Menu strony Strona główna Śladów
   
Ślady > Archiwum > 2004 > listopad / grudzień

Ślady, numer 6 / 2004 (listopad / grudzień)

Świadectwa

Moja wiara stała się rozumna

Spotkanie z ludźmi szczęśliwymi i zwyczajne szukanie ich towarzystwa, a potem odkrycie, że to jest właśnie wydarzenie przynoszące rozumienie rzeczywistości. Konkretna obecność ludzi zjednoczonych w imię Chrystusa.

Jacek Grzelak


Moi rodzice są osobami wierzącymi więc i ja zostałem wychowany w duchu chrześcijańskim.

Pierwsze spotkanie z Ruchem było, można powiedzieć „przypadkowe” choć o istnieniu CL wiedziałem już dużo wcześniej. Wszystko zaczęło się w Świdnicy, na rekolekcjach Bractwa. Pojechałem tam, bo zaprosił mnie mój przyjaciel Adrian, ale pojechałem aby się z nim spotkać, porozmawiać, bo od dłuższego czasu nie było ku temu okazji. Wiedziałem, że Adrian jest w Ruchu gdyż wcześniej, przy różnych okazjach zapraszał mnie, ale jakoś nie miałem większej potrzeby i ochoty na tego rodzaju spotkania. Przyjechałem na rekolekcje, wysłuchałem sobotniego wykładu, ale prawdę mówiąc niewiele rozumiejąc, albo rozumiejąc zupełnie po swojemu, natomiast od samego początku uderzyła mnie wielka, zauważalana jedność między obecnymi tam ludźmi. Mówiłem sobie: iluż tu mądrych i otwartych na świat ludzi, z którymi można porozmawiać na wiele tematów. Jak się witają, jaka jest między nimi przyjaźń, jacy są radośni. Było dla mnie oczywiste, że spotkałem ludzi szczęśliwych, ale wyczuwałem jeszcze coś więcej. Po jednym dniu wyjechałem, ale pozostały znajomości, które potem przerodziły się w przyjaźnie, jak ta, z Asią Kowalik. Od Asi zdobyłem wiele wiadomości o Ruchu i właśnie ona zaproponowała mi udział w następnych spotkaniach. Tak też trafiłem na Szkołę Wspólnoty do Marka Biernackiego. Tam zaczęło się wspólne czytanie książki ks. Giussaniego Chrześcijaństwo jako wyzwanie. U źródeł chrześcijańskiego roszczenia. Niestety muszę przyznać, że i z tego rozumiałem niewiele, ale pytałem, starałem się zrozumieć. Poznałem wspaniałych ludzi ze wspólnoty wrocławskiej i stało się dla mnie czymś naturalnym, że chciałem się z nimi spotykać, rozmawiać, pójśc do knajpki na piwko, czy razem zjeść coś we wrocławskim Marshe. To było dla mnie doświadczenie wspólnoty. W sposób naturalny, właściwie żyjąc tak, jak żyłem wcześniej, żyjąc swoimi ideałami i pragnieniami, chciałem też po prostu spotykać się z ludźmi z Ruchu, poznawać osoby z innych wspólnot bo wiedziałem i widziałem, że są to ludzie szczęśliwi,a ja również pragnę być szczęśliwy.

Zaprzyjaźniłem się z prowadzącym Szkołę Wspólnoty Markiem Biernackim, mimo różnicy wieku i krótkiego czasu naszej znajomości mogłem z nim rozmawiać o wszystkim. Głównie dzięki Markowi zafascynowałem się charyzmatem i sposobem w jaki ks. Giussani patrzy na świat. Zacząłem z wielką pasją czytać książki i to, co w nich odkryłem było coraz bardziej zrozumiałe i pociągające. Pierwszy raz, naprawdę wielkiego poruszenia, połączonego ze zdumieniem, doświadczyłem właśnie tutaj, w Częstochowie rok temu. Ksiądz Jurek mówił wtedy o przemianie człowieka w spotkaniu z Chrystusem. Czułem, jak bardzo mi odpowiada całe to spotkanie: ludzie, których jedność nie budziła wątpliwości, jak i słowa poruszjące mnie tak, że mówiłem w duchu „tak, tak właśnie jest”. Miałem przeświadczenie o odpowiedniości całego owego wydarzenia, odpowiedniości dla serca, dla umysłu, odpowiedniości, która ogarnęła całe moje życie. Był to fakt, który mi się wydarzył, konkretna obecność ludzi zjednoczonych w imię Chrystusa.

To wydarzenie odpowiedniości zmieniło moje spojrzenie na rzeczywistość, na Kościół, na ludzi. Msza św., sakramenty, stały się czymś upragnionym, zacząłem doceniać więzi z rodzicami, z przyjaciółmi, z całym otoczeniem, inaczej postrzegać wartość człowieka. Zacząłem dzielić się tym, co mi się wydarzyło. Zauważyłem, że nowe rozumienie, czy raczej inny osąd tego, co mi jest dane, przychodzi w spotkaniu z ludźmi, którzy również odnajdują odpowiedniość dla siebie, tak samo jak ja. Moja wiara stała się rozumna i racjonalna, stała się szukaniem obecności Boga, szukaniem owej „niemożliwej odpowiedniości” jak to zostało nazwane przez Carrona na spotkaniu w La Thile. Odpowiedniości, która dotyczy wszystkich moich pragnień.

Obecność rodząca się w spotkaniu, pobudza mnie do ciągłego poszukiwania prawdy we wszystkich życiowych sytuacjach. Napełnia mnie pewnością, że cała rzeczywistość jest pozytywna, nawet kiedy są jakieś ciężkie chwile, gdy przychodzi smutek, nigdy nie pojawia się rozpacz. Zmienione spojrzenie pozwala mi widzieć rzeczywistość w całości. Zauważyłem, że to, co proponują mi inni choć czasami może i pociągające jest zawsze jakąś redukcją rzeczywistości, skierowaniem uwagi na jakiś mały i ograniczony fragment, a przecież człowiek ma w sobie pragnienie nieskończoności. Widzę to, dzięki spotkaniu ludzi, którzy z pasją idą za charyzmatem ks. Giussaniego, z pasją i bardzo konkretnie. Wiem też, iż nie chcę żyć interpretacjami. Interesują mnie fakty. Chcę żyć prawdą mojego życia, chcę żeby moje osądy były prawdziwe, aby pozwalały mi iść ku mojemu przeznaczeniu, ku temu co dla mnie wybrał Bóg. Dlatego potrzebuję towarzystwa ludzi, dla których szukanie obecności Chrystusa jest pasją, obejmującą całe życie. W takim towarzystwie rodzi się owa, pozbawiona wszelkich interpretacji, odpowiedniość dla moich wszystkich pragnień. Tu lepiej widzę prawdę, bardziej rozumiem to, co jest mi dane, jestem bardziej pewny w osądzaniu spotykanych faktów. Ostatecznie kryterium osądu jest we mnie, bo ja chcę być szczęśliwy, wolnym, ale ja sobie go nie daję, daje mi je Chrystus, a daje wtedy, kiedy jest obecny w moim życiu.

Mogę potwierdzić, że ta jedność, która mnie zafascynowała już od pierwszego spotkania, jedność ludzi odnajdujących odpowiedź dla siebie, dla swoich pragnień, jedność w miłości do Chrystusa, to jest rzeczywiście zwycięstwo Chrystusa. Tak jest dla mnie. W zasadzie to, co mi się wydarzyło na początku, wydarza się cały czas, to jest cały czas to samo, to jest obecność, która odpowiada na moje pragnienia.


Polska strona Ruchu CL   |   Kontakt z redakcją