Ślady
>
Archiwum
>
2019
>
maj / czerwiec
|
||
Ślady, numer 3 / 2019 (maj / czerwiec) Pierwszy Plan PocaĹunek, ktĂłry siÄ nie koĹczy Psychiatra Giovani Stanghellini konfrontuje siÄ z pytaniem: czy jest coĹ, co trwa na zawsze? Rozmowa o doĹwiadczeniu, relacji, oczekiwaniu, zĹu, powtarzaniu siÄ. Oraz o tym, co nieprzewidziane i co âdotyka mnie cieleĹnieâ. Paola Bergamini âJeĹli chcecie, moĹźecie zostaÄ. MyĹlÄ, Ĺźe wy takĹźe znajdziecie coĹ ciekawego dla siebie w tej rozmowieâ â tak mĂłwi do swoich studentĂłw Giovanni Stanghellini na zakoĹczenie wykĹadu w szkole podyplomowej psychoterapii fenomenologiczno-dynamicznej. Psychiatra, psychoterapeuta i wykĹadowca na Uniwersytecie w Chieti sprecyzowaĹ temat naszej rozmowy: Rekolekcje Bractwa CL. Ale prawie wszyscy zostajÄ . âPierwsze ÂŤspotkanieÂť z myĹlÄ ksiÄdza Giussaniego miaĹo miejsce okoĹo 10 lat temu, podczas rozmowy z MailÄ QuagliÄ , poznanÄ podczas kursu na Uniwersytecie w Urbinoâ. Relacja ta trwa do teraz â dzisiaj Stanghellini zajmuje siÄ formacjÄ personelu SpĂłĹdzielni âNazarejczykâ (opiekujÄ cej siÄ takĹźe osobami z problemami psychicznymi â przyp. red.), za ktĂłrÄ Quaglia wraz z innymi osobami jest odpowiedzialna. âOd tamtego razu znalazĹem wiele punktĂłw stycznych z fenomenologiÄ â dziedzinÄ , ktĂłrÄ siÄ zajmujÄ. Jeden szczegĂłlnie mnie interesuje, rozmawiaĹem o nim ostatnio podczas kongresu na Uniwersytecie Bicocca wĹaĹnie z ksiÄdzem CarrĂłnem: sĹowo ÂŤdoĹwiadczenieÂť. DoĹwiadczenie jest czymĹ, co wydarza mi siÄ teraz, co porusza moje serce â ktĂłre jest najbardziej czuĹym punktem w ciele â i angaĹźujÄ c mnie, skĹania do stwierdzenia: istniejÄ. Objawia mnie samemu mojÄ obecnoĹÄâ. I to wĹaĹnie âdoĹwiadczenieâ jest sĹowem, ktĂłre powrĂłci w rozmowie. CzymĹ bardzo konkretnym.
Co uderzyĹo Pana w tych Rekolekcjach? W pierwszej kolejnoĹci to, Ĺźe chodzi o âÄwiczeniaâ (wĹoskie ârekolekcjeâ to âesercizi spiritualiâ â dosĹ. âÄwiczenia duchoweâ â przyp. red.), to znaczy praktykÄ majÄ cÄ na celu uczynienie z jakiejĹ zasady, z idei â miÄĹnie, nerwy i ciaĹo. Äwiczenie siÄ w robieniu czegoĹ w taki sposĂłb, by to coĹ staĹo siÄ habitus, nawykiem. A âduchoweâ nie jako abstrakcja, ale w znaczeniu tego, co oĹźywia nasze dziaĹania. Po pierwsze zrozumiaĹem, Ĺźe istnieje pragmatyczna celowoĹÄ. Robi siÄ Äwiczenie, aĹźeby coĹ, jakaĹ zasada, wcieliĹa siÄ.
KsiÄ dz CarrĂłn mĂłwi o pracy, o drodze. SpotkaĹem siÄ z nim ostatnio po raz pierwszy i podczas rozmowy powiedziaĹem mu, Ĺźe uderzyĹ mnie w nim jego pragmatyzm. OdpowiedziaĹ mi: âJestem synem rolnika!â. PomyĹlaĹem: otóş to. PodobaĹa mi siÄ lektura tych tekstĂłw. Powiedzmy, Ĺźe poÄwiczyĹem ducha, to znaczy odbyĹem Äwiczenie przetĹumaczenia tego, co przeczytaĹem, na âjÄzykâ, ktĂłry jest moim wĹasnym, ale jednoczeĹnie spotkaĹem coĹ, co wykracza poza mĂłj âjÄzykâ. Czy i ile sobie przyswoiĹem, zobaczymy. Ale jest to praca, ktĂłra mnie interesuje.
Zacznijmy od tytuĹu. Czy jest coĹ, co wytrzymuje prĂłbÄ czasu? To paradoksalne, ale tym, co wytrzymuje prĂłbÄ czasu, jest historia, ktĂłra wydaje siÄ krĂłlestwem tymczasowoĹci. Zrozummy siÄ dobrze, jeĹli chodzi o terminologiÄ. Historia w pierwszej kolejnoĹci oznacza Ĺwiat i ludzkoĹÄ. Bycie w historii jest czuciem siÄ czÄĹciÄ wspĂłlnoty. Dzisiaj, zwaĹźywszy na róşnice i przesÄ dy Ĺźywione w stosunku do historii innych, to jest najtrudniejsze. Ale moje istnienie zyskuje znaczenie, jeĹli jest czÄĹciÄ mojej ludzkiej historii. I staje siÄ ponaglajÄ cym pytaniem, kiedy przytrafia mi siÄ coĹ zĹego: w jakim sensie ta nieludzka rzecz jest czÄĹciÄ czĹowieczeĹstwa? Po drugie, historia oznacza âprzyszywanieâ do mojej osobistej historii epizodu, ktĂłry siÄ wydarza, nadawanie mu sensu, do innych wydarzeĹ, poĹÄ czonych jednym wÄ tkiem. Problem wyĹania siÄ, kiedy zauwaĹźamy, Ĺźe w naszej historii wystÄpuje pewna powtarzalnoĹÄ wydarzeĹ, powtarzalnoĹÄ, takĹźe tutaj, zazwyczaj, w popeĹnianiu bĹÄdĂłw. Ponownie znajdujÄ siÄ w takiej samej sytuacji-ograniczeniu, traumatycznej, w takiej samej skazanej na poraĹźkÄ relacji. To wstrzÄ sa.
Dlaczego przede wszystkim w zĹu? To jest to, co najbardziej wstrzÄ sa naszÄ ĹwiadomoĹciÄ .
Ale jeĹli dokonuje siÄ jako pozytywna niespodzianka? Oznacza to, Ĺźe nie jest to powtĂłrzenie, a wiÄc jest to doĹwiadczenie. To jest wĹaĹnie to coĹ nieprzewidzianego, o czym mĂłwi CarrĂłn, co porusza mnie cieleĹnie.
Czy potrzebny jest âruchâ podmiotu? OczywiĹcie. âRuchâ jest nawrĂłceniem â to takĹźe jest termin, ktĂłry trzeba potraktowaÄ w sposĂłb krytyczny.
Czy jest to poruszenie wolnoĹci decydowania? MoĹźliwoĹci przyjÄcia innej perspektywy wobec wĹasnej historii, ktĂłra siÄ powtarza. Zobaczenia jej nie jako efektu zĹoĹliwego przypadku, ale jako efektu mojej osobistej dyspozycji, ktĂłrej nie udaĹo mi siÄ jeszcze rozpoznaÄ, skoncentrowaÄ siÄ na niej. Od myĹli o byciu ofiarÄ zĹoĹliwego przypadku do myĹli: jest we mnie coĹ, mĂłj nawyk, moja odmiennoĹÄ. CoĹ musi z tego wyniknÄ Ä.
A Ĺźeby wyszĹo, czy musi byÄ coĹ w Ĺrodku? Konieczne sÄ dwa warunki: naprawdÄ zĹe samopoczucie i stawanie wobec kogoĹ innego, kto uprzejmie, z taktem, z gracjÄ bÄdzie potrafiĹ ci pokazaÄ twojÄ kondycjÄ z innej perspektywy. Platon mĂłwi, Ĺźe przeglÄ damy siÄ w Ĺşrenicy oka przyjaciela. Przyjaciela, ktĂłry uĹźycza siebie do tego przeglÄ dniÄcia siÄ i jest zdolny do tego, byĹ mĂłgĹ przeglÄ dnÄ Ä siÄ w nim, nie czujÄ c siÄ tak zbolaĹym z powodu tego, co postrzegasz jako coĹ, przed czym trzeba uciec.
To jest to, co CarrĂłn nazywa âspotkaniem z drugimâ. SÄ dwa rodzaje wydarzenia spotkania. Pierwsze jest to, ktĂłre opisaliĹmy: przyjaciel jest jak âpeĹne gracji lustroâ. Drugie jest to, w ktĂłrym drugi czĹowiek nie pomaga mi rozpoznaÄ siebie, ale wywraca do gĂłry nogami moje przyzwyczajenia, nie majÄ c Ĺźadnego zamiaru mi pomĂłc w rozpoznaniu siebie. To jest drugi majÄ cy pragnienie inne od mojego, ktĂłre ma czasowoĹÄ innÄ od mojej. DoĹwiadczenie, ktĂłre sprawia nam najwiÄksze cierpienie, jest nastÄpujÄ ce: mĂłj czas nie jest zsynchronizowany z czasem drugiego.
JakiĹ przykĹad? ChciaĹbym zobaczyÄ jakiĹ film, gdy tymczasem moja Ĺźona chce sprzÄ tnÄ Ä ze stoĹu. To doĹwiadczenie desynchronizacji na co dzieĹ jest bolesne. Ale moĹźe staÄ siÄ wstrzÄ sajÄ ce w pozytywnym znaczeniu tego sĹowa, kiedy przyznajÄ drugiemu jego prawo do Ĺźycia w swoim czasie. To jest inny sposĂłb spotkania. UĹciĹlijmy: nie chodzi o to, Ĺźe moja Ĺźona chce posprzÄ taÄ ze stoĹu, Ĺźebym ja uĹwiadomiĹ sobie, Ĺźe moja czasowoĹÄ jest inna od jej. Chce posprzÄ taÄ ze stoĹu i koniec. Ale ta forma spotkania, na wpĂłĹ-traumatyczna, jest tym, co mi ukazuje z jednej strony czasowoĹÄ drugiego, jego prawo do bycia-takim. Uwarunkowanie osamotnienia, a jednoczeĹnie pragnienia bycia z drugim. Jest to sposĂłb definiowania ludzkiej kondycji. UĹwiadomienie sobie tego jest fascynujÄ ce.
Wydaje mi siÄ dobrym âÄwiczeniemâ to, co robimy. Co jeszcze uderzyĹo Pana w tych tekstach? MĂłgĹbym stworzyÄ caĹÄ listÄ zagadnieĹ. Oto inny element: potraktowanie na powaĹźnie swojego zaniepokojenia, swojej niedoskonaĹoĹci, swojego symptomu. Terminologia, ktĂłrÄ posĹuguje siÄ CarrĂłn, jest bardzo bliska temu, kto uprawia mĂłj zawĂłd. Przekonanie, a to jest pierwsza definicja tego, co nazwaĹem ânawrĂłceniemâ, Ĺźe symptom jest twoim najlepszym sprzymierzeĹcem w chwili, w ktĂłrej chcesz zrozumieÄ siebie. Przyznanie symptomowi mocy samoobjawienia mnie samego. PrzykĹad: jeĹli mam fobiÄ na punkcie pociÄ gu i w zwiÄ zku z pracÄ jestem zmuszony nim jeĹşdziÄ, muszÄ zrobiÄ rachunki. Tymczasem w naszej kulturze symptom jest przeszkodÄ do realizacji mojego planu, a wiÄc trzeba go wyeliminowaÄ. Ale jeĹli wyeliminujÄ ten symptom, potem wyĹania siÄ z tego inny. MĂłj symptom musi byÄ uznany, bym zrozumiaĹ znaczenie mojego Ĺźycia. Najpierw uznanie, reszta przychodzi potem. Jest jednak jeszcze jedno pojÄcie, ktĂłre mnie uderza.
Jakie? âNiepokĂłjâ, ktĂłry posiada dwa profile. W negatywnym sensie jest rozdraĹźnieniem, nieumiejÄtnoĹciÄ pozostawania w jakimĹ projekcie w sposĂłb trwaĹy. Jest przeĹźywaniem tymczasowoĹci pod znakiem natychmiastowego zaspokojenia jakiejĹ potrzeby. Ale to nie tylko to. NiepokĂłj w pozytywnym sensie jest dÄ Ĺźeniem do czegoĹ ponad, ukierunkowaniem na transcendencjÄ, niezaspokajaniem siÄ tym, co juĹź znane. Kiedy nasza ĹwiadomoĹÄ jest oĹźywiana przez nienasycone pragnienie powtarzania, znalezienia czegoĹ podobnego we wszystkim, co spotyka, traci z oczu rzeczywistoĹÄ, indywidualnoĹÄ drugiego czĹowieka, uspokaja siÄ. NiepokĂłj jest stanem duszy, ktĂłry pozwala ci siÄ nie zadowoliÄ.
A wiÄc jest pozytywny, poniewaĹź otwiera ciÄ na oĹcieĹź. ByÄ moĹźe czeka nas jakaĹ niespodzianka. WĹaĹnie tak. Zaniepokojenie jest rĂłwnowagÄ . Ale samo istnienie jest rĂłwnowagÄ . JeĹli nie znajdujesz siÄ w rĂłwnowadze, nie podÄ Ĺźasz drogÄ . NiepokĂłj jest emocjonalnÄ rĂłwnowagÄ Ĺźycia: z jednej strony odsyĹa do negatywnoĹci niezaspokojenia siÄ nigdy, kaĹźe ci ĹźyÄ z pokawaĹkowanych i oddzielonych chwil, kaĹźe ci nieustannie zmieniaÄ kierunek i plan; z drugiej strony jest moĹźliwoĹciÄ patrzenia na brak drugiego czĹowieka, jego odmiennoĹÄ. Zasadnicza etyczna kwestia jest nastÄpujÄ ca: jak trwaÄ w tej rĂłwnowadze?
Jak? Ten, kto posiada wiarÄ, trwa z wiarÄ , ktĂłra nieprzypadkowo wiÄ Ĺźe siÄ z zaniepokojeniem. Z drugiej strony ktoĹ mĂłgĹby myĹleÄ, Ĺźe da radÄ trwaÄ w tym niepokoju tak, by nie przybraĹ on postaci wiary.
Czy jest to moĹźliwe? Ja nie udzielÄ na to odpowiedzi. Zgodnie z pojÄciami religijnymi moĹźna by powiedzieÄ: nieustanne bycie w atmosferze adwentu.
Oczekiwania, w tym sensie? Tak. Trwanie w oczekiwaniu speĹnienia.
A jeĹli speĹnienie przyjdzie? Jak âpiÄkny dzieĹâ, o ktĂłrym mĂłwi Camus⌠Kiedy przychodzi piÄkny dzieĹ, jest tym piÄkniejszy, jeĹli odnawia siÄ kaĹźdego dnia. SpeĹnienie, ktĂłre siÄ nie odnawia, pozostawiam chÄtnie innym, zatrzymujÄ sobie mĂłj niepokĂłj.
To jest otwarte okno. Tak, a wiÄc mogÄ powstaÄ szpary, moĹźe nas zawiaÄ, moĹźna dostaÄ zapalenia pĹuc.
WrĂłÄmy do âna zawszeâ, do poczÄ tku tej rozmowy. MoĹźna by powiedzieÄ, Ĺźe âna zawszeâ, ktĂłrego wszyscy gorÄ co pragniemy â pomyĹlmy o âkocham ciÄ na zawszeâ â jest zagroĹźone z jednej strony przez tymczasowoĹÄ, z drugiej przez bezczasowoĹÄ wiecznoĹci. Dante opisuje PiekĹo jako âpowietrze wieczne i zmÄ coneâ (PiekĹo III, 29, tĹum. A. Kuciak). PomiÄdzy znajduje siÄ adwent: coĹ, co ma siÄ niebawem speĹniÄ. I speĹnia siÄ, a nastÄpnie siÄ uniewaĹźnia, i siÄ speĹnia. To jest âna zawszeâ.
Zazwyczaj mĂłwi siÄ o rozdraĹźnieniu mĹodych, ale w ten sposĂłb chciaĹoby siÄ powiedzieÄ: mam nadziejÄ, Ĺźe zachowam je do ostatniego dnia. MĂłwiÄ o tym w dwĂłch moich ksiÄ Ĺźkach: Noi siamo un dialogo oraz Lâamore che cura. NiepokĂłj jest takĹźe stanem duszy, ktĂłremu towarzyszy bezksztaĹtna wizja rzeczy, zanim przyjmÄ ostatecznÄ formÄ. I dodajÄ: takĹźe dlatego niepokĂłj jest nie do zniesienia.
PoniewaĹź nam niczego nie pokazuje? Przeciwnie: poniewaĹź pokazuje nam to, co przychodzi przed formÄ . ProszÄ pomyĹleÄ o dynamice relacji: drugi przyjmuje formÄ w momencie, w ktĂłrym sÄ dzÄ, Ĺźe go poznaĹem. I to mnie uspokaja. Zanim go poznam i zaliczÄ do pewnej kategorii, odczuwam w duszy niepokĂłj, zwĹaszcza gdy chcÄ go spotkaÄ, jeĹli mnie interesuje, ale nie jestem jeszcze w stanie go sklasyfikowaÄ.
Czy to wĹaĹnie pozwala ci poznaÄ drugiego? Jest to warunek konieczny, by odkryÄ drugiego. LĂŠvinas mĂłwiĹ: âOblicze drugiego jest nieskoĹczoneâ. Nie oznacza to, Ĺźe jest bezksztaĹtne, Ĺźe nie jest piÄkne. Relacja, kontakt jest czymĹ, co stabilizuje oblicze, ale dajÄ c siÄ w czasie, objawia ci róşne formy tego oblicza. I to moĹźe byÄ niepokojÄ ce. W pozytywnym sensie.
WrĂłÄmy do adwentu, do oczekiwania, by to wydarzenie, ktĂłre musi wydarzyÄ siÄ na nowo, miaĹo miejsce. ChciaĹbym ĹźyÄ zawsze w adwencie. To jest jedno ze znaczeĹ tej rozmowy. Dlaczego przeprowadza Pani ze mnÄ wywiad? To jest spotkanie. Adwent⌠wciÄ Ĺź o to chodzi.
Ale czy ma to zwiÄ zek z wiarÄ ? Wiara jest tym adwentem, nazwaĹbym âwiarÄ â owo doĹwiadczenie adwentu. Tak jest w moim przypadku.
Czy chrzeĹcijaĹstwo tym jest? Nie wiem. Mam nastÄpujÄ cy pomysĹ: chciaĹbym bardzo, by chrzeĹcijaĹstwo tym byĹo. Dobrze czujÄ siÄ z chrzeĹcijanami, dla ktĂłrych wiara jest doĹwiadczeniem adwentu, dlatego znalazĹem wspĂłlny jÄzyk z CarrĂłnem. A wczeĹniej, uderzyĹa mnie lektura pism Giussaniego, ktĂłrego spotkaĹem za poĹrednictwem Ĺwiadectw tych, ktĂłrzy poznali go bezpoĹrednio albo poĹrednio. Dzisiaj spotkaĹem PaniÄ . Z chrzeĹcijanami, z ktĂłrymi odnajdujÄ niÄ porozumienia, wydarzenie staje siÄ ciaĹem. Lepiej: adwent wydarzenia staje siÄ ciaĹem. LubiÄ to, co przychodzi chwilÄ wczeĹniej. Jak pisze John Keats, angielski poeta zmarĹy, zanim pocaĹowaĹ Ĺźycie, zanim pocaĹowaĹ swojÄ ukochanÄ , w Odzie na greckÄ urnÄ, w ktĂłrej opisuje dwoje mĹodziutkich osĂłb tuĹź przed pocaĹunkiem: âNigdy, nigdy nie mogĹem jej pocaĹowaÄâ. To jest temat adwentu.
Tak, ale kiedy nadchodzi, wypeĹnia Ĺźycie, wypeĹnia serce. Bardzo siÄ cieszÄ, Ĺźe sĹyszÄ to od Pani. Bardzo. Bardzo siÄ cieszÄ, kiedy ktoĹ mi to mĂłwi.
Wychodzi ci na spotkanie. Tak jak mĂłwiÄ o tym Giussani i CarrĂłn. Czas wybucha, powiedziaĹabym. MoĹźesz caĹowaÄ ukochanego i nie jest to koniec. I pocaĹunek nie jest koĹcem. Jest doĹwiadczeniem dotykajÄ cym twojego sercaâŚ
Giovanni Stanghellini, rocznik 1960, doktor honoris causa w dziedzinie medycyny oraz filozofii. Jest profesorem zwyczajnym psychologii dynamicznej na Uniwersytecie DâAnnunzio w Chieti, wspĂłĹpracuje z Uniwersytetem Diego Portales w Santiago w Chile oraz jest dyrektorem SzkoĹy Psychoterapii Fenomenologiczno-Dynamicznej we Florencji. Jest autorem licznych ksiÄ Ĺźek. |