeszcze tak niewiele wiedzieliśmy o sobie nawzajem. Podejmowali wobec mnie gesty, o jakich bym nigdy nie pomyślała. Okazali mi przywiązanie, jakiego rzadko doświadcza się nawet ze strony najbliższych. W nich po raz pierwszy odkryłam spojrzenie Chrystusa. A jednak to mi nie wystarczało. Zdarzyło się, że jeszcze raz wystawiłam tę miłość na próbę. W życiu układa się różnie: jednego dnia idzie dobrze, innym razem nie i wszystko na nowo poddajesz dyskusji. Nastąpił rok trudny, ale z pewnością najważniejszy w moim życiu. Jeszcze niedawno byłam przekonana, że zostawię Szkołę Wspólnoty, ponieważ postanowiłam podjąć inne zajęcie, bardzo dla mnie ważne, które odbywało się tego samego wieczoru, co nasze spotkania. Kiedy byłam już pewna swojego wyboru, rankiem w dzień Szkoły Wspólnoty, stało się dla mnie oczywiste, że nie potrafię, nie jestem w stanie wyrzec się twarzy, dzięki którym moje życie nabrało głębszego sensu. Poczułam się jakby wzięta za rękę przez Boga i przyprowadzona do nich. I to był dla mnie kolejny cud, ponieważ pierwszy raz podjęłam decyzję pójścia na Szkołę Wspólnoty, ponieważ tego pragnęłam, a nie aby kogoś zadowolić.

Sandra, Caorle

 

Wychowywać w Kalifornii

Zostałam zaproszona do pracy w diecezji Sacramento, w Wydziale Ewangelizacji i Katechezy. Po dwudziestu jeden latach nauczania w liceum, marudząc, powiedziałam do Giorgia Vittadiniego: „Nie wiem nic o ewangelizacji i katechezie, znam tylko nasz charyzmat”. Odpowiedział pytaniem: „Czy potrzebujesz czegoś więcej?”. W taki sposób rozpoczęła się moja przygoda bycia odpowiedzialną za wychowanie około pół miliona dorosłych katolików w diecezji, która rozciąga się na przestrzeni ponad stu kilometrów. Na początku czułam się niemal przytłoczona. Moja przyjaciółka Olivetta opowiedziała mi, że kiedy wyjeżdżała do pracy w Watykanie ponad trzydzieści lat temu, ksiądz Giussani powiedział jej: „Każdego dnia, kiedy tam się udajesz pamiętaj, że dla nich jesteś obliczem CL, obliczem naszego Ruchu”. Zaczęłam więc podejmować wszystkie zadania z tą myślą w pamięci, prosząc, abym zachowała tę świadomość, gdyż wiedziałam, że biskupi zaproponowali mi współpracę ponieważ, istotnie, to co niesiemy jest niezwykle fascynujące. W mojej nowej funkcji zadebiutowałam podczas Religious Education Convention (Forum na temat Wychowania Religijnego) w naszej diecezji, gdzie mówiłam na temat „Wychowanie czyni wolnymi”, wykorzystując wprowadzenie do Ryzyka wychowawczego. Półtora godzinne przemówienie w sali wypełnionej tak, że pozostały tylko miejsca stojące, wzbudzało wprost niewiarygodną reakcję. Ludzie podchodzili do mnie pytając jak można znaleźć książki księdza Giussaniego, kiedy byłoby możliwe kontynuowanie dyskusji i czy byłabym gotowa pojechać i prowadzić rozmowy w parafiach. Jedna kobieta napisała do mnie: „Wczoraj wieczorem spotykając moich katechetów dokładnie powtórzyłam im wszystko, co zostało powiedziane na konferencji odnośnie naszej odpowiedzialności za przekazywanie tradycji, aby pomagać naszym uczniom dostrzegać to, co my widzimy”. Następnego dnia, razem z moją zastępczynią (siostrą zakonną) udawałam się do odległej parafii i w drodze zaczęłam opowiadać o moim wystąpieniu i reakcji publiczności. Podjęła temat zadając szereg pytań o charyzmat Giussaniego, o jego metodę wychowawczą i CL w Stanach Zjednoczonych. Po trwającej prawie trzy godziny podróży zaproponowała mi rozmowę o charyzmacie CL z zakonami diecezji, ponieważ, jak stwierdziła „niewiele wiadomo o waszym Ruchu, a jest tak oczywiste, że to owoc działania Ducha Świętego”. I właśnie wczoraj takie spotkanie przeprowadziłam. Rozmawiałam z szcześćdziesięcioma pięcioma członkami różnych zgromadzeń zakonnych naszej diecezji i każdemu z nich dałam egzemplarz Śladów. Ponownie reakcja była pozytywna i zaczęliśmy planować dzień spotkania wszystkich ruchów istniejących w diecezji, tak jak to miało miejsce w Rzymie. Następnie wikariusz poprosił mnie abyśmy wspólnie poprowadzili serię kursów dla nauczycieli z diecezji Sacramento, w pięciu różnych miejscach, na temat metody wychowawczej Giussaniego. Zaproponował mi również udział w Annual Catholic School Teacher`s Convention (Coroczny Zjazd Nauczycieli Szkół Katolickich) i wystąpienie na ten sam temat. Nie minęły jeszcze nawet dwa miesiące od kiedy zaczęłam pracować, a już początkowemu uczuciu przytłoczenia towarzyszy niezmierna wdzięczność za darowaną mi przyjaźń i za liczne twarze, które spotykam, a które są głodne i spragnione Chrystusa, twarze na które Giussani uczył patrzeć z czułością.

Holly, Sacramento

 

Czy świat pragnie ciszy?

Na ekrany warszawskich kin wszedł niedawno film dokumentalny Philipa Gröninga Wielka Cisza, ukazujący klasztorne życie zakonników kartuskich.

Fenomenem tej ekranizacji jest całkowita rezygnacja ze słów i dźwięków. To czyniło film dość trudnym w odbiorze dla człowieka żyjącego w czasach szumu informacyjnego. Tym bardziej wzbudził moje zdziwienie fakt, że sala kinowa była pełna. Zastanawiałam się, czy przyczyną tego jest jedynie ciekawość poznania tak różnej od naszej formy życia? Myślę, że nie tylko. Dziś człowiek rozpaczliwie potrzebuje ciszy, aby w niej odpowiedzieć sobie na najbardziej fundamentalne pytania. Odpowiedź możemy znaleźć jedynie wsłuchując się cierpliwie w to, co mówi nam serce. I paradoksalnie odpowiedzi na te ludzkie poszukiwania udziela nam pod koniec filmu ślepy zakonnik. Na początku pomyślałam, co o rzeczywistości może wiedzieć człowiek podwójnie zamknięty: w swojej ślepocie i dodatkowo w klasztornych murach? Słuchając jego słów zauważyłam, że w bardzo prosty sposób opowiada i podstawowych prawdach istnienia, do których tak wielu uczonych, uduchowionych usiłuje dojść... Jako podstawową prawdę wskazał to, że Bóg jest dobry. Co to znaczy? Niezależnie, jaką decyzję byś podjął, w jakim momencie życia byś był, On zawsze chce twojego dobra i szczęścia. Nic nie może cię zamknąć na dobroć i łaskę Boga – nic. Jeśli uwierzysz w tę prawdę i zaufasz jej, przekonasz się, że istotnie tak jest. Ten prosty, ślepy, zamknięty w klasztorze człowiek mówił, jak cierpi z powodu zagubienia współczesnego świata. Na koniec chciałabym postawić pytanie: dlaczego o świecie i o mnie samej powiedział mi w kilku zdaniach tak wiele ktoś, kto wydawał się okaleczony w swym człowieczeństwie i wykluczony ze świata?

Martyna, Warszawa


Polska strona Ruchu CL   |   Kontakt z redakcją