Ślady
>
Archiwum
>
2020
>
styczeĹ / luty
|
||
Ślady, numer 1 / 2020 (styczeĹ / luty) Pierwszy Plan Wiara i samotnoĹÄ Co tak naprawdÄ znaczy byÄ âsamotnymiâ? I jak moĹźna przeĹźywaÄ tÄ âskoĹczonÄ nieskoĹczonoĹÄâ, jakÄ jesteĹmy? WÄdrĂłwka w najgĹÄbszÄ potrzebÄ kaĹźdego i odpowiedĹş chrzeĹcijaĹstwa. WystÄ pienie PrzewodniczÄ cego Bractwa Cl podczas konferencji âWroga samotnoĹÄâ z okazji II Narodowego Dnia Walki z SamotnoĹciÄ (Florencja, 16 listopada 2019 r.) SamotnoĹÄ jest zjawiskiem majÄ cym bardzo wiele aspektĂłw i odcieni, ktĂłre z pewnoĹciÄ naleĹźycie zostanÄ podjÄte na tym kongresie. JuĹź sama definicja samotnoĹci, jaka pojawia siÄ w programie, Ĺwiadczy o róşnorodnoĹci znaczeĹ, jakie to sĹowo moĹźe przyjÄ Ä: samotnoĹÄ jest âdefiniowana jako subiektywne odczucie braku wsparcia w sytuacji potrzeby. (âŚ) SamotnoĹÄ (âŚ) wywiera negatywny wpĹyw na zdrowieâ (ze strony internetowej nemicasolitudine2019.com). Nawet wtedy gdy samotnoĹÄ jest pojmowana w taki sposĂłb, to nadal pozostaje otwarte pytanie o naturÄ âpotrzebyâ i âbrakuâ, ktĂłry jÄ powoduje.
PrzychodzÄ mi na myĹl wersety poety Mario Luziego: âCzego brakiem jest ten brak, o serce, ktĂłry niespodziewanie ciÄ wypeĹnia? Czego? Gdy pÄka tama zalewa ciÄ i zatapia wezbrana twa nÄdza⌠Dochodzi, byÄ moĹźe dochodzi spoza ciebie woĹanie ktĂłrego teraz nie sĹuchasz, poniewaĹź konasz. Istnieje jednak, jego siĹy i Ĺpiewu strzeĹźe wieczna muzyka⌠powrĂłci. BÄ dĹş spokojnyâ
(Sotto Specie umana, Garzanti, Mediolan 1999, s. 190).
Owo pytanie postawione przez poetÄ jest tym, co czyni jeszcze pilniejszÄ potrzebÄ dogĹÄbnego zrozumienia natury samotnoĹci. W ramach kongresu, ktĂłry chce zaoferowaÄ, jak moĹźna przeczytaÄ w programie, âpanoramÄ podstawowych przyczyn, ktĂłre dziĹ determinujÄ samotnoĹÄ osĂłb w kaĹźdym przedziale wiekowym, a szczegĂłlnie, gdy sÄ w podeszĹym wiekuâ, poproszono mnie, abym zabraĹ gĹos na temat âwiary i samotnoĹciâ. Jednak, aby ukazaÄ wkĹad, jaki moĹźe wnieĹÄ wiara. Musimy najpierw dokĹadniej okreĹliÄ, na czym polega ludzka samotnoĹÄ, ktĂłra u osĂłb starszych nabiera szczegĂłlnej dramatycznoĹci.
1. SamotnoĹÄ: w sercu kaĹźdego powaĹźnego zaangaĹźowania we wĹasne czĹowieczeĹstwo SamotnoĹÄ jest podstawowym doĹwiadczeniem czĹowieka. Poetycki geniusz Giacomo Leopardiego dokumentuje to w niezrĂłwnany sposĂłb w jego PieĹni nocnej wÄdrownego pasterza w Azji. âCzÄsto, gdy ciÄ podziwiam w tym trwaniu, ciszy, nad pustÄ rĂłwninÄ , ktĂłra okiem siÄga granic nieba; (âŚ) I kiedy patrzÄ, jak pĹonÄ miriady, w duchu pytam sam siebie: Po co pochodni tyle? Co znaczy przestwĂłr i ten niezgĹÄbiony bez koĹca bĹÄkit? Albo jak zrozumieÄ tÄ niezmiernÄ samotnoĹÄ? Czym jestem?â (PieĹĹ nocna wÄdrownego pasterza w Azji, w. 79-89, w: G. Leopardi, NieskoĹczonoĹÄ. WybĂłr pieĹni, przeĹ. G. Franczak, Teta Valeta, Warszawa 2000, s. 105). (Za: ZmysĹ religijny, II wyd. poprawione).
PatrzÄ c na ksiÄĹźyc i na to wszystko, co na niebie odsyĹa do bezmiaru kosmosu, wÄdrujÄ cy pasterz nie moĹźe uchylaÄ siÄ od zadania sobie pytania, ktĂłre i nam leĹźy na sercu: âW duchu pytam sam siebie: (âŚ) jak zrozumieÄ tÄ niezmiernÄ samotnoĹÄ?â. Natychmiast teĹź pytanie o znaczenie tej kosmicznej, niezmiernej samotnoĹci prowadzi poetÄ do zadania sobie pytania o swojÄ ludzkÄ naturÄ: âCzym jestem?â. Leopardi przeczuwa, Ĺźe ta niezmierna samotnoĹÄ ksiÄĹźyca, gwiazd, powietrza i nieba ma coĹ wspĂłlnego z jego czĹowieczeĹstwem, z jego samotnoĹciÄ , implikuje jÄ , jako Ĺźe z niej czerpie swĂłj sens, stajÄ c siÄ jej obrazem. Tylko czĹowiek moĹźe zdaÄ sobie sprawÄ z samotnoĹci. W tym sensie âjaâ jest samoĹwiadomoĹciÄ kosmosu.
Emily Dickinson uchwyciĹa znakomicie róşnorodnoĹÄ samotnoĹci doĹwiadczonej przez âjaâ w porĂłwnaniu z nieĹwiadomym Ĺwiatem przyrody: âJest samotnoĹÄ przestrzeni, SamotnoĹÄ oceanu, SamotnoĹÄ Ĺmierci â lecz wszystkie IgraszkÄ sÄ w porĂłwnaniu Z tym innym odosobnieniem, Polarnym tchnieniem gĹuszy: SkoĹczonÄ nieskoĹczonoĹciÄ ZamkniÄtej w sobie duszyâ (SamotnoĹÄ, tĹum. Artura MiÄdzyrzeckiego, za: www.lubimyczytaÄ.pl)
Ĺťadnej samotnoĹci nie da siÄ porĂłwnaÄ z samotnoĹciÄ duszy w obliczu samej siebie. Chodzi o coĹ, co strukturalnie nosimy w sobie: skoĹczonÄ nieskoĹczonoĹÄ. SformuĹowanie to wydaje siÄ byÄ sprzecznoĹciÄ . W tym jednak tkwi paradoks czĹowieka. Stad teĹź, im bardziej czĹowiek staje siÄ Ĺwiadomy siebie, tym bardziej natura samotnoĹci, ktĂłrej doĹwiadcza, ukazuje siÄ jego oczom. âim bardziej odkrywamy nasze potrzeby, tym jaĹniej rozumiemy, Ĺźe nie moĹźemy ich zaspokoiÄ â ani my sami, ani nie mogÄ tego zrobiÄ inni, ludzie tacy jak my. Poczucie bezsilnoĹci towarzyszy kaĹźdemu prawdziwemu doĹwiadczeniu czĹowieczeĹstwa. I wĹaĹnie to poczucie bezsilnoĹci rodzi samotnoĹÄ. Prawdziwa samotnoĹÄ nie powstaje w momencie, gdy jesteĹmy sami w sensie fizycznym, ale gdy odkrywamy, Ĺźe nasz podstawowy problem nie moĹźe znaleĹşÄ rozwiÄ zania zarĂłwno w nas samych jak i w innych ludziach. MoĹźna z pewnoĹciÄ powiedzieÄ, Ĺźe poczucie samotnoĹci rodzi siÄ w samym sercu kaĹźdego powaĹźnie zaangaĹźowanego we wĹasne czĹowieczeĹstwo. Dobrze rozumie to wszystko ten, kto w danym momencie uwierzyĹ, iĹź znalazĹ w czymĹ lub w kimĹ zaspokojenie jakiejĹ swojej wielkiej potrzeby i to coĹ lub ktoĹ w pewnym momencie znika, odchodzi albo okazuje swojÄ bezradnoĹÄ. JesteĹmy sami z naszymi potrzebami, z naszym pragnieniem bycia i intensywnego Ĺźyciaâ (L. Giussani, DoĹwiadczenie jest drogÄ do prawdy, JednoĹÄ, Kielce 2003, s. 86). Im bardziej czĹowiek jest Ĺwiadomy nieskoĹczonej wielkoĹci swego pragnienia i rĂłwnoczeĹnie niezmiernej bezsilnoĹci, by na nie odpowiedzieÄ, tym bardziej odczuwa tÄ samotnoĹÄ: problem Ĺźycia ânie moĹźe znaleĹşÄ odpowiedzi w nas ani w innychâ. Jest to wĹaĹnie owa samotnoĹÄ, od ktĂłrej czÄsto usiĹujemy uciekaÄ, poniewaĹź trudno z niÄ ĹźyÄ: âZaĹwitaĹo mi z wolna â pisze Nietzsche â na czem polega najpowszechniejszy niedostatek naszego sposobu wychowywania i ksztaĹcenia: oto nikt nie uczy siÄ, nikt nie stara siÄ i nikt nie naucza â znosiÄ samotnoĹÄâ (F. Nitzsche, Jutrzenka. MyĹl o przesÄ dach moralnych, przeĹ. S. Wyryzkowaski, naĹadem JakĂłba Mortkiewicza, 1907, s. 330).
2. SamotnoĹÄ: wrĂłg czy przyjaciel? TytuĹ tego kongresu wydaje siÄ sugerowaÄ, Ĺźe na pytanie o naturÄ samotnoĹci odpowiedĹş zostaĹa juĹź udzielona w punkcie wyjĹcia: âwroga samotnoĹÄâ. Jednak fakt, Ĺźe zechciano zaproponowaÄ taki temat, pozwala sÄ dziÄ, ze jest jeszcze przestrzeĹ na inne jej postrzeganie. Zadajmy wiÄc sobie pytanie: czy moĹźliwe jest, by nie odbieraÄ samotnoĹci jako czegoĹ wrogiego? Odkrycie bycia samym sobÄ stanowi dla wszystkich potÄĹźnÄ prowokacjÄ, przynagla nas, zmuszajÄ c do liczenia siÄ z samymi sobÄ , rzucajÄ c w radykalny sposĂłb wyzwanie naszemu rozumowi i wolnoĹci. W zaleĹźnoĹci od tego, jak jÄ przezywamy, samotnoĹÄ moĹźe byÄ przegranÄ albo wygranÄ . Stanowi ona zatem pewne rozdroĹźe, otwarty dramat. Dla socjologa Zygmunta Baumana rezygnacja z samotnoĹci moĹźe byÄ powaĹźnÄ przegranÄ : âUciekajÄ c przed osamotnieniem, tracimy po drodze szanse na samotnoĹÄ: na Ăłw wzniosĹy stan, w ktĂłrym moĹźna âšzebraÄ myĹliâş, zastanawiaÄ siÄ, rozwaĹźyÄ, tworzyÄ, a wiÄc, w ostatecznym rozrachunku, nadawaÄ sens i wagÄ komunikacji miÄdzyludzkiej. A ci, ktĂłrzy nigdy nie zaznali jej smaku, mogÄ siÄ teĹź nigdy nie dowiedzieÄ, co utracili, co zaprzepaĹcili i czego nie zdoĹali uzyskaÄâ (Z. Baumann, SamotnoĹÄ w tĹumie. 44 listy ze Ĺwiata pĹynnej rzeczywistoĹci, Wydawnictwo Literackie, KrakĂłw 2011, s. 17-18). W tym sensie samotnoĹÄ jawi siÄ jako coĹ wrÄcz przeciwnego niĹź wrĂłg. âSamotnoĹÄ nie jest bynajmniej jakimĹ szaleĹstwem, jest nieodzowna, by czuÄ siÄ dobrze w towarzystwieâ, gĹosiĹa piosenka Gabera âLa solitudine [SamotnoĹÄ] â 1976â, z albumu LibertĂ Obbligatoria, Carosello, 1976). Inni natomiast majÄ wrÄcz przeciwne jej odczucie. Jednym z najbardziej wzruszajÄ cych literackich przejawĂłw negatywnego doĹwiadczenia samotnoĹci jest to, co zostawiĹ nam Pascoli w wierszu I due ofrani [Dwie sieroty], w ktĂłrym w przejmujÄ cy sposĂłb opisuje dialog dwĂłch braci po Ĺmierci ich mamy, wieczorem, gdy juĹź sÄ w Ĺóşku: âTeraz nic juĹź nas nie cieszy, i sami jesteĹmy poĹrĂłd nocy ciemnej. Ona tam byĹa, za tamtymi drzwiami; i sĹychaÄ byĹo jej szept ulotny, od czasu do czasu. A teraz mama nie Ĺźyje. PamiÄtasz? Wtedy nie zawsze ĹźyliĹmy w zgodzie⌠Teraz jesteĹmy grzeczniejsi⌠Teraz, gdy nie ma juĹź nikogo, kto by siÄ nami cieszyĹ⌠nie ma nikogo, kto by nam wybaczaĹâ (Poesie, Garzanti, Mediolan 1994, s. 354-355) Przegrana lub wygrana: oto dwa odmienne, przeciwstawne sposoby przeĹźywania samotnoĹci. W wyraĹşny sposĂłb zaĹwiadcza o tym Etty Hillesum, mĹoda ĹźydĂłwka, ktĂłra zginÄĹa w Auschwitz; âZnam dwa rodzaje samotnoĹci. Jedna sprawia, Ĺźe czujÄ siÄ rozpaczliwie nieszczÄĹliwa, zagubiona i osamotniona; druga sprawia, Ĺźe czujÄ siÄ silna i szczÄĹliwa. Pierwsza pojawia siÄ zawsze, gdy tracÄ kontakt z innymi ludĹşmi, ze wszystkim, kiedy jestem kompletnie odciÄta od innych i od siebie, kiedy nie widzÄ ani celu w Ĺźyciu, ani Ĺźadnych powiÄ zaĹ pomiÄdzy rzeczami, ani kiedy nie mam najmniejszego pojÄcia, gdzie jest moje miejsce. JeĹli chodzi o drugi rodzaj samotnoĹci, to wrÄcz przeciwnie, czujÄ siÄ bardzo silna i pewna, i poĹÄ czona z innymi, i ze wszystkim, i z Bogiem, i zdajÄ sobie sprawÄ z tego, Ĺźe poradzÄ sobie sama i Ĺźe nie jestem zaleĹźna od innych. Wtedy wiem, Ĺźe jestem czÄĹciÄ peĹnej znaczenia caĹoĹci i Ĺźe mogÄ udzieliÄ swojej siĹy innymâ (Diario, Adelphi, Milano 2012, s. 139-140 â tĹum. wĹasne). Otóş, róşnica miedzy tymi dwiema formami samotnoĹci nie polega na tym, czy jest siÄ samym czy w towarzystwie, ale czy prowadzi siÄ Ĺźycie peĹne znaczenia albo Ĺźycie go pozbawione.
Psychiatra Eugenio Borgna, ktĂłry przez caĹe Ĺźycie borykaĹ siÄ z dramatem samotnoĹci, zwiÄ zanym z chorobÄ psychicznÄ , pomaga nam uchwyciÄ róşnicÄ pomiÄdzy tymi dwiema formami samotnoĹci: âSamotnoĹÄ i izolacja sÄ dwiema radykalnie róşnymi sposobami Ĺźycia, choÄ czÄsto sÄ ze sobÄ utoĹźsamiane. Bycie samemu nie oznacza czucie siÄ samemu, ale jest czasowym oderwaniem siÄ od Ĺwiata ludzi i rzeczy, od codziennych zajÄÄ, aby ponownie wejĹÄ do wĹasnego wnÄtrza i swojej wyobraĹşni â bez utraty pragnienia i nostalgii za relacjami z innymi: z osobami, ktĂłre kochamy oraz z zadaniami, ktĂłre powierzyĹo nam Ĺźycie. Natomiast jesteĹmy wyizolowani, kiedy zamykamy siÄ w sobie, poniewaĹź albo inni nas odrzucajÄ albo czÄĹciej wskutek naszej wĹasnej obojÄtnoĹci, ponurego egoizmu, ktĂłry jest efektem oschĹego lub nieczuĹego sercaâ (La solitudine come rifugio ai tempi del social network, wywiad przeprowadzony przez LucianÄ Sica na Ĺamach âLa Repubblicaâ, 18 stycznia 2011). Innymi sĹowy, te dwa sposoby nie narzucajÄ siÄ mechanicznie ludzkiemu Ĺźyciu tak, by czĹowiek nie mĂłgĹ juĹź nic z tym zrobiÄ. W kaĹźdym ludzkim akcie zawsze jest miejsce na wolnoĹÄ. W konsekwencji, w oby przypadkach kaĹźdy wybiera albo âbycie samymâ, to znaczy, czasowe oderwanie siÄ od ludzi i rzeczy, by odkryÄ swoje znaczenie albo wybiera âodizolowanie siÄâ, zamykajÄ c siÄ w sobie, poniewaĹź nie ma nic do odkrycia. CzĹowiek jednak nie jest skazany na przeĹźywanie samotnoĹci jako zamkniÄcia, bez wiÄzi z czymkolwiek i z kimkolwiek, w jakiejkolwiek sytuacji, by siÄ nie znalazĹ, z wĹasnymi ranami i pÄkniÄciami, jak to dobrze pokazuje pewna znana dziennikarka w swoim artykule zatytuĹowanym La mia creppa [Moje pÄkniecie]: âOd czasu dojrzewania, a moĹźe jeszcze wczeĹniej, zawsze miaĹam poczucie, Ĺźe urodziĹam siÄ z jakimĹ brakiem. CoĹ, co nie funkcjonowaĹo tak, jak powinno, prawidĹowo, jak gdybym byĹa domem z jakimĹ wadliwym gĹÄbokim pÄkniÄciem w Ĺcianie noĹnej. (âŚ) ByĹ to bĂłl Ĺźycia, opisany w pewnym wierszu Montalego: âšByĹ potokiem zdĹawionym, ktĂłry szemrze; byĹ suchym liĹciem, byĹ koniem upadĹymâş, wiersz, ktĂłrego uczyliĹmy siÄ w szkole â lecz nikt w klasie nie nabraĹ podejrzenia, Ĺźe byĹa w nim mowa o nas. Jako dziewczyna przyglÄ daĹam siÄ sobie rano w lustrze, uĹmiechaĹam siÄ, myĹlaĹam o tym moim pÄkniÄciu i mĂłwiĹam sobie: precz, czym siÄ martwisz, jesteĹ mĹoda, jesteĹ piÄkna. Jednak dorastajÄ c, owo pÄkniÄcie zdawaĹo siÄ pogĹÄbiaÄ, czarna kreska na mojej wewnÄtrznej biaĹej Ĺcianie. PogĹÄbiaĹo siÄ, staĹo siÄ melancholiÄ : potem patologicznÄ , ciÄĹźkÄ depresjÄ . UdaĹam siÄ do lekarzy, leczyli mnie, poczuĹam siÄ lepiej; potem znowu z przerwami, to pÄkniÄcie siÄ uwidaczniaĹo, boleĹnie, szepcÄ c: wcale nie wyzdrowiaĹaĹ (âŚ). PrzeczytaĹam Mouniera. âšBĂłg przechodzi przez ranyâş napisaĹ. PomyĹlaĹam sobie: a moĹźe to moje pÄkniÄcie, owa dziura w nieprzepuszczalnej Ĺcianie, byĹa koniecznym rozdarciem? (âŚ) Dlaczego ta rana? Gdyby jej nie byĹo, ja, bÄdÄ c fizycznie zdrowa, wcale nie biedna, majÄ ca szczÄĹcie, niczego bym nie potrzebowaĹa. Ăw pÄkniÄty mur, owa dziura jest wybawieniem. Przez niÄ Ăłw strumieĹ Ĺaski, niekontrolowany, moĹźe wejĹÄ i uĹźyĹşniÄ suchÄ i stwardniaĹÄ ziemiÄâ (M. Corradi, La mia crepa, âTempiâ, 19 paĹşdziernika 2017, s. 46). To jest wĹaĹnie owo dramatyczne napiÄcie, walka opisana przez Etty Hillesum: âA przecieĹź, nosimy w sobie wszystko: Boga i niebo, piekĹo i ziemiÄ, Ĺźycie i ĹmierÄ, wiele wiekĂłw. ZmieniajÄ ca siÄ dekoracja i dziaĹanie zewnÄtrznych okolicznoĹci. Ale my dĹşwigamy w sobie wszystko, warunki nie sÄ czynnikiem decydujÄ cym, nigdy, bo zawsze pozostanÄ tylko pozytywnymi lub negatywnymi warunkami. Fakt istnienia korzystnych i niekorzystnych okolicznoĹci trzeba przyjÄ Ä do wiadomoĹci, co nie stoi na przeszkodzie, by poĹwiÄciÄ Ĺźycie ulepszaniu tych zĹych. Ale naleĹźy wiedzieÄ, jakie motywy kierujÄ naszymi zmaganiami i powinniĹmy zaczÄ Ä od siebie â co dzieĹ od nowaâ (Etty Hillsum, Przerwane Ĺźycie. PamiÄtnik 1941-1943, przekĹ. I. Piotrowska, Wydawnictwo WAM, KrakĂłw 2013, s. 135). Jaki mamy powĂłd, aby podjÄ Ä tÄ walkÄ? Jedynie miĹoĹÄ do samych siebie. Istotnie, nawet najgĹÄbszy bĂłl moĹźe doprowadziÄ nas do odkrycia absolutnie nieznanych horyzontĂłw; aby jednak otworzyÄ siÄ na tÄ moĹźliwoĹÄ, naleĹźy spojrzeÄ na niÄ z tym pozytywnym otwarciem, ktĂłre okreĹla najgĹÄbszÄ naturÄ ludzkiej wolnoĹci: âBĂłl duszy â pisze w innym miejscu Borgna â jest doĹwiadczeniem, ktĂłre stanowi czÄĹÄ Ĺźycia i ktĂłry nie moĹźe byÄ uwaĹźany za wyĹÄ cznÄ konsekwencjÄ patologiiâ. BĂłl duszy ma swoje korzenie w ludzkim doĹwiadczeniu i nie moĹźna go sprowadziÄ do jakiejkolwiek patologii. âNawet w depresji i udrÄce [...] cierpienie nic nie traci ze swej godnoĹci (...) drastycznie poszerza nasze skĹonnoĹci ku introspekcji w poszukiwaniu najgĹÄbszych wewnÄtrznych doĹwiadczeĹâ (La solitudine dellâanima, Feltrinelli, Mediolan 2013, s. 51). Raz jeszcze potwierdza to Hillesum: âJeĹli caĹe to cierpienie nie poszerza myĹlowego horyzontu, nie prowadzi do gĹÄbszego czĹowieczeĹstwa, do stanu, w ktĂłrym opadajÄ z ciebie wszystkie bĹahostki i drugorzÄdne kwestie tego Ĺźycia, to wszystko byĹoby na nicâ (Przerwane Ĺźycie, PamiÄtnik 1941-1943, dz. Cyt., s. 173).
Oto zatem prawdziwa natura samotnoĹci, ktĂłra izoluje: âSamotnoĹÄ nie oznacza bowiem, Ĺźe ktoĹ pozostaje sam, lecz jest to brak znaczeniaâ (L. Giussani, ZmysĹ religijny, Wydawnictwo M 2014, s. 145). Nie czujemy siÄ samotni, poniewaĹź jesteĹmy sami, ale dlatego, Ĺźe brakuje nam znaczenia, ktĂłre wyznacza perspektywÄ i nadaje konsystencjÄ, ĹÄ czÄ c nas z innymi i z rzeczami. I wydaje mi siÄ, Ĺźe wĹaĹnie ten brak znaczenia jest najbardziej rozpowszechnionÄ cechÄ wspĂłĹczesnego Ĺźycia, jak przyznaje Umberto Galimberti: âW 1979 roku, kiedy zaczÄ Ĺem pracowaÄ jako psychoanalityk, problemy miaĹy podĹoĹźe emocjonalne, uczuciowe albo seksualne. Teraz dotyczÄ braku sensuâ. To zaĹ nie odnosi siÄ do jakiegoĹ szczegĂłlnego przedziaĹu wiekowego. MoĹźna juĹź przeĹźywaÄ âstaroĹÄ w wieku lat dwudziestuâ; istotnie, âMĹodzieĹź nie czuje siÄ dobrze, ale nie rozumie nawet dlaczego. Brakuje jej celuâ (U. Galimberti, A 18 anni via da casa: ci vuole un servizio civile di 12 mesi, wywiad przeprowadzony przez S. Lorenzetto, âCorriere della Seraâ, 15 wrzeĹnia 2019). PrzewidziaĹ to Teilhard de Chardin ponad szeĹÄdziesiÄ t lat temu: âNajwiÄkszym zagroĹźeniem, ktĂłrego wspĂłĹczesna ludzkoĹÄ moĹźe siÄ obawiaÄ, nie jest jakaĹ katastrofa przychodzÄ ca z zewnÄ trz, jakaĹ katastrofa gwiezdna, nie jest to gĹĂłd czy zaraza; jest nim natomiast owa duchowa choroba, najstraszniejsza, poniewaĹź najbardziej bezpoĹrednio ludzka poĹrĂłd klÄsk, ktĂłrÄ jest utrata smaku Ĺźyciaâ (zob. Fenomen czĹowieka, w: Opere Teilharda de Chardin, Il Saggiatore, Mediolan 1980, s. 310-311). Ta utrata czyni osobÄ coraz bardziej kruchÄ w kontekĹcie spoĹecznym. A gorzkim owocem tej bezradnoĹci jest przeĹźywanie obcoĹci wobec samych siebie i innych, czyli bycie odosobnionymi nawet poĹrĂłd tĹumu.
3. SamotnoĹÄ, miejsce odkrywania pierwotnego towarzystwa Istnieje jednak jeszcze inna samotnoĹÄ, ktĂłra pozwoliĹa powiedzieÄ Ĺw. Bernardowi: O beata solitudo, o sola beatitudo [âO szczÄĹliwa samotnoĹci, o samotna szczÄĹliwoĹciâ] (wyraĹźenie ĹaciĹskie przypisywane Ĺw. Bernardowi z Clairvaux). Jest ona przeciwieĹstwem odosobnienia. JeĹli nie blokujemy potrzeby znaczenia, ktĂłre wciÄ Ĺź pozostaje w sercu czĹowieka, to, patrzÄ c na niÄ aĹź do koĹca, prowadzi nas do odkrycia w gĹÄbi siebie âtowarzystwa (...) wczeĹniejszego niĹź samotnoĹÄâ. WymĂłg znaczenia dla Ĺźycia, bowiem, ânie rodzi siÄ z mojej woli, jest mi danyâ, bÄdÄ c konstytutywnym dla naszego ja, nie jest jednak wytworem naszej inicjatywy, pochodzi od kogoĹ innego. StÄ d teĹź âu korzenia samotnoĹci stoi towarzystwo, obejmujÄ ce mojÄ samotnoĹÄ, dziÄki czemu nie jest juĹź ona prawdziwÄ samotnoĹciÄ , ale krzykiem woĹajÄ cym o to ukryte towarzystwoâ (L. Giussani, ZmysĹ religijny, dz. cyt., s. 99). Czym jednak jest to ukryte towarzystwo? Jak je odkryÄ? âGĹÄboka ĹwiadomoĹÄ siebie przeczuwa u podstaw samego siebie KogoĹ Innego. (...) Ludzkie ÂŤjaÂť, czĹowiek, jest tym poziomem natury, w ktĂłrym natura zdaje sobie sprawÄ, iĹź nie czyni siebie sama. Podobnie teĹź caĹy kosmos jest jakby wielkim obrzeĹźem mojego ciaĹa, z ktĂłrym nie zrywa ciÄ gĹoĹci. [...] Jestem, poniewaĹź jestem stworzony. [...] A zatem nie wypowiadam Ĺwiadomie: âja jestemâ, zgodnie z caĹoĹciÄ mojÄ ludzkÄ wielkoĹciÄ , jeĹli nie utoĹźsamiam tego z âjestem stworzonyâ (TamĹźe, s. 180-181). Mocne Ĺwiadectwo odnoĹnie do tego daje nam Etty Hillesum w swoim PamiÄtniku: âJest we mnie gĹÄboka studnia, ktĂłrÄ zajmuje BĂłg. Czasem mogÄ siÄ do niej dostaÄ, ale czÄĹciej przed studniÄ leĹźÄ kamienie i gruz, wtedy BĂłg leĹźy zakopany i muszÄ go na nowo wygrzebywaÄâ (PamiÄtnik, dz. cyt., s. 153). I dodaje: âKiedy po dĹugim i Ĺźmudnym procesie, trwajÄ cym nieprzerwanie, przebijemy siÄ do naszych praĹşrĂłdeĹ, ktĂłre pragnÄ nazwaÄ Bogiem, i gdy zatroszczymy siÄ o to, by szlak do Boga pozostaĹ otwarty i niezabarykadowany, co dokonuje siÄ przez âpracÄ nad sobÄ â, wtedy stale siÄ odradzamy u tego ĹşrĂłdĹa i nie ma powodu do strachu, Ĺźe tracimy za duĹźo energiiâ (tamĹźe, s. 203). Chodzi zatem o uznanie i przeĹźywanie relacji z KimĹ Innym â z Bogiem, z NieskoĹczonym â relacji, ktĂłra jest w zasiÄgu kaĹźdego, w kaĹźdej okolicznoĹci. Borgna pisze: âNawet gdy jesteĹmy sami [...] moĹźna wsĹuchiwaÄ siÄ w coĹ nieskoĹczonego obecnego w nas. [...] CoĹ nieskoĹczonego, ten sekretny wymiar Ĺźycia, jest w nas: pulsujÄ cy i Ĺźywy; i nie pozwala usunÄ Ä siÄ w takiej mierze, w jakiej dajemy siÄ zafascynowaÄ i pochĹonÄ Ä przez zgieĹk i wielki haĹasâ (La solitudine dellâanima, dz. cyt., s. 24). Ten KtoĹ Inny, ten NieskoĹczony jest tylko w zasiÄgu kogoĹ, kto dogĹÄbnie angaĹźuje siÄ w siebie, nie pozwalajÄ c siÄ rozproszyÄ ani pochĹonÄ Ä przez zgieĹk i haĹas. âĹťycie zatem wyraĹźa siÄ przede wszystkim w postaci ĹwiadomoĹci relacji z tym, Kto je stworzyĹ [...]. Tylko w ten sposĂłb zostaje przezwyciÄĹźona samotnoĹÄ: poprzez odkrycie NajwyĹźszego Bytu jako miĹoĹci, ktĂłra daruje siebie nieustannieâ, czyniÄ c mnie teraz. Jest KtoĹ Inny, ktĂłry chce, abym byĹ, dla ktĂłrego cenne jest to, abym byĹ i dziÄki ktĂłremu nigdy nie jestem sam. Z tego powodu âistnienie realizuje siÄ w peĹni jako dialog z tÄ wielkÄ ObecnoĹciÄ , ktĂłra jest jego fundamentem, nieodĹÄ cznym towarzyszem. Towarzystwo to jest wewnÄ trz naszego ÂŤjaÂť, nie istnieje nic, co robimy sami [poniewaĹź w kaĹźdej chwili jesteĹmy rodzeni przez KogoĹ Innego]. KaĹźda ludzka przyjaźŠ[kaĹźda prĂłba odpowiedzi na tÄ samotnoĹÄ] jest odbiciem pierwotnej struktury bytu [to znaczy pierwotnego towarzystwa, dziÄki ktĂłremu KtoĹ Inny stwarza nas, dajÄ c nam Ĺźycie teraz], a jeĹli jÄ neguje, to podaje w wÄ tpliwoĹÄ swojÄ prawdziwoĹÄâ (L. Giussani, U ĹşrĂłdeĹ chrzeĹcijaĹskiego roszczenia, Pallottinum, PoznaĹ 2002, s. 142-143). Aby to wyjaĹniÄ, ksiÄ dz Giussani posĹuguje siÄ pewnÄ analogiÄ : âPrawdziwÄ ĹwiadomoĹÄ siebie dobrze oddaje obraz dziecka w ramionach ojca i matki, dziÄki nim moĹźe ono wejĹÄ w kaĹźdÄ sytuacjÄ Ĺźycia z gĹÄbokim spokojem i z moĹźliwoĹciÄ radoĹci. Nie ma takiego systemu opiekuĹczego, ktĂłry mĂłgĹby zapewniÄ to wszystko, nie okaleczajÄ c przy tym czĹowieka. CzÄsto, aby usunÄ Ä blizny po niektĂłrych ranach, okalecza siÄ samego czĹowieka w jego czĹowieczeĹstwieâ (ZmysĹ religijny, dz. cyt., s. 181), w wyniku czego dramat Ĺźycia staje siÄ jeszcze powaĹźniejszy. Pomimo tej moĹźliwoĹci odkrycia towarzystwa, ktĂłre jest w ludzkim ja, dostÄpnego dla wszystkich, czĹowiek jest tak kruchy, Ĺźe czÄsto Ĺźyje jako wiÄzieĹ okolicznoĹci i pyta siebie: âKto mnie uwolni z tej Ĺmiertelnej sytuacji?â. Istotnie, takĹźe âw dzisiejszym Ĺwiecie, tak opróşnionym z obecnoĹci, w ktĂłrym czĹowiek jest samotny, (...) tak bardzo sam, a zatem tak bardzo podatny na wpĹywy (jest kruchy jak dziecko, w odraĹźajÄ cy sposĂłb, poniewaĹź nie jest juĹź dzieckiem, jest dorosĹym dzieckiem, Ĺupem kogokolwiek, kto pierwszy go schwyci, niezdolny do krytyki i praktykowania krytycznego spojrzenia, do posĹugiwania siÄ mniej lub bardziej sprawiedliwymi kategoriami), w Ĺwiecie, w ktĂłrym czĹowiek do tego stopnia jest wiÄĹşniem kogoĹ, kto w jakikolwiek sposĂłb okaĹźe siÄ silniejszy od niego, w takim Ĺwiecie, w gruncie rzeczy, pozostaje niezmienne oczekiwanie na zbawienieâ (L. Giussani, In cammino. 1992-1998, Bur, Mediolan 2014, s. 43). Oczekiwanie to moĹźna wyraziÄ na róşne sposoby i trwa ono pomimo szalejÄ cego dziĹ nihilizmu. Typowym przykĹadem jest francuski powieĹciopisarz Michel Houellebecq, ktĂłry utoĹźsamia potrzebÄ zbawienia z pragnieniem bycia kochanym, czyli nie bycia samotnym. Jest to pragnienie nie do usuniÄcia, ktĂłre tkwi wewnÄ trz tkanki istoty kaĹźdego czĹowieka, nawet tak zagorzaĹego niewierzÄ cego, jak Houellebecq. W otwartym liĹcie do Bernarda-Henri LĂŠvy opisuje to niezniszczalne oczekiwanie: âZ trudem przyznajÄ, Ĺźe wciÄ Ĺź coraz czÄĹciej odczuwaĹem pragnienie bycia kochanym. NajkrĂłtsza chwila refleksji za kaĹźdym razem przekonywaĹa mnie naturalnie o absurdalnoĹci takiego marzenia: Ĺźycie jest ograniczone, a przebaczenie niemoĹźliwe. Ale refleksja byĹa bezradna, pragnienie pozostawaĹo i muszÄ przyznaÄ, Ĺźe pozostaje do dzisiajâ (F. Sinisi, Michel Houellebecq. ÂŤLa vita è raraÂť, âTracceâ 6/2019, s. 65). Oto nieredukowalnoĹÄ czĹowieka: pragnienie bycia kochanym pozostaje i doĹwiadczenie nieustannie to potwierdza.
4. SamotnoĹÄ moĹźe byÄ pokonana jedynie przez obecnoĹÄ I tak powracamy do Leopardiego i do owej âniezmiernej samotnoĹciâ wÄdrujÄ cego pasterza w Azji, metafory czĹowieka w drodze. Od dwĂłch tysiÄcy lat do tego czĹowieka â czĹowieka, ktĂłrym jest kaĹźdy z nas â dociera owo orÄdzie: BĂłg, ĹşrĂłdĹo wszystkiego, co istnieje, staĹ siÄ czĹowiekiem, celem owego âprzestworu i tego niezgĹÄbionego bez koĹca bĹÄkituâ jest âBĂłg, ktĂłry staĹ siÄ czĹowiekiemâ. A âkiedy odkryjesz, Ĺźe wartoĹciÄ wszystkich [rzeczy] jest Wcielone SĹowo [...], wĂłwczas przestwĂłr i ten niezgĹÄbiony bez koĹca bĹÄkit [...] zyskujÄ bogactwo i piÄkno. Na przykĹad, patrzysz na nie z wiÄkszym spokojem, poniewaĹź wiesz, dokÄ d z nimi zmierzasz, wiesz, Ĺźe nie zostanÄ ci odebrane, wiesz, Ĺźe bÄdziesz cieszyÄ siÄ nimi na zawszeâ (L. Giussani, Affezione e dimora, Bur, Mediolan 2001, s. 413- 414). Oto jest wĹaĹnie doĹwiadczenie, ktĂłre ksiÄ dz Giussani przeĹźyĹ na wĹasnej skĂłrze i dlatego moĹźe byÄ wiarygodnym Ĺwiadkiem dla kaĹźdego, kto znajduje siÄ w sytuacji samotnoĹci. W swoim ostatnim wywiadzie dla âCorriere della Seraâ, w dniu swoich 82. urodzin (15 paĹşdziernika 2004 r.), na kilka miesiÄcy przed ĹmierciÄ , prawie podsumowujÄ c ĹcieĹźkÄ swojego dĹugiego Ĺźycia, powiedziaĹ: âDzisiaj czĹowiek przeĹźywa pewnego rodzaju egzystencjalnÄ niestrawnoĹÄ (dyspepsjÄ), jakieĹ zaburzenie podstawowych funkcji, co przyczynia siÄ do jego rozbicia. [...] Na tÄ brutalnÄ samotnoĹÄ, do ktĂłrej czĹowiek sam siebie wzywa, chcÄ c jakby ocaliÄ siÄ przed jakimĹ trzÄsieniem ziemi, odpowiedĹş przynosi chrzeĹcijaĹstwo. ChrzeĹcijanin znajduje pozytywnÄ odpowiedĹş [na tÄ egzystencjalnÄ sytuacjÄ] w tym, Ĺźe BĂłg staĹ siÄ czĹowiekiem: tym jest wydarzenie, ktĂłre zaskakuje i dodaje otuchy wobec ewentualnego nieszczÄĹcia. Nie jest moĹźliwe, aby dziaĹanie Boga wobec czĹowieka byĹo czymĹ innym niĹź ÂŤszczerym wyzwaniemÂť dla jego wolnoĹciâ. BĂłg nie narzuca siÄ czĹowiekowi, ale czeka, aby on przyjÄ Ĺ Go z wolnoĹciÄ . Dlatego âwspĂłĹczesny zarzut, jakoby chrzeĹcijaĹstwo i KoĹcióŠmiaĹy ograniczaÄ wolnoĹÄ czĹowieka, zostaje obalony przez przygodÄ relacji Boga z czĹowiekiem. Natomiast, z powodu idei ograniczonej wolnoĹci, to dla wspĂłĹczesnego czĹowieka jest nie do pomyĹlenia, Ĺźe BĂłg moĹźe angaĹźowaÄ siÄ w trudnÄ relacjÄ z czĹowiekiem, niemal negujÄ c samego siebie. To jest tragedia: czĹowiek wydaje siÄ bardziej zainteresowany potwierdzaniem swojej wolnoĹci niĹź uznaniem owej wielkodusznoĹci Boga, jedynej, ktĂłra ustala miarÄ uczestnictwa czĹowieka w rzeczywistoĹci, a tym samym naprawdÄ go wyzwalaâ (Io e i ciellini. La nostra fede in faccia al mondo, wywiad przeprowadzony przez Gian Guido Vecchi, âCorriere della Seraâ, 15 paĹşdziernika 2004, s. 33).
ObecnoĹÄ. To jest najwiÄksze wyzwanie dla ludzkiego rozumu i wolnoĹci, odpowiedĹş na poszukiwanie znaczenia. ObecnoĹÄ, ktĂłra oferuje siÄ jako prawdziwe towarzystwo dla czĹowieka Ĺwiadomego bezsilnoĹci, ktĂłra go konstytuuje. âMiĹoĹciÄ odwiecznÄ ukochaĹem ciÄ, dlatego pociÄ gnÄ Ĺem ciÄ do siebie i ulitowaĹem siÄ nad twojÄ nicoĹciÄ â (por. Jer 31, 3nn). BĂłg aĹź tak wzruszyĹ siÄ nicoĹciÄ jakÄ jesteĹmy, samotnoĹciÄ , ktĂłrej nie potrafimy pokonaÄ naszymi wysiĹkami, Ĺźe posĹaĹ na Ĺwiat Swojego Syna. I jak Ojciec, takĹźe Chrystus odczuwaĹ nieskoĹczonÄ litoĹÄ dla tych, ktĂłrzy siÄ z Nim spotkali: w Ewangelii jest taki epizod, ktĂłry opisuje to przeĹźyte wzruszenie: Jezus wÄdrujÄ c wĹrĂłd pĂłl wraz ze swoimi uczniami, zauwaĹźa jakiĹ orszak; jest to kondukt pogrzebowy jedynego syna owdowiaĹej matki. ZbliĹźa siÄ i mĂłwi do niej: âNiewiasto, nie pĹacz!â (Ĺk 7, 11-17). Któş to wie, jak musiaĹa poczuÄ siÄ ogarniÄta tym uĹciskiem, ktĂłry przekraczaĹ wszelkie ludzkie uczucia i przywracaĹ jej nadziejÄ! Tamta ĹmierÄ nie byĹa koĹcem wszystkiego, owdowiaĹa matka nie byĹa skazana na samotnoĹÄ, poniewaĹź ziarno Zmartwychwstania byĹo obecne w owym CzĹowieku mĂłwiÄ cym te niesamowite sĹowa, po ktĂłrych natychmiast przywrĂłciĹ do Ĺźycia jej syna. Wtedy bĂłl â ktĂłry czÄsto izoluje i zrywa relacje, nawet te najbardziej intymne â juĹź nie blokuje, ale staje siÄ problemem, jak pisze C.S. Lewis: âW pewnym sensie [chrzeĹcijaĹstwo] (...) raczej stwarza, niĹź rozwiÄ zuje problem cierpienia; cierpienie nie byĹoby bowiem problemem, gdybyĹmy â doĹwiadczajÄ c go na co dzieĹ w tym Ĺwiecie â nie otrzymali wiarygodnego wedĹug nas zapewnienia, iĹź ostateczna rzeczywistoĹÄ jest oparta na sprawiedliwoĹci i miĹoĹciâ (C.S. Lewis, Problem cierpienia, przeĹ. T. SzafraĹski, Aeropag, Katowice 1996, s. 22). Wielki znawca dramatu ludzkiego, Paul Claudel zauwaĹźa: âPytanie nieustannie jawi siÄ w duszy chorego [dotyczy to rĂłwnieĹź osĂłb samotnych]: âDlaczego? Dlaczego ja? Dlaczego muszÄ cierpieÄ?â[...]. Na to straszne pytanie, najstarsze w dziejach ludzkoĹci, ktĂłremu Hiob nadaĹ niemal oficjalnÄ i liturgicznÄ formÄ, tylko BĂłg, bezpoĹrednio zapytany i postawiony w stan oskarĹźenia, byĹ w stanie odpowiedzieÄ, a pytanie byĹo tak wielkie, Ĺźe tylko SĹowo mogĹo stawiÄ mu czoĹa, oferujÄ c nie wyjaĹnienie, lecz obecnoĹÄ, zgodnie z tymi sĹowami Ewangelii: ÂŤNie przyszedĹem wyjaĹniaÄ, rozwiewaÄ wÄ tpliwoĹci wyjaĹnieniem, ale wypeĹniÄ, a raczej zastÄ piÄ mojÄ obecnoĹciÄ samÄ potrzebÄ wyjaĹnieniaÂť. Syn BoĹźy nie przyszedĹ, aby usunÄ Ä cierpienie, ale aby cierpieÄ razem z nami â(Toi, qui es-tu?, Gallimard, ParyĹź 1936, s. 112-113; tĹumaczenie nasze), to znaczy, przyszedĹ na Ĺwiat, aby nam towarzyszyÄ w jego przeĹźywaniu, staĹ siÄ towarzystwem dla czĹowieka w kaĹźdej sytuacji, w ktĂłrej by siÄ nie znalazĹ. W tym sensie wiara przyczynia siÄ do rozwiÄ zania problemu ludzkiego, stawiajÄ c ludzkie âjaâ w optymalnej kondycji do poszukiwania odpowiedzi na tÄ samotnoĹÄ, ktĂłra, jak wspomnieliĹmy na poczÄ tku, ârodzi siÄ z samego serca kaĹźdego powaĹźnego zaangaĹźowania we wĹasne czĹowieczeĹstwoâ. Na pytanie wÄdrujÄ cego pasterza chrzeĹcijaĹstwo odpowiada obecnoĹciÄ , ktĂłra staje siÄ towarzystwem dla czĹowieka w obrÄbie materialnoĹci istnienia. CzyĹź to nie jest owa obecnoĹÄ, ktĂłrej potrzebujemy, aby bez lÄku mĂłc stawiaÄ czoĹo codziennemu trudowi Ĺźycia? CzyĹź nie tego najbardziej potrzebujÄ samotni starsi ludzie? ÂŤStarzejÄ c siÄ [...] jest siÄ bardziej samotnym, ale jest to ten rodzaj samotnoĹci, ktĂłra coraz bardziej Ĺwiadomie opanowuje wszystko, co nas otacza, ogarnia niebo i ziemiÄ. To jest to, co mĂłwiĹa mi moja ĹwiÄtej pamiÄci mama, gdy ktĂłregoĹ dnia, wczesnym rankiem, o piÄ tej trzydzieĹci, kiedy koĹczyĹa siÄ juĹź zima, a zaczynaĹa wiosna, szliĹmy razem na mszÄ Ĺw. MiaĹem wtedy piÄÄ lat i dreptaĹem za niÄ , starajÄ c siÄ dotrzymaÄ jej kroku, gdyĹź chodziĹa bardzo szybko. W ten cudownie pogodny, przejrzysty poranek, gdy na niebie pozostaĹa tylko jedna gwiazda, [...] powiedziaĹa [...]: âJak piÄkny jest Ĺwiat i jak wielki jest BĂłgâ. [...] Jest czymĹ niezrozumiaĹym myĹleÄ o rzeczywistoĹci przypadkowej, gdzie nic nie powstaje samo z siebie, nie biorÄ c pod uwagÄ czegoĹ tajemniczego, z czego wszystko wypĹywa, z czego kaĹźda rzecz czerpie swoje istnienie. ÂŤJak piÄkny jest Ĺwiat, a zatem jak wielki jest Ten, Kto go uczyniĹ!Âťâ (L. Giussani, Wydarzenie wolnoĹci, tĹum. D. Chodyniecki, Opole 2020, s. 8-9).
Dla czĹowieka Ĺwiadomego siebie, samotnoĹÄ moĹźe staÄ siÄ przyjaciĂłĹkÄ jego dni, poniewaĹź peĹna ciÄ gĹego dialogu z TajemnicÄ , ktĂłra wszystko czyni i ktĂłra staĹa siÄ czĹowiekiem, pozostajÄ c obecnym w historii poprzez ludzkÄ rzeczywistoĹÄ uczynionÄ z ludzi, ktĂłrzy sÄ tego znakiem. To jest to wkĹad, jaki wnosi wiara nie tyle w âbierne znoszenieâ samotnoĹci, ale w zaakceptowanie jej i przeĹźywanie â jakkolwiek w trudzie i z bĂłlem â w ze ĹwiadomoĹciÄ , Ĺźe istnieje Ten, ktĂłry zawarĹ przymierze z naszym sercem i dla ktĂłrego jesteĹmy cenni tacy, jacy jesteĹmy. PapieĹź Franciszek opisaĹ samotnoĹÄ jako âdramat, ktĂłry [âŚ] dotyka wielu mÄĹźczyzn i wiele kobiet. MyĹlÄ o osobach starszych opuszczonych rĂłwnieĹź przez swoich bliskich, a nawet wĹasne dzieci; o wdowcach i wdowach; o wielu mÄĹźczyznach i kobietach porzucanych przez swojÄ ĹźonÄ lub mÄĹźa; o wielu osobach, ktĂłre faktycznie czujÄ siÄ same, nie zrozumiane i nie wysĹuchane; o migrantach i uchodĹşcach uciekajÄ cych przed wojnÄ i przeĹladowaniami; o wielu mĹodych padajÄ cych ofiarÄ kultury konsumpcjonizmu, uĹźycia i wyrzucenia oraz kultury odrzuceniaâ (Homilia podczas Mszy Ĺw. z okazji otwarcia XIV Zgromadzenia Zwyczajnego Synodu BiskupĂłw, 4 paĹşdziernika 2015 r.). Od caĹej tej zranionej ludzkoĹci wznosi siÄ krzyk, ktĂłry wzywa kaĹźdego z nas do odpowiedzialnoĹci. IleĹź osĂłb jest samotnych, bo nikt nie kieruje na nich spojrzenia, nikt im nie mĂłwi: âJesteĹ kimĹ wartoĹciowym. Taki jaki jesteĹ, twoje ÂŤjaÂť jest wiÄcej warte niĹź caĹy wszechĹwiat!â. Jest to Ĺwiadectwo wielu ludzi, ktĂłrzy poĹwiÄcajÄ siÄ osobom starszym poprzez niezliczonÄ liczbÄ inicjatyw â czego wy tutaj obecni jesteĹcie wymownym przykĹadem â walczÄ c w ten sposĂłb z tym, co PapieĹź nazywa âkulturÄ odrzuceniaâ. Ludzie o spojrzeniu, ktĂłre potrafi dowartoĹciowaÄ dziedzictwo Ĺźyciowe osĂłb starszych, dotrzymujÄ c im towarzystwa na ostatnim etapie ich wÄdrĂłwki, wnoszÄ decydujÄ cy wkĹad bÄdÄ cy odpowiedziÄ na pustkÄ znaczenia, ktĂłra leĹźy u ĹşrĂłdĹa tej samotnoĹci â taka samotnoĹÄ owszem jest wrogiem â na ktĂłrÄ sÄ skazani coraz liczniejsi mÄĹźczyĹşni i kobiety, wspĂłĹczeĹni ludzie mĹodzi i starzy, odrzuceni, poniewaĹź uznani za bezuĹźytecznych. Nikt jednak nie jest bezuĹźyteczny, kaĹźda osoba ma niewymiernÄ wartoĹÄ, zgodnie z tym, co przypomina nam Ewangelia: âCóş bowiem za korzyĹÄ odniesie czĹowiek, choÄby caĹy Ĺwiat zyskaĹ, a na swej duszy szkodÄ poniĂłsĹ? Albo co da czĹowiek w zamian za swojÄ duszÄâ (Mt 16, 26). CzyĹź moĹźna sobie wyobraziÄ peĹniejsze potwierdzenie absolutnej godnoĹci kaĹźdego czĹowieka i bardziej dowartoĹciowujÄ ce spojrzenie na czĹowieczeĹstwa od tego?
|