Menu strony Strona główna Śladów
   
Ślady > Archiwum > 2021 > styczeń / luty

Ślady, numer 1 / 2021 (styczeń / luty)

Pierwszy Plan. Włochy

„Co nowego wnoszę ja?”

Grupa przyjaciół, prawie wszyscy lekarze. Droga Ruchu to więź, która pomaga im przeżywać codzienność na oddziale. A także największe próby.

Paolo Perego


„Nikt nie zbawia się sam”. Papież powtarzał te słowa wiele razy w ostatnim roku. I nie tylko on. Kto nie doświadczył na własnej skórze, że każda inna droga jest bardziej męcząca, o ile w ogóle nie jest ślepym zaułkiem? „Tymczasem kiedy słabość i zmęczenie są na porządku dziennym, nikt nie chce być sam”. Francesco jest chirurgiem w mediolańskim szpitalu. Z żoną Giulią od wielu miesięcy, od początku pandemii, spotykali się regularnie przez Zooma z grupą przyjaciół, głównie lekarzy, którzy od ukończenia studiów przeżywają swoją drogę w Bractwie CL. I dzisiaj towarzyszą sobie wobec czegoś, co nie przestaje wstrząsać codziennym życiem na szpitalnych korytarzach. Weźmy na przykład Francesco, gdy opowiada o sobie swoim przyjaciołom za pośrednictwem sieci: „Z wami nie jest to poklepywanie się po ramieniu wobec trudności, które wszyscy przeżywają. Prosimy siebie nawzajem o nadzieję”.

Papież pisze w Fratelli tutti: „Życie istnieje tam, gdzie jest więź, jedność, braterstwo; i jest życiem silniejszym od śmierci, kiedy jest zbudowane na prawdziwych relacjach i więziach wierności” (87). Ci przyjaciele pokazują to „ciałem” w niedzielny wieczór, łącząc się przy pomocy smartfonów i komputerów. Kto może, łączy się, kto nie ma dyżuru w pracy albo nie musi położyć dzieci do łóżka. Niektórzy trzymają maluchy na rękach, gdy te nie chcą spać. „Wcześniej spotykaliśmy się fizycznie, cyklicznie. A potem wspólne wakacje…” A jednak ten rok, odmienny, był dla nich odkryciem.

 

„W najtrudniejszym okresie pandemii przyszło mi towarzyszyć pacjentom z Covidem, gdy wykonywanie zwykłych obowiązków w pracy stało się niemożliwe – kontynuuje Francesco. – Jesteś tam, by mierzyć parametry lub rozmawiać z pacjentami, z twoim profesjonalizmem zredukowanym do profesjonalizmu początkującego studenta lub praktykanta…” I poklepanie po ramieniu to za mało. „Potrzebujesz czegoś, co sprawi, że będziesz żyć”. „Jezus” nie może być słowem przyklejonym do mojego zmęczenia. „Potrzebujesz znowu Go zobaczyć”.

Pan nie oszczędza znaków. Ich przyjaciel i kolega z pracy Luca mieszka w Ameryce. „Kilka miesięcy temu zaczął źle się czuć. Myślał, że to wirus, a tymczasem okazało się, że to białaczka. Teraz często rozmawiamy, odmawiamy za niego Różaniec. Wielkim darem jest możliwość patrzenia na to, jak przeżywa tę okoliczność – stała się ona okazją dla niego i dla wszystkich”. Dla Francesco patrzenie na Lukę oraz to, co wydarza się wokół niego, to patrzenie na świętość, „taką, jak opisywał ją Claudel: «Nie jest wcale świętością dać się ukamienować Turkom ani ucałować usta trędowatych. / Lecz spełniać wolę Bożą natychmiast, / Pozostać na miejscu czy też wznieść się wyżej” (P. Claudel, Zwiastowanie, w: tegoż, Wybór dramatów, Lublin 1998, s. 84). To jest oddawanie życia, teraz, w chwili, gdy Bóg prosi o twoje «tak». W ten sposób Luca towarzyszy naszym dniom na oddziale. Ta relacja między nami wpływa także na mój sposób bycia w szpitalu”.

Nie inaczej jest w przypadku Giorgio. Jest anestezjologiem. Podczas pierwszej fali pozostał „na uboczu” na oddziale Covid free – wolnym od Covidu. Następnie zgłosił swoją dyspozycyjność szpitalowi, który utworzono w halach wystawowych targów w Mediolanie, gdzie „nie ma nawet kaplicy”. Pacjenci są wszyscy jednakowi z klinicznego punktu widzenia, a zatem pojawia się „ryzyko – które występowało również wcześniej, ale przy Covidzie jest gorzej – popadnięcia w rutynę liczb i pomiarów. A co nowego wnoszę ja?”. To pytanie od jakiegoś czasu nie daje mu spokoju, nie przestaje współdzielić go z przyjaciółmi: „Jest to rana, która rozpala wciąż na nowo pragnienie, by ponownie ujrzeć Jezusa tam, gdzie jestem”. Nawet wtedy, gdy rozumiesz, że lepiej doradzić przyjacielowi, żeby nie pozwolił się hospitalizować, ponieważ przynajmniej będzie mógł umrzeć w domu. „Podczas pierwszych dni w szpitalu polowym koleżanka z Ruchu napisała do mnie wiadomość: «Jak wspaniale, że ty też tu jesteś». Jakby mówiła: «Nie jesteś sam». Stopniowo tworzą się nowe relacje, nieoczekiwane, ponieważ drugi człowiek ma takie samo pragnienie jak ty”.

 

Jest to relacja, która cię zmienia, która sprawia, że ​​wchodzisz w rzeczywistość w sposób, który zdumiewa wszystkich wokół ciebie. Giovanni ze swojej kuchni, z córeczką na ręku, wyjaśnia, że od miesięcy jego praca podiatry została zredukowana prawie do zera: „Kilka dni w tygodniu pracowałem w ambulatorium w ośrodku dla osób niepełnosprawnych”. Teraz nie można wejść na oddziały covidowe. Ani też na inne, by chronić przebywające tam osoby: „A zatem oddałem się do dyspozycji na wypadek jakiejkolwiek potrzeby, także by pomóc pielęgniarkom lub w laboratorium. Teraz poproszono mnie o pomoc w administracji… Byli zaskoczeni. Mogłem pozostać tam, gdzie byłem, nic nie robiąc i pobierając pensję. Czemu się nie ukryć tak, jak robi to wielu?”.

 

„Ponieważ chcesz tam być” – odpowiada Giulia, żona Francesco. A jest to możliwe tylko wtedy, gdy jesteś rodzony przez relację. Zwłaszcza w pracy, kiedy często wydaje ci się, że „wlewasz wodę do durszlaka” – dodaje. Jest neuropsychiatrą dziecięcym: „Mój kontekst jest inny. Ale nie jest inne «tak», do którego jestem wzywana. A mogę powiedzieć moje «tak», ponieważ wy mówicie swoje «tak»: «tak» Luki albo tego, kto stracił teścia z powodu Covidu… Jest to miłość, która wspiera moje «tak»” – mówi połączonym online przyjaciołom. W przeciwnym razie nie ma nadziei w konkretnym dniu: „Jedność, którą tu żyję, pozwala mi zbliżać się do innych. Zaczęłam traktować kolegów bardziej prawdziwie: wychodząc naprzeciw, poszukując przebłysków piękna, próbując zbliżać do siebie ludzi, którzy ze mną pracują”. A zatem nawet jeśli czujesz się „durszlakiem, nie chodzi o to, żeby zatykać dziury, ale żeby być – tylko w ten sposób wszystko jest okazją do budzenia nadziei”.

Laura, która pracuje z zakażonymi pacjentami, jest wdzięczna za drogę Ruchu oraz za tych przyjaciół: „Wraz z drugą falą nie jesteśmy już marcowymi «bohaterami». Nie brakuje solidarności, ale też zażaleń i skarg. I pierwszych pozwów sądowych… Albo wszystko jest «dane», żeby wzrastać – od dramatu, który widzę, po pacjentów z ich roszczeniami, od profesjonalizmu podważanego na drogach prawnych po kolegów, którzy narzekają – albo nie da się stawać wobec tego wszystkiego”. Alternatywą jest odcięcie się, gdy zdejmujesz kitel: „Ale to jest duszące. Pragnę, by wszystko było jednością. Na oddziale, w domu. Albo tutaj, teraz, z wami”. Dotyczy to również Alessandry, psychiatry, zmuszonej w tych miesiącach do dzielenia siebie między pracę zawodową a opiekę nad dziećmi, z których jedno ma zespół Downa: „Nie wystarczało mi, żeby «jakoś to było». Nie. Przyszło mi na myśl, że Jezus nie powinien uwalniać nas od pandemii, ale pozwolić nam przeżywać teraźniejszość. I nawet jeśli początkowo wszystko mogło wydawać się horrorem, gdy wychodziło się od tego pragnienia, wszystko się zmieniło. Ja się zmieniłam. Delektowałam się tym. Co to było za widowisko, gdy odkryłam, że mogłam zaproponować niektóre metody pracy, które stosowały nauczycielki, pracując z moją córką, w mojej pracy!”.

 

Jest też Irene, radiolog, zmagająca się codziennie z kliszami, pokazującymi wciąż tę samą diagnozę: „Śródmiąższowe zapalenie płuc. Ale dostaję właśnie to, żeby tym żyć. Tam rozgrywa się «bycie gotowym»”. Tymczasem Elia nie był gotowy: „Jestem fizjoterapeutą. Zaraziłem się Covidem od razu, w marcu, w szpitalu”. I przyniósł go do domu, zarażając wszystkich: „Ja i mój półtoramiesięczny synek trafiliśmy do szpitala. Moja żona i pozostała dwójka dzieci przebywali w izolacji. Mój stan był poważny, ale niezagrażający życiu. Czułem się winny i nie mogłem nic zrobić. Nic dla siebie. Nic dla nich”. Jesteś czystą potrzebą w takich chwilach: „Pierwszą myślą po trafieniu do szpitala było ochrzczenie dziecka. W pewnych warunkach łatwo jest rozpoznać Jezusa w każdym drobiazgu: w tym, kto zdobył komputer dla mojej żony, we Francesco, który przyniósł mi Komunię św., a mojemu sąsiadowi z łóżka obok doskonałą rybę, którą doprawiliśmy pyszny makaron… Z każdym kęsem myślałem o Jezusie, który daje mi Siebie i jeszcze więcej, we wszystkim”.

„Żadne tam pocieszanie się nawzajem – podsumowuje Enrico. – Albo w tej przyjaźni dominuje Jego obecność, nawet w ograniczonym człowieczeństwie każdego z nas, albo to za mało”. Dlatego możesz przynieść tu, także przez Zooma, wszystko to, co ci się przydarza. Matteo, chirurg, trafił do grupy, ponieważ należała do niej wcześniej jego żona Maddalena, ginekolog. „Na razie chcę wam powiedzieć, że przepełnia mnie wdzięczność – mówi. – Przede wszystkim ponieważ tu jestem. A nie jest to żadnym pewnikiem. Nic z tego, co mam w życiu, nie jest żadnym pewnikiem”. Był na pierwszej linii frontu w okolicach Bergamo od marca do kwietnia. „To było piekło. Ta straszliwa sytuacja wyciągała na wierzch serca wszystkich, potrzebę przeżywania z człowieczeństwem nocy na oddziale, kiedy jedyne, co robiłeś, to stwierdzałeś zgon, jeden po drugim. I odmawiałeś Wieczne odpoczywanie za każdym razem”. Wtedy przychodzi oświecenie: „Zacząłem zapraszać pielęgniarki, które także były wykończone: «Chodźcie, pomodlimy się razem»”. To była możliwość także dla nich. „To prawda, dziś jest strach i czasem narzekanie. W pierwszej kolejności ja sam taki jestem. Ale patrzę na was i za każdym razem widzę odmienność. Nie macie problemu z tym, jak «uniknąć problemu», ale jak żyć. Potrzebuję tego. Po to tu wracam”.


Polska strona Ruchu CL   |   Kontakt z redakcją