Menu strony Strona główna Śladów
   
Ślady > Archiwum > 2019 > listopad / grudzień

Ślady, numer 6 / 2019 (listopad / grudzień)

Pierwszy Plan

„Chodź ze mną”

Nicnierobienie Davide, znudzenie Alessandro, nienawiść Antonia… Erasmo Figini, założyciel Comety z Como, poznał wielu takich młodych. I opowiada nam o swoim doświadczeniu ojcostwa. „Ponieważ słowa już nie wytrzymują”. Dokładnie tak samo jak było to w jego przypadku.

Paola Bergamini


„Spójrz na twoje rodzeństwo! Chodzą do szkoły, na studia, uczą się, uprawiają sport, a ty? Gdzie popełniliśmy błąd przy tobie?” Tymczasem on, Davide (imię wymyślone – przyp. red.), nie robi nic. Tym bardziej nie odpowiada na enty wybuch gniewu mamy. W wieku 19 lat zostawił szkołę i żyje w swoim pokoju. Zdesperowany ojciec dzwoni do Erasma Figiniego, założyciela Comety (instytucja w Como przyjmująca niepełnoletnich). „Nie wiem już, co robić.  Możesz do niego zadzwonić? – Widziałem go ledwie dwa razy. Pod jakim pretekstem zadzwonię? – Mam stare krzesła, które moglibyście odnowić. Przekonam Davide, żeby został moim tragarzem i zawiózł je do was do Contrady (gdzie mistrzowie rzemiosła uczą pracy młodzież, która w większości przypadków porzuciła szkołę przed jej ukończeniem – przyp. red.). – Spróbujmy”. Chłopak przyjeżdża pewnego ranka. Erasmo pyta go: „Co masz dzisiaj do roboty? – Nic! – Chodź ze mną”. Kręcą się po pracowniach, Davide zatrzymuje się kilka razy, by się przyjrzeć. Ma już odjeżdżać, gdy Erasmo mówi mu: „Wydaje mi się, że podoba ci się to miejsce. Dlaczego sam nie odnowisz krzeseł?”. Przystaje na to. Przez jego ręce – z pomocą nauczycielki Pilar – przechodzą nie tylko krzesła ojca, ale także inne, zmieniając swój wygląd. Swój pokój widzi jedynie wieczorem, by iść spać. Te miesiące w Contradzie sprawiają, że rodzi się w nim wola działania, myślenia, planowania przyszłości, jednym słowem – bycia. „Poznając siebie, odkrył swoją wyjątkowość, swój talent. Dokonało się to nie dlatego, że odbyły się «abstrakcyjne lekcje», doświadczył tego” – wyjaśnia Erasmo.

Alessandro natomiast chodził do szkoły. Do liceum klasycznego, ponieważ rodzice myśleli, że będzie to najlepszy wybór, „otwiera wszystkie drogi”, powtarzali mu. Ale tabelka z ocenami za pierwszy trymestr mówiła coś zupełnie innego. Prawdziwa porażka. Przenosi się do liceum o ścisłym profilu i sprawy z punktu widzenia szkolnego idą lepiej – w czerwcu tylko jedna ocena niedostateczna. Alessandro nie ma jednak żadnego zamiaru się uczyć, nie mieści się to w obrębie jego zainteresowań. Problem polega właśnie na tym: brak jakiegokolwiek zainteresowania. Wakacyjne miesiące upływają pod znakiem nudy i błędnych decyzji. We wrześniu mówi rodzicom, że skończył ze szkołą. Z wszelkiego rodzaju szkołą. „Nie możecie już więcej mówić mi, co mam robić. Co jest dla mnie lepsze” – dodaje. Spędza w ten sposób kilka miesięcy, pośród nicości, włócząc się po Como. Mamie podstępem udaje się zawieźć go do Comety. Gdy tylko połapał się, że chodzi o szkołę, chciał uciec, ale propozycja jest inna: nauczenie się zawodu. Idea zarabiania pieniędzy całkiem mu się podoba, ale boi się, że nie da rady. Paola Binda, odpowiedzialna za Cometę, odwozi go na staż do hotelu położonego nad jeziorem. Podczas rozmowy szef obsługi kelnerskiej w pewnym momencie pyta: „Czy mogę polegać na tym chłopaku? Potrzebuję kogoś pojętnego. – Oczywiście! Jest bardzo dobry, potrafi wszystko. Daję ci moje słowo” – brzmi odpowiedź Bindy. Alessadro zostaje rozłożony na łopatki. Wydaje mu się niemożliwe, że ktoś dorosły, praktycznie w ogóle mu nieznany, ufa mu. Podczas stażu daje z siebie wszystko, fascynując się pracą. A na koniec mówi rodzicom: „Wracam do nauki. Ale w Comecie”.

Nicość Davide, znudzenie Alessandro, ten podpełzający nihilizm „jest faktem – wyjaśnia Erasmo. – Młodzi mają racje, by takimi być. Nic nie działa. Wielkie «propozycje» się wyczerpały. Komunizm upadł, konsumpcjonizm się kończy. Słowa już nie wytrzymują, ponieważ są pustymi pojemnikami. Mówisz im o rodzinie, kiedy większość jest rozbitych, o pięknie, którego nie widzą? Jedyna szansa dla nich to możliwość doświadczania, w znaczeniu «odpowiedniości» dla ich życia. Jest to możliwe tylko wewnątrz uprzywilejowanej relacji, to znaczy w ojcostwie, które niekoniecznie jest fizjologiczne. Tak było ze mną, na początku”. Początkiem jest spotkanie z księdzem Giussanim, mające miejsce 40 lat temu. Erasmo, odnoszący sukcesy grafik z praktycznie „perfekcyjnym” życiem, znajduje przed sobą kogoś, „kto mówiąc do mnie, sprawiał, że serce mi podskakiwało. Nigdy wcześniej nie przytrafiło mi się coś takiego. Powiedział mi, żebym otworzył moją rodzinę na przyjmowanie, właśnie mnie, gdy jeszcze niedawno odrzucałem możliwość posiadania naturalnych dzieci. Byłem posłuszny, ponieważ dostrzegłem odpowiedniość z moim życiem. Było to dla mnie coś więcej. W tamtym momencie być może jedynie przeczuwanym, ale pewnym. Było to odkrycie ojcostwa. Dzisiaj, czytając tekst z Dnia Inauguracji Roku oraz śledząc moją historię, mogę powiedzieć z większą świadomością, że było to odkrycie autorytetu, to znaczy czegoś nieodzownego dla mojego życia”.

 

Z biegiem lat to ojcostwo odnowiło się i zwróciło się w dzieciach, które przyjęli. Czasem także w bolesny sposób. Antonio miał 10 lat, gdy przekroczył próg Comety. Decyzją trybunału został zabrany naturalnej rodzinie, która potem przeprowadziła się na południe Włoch. W wieku 19 lat mówi Erasmo: „Odchodzę. Wracam do moich rodziców”. Relacja pozostaje. Erasmo jedzie go odwiedzić, nie prosząc o nic ani nie roszcząc sobie do niczego prawa. Pewnego dnia chłopak dzwoni do niego. Krzycząc ze złości, mówi mu: „Nienawidzę was, ponieważ daliście mi świadomość, ze względu na którą nie mogę już robić tego, co chcę!”. To, co chce on, to, co chcą jego naturalni rodzice, nie odpowiada doświadczeniu pełni, którym żył w Comecie, już mu nie odpowiada. Wytrzymuje trochę, potem wraca do Como. Dzisiaj ma żonę i dwoje przybranych dzieci. „W Antonio znów zobaczyłem siebie, moją drogę. Ojcostwo oznacza umożliwianie drugiemu doświadczania wolności. To znaczy przyjęcie go, towarzyszenie mu, by jego «ja» rozkwitło. Ale to jest możliwe wewnątrz wzajemnego przebaczenia, które odnawia się każdego dnia”.

Zdaniem psychologów Giacomo (imię wymyślone – przyp. red.) znajdował się w najgorszej sytuacji, jaka mogła przydarzyć się dziecku: porzucony najpierw przez biologiczną matkę, a potem przez rodzinę adopcyjną. Dla niego słowo „rodzina” miało tylko negatywne skojarzenia. Do Comety trafił podczas przerwy bożonarodzeniowej. „Byłoby szkoda, gdyby miał spędzić ten czas w sierocińcu” – powiedział pracownik opieki społecznej. Miał zatrzymać się tylko na kilka dni. Już stąd nie odszedł. Trudnych sytuacji było dużo, „ale on w doświadczeniu opieki zastępczej znalazł ojcostwo gotowe przebaczyć, zaczynać wciąż na nowo, mimo że nic nie zostało mu zaoszczędzone” – mówi Erasmo. Dwa lata temu poprosił, by mógł urządzić wielką imprezę. Wszyscy myśleli, że to z okazji urodzin. Tymczasem oświadczył: „Chcę świętować fakt posiadania rodziny. Ponieważ po siedmiu latach poczułem, że jestem w rodzinie”.  

Wśród różnych rodzinnych obowiązków często zdarza się Erasmo także karmić butelką. „Kto każe mi to robić w wieku 70 lat? Ponownie widzę, że nie tylko opłaca mi się to, ale także koresponduje. Rozumiem to, kiedy o świcie takie małe dziecko zaciska palce na mojej dłoni, opiera głowę na moim ramieniu. I naprawdę nie ma w tym niczego sentymentalnego. Powinienem być zrozpaczony, a tymczasem żyję lepiej. Ojcostwo dla mnie jest przyjęciem w miłosny sposób tego maleństwa, jedynego i niepowtarzalnego, które Bóg postawił obok mnie, to znaczy pragnieniem, by być jego towarzyszem podróży. Ale to jest możliwe, ponieważ jestem w Comecie. Ojcostwo jest tym miejscem. To jest droga, której Bóg chciał dla mnie”.

 

Godzina 8:00 rano, jakiś chłopak podchodzi do Erasma, obejmuje go i mówi mu: „«Wujaszku», nie zaglądałeś tu od jakiegoś czasu. Zobaczymy się w czasie przerwy na kawę. Jak ci się podoba moja kurtka? – Interesująca”. O ile Erasmo nie jest w pracy, codziennie siedzi na furcie i przyjmuje dzieciaki. „Kiedy przyszedł, ten chłopak się nie mył, a jego zachowanie, mówiąc oględnie, pozostawiało wiele do życzenia. Zaufał, za pośrednictwem relacji doświadczył, że o wiele lepiej jest się uczyć, myć, zachowywać w pewien sposób. Daje ci to do zrozumienia także fizycznie, obejmując cię. Dla mnie jest on jak noworodek, któremu podaję butelkę z mlekiem”.

Przed rozpoczęciem lekcji w kaplicy w Comecie odprawiana jest Msza św. „Zdumiewa mnie to, jak wielu młodych w niej uczestniczy. Dla niektórych oznacza to pobudkę o świcie, by dotrzeć na czas. To jest punkt źródłowy naszego istnienia, naszego ojcostwa. Nigdy nie musieliśmy tego wyjaśniać. Zobaczyli to”.


Polska strona Ruchu CL   |   Kontakt z redakcją