Menu strony Strona główna Śladów
   
Ślady > Archiwum > 2019 > maj / czerwiec

Ślady, numer 3 / 2019 (maj / czerwiec)

Ścieżki. Europa

Klucz do wspólnego domu

Współpracownik Vaclava Havla oraz kandydat na prezydenta, czeski senator Pavel Fischer wyjaśnia, czego brakuje naszemu kontynentowi, by odnalazł samego siebie. I dlaczego osobiste świadectwo chrześcijan może odegrać decydującą rolę.

Luca Fiore


Jako chłopiec grał na skrzypcach w Prague Student Orchestra. Następnie śpiewał w World Youth Choir. A dzisiaj, po wielu latach, opowiada: „W ten sposób zacząłem jeździć po Europie, istniała wtedy jeszcze żelazna kurtyna. I to właśnie dzięki muzyce odkryłem, że granice się nie liczą: kiedy występujesz, ważny jest talent, nie paszport”. Pavel Fischer, urodzony w Pradze w 1965 roku, od tamtej pory pokonał trochę drogi. Po tym, jak przez osiem lat był bliskim współpracownikiem prezydenta Vaclava Havla oraz przez siedem lat ambasadorem w Paryżu, w ubiegłym roku sam spróbował sił w wyścigu o urząd prezydenta Republiki Czeskiej. Skończył na trzecim miejscu, gromadząc w pierwszej turze 10 procent głosów. Dzisiaj zasiada w czeskim senacie, w którym kieruje Komisją Spraw Zagranicznych, Bezpieczeństwa i Obrony. Widać, że po Europie jeździł nie tylko ze skrzypcami pod pachą. Jest katolikiem, ma żonę i czworo dzieci, a temu, kto pyta, czy czuje się bardziej Czechem czy Europejczykiem, odpowiada: „To tak, jakby pytać mnie, czy czuję się bardziej prażaninem, czy Czechem…”. Będzie jednym z gości najbliższego Meetingu w Rimini. W ubiegłym miesiącu on także był świadkiem pożaru Notre Dame w Paryżu, a w telewizji rozpoznał twarze osób spotkanych podczas swojego pobytu tam w czasach studenckich, a potem gdy był ambasadorem. „Emocje były bardzo duże. Znam dobrze katedrę oraz wiele osób, które do niej chodziły. W telewizji widziałem także Laurenta Nuñeza, sekretarza stanu w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych Francji, który był moim kolegą w Państwowej Szkole Administracji”.

 

Jakie myśli zasugerował Panu, jako europejskiemu obywatelowi, obraz Notre Dame stojącej w płomieniach?

Jest to obraz mówiący o kruchości otaczających nas rzeczy oraz o naszej niezdolności do działania, by je zachować. Myślimy, że potrafimy tworzyć, posiadać, zdobywać, odnosić sukces… A następnie, pomimo całej technologii tego świata, czujemy się bezbronni i bezsilni wobec płonącego kościoła.

 

Jest to skomplikowany moment dla Europy. Wydaje się, że coś się zepsuło.

Kruchość Notre Dame jest symbolem sytuacji panującej w naszej pokojowej współpracy. Europa znajduje się dzisiaj pod presją z zewnątrz: od wektora niebezpieczeństwa pochodzącego ze Wschodu, z Rosji i z Chin, które postrzegają nas jako nieprzyjaciela, oraz z Południa, z Afryki, naznaczonej przemocą i islamskim terroryzmem, gdzie nienawiść do chrześcijan i Europy jest namacalna. Instytucje europejskie są kruche, takie są także procesy demokratyczne w poszczególnych państwach: wiemy, że obce potęgi mogą wpłynąć na wynik wyborów. A Brexit uczy nas, że cele pozornie bardzo proste do wytłumaczenia (wyjście z Unii) nie są wcale łatwe do osiągnięcia. Jest to znak złożoności świata, w którym żyjemy.

 

Rozłam między polityką a ludźmi jest wciąż coraz wyraźniejszy.

Jest to dystans, który trzeba traktować poważnie oraz stawiać mu czoła z uwagą. Trzeba oczywiście podjąć próbę uwzględnienia emocji, lęków, nadziei ludzi. Jeśli tego nie zrobimy, będą mieli rację, mówiąc, że polityka nie stawia czoła prawdziwym problemom. W każdym razie musimy z naszej strony być w stanie wyjaśnić, powiedziałbym, w pedagogiczny sposób, że nie wszystko można rozwiązać, przyciskając guzik. To, co naprawdę się liczy, wymaga czasu, cierpliwości oraz gotowości do kompromisu. Zażyłość z komputerem pozwala nam wierzyć, że wszystko znajduje się w zasięgu jednego kliknięcia, ale w życiu i w polityce rzeczy tak nie działają.

 

To odnosi się do was, polityków. A zwykli ludzie? Czy mogą uczestniczyć w budowaniu Europy?

Trzeba powrócić do prowokacji Vaclava Havla. Już w latach 70. widział on rozczarowanie zwykłych ludzi, którzy czuli się niepotrzebni. Mówiono: nigdy nic się nie zmieni, nie ma żadnego wyboru. A znajdowaliśmy się wtedy pod totalitarnym reżimem komunistycznym. Ale on się sprzeciwiał: nie, sam sposób przeżywania naszej codzienności już jest formą polityki. Jeśli żyjemy z godnością tam, gdzie jesteśmy, przyczyniamy się do dobra wspólnego. Życie w odpowiedzialny sposób jest strukturą nośną naszego wkładu w społeczeństwo. O tym właśnie pisze w książce Siła bezsilnych: również mniej ważna osoba może zrobić coś pożytecznego, także w bardziej skomplikowanej sytuacji. Nie sądzę, żeby potrzebne były nowe ideologie. Przeciwnie. Potrzebujemy uznać, że każde pojedyncze życie przeżywane odpowiedzialnie się liczy, może zmienić rzeczy, zaczynając od tych najbliższych, pnąc się do góry, aż po wpływ na całe społeczeństwo.

 

Co może pomóc w rozwijaniu tego rodzaju świadomości?

Jesteśmy więźniami technologii. Uważamy, że im więcej odsłon, im więcej śledzących, im więcej przyjaciół mamy na Facebooku, tym jesteśmy bardziej inteligentni. Sądzę, że doprawdy powinno być odwrotnie. Niegdyś ludzie się spotykali, dyskutowali, starali się wychowywać, by zrozumieć, co wisiało w powietrzu i co można było zrobić. Tego właśnie potrzebuje Europa: ludzi, którzy by się spotykali w małych grupach, by dyskutować. To właśnie odkrycie wymiaru wspólnotowego czyni możliwym dialog.

 

Co skłania Pana do myślenia, że to właśnie jest metoda?

Widzę to, kiedy jako senator jeżdżę na spotkania z ludźmi: za każdym razem, gdy jest się w kontekście, w którym można się naprawdę skonfrontować, mogąc wyrazić swoją opinię oraz wysłuchać opinii innych, nawet jeśli się ich nie współdzieli, ludzie są zaangażowani. Ludzie dyskutują i nikt przed zakończeniem dyskusji nie opuszcza sali, tak jak wielokrotnie odchodzi się od dyskusji na Facebooku. Naprawdę. Musimy na nowo odkryć przyjemność konfrontowania się w ten sposób, by pokonać odległość między różnymi osobistymi doświadczeniami, by stworzyć społeczeństwo podmiotów odpowiedzialnych i pewnych siebie.

 

Czy chrześcijańskie doświadczenie może w tym pomóc?

Bez wątpienia. Chrześcijanie są bardzo dobrze wyposażeni, by robić to, co opisałem. Mają wiele do zaoferowania. Są naprawdę wspierani przez relację z Bogiem, w którego wierzą.

 

Często chrześcijaństwo jest redukowane do wartości tradycji i nie uchodzi za coś żywego w teraźniejszości…

Korzenie Europy są judeo-chrześcijańskie. Zgoda. Ale chrześcijanie nie są przyzwyczajeni myśleć, że nawet w chrześcijańskim środowisku można krytykować Boga. W rzeczywistości w kulturze, z której rodzi się współczesna Europa, kulturze żydowskiej i chrześcijańskiej, można zakwestionować Boga. Proszę pomyśleć o tym, co ośmiela się powiedzieć Hiob w Biblii. Dla niego relacja z Bogiem jest autentyczną osobistą relacją, a nie relacją perfekcyjną. Hiob rzuca Bogu wyzwanie. Jeśli my, chrześcijanie, nie odkryjemy na nowo tej możliwości dla osób znajdujących się wokół nas, wiara będzie wciąż coraz bardziej postrzegana jedynie jako seria przepisów oraz mało interesujących obrzędów. Dzisiaj chrześcijanie przypominają jakby tego, kto zamieszkuje dom bez używania kluczy. Zapomnieli o kluczu dziedzictwa, który istnieje od wieków. Jeśli tak jest, Europejczycy utracą klucze przestrzeni wolności i godności, które Żydzi i chrześcijanie pomogli stworzyć.

 

W jakim sensie?

Skarb Europy pozostanie dostępny dla tego, kto rozumie racje, z których powstały wielkie instytucje naszych czasów. I że dzisiaj są one wciąż jeszcze znaczące. Dlaczego powinniśmy zajmować się solidarnością, zważywszy że istnieją systemy emerytalne? Dlaczego powinniśmy myśleć o charytatywności, skoro istnieje wiele organizacji zajmujących się tymi sprawami? Po co interesować się bezdomnymi, jeśli istnieją ci, którzy pomagają im zawodowo? Istnienie tej rzeczywistości można wyjaśnić w świetle rozwoju kultury europejskiej, która w różnych momentach uważała za bohaterów niektórych wizjonerów, albo proroków, różne ważne osoby, które otwarły drogę, tworząc szpitale, szkoły, uniwersytety, dzieła charytatywne… Jeśli spojrzymy na ich historie, widzimy, że inspiracja rodziła się z osobistej wiary w realnego Boga. Rzuciły one wyzwanie strukturom władzy w swoich czasach. Oto dlaczego Europa potrzebuje chrześcijan. Ponieważ bez nich trudno byłoby posługiwać się kluczami do domu, który odziedziczyliśmy i w którym żyjemy. Ale przyjrzyjmy się dobrze: stabilność tego domu potrzebuje wzmocnienia.

 

Pavel Fischer (Praga, 1965) został wybrany jako niezależny kandydat do senatu czeskiego w 2018 r., po tym jak wystartował w wyborach prezydenckich. Wcześniej był ambasadorem w Paryżu oraz członkiem zespołu prezydenta Vaclava Havla. Studiował w Międzynarodowym Centrum Formacji Chrześcijańskiej w Genewie oraz w prestiżowej Państwowej Szkole Administracji (ENA) w Paryżu.


Polska strona Ruchu CL   |   Kontakt z redakcją