Menu strony Strona główna Śladów
   
Ślady > Archiwum > 2004 > listopad / grudzień

Ślady, numer 6 / 2004 (listopad / grudzień)

Ekumenizm

Spotkanie służące życiu - możliwy ekumenizm

Spotkał Ruch dwadzieścia la temu. Potajemnie, gdyż w tamtych czasach w Rosji obcowanie z chrześcijanami było bardzo niezbezpieczne. To Wiktor Popkow, prawosławny, przez półtora roku więzień łagru, od dłuższego czasu redaktor rosyjskich wydań książek ks. Giussaniego.

Giovanna Parravicini


„Człowiek zaczyna coś dostrzegać, jeśli napotyka to, czego szuka. Oto są też inni ludzie, którzy starali się żyć swoim chrześcijaństwem”

 

Pierwszy raz spotkaliśmy się dwadzieścia lat temu, na jednym z tajnych włosko-rosyjskich seminariów. Były one organizowane od czasu do czasu, w następstwie pewnego przypadkowanego spotkania pierwszych chrześcijańskich wspólnot, spontanicznie powstałych w ZSRR (grupa młodzieży rozproszonej między Moskwą, Leningradem i Smoleńskiem) z grupą studentów z ruchu Comunione e Liberazione. Wówczas było nas około piętnastu osób, zgromadzonych w mieszkaniu jednego z przyjaciół, w jednym z bloków ponurej dzielnicy leningradu. Pamiętam twarz młodego człowieka, trochę onieśmielonego, jego dwoje błękitno-niebieskich oczu i poważne, zaciekawione spojrzenie. Wiktor Popkow przyjechał ze Smoleńska, spędzając całą noc w pociągu, aby wziąć udział w spotkaniu z „Włochami”. Miał już wtedy za sobą półtora roku łagru, na który został skazany w 1980 r., za przyłączenie się do grupy chrześcijan. Dzisiaj Wiktor pracuje z nami już od dziesięciu lat w Moskwie, w wydawnictwie o nazwie Duchowa Biblioteka, dzielimy z nim codzienność, poczynając od rzeczy najbardziej banalnych aż po decyzje, do jakich zmuszają sytuacje w pracy, w relacjach z kolegami, od problemów rodzinnych po osąd sytuacji politycznej. Jednak najbardziej pasjonującą rzeczą jest możliwość codziennej wzajemnej pomocy w stawianiu kolejnych kroków w kierunku ideału, w konkrecie dzieła, jakie zostało oddane w nasze ręce, składając sobie nawzajem świadectwo i pomagając świadczyć wobec każdego spotykanego przez nas człowieka o pięknie życia przeżywanego w wierze, my katolicy i on prawosławny.

 

To, czego szukałem

Krótko mówiąc, Wiktor widział i uczestniczył w całej drodze, jaką przeszedł Ruch tutaj, w Rosji, od tych pierwszych spotkań po dzisiejszy dzień, gdy pracuje jako wydawca książek z seri „PerCorso” (to on zajmuje się procesem ich wydawania).

„Co cię uderzyło, co takiego dostrzegłeś w charyzamcie Ruchu, gdy go spotkałeś?”, pytam go znienacka, siedząc przy sąsiednim biurku, gdyż pracujemy w tym samym pokoju: „Człowiek zaczyna coś dostrzegać, jeśli napotyka to, czego szuka. Wtedy staje się bardzo uważny, przywiązuje wagę do najmniejszych szczegółów - odpowiada Wiktor jakby mówił sam do siebie. To właśnie mi się zdarzyło, kiedy spotkałem Ruch. W epoce, gdy nie istniał żadne rodzaj życia religijnego, gdy wokół panowała swoista pustynia. Kościół był zniszczony, a tylko do czasu do czasu spotykało się jakąś pojedynczą osobę, która praktykowała religijność całkowicie wewnętrzną, indywidualną, składającą się z praktyk pobożnościowych i ascetycznych, ale nie było żadnej możliwości, aby wpływała na życie. Oczywiście, gdy zacząłem sobie stawiać pytania o sens życia, o otaczającą mnie rzeczywistość społeczną i związek tego wszystkiego z chrześcijaństwem, nie potrafiłem znaleźć wokół siebie odpowiedzi, które byłyby w stanie pomóc mi przezwyciężyć dualizm, w jakim byliśmy zanurzeni. Moje pytanie brzmiało: Jaki jest sens życia, co to znaczy realizować się jako osoba, żyjąc jako chrześcijanin, ale pozostając w świecie, co więcej, starając się kształtować rzeczywistość w oparciu o spotkaną prawdę?”.

 

Idealne potwierdzenie

Pierszą odpowiedź Wiktor znalazł cytując Dostojewskiego i takich myślicieli chrześcijańskich, jak Sołowjow, BUłgakow, Meyendorf itd., ale wciąż była to jednak teoria, potwierdzenie na poziomie czysto idealnym: „Byłem już zadowolony, bo mówiłem sobie, że oto nie tylko ja tak myślę... A potem przyszło pierwsze spotkanie z wami w Leningradzie, gdzie stwierdziłem: oto są też inni ludzie, którzy starają się żyć swoim chrześcijaństwem. Prawdą jest jednak, że wówczas wasza historia wydawała mi się czymś trochę egzotycznym, ciekawym, czymś co wydarzyło się bardzo daleko stąd (wówczas w Związku Radzieckim czuliśmy się całkowicie odizolowani, byliśmy trochę jak Marsjanie)... By jednak zrealizować się jako osoba, potrzebujesz spotkania z kimś, musisz zacząć z nim wspólną drogę, i to właśnie było życie, którego mi brakowało... i dokładnie to dostrzegłem, kiedy po raz pierwszy pojechałem do Włoch i spotkałem wasze wspólnoty”.

I co? „No więc widziałem wspólnoty składające się z bardzo różnych osób, kazda z nich była w coś zaangażowana, niosła swoją odpowiedzialność, prowadziła własne, rozmaite interesy, ale też były to wspólnoty głęboko zjednoczone. Razem z wami bardziej zrozumiałem, że żyjemy w świecie, za który jesteśmy odpowiedzialni, że nie możemy wznosić barier, by się przed nim bronić, ograniczając się do myślenia o naszym osobistym zbawieniu. Ja zawsze myślałem, że każdy otrzymał swój talent i powinien go pomnażać tam, gdzie jest wezwany, zgodnie z powołaniem, jakie otrzymał. Spotkanie z ludźmi z Ruchu, z różnymi wspólnotami, które poznałem we Włoszech, otworzyło mnie na tyle, że uznałem tę możliwość we wszystkim”. Wiktor stara się podkreślić, że odpowiedź otrzymał przez życie, przez przyjaźń, która rozciąga się od pracy po wycieczki w góry i grę w piłkę (początkowo pracował jako trener piłkarski, dlatego piłka nożna pozostała jego wielką pasją).

 

Chrześcijaństwo jest życiem

„Zdałem sobie sprawę, że pytania, jakie nosiłem w swoim sercu, w rzeczywistości nosi w sobie wielu ludzi, którzy starali się już odpowiadać na nie poważnie, przekładając na działania wysiłki znalezienia odpowiedzi. Dla mnie było to potwierdzeniem, że chrześcijaństwo jako takie, jako życie, jest możliwe, chociaż do tamtej chwili odczuwałem pewne wątpliwości. Jedna sprawa to słuchanie teologów i zgadzanie się z tym, co mówią; ale czymś zupełnie innym jest istnienie zwykłych, normalnych ludzi, którzy żyją chrześcijańskim życiem, wcielając je w swoje doświadczenie, każdy w inny sposób, w zależności od swoich zdolności, cech charakteru, zawodowych decyzji... Acha, inną rzeczą, która mnie bardzo uderzyła, była nazwa Ruchu, Comunione e Liberazione, Komunia i Wyzwolenie. Uderzyła mnie idea, jaką ta nazwa w sobie niosła, ponieważ przypominała mi sentencje ojców Kościoła na temat wolności, rozumianej nie jako wybór wśród wielu alternatyw, ale jako nowość życia możliwa dzięki przeżywanej wspólnocie. W sumie nie można było zapomnieć o Ruchu, który raz się spotkało, bo było to właśnie to, czego mi brakowało”.

 

Praca w Duchowej Bibliotece

Później to życie zaczęło się w pewnym sensie rozlewać także na Rosję, dzięki pracy Duchowej Biblioteki... „W środowisku pracy - odpowiada Wiktor - spotkanie z Ruchem ukazało mi, że życie chrześcijańskie może być realne, może się urzeczywistniać i być współdzielone z innymi, choćby byli całkiem inni od ciebie, i powstaje możliwość komunii, wspólnoty, towarzystwa, które każdy może ubogacić poprzez swój niepowtarzalny wkład. To stwarza możliwość spotkania, jedności dotąd niewyobrażalnej: jest to jedna z rzeczy, która najbardziej mnie fascynuje w naszej pracy, kiedy w sercach ludzi znajdujemy odpowiedniość, zgodność z tym, co proponujemy, i stajemy się narzędziem, aby każdy mógł się zrealizować, zgodnie ze swoim powołaniem”.

Co cię najbardziej uderza w pracy nad książkami ks. Giussaniego? „Ks. Giussani stał się mi bliski poprzez to, co ty mi opowiadałaś, potem pojawiły się pierwsze tłumaczenia, z których prawie nic nie rozumiałem: jego język był bardzo poetycki, przesycony obrazami i metaforami. Początkowo nie potrafiłem ich odczytać. Pierwszą książką, którą zacząłem rozumieć (z czasem pewnie też tłumaczenia się poprawiły) był Zmysł religijny. Poczułem się wówczas w domu, ponieważ znalazłem ideę, bardzo mi bliską, odpowiedzialności, jaką człowiek ma przed Bogiem w stosunku do rzeczywistości, w każdym jej fragmnecie, na mocy danego mu powołania”.

 

Oddech człowieka i cały kosmos

Chrześcijaństwo i polityka. Dwumian niełatwy w dzisiejszej Rosji, który jednak Wiktor ściśle wiąże z tym, co dotąd powiedział o odpowiedzialności, w odniesieniui do czego myśl ks. Giussaniego łączy się z nauczaniem rosyjskich religijnych filozofów. W związku z tym Wiktor cytuje Floreńskiego: „Nawet oddech człowieka ma znaczenie dla całego kosmosu”. A zaraz potem przywołuje myśl Giussaniego: „Życzę wam, byście nigdy nie spoczęli”, abyście nigdy nie uciekali przed wyzwaniem, jakim jest każda chwila rzeczywistości, mówiąc: „To mnie nie dotyczy”.

CL to ruch zrodzony we Włoszech, a jego założycielem jest katolicki ksiądz. Co może on dać tobie,prawosłanemu? „Formalnie oczywiście jest to wielki Ruch zrodzony na Zachodzie, posiadający własną historię i tradycję, różniące się od Kościoła prawosławnego, ale wychodzący z niego wewnętrzny impuls, jego metoda, to chrześcijańska droga, z która może się utożsamić każdy, katolik czy prawosławny, ponieważ jest to droga zmierzająca do przemiany otaczającego nas świata. To droga chrześcijaństwa i nie można powiedzieć, że jest ona droga czysto katolicką (bez wątpipenia są w Ruchu elementy katolickie, ponieważ powstał on w środowisku katolickim i zasadniczo składa się z katolików), ale rzeczywiście powszechną, interesującą dla wszystkich, jest postawą chrześcijanina i człowieka jako takiego, ponieważ dotyczy orędzia Chrystusa do świata i świadectwa Jego ludzkiej chwały. Myślę, że każdy z nas może i powinien urzeczywistniać to świadectwo pozostając tym, kim jest, w Kościele, w którym został ochrzczony, wychowany, gdzie przeszedł pewną drogę”.

 


Polska strona Ruchu CL   |   Kontakt z redakcją