Ślady
>
Archiwum
>
2019
>
maj / czerwiec
|
||
Ślady, numer 3 / 2019 (maj / czerwiec) Listy PoniedziaĹki w domu mojej maĹej pacjentki i inne... PoniedziaĹki w domu mojej maĹej pacjentki NajdroĹźszy ksiÄĹźe CarrĂłnie, czekaĹam na Rekolekcje jak na jakÄ Ĺ obietnicÄ i nie zawiodĹam siÄ, poniewaĹź zostaliĹmy zalani doĹwiadczeniem Ĺaski i piÄkna. SpotkaĹam Ruch na studiach, w wieku 20 lat. Dzisiaj mam lat 60 i od tamtej pory nigdy nie zeszĹam z tej drogi. MogĹam byÄ roztargniona, maĹo uwaĹźna, ale zawsze byĹam, poniewaĹź wiem, Ĺźe tutaj otrzymujÄ pomoc, by byÄ prawdziwszÄ osobÄ . Jak w Ĺźyciu wszystkich, tak i w moim Ĺźyciu byĹy trudy, radoĹci i cierpienia, zwĹaszcza zwiÄ zane z trĂłjkÄ moich dzieci. Jestem pediatrÄ i zawsze mĂłwiÄ, Ĺźe gdybym nie spotkaĹa Chrystusa, nie byĹabym w stanie pracowaÄ. Jak mogĹabym bowiem stawaÄ w obliczu choroby jakiegoĹ dziecka albo cierpienia jakiejĹ mamy? Jutro, tak jak w kaĹźdy poniedziaĹek, pojadÄ odwiedziÄ maĹÄ 2,5-letniÄ dziewczynkÄ, dotkniÄtÄ rzadkÄ i powaĹźnÄ formÄ patologii genetycznej, ktĂłra sparaliĹźowaĹa jÄ caĹkowicie. MoĹźe tylko pĹakaÄ i zamykaÄ oczy, by powiedzieÄ ânieâ. Dzieci sÄ stworzone do tego, Ĺźeby siÄ ĹmiaÄ i bawiÄ. Jutro jej mama otworzy mi drzwi z tym co zwykle sĹodkim uĹmiechem. Ma siĹÄ, by siÄ uĹmiechaÄ, ona, ktĂłra nie Ĺpi od prawie trzech lat, poniewaĹź musi kontrolowaÄ, czy respirator siÄ nie zatrzymaĹ (czÄsto alarmy albo faĹszywe alarmy sÄ nieprzewidywalne i zdarzajÄ siÄ o kaĹźdej godzinie). Nigdy Ĺźadnych skarg, jedynie wdziÄcznoĹÄ, poniewaĹź jej cĂłrka wciÄ Ĺź jeszcze Ĺźyje. Ale jutro dĹuga i trudna dla mnie droga, ktĂłra prowadzi mnie do jej domu, bÄdzie Ĺatwiejsza, poniewaĹź jeszcze bardziej oczywiste bÄdzie to, Ĺźe tam jest Chrystus na krzyĹźu. Ta dziewczynka, w swoim cierpieniu, ukochana i preferowana, staje siÄ coraz bardziej narzÄdziem takĹźe dla mojego zbawienia. Gdzie moĹźemy siÄ nauczyÄ tego patrzenia na rzeczywistoĹÄ, jeĹli nie w KoĹciele, ktĂłry dociera do mnie poprzez te oblicza oraz poprzez oblicze mojego mÄĹźa, ktĂłry od zawsze mi towarzyszy, kiedy jadÄ jÄ odwiedziÄ? Otóş sama nie daĹabym rady. Zderzenie z cierpieniem jest zbyt wielkie. PiszÄ do ciebie z wdziÄcznoĹci, poniewaĹź rozumiem, Ĺźe wszyscy jesteĹmy preferowani i ukochani, tak samo jak ta dziewczynka, wezwana do odmiennej rzeczywistoĹci, ale wszyscy otoczeni tÄ samÄ âmiĹoĹciÄ â! Silvana, Patti (Messyna â WĹochy)
To zdanie powtarzane wielokrotnie NajdroĹźszy JuliĂĄnie, Ruch spotkaĹem w liceum prawie 30 lat temu. Jestem zapisany do Bractwa, od kiedy ukoĹczyĹem studia, w tym roku uczestniczyĹem w Rekolekcjach po kilku latach, kiedy nie mogĹem na nie pojechaÄ albo wybieraĹem Rekolekcje dla dorosĹych i mĹodych pracujÄ cych. W piÄ tek wyjechaĹem w nieco dziwnym stanie, nie miaĹem ochoty jechaÄ, poniewaĹź w sobotÄ wypadaĹo coĹ waĹźnego dla mojego syna, na czym mi zaleĹźaĹo, a przede wszystkim on sam prosiĹ mnie, bym zostaĹ w domu. CĂłrka natomiast pĹakaĹa, poniewaĹź miaĹo mnie nie byÄ w domu w ten weekend. Ĺšle siÄ czuĹem w tej sytuacji, ale nie potrafiĹem podjÄ Ä decyzji, by zrezygnowaÄ z Rekolekcji (dokonaĹem takiego wyboru juĹź wielokrotnie wobec bardzo wielu spraw). PrzyjechaĹem do Rimini z tym zĹym samopoczuciem, z tym pytaniem o to, dlaczego tam byĹem, chcÄ c teoretycznie byÄ gdzie indziej. W Rimini postanowiĹem pobyÄ sam ze sobÄ : spacer brzegiem morza, w piÄ tek poszedĹem do auli, nie czekajÄ c na moich przyjaciĂłĹ, w sobotÄ rano tak samo⌠WciÄ Ĺź Ĺşle siÄ czuĹem i nie przestawaĹem zadawaÄ sobie pytania, dlaczego nie byĹem w domu z moimi dzieÄmi. NastÄpie w sobotÄ rano podczas lekcji powiedziaĹeĹ coĹ, co sĹyszaĹem tysiÄ ce razy i czym podczas choroby i Ĺmierci mojego syna Giacomo âposĹugiwaĹem siÄâ takĹźe z niedojrzaĹÄ ĹwiadomoĹciÄ . âChrystus zwyciÄĹźyĹ!â. Oto moje serce otwarĹo siÄ na oĹcieĹź. W ciÄ gu 30 lat maĹĹźeĹstwa nigdy tak cieleĹnie nie odczuĹem znaczenia tego, co spotkaĹem. ByĹem tam, w Rimini, poniewaĹź On zwyciÄĹźyĹ w moim Ĺźyciu. Nie byĹem w stanie powiedzieÄ ânieâ Jego wiernoĹci. Od kiedy zmarĹ Giacomo, byĹy lata nieustannych âAâ i âBâ, jak powiedziaĹeĹ podczas lekcji, ale w sobotÄ po raz pierwszy staĹo siÄ dla mnie jasne, co znaczy zdanie, ktĂłre zostaĹo mi powiedziane dwa lata temu w momencie âAâ: âWiem, gdzie znajduje siÄ twoje serce!â. W sobotÄ zobaczyĹem moje serce. Od tamtego momentu moja postawa siÄ zmieniĹa, poszedĹem poszukaÄ moich przyjaciĂłĹ, z innÄ uwagÄ wysĹuchaĹem lekcji z soboty po poĹudniu oraz spotkania pytaĹ. Ale przede wszystkim miaĹem pewnoĹÄ: gdyby mĂłj syn po moim powrocie do domu zapytaĹ mnie, dlaczego pojechaĹem, potrafiĹbym podaÄ mu powĂłd. Jest to âpowĂłdâ odmienny nie w formie, ale w mojej konsystencji: byĹem w Rimini, by nauczyÄ siÄ bardziej kochaÄ Chrystusa, a wiÄc by bardziej kochaÄ jego! Luca
Gracias amigo! CaĹe Ĺźycie w dwĂłch sĹowach SpÄdziliĹmy jeden dzieĹ w Tijuanie, pierwszym miasteczku napotykanym po przekroczeniu granicy z Meksykiem, by przygotowaÄ tam kolacjÄ dla okoĹo 200 osĂłb, niektĂłrych z maĹymi dzieÄmi, ktĂłre zostaĹy wydalone do Meksyku z Kalifornii albo teĹź ktĂłrym nie udaĹo siÄ przekroczyÄ granicy, by dostaÄ siÄ do StanĂłw Zjednoczonych, a nie majÄ rodziny w Tijuanie. ZorganizowaliĹmy bazÄ w Domu Migranta, prowadzonym przez Congregazione Scararbiniana. SpodziewaĹem siÄ zastaÄ ludzi pozbawionych nadziei, zaĹamanych i niepocieszonych. Tymczasem byĹem bardzo zaskoczony, spotykajÄ c mÄĹźczyzn i kobiety, ktĂłrzy dali mi Ĺwiadectwo wielkiej odwagi oraz pragnienia przeĹźywania Ĺźycia w peĹni, obejmujÄ c w caĹoĹci swojÄ dramatycznÄ rzeczywistoĹÄ. Ale jak to moĹźliwe? Co podtrzymuje te osoby, ktĂłre zostaĹy pozbawione wszystkiego i wszystkich? Po tym, jak spotkaĹem niektĂłrych z nich i wysĹuchaĹem ich historii, zrozumiaĹem, Ĺźe róşnica polega na byciu kochanym. Zanim rozpoczÄli kolacjÄ, Daniella, pracownik spoĹeczny z Domu Migranta, zapytaĹa, kto chciaĹby odmĂłwiÄ bĹogosĹawieĹstwo, wtedy podniosĹy siÄ dwie rÄce; Daniella zawoĹaĹa jednÄ z osĂłb i modlitwa siÄ rozpoczÄĹa. Wszyscy milczeli, ĹÄ cznie z nami, wolontariuszami, ktĂłrzy przyjechaliĹmy kilka godzin wczeĹniej, by przygotowaÄ kolacjÄ, ale nie byĹa to cisza formalna. ByĹa to cisza przepeĹniona wdziÄcznoĹciÄ oraz â coĹ niewiarygodnego â pokojem. WdziÄcznoĹciÄ siÄgajÄ cÄ korzeniami sĹĂłw wypowiedzianych w Wielkanoc przez papieĹźa Franciszka: âKaĹźdego ranka On przychodzi nas szukaÄ: wzywa nas, byĹmy siÄ podnieĹli, byĹmy zmartwychwstali na Jego sĹowo, spojrzeli w gĂłrÄ i uwierzyli, Ĺźe jesteĹmy stworzeni dla Nieba, a nie dla ziemi; do szczytĂłw Ĺźycia, a nie do nizin Ĺmierci: dlaczego szukacie wĹrĂłd umarĹych tego, ktĂłry Ĺźyje?â. Po zakoĹczonej modlitwie, gdy przechodziĹem przez salÄ, kierujÄ c siÄ do kuchni, Xavier, majÄ cy okoĹo 20 lat, chwyta mnie za ramiÄ i spoglÄ dajÄ c na mnie ze Ĺzami w oczach, mĂłwi: âGracias amigoâ. CaĹe Ĺźycie zawarte w tych dwĂłch sĹowach: Gracias amigo! Inny przyszedĹ do kuchni i powiedziaĹ mi: âDzisiaj zostaĹem potraktowany jak cesarz rzymski. DziÄkujÄâ. I jeszcze inny, ktĂłry zostaĹ wydalony tydzieĹ wczeĹniej, gdy szedĹ do pracy w zachodniej czÄĹci Los Angeles i ktĂłrego do StanĂłw Zjednoczonych w wieku 2,5 lat przywieĹşli jego dziadkowie okoĹo 40 lat temu, a teraz niepokoiĹ siÄ z powodu rozpoczÄcia ânastÄpnego rozdziaĹuâ swojego Ĺźycia w Meksyku, chociaĹźby dlatego, Ĺźe musiaĹ âodkurzyÄâ swĂłj hiszpaĹski. MiaĹ juĹź pracÄ, ktĂłra jest jednÄ z usĹug Ĺwiadczonych przez Dom Migranta, i z niecierpliwoĹciÄ czekaĹ, by odkryÄ, co takiego przygotowaĹo teraz dla niego Ĺźycie po powrocie do Meksyku. ZaskoczyĹa nas zupeĹnie jego otwartoĹÄ serca i to skĹoniĹo do zadania sobie pytania, co takiego czyniĹo to moĹźliwym. To wĹaĹnie przyjaźŠz Chrystusem, obecnym teraz, z nami, codziennie moĹźe wspieraÄ przywoĹanie do Ĺźycia takiego, jakim ono jest. MyĹlaĹem, Ĺźe jadÄ do Tijuany, by pomĂłc ubogim, gotujÄ c. Tymczasem zostaĹem zaproszony do tego, bym staĹ siÄ ubogi dziÄki otwartoĹci serca i ubĂłstwu ducha tak fascynujÄ cemu, Ĺźe âgdy wyciÄ ga siÄ do siebie rÄce, urzeczywistnia siÄ zbawcze spotkanie podtrzymujÄ ce wiarÄ, czyniÄ ce moĹźliwym miĹoĹÄ oraz uzdalniajÄ ce nadziejÄ, by podÄ ĹźaÄ pewnie drogÄ ku przychodzÄ cemu Panuâ, jak powiedziaĹ papieĹź Franciszek. Guido, Los Angeles (USA)
âWszystko moĹźe siÄ zawaliÄ, ale moĹźemy rozpoczÄ Ä na nowoâ SkÄ d tak wielkie larum i zamieszanie z powodu Notre Dame w obliczu powszechnej obojÄtnoĹci dla ludzkich ofiar, ktĂłre codziennie gasnÄ wokóŠnas? Ludzkie Ĺźycie ma wartoĹÄ o wiele wiÄkszÄ niĹź jakiĹ zabytek, choÄby nawet wielki i peĹen znaczenia. Ale kruchoĹÄ ludzkiego Ĺźycia bierzemy pod uwagÄ. Nie kruchoĹÄ katedry, ktĂłra ze swoim przeogromnym ciÄĹźarem przemierzyĹa historiÄ, stajÄ c siÄ punktem odniesienia dla caĹego narodu. Narodu, ktĂłry utraciĹ jednak sens znaku, ze swojej natury odsyĹajÄ cego do czegoĹ innego. Co takiego trwa naprawdÄ? Zdumiewa mnie widok tego, co wydarzyĹo siÄ w ParyĹźu, gdy mam w sercu krok postawiony podczas Rekolekcji. Ukazuje siÄ kruchoĹÄ tego, co nawet nieĹwiadomie uwaĹźamy za niezachwiane i wieczne. Tak jak most w Genui. Kiedy uspokajajÄ ca stabilnoĹÄ tych czÄĹci Ĺwiata pokazuje swojÄ niekonsystencjÄ, moĹźe zabraknÄ Ä nam gruntu pod nogami, ale wĹaĹnie w chwilach takich jak ta zostaje nam dana przeogromna moĹźliwoĹÄ. Odkrywamy, Ĺźe rzeczywistoĹÄ wytrzymujÄ ca prĂłbÄ czasu pokrywa siÄ z ĹźywÄ i fascynujÄ cÄ ObecnoĹciÄ , ktĂłra weszĹa w Ĺźycie. Wszystko moĹźe siÄ zawaliÄ, ale z Nim, gdy lgniemy do Jego towarzystwa, zawsze moĹźemy zaczÄ Ä na nowo. Francesca
Mario, przybysz z Chin Drogi ksiÄĹźe JuliĂĄnie, pewne maĹĹźeĹstwo przyszĹo odwiedziÄ mojÄ rodzinÄ, a wraz z nimi dopiero co adoptowany przez nich synek. Mario, tak ma na imiÄ, pochodzi z Chin i ma piÄÄ lat, ale wyglÄ da tak, jakby miaĹ rok, jeĹli mĂłwimy o doĹwiadczeniach, ktĂłre przeĹźyĹ. Otóş rodzice opowiadali o tym, Ĺźe na przykĹad boi siÄ przebywaÄ na otwartej przestrzeni, poniewaĹź byĹ przyzwyczajony do ciÄ gĹego zamkniÄcia w sierociĹcu, albo teĹź nigdy nie widziaĹ swojego odbicia w lustrze. Uczy siÄ teraz ze swoimi rodzicami stawiaÄ pierwsze kroki z pewnoĹciÄ wĹaĹciwÄ dla jego wieku. Ze wzglÄdu na wiele drobnych faktĂłw jego prostota i postawa zdumienia poruszyĹy mnie do gĹÄbi. Kiedy stanÄ Ĺ przede mnÄ , zapytaĹem go: âJak masz na imiÄ?â. Nic, Ĺźadnej odpowiedzi. Jego mama zasugerowaĹa mi z daleka: âZrĂłb tak!â. I pokazaĹa mi gest otwartych ramion. PodÄ ĹźyĹem za jej radÄ . Mario, zaraz po tym, jak otwarĹem ramiona, rzuciĹ siÄ na mnie, ĹciskajÄ c mnie mocno i ĹmiejÄ c siÄ radoĹnie. Kiedy wreszcie goĹcie poszli, zapytaĹem mojego tatÄ: âSkÄ d oni wziÄli tego Mario?â. Na co on: âZadzwoniono do nich z Chin i pojechali po niegoâ. UsĹyszawszy tÄ odpowiedĹş, czuĹem, Ĺźe wybucha mi serce. PoniewaĹź doĹwiadczenie Mario jest tym samym doĹwiadczeniem, ktĂłre mam ja. Codziennie. Jest ktoĹ, kto przychodzi specjalnie dla mnie. A dlaczego? By mnie kochaÄ, objÄ Ä mnie ze wszystkimi moimi ograniczeniami, wszystkimi moimi sĹaboĹciami, z moim prostactwem, z moim cynizmem. Jest ktoĹ, kto codziennie do mnie dociera, do âmoich Chinâ, obejmuje mnie i kocha, a to pozwala patrzeÄ na samego siebie bez gorszenia siÄ swoim zĹem, kochaÄ siebie pomimo mojej niewiernoĹci i mojej Ĺlepoty. âUkochaĹem ciÄ miĹoĹciÄ odwiecznÄ , zlitowaĹem siÄ nad twojÄ nicoĹciÄ â. Tak jak rodzice Mario pojechali po niego na koniec Ĺwiata, bez Ĺźadnego roszczenia w stosunku do niego, ale by jedynie go kochaÄ, tak samo Chrystus codziennie wchodzi w mĂłj dzieĹ, by mnie ocaliÄ swojÄ miĹoĹciÄ , litujÄ c siÄ nad mojÄ nicoĹciÄ . Giovanni, Mediolan (WĹochy)
WyciÄ g orczykowy Martiny Moja trzecia cĂłrka, Martina, ma 10 lat i jest bardzo wyjÄ tkowa (ma zespóŠDowna). Podczas ferii zimowych nauczyĹa siÄ korzystaÄ z wyciÄ gu orczykowego. Kiedy zbliĹźaĹa siÄ do miejsca, w ktĂłrym musiaĹa siÄ wypiÄ Ä, krzyczaĹa: âProszÄ pana, proszÄ pana, proszÄ mi pomĂłc!â, zwracajÄ c siÄ do osoby z obsĹugi, ktĂłra staĹa bezczynnie. MÄĹźczyzna wychodziĹ z kabiny i patrzyĹ na niÄ z uĹmiechem, na co ona schodziĹa spokojnie z wyciÄ gu i caĹa zadowolona wracaĹa do zjazdĂłw. PowtarzaĹem jej nieustannie, Ĺźe niepotrzebnie woĹa: âProszÄ panaâ, poniewaĹź radziĹa sobie sama. Potem fakt ten skĹoniĹ mnie do refleksji. CzÄsto, kiedy ja znajdujÄ siÄ w trudnoĹciach, staram siÄ poradziÄ sobie sam, z trudem przychodzi mi proszenie o pomoc innych, a zwĹaszcza proszenie o pomoc Pana przez duĹźe âpâ. Martina nie ma skrupuĹĂłw i prosi o pomoc nawet wtedy, kiedy wie, Ĺźe jest w stanie sama sobie poradziÄ. ZawierzaÄ siÄ Panu, wzywaÄ Go po imieniu, prosiÄ, by speĹniĹa siÄ Jego wola, prosiÄ Go, by byĹ blisko i patrzyĹ na nas troskliwie, zarĂłwno wtedy, gdy przechodzimy prĂłbÄ, jak i wtedy gdy jesteĹmy szczÄĹliwi. W tych samych dniach dowiedziaĹem siÄ, Ĺźe u mojej mamy nastÄ piĹy przerzuty nowotworu, wĂłwczas pobiegĹem na gĂłrÄ, gdzie znajduje siÄ sanktuarium KrzyĹźa ĹwiÄtego, i tak jak Martina woĹaĹem: âPanie, pomóş mi!â, poszukujÄ c dobrego spojrzenia skierowanego na siebie. W ostatnich dniach ferii pan od wyciÄ gu orczykowego wychodziĹ ze swojego domku, gdy tylko widziaĹ z daleka MartinÄ, zanim ona go zawoĹaĹa. PowiedziaĹem sobie: jeĹli jakiĹ pan zachowuje siÄ w ten sposĂłb, kto wie, z jakÄ uwagÄ patrzy na nas Pan. Giorgio
Ja i PapieĹź w Rabacie Drodzy przyjaciele, przepeĹnia mnie wdziÄcznoĹÄ za wizytÄ PapieĹźa w Rabacie. Punkt SzkoĹy WspĂłlnoty, ktĂłry daĹ mi najwiÄcej do myĹlenia w tych ostatnich dniach, mĂłwi: â(Maryja) mogĹa powiedzieÄ: ÂŤTo pewnie byĹo zĹudzenie, to byĹa tylko moja wyobraĹşniaÂťâ. Wiele razy przyjmujÄ takÄ wĹaĹnie postawÄ, mĂłwiÄ c sobie: âPomyliĹem siÄ, zaĹlepiĹo mnie, myĹlaĹem, Ĺźe BĂłg jest wszystkim, a tymczasem Ĺźycie zaprowadziĹo mnie gdzie indziej. Ĺťycie jest ciÄĹźkie, opowieĹci nie wytrzymujÄ â. To, co mĂłwi Giussani: âWiara jest wĹaĹnie owÄ peĹnÄ uwagi mocÄ , z jakÄ dusza potrafi przylgnÄ Ä do znaku, ktĂłrym posĹuĹźyĹ siÄ BĂłg, i trwaÄ przy nim, nie baczÄ c na trudnoĹciâ (Dlaczego KoĹciĂłĹ, s. 345), okazaĹo siÄ bardzo prawdziwe dla mojego doĹwiadczenia w tych miesiÄ cach. BĂłg, takĹźe w tym moim marokaĹskim doĹwiadczeniu, nie przestaje mnie zdumiewaÄ, zsyĹajÄ c mi znaki i dajÄ c do zrozumienia, Ĺźe nic mnie nie zaĹlepiĹo. Pomimo mojej maĹoĹci, mojej niewiernoĹci i pomimo Ĺrodowiska wokóŠ(muzuĹmaĹskiego w 99,9%) moja przyjaźŠz Jezusem wciÄ Ĺź trwa, co wiÄcej, coraz bardziej rozumiem, Ĺźe nie ma innego szczÄĹcia poza relacjÄ z Nim. Nie istniejÄ âpomimoâ, âaleâ, âjednakâ, âjeĹliâ oraz inne wymĂłwki. W tej przygodzie drÄczyĹ mnie miÄdzy innymi strach przed byciem samemu. WieczĂłr przed wyjazdem zupeĹnie przypadkowo spotkaĹem mojego przyjaciela, ktĂłrego nie widziaĹem od wielu lat, powiedziaĹ mi on: âWiesz, w Rabacie jest chĹopak z CLU z Mediolanu, dam ci jego numerâ. SpotkaĹem siÄ z tym chĹopakiem, zaczÄliĹmy robiÄ razem SzkoĹÄ WspĂłlnoty, wspaniale jest byÄ we dwĂłjkÄ, nikt nie moĹźe wtedy wykonaÄ pracy za ciebie. ZauwaĹźyĹem, Ĺźe to, co robiliĹmy, nie byĹo tylko robieniem SzkoĹy WspĂłlnoty, ale byĹo wĹaĹnie budowaniem kawaĹka KoĹcioĹa. Teraz wyjechaĹ, znowu jestem âsamâ, ale nie czujÄ siÄ sam. MĂłwiĹem teĹź: âZ dala od WĹoch, z dala od gestu charytatywnego. Ĺťadnego wiÄzienia Gozzini, Ĺźadnego Meeting Pointu, Ĺźadnego Banku ĹťywnoĹciâ. TuĹź po przyjeĹşdzie uĹwiadomiĹem sobie, Ĺźe gest charytatywny w Maroku nie jest jakÄ Ĺ opcjÄ , nie jest czymĹ, z czym czujemy siÄ czystsi, tutaj gest charytatywny jest obowiÄ zkiem: liczba ubogich, ludzi porzuconych jest tysiÄ c razy wiÄksza niĹź we WĹoszech. ZaczÄ Ĺem przeĹźywaÄ gesty charytatywne podyktowane przez wymogi rzeczywistoĹci. Wreszcie ostatniÄ wielkÄ niespodziankÄ Boga byĹa wizyta PapieĹźa. Na poczÄ tku nie wierzyĹem w to, to nie mogĹa byÄ prawda, Ĺźe Franciszek przyjedzie wĹaĹnie do Rabatu w czasie mojego pobytu tam. ByĹ to znak, ktĂłry podsyciĹ mojÄ wiarÄ. Odwiedziny PapieĹźa, atmosfera braterstwa niebĹonistycznego, ktĂłra zapanowaĹa miÄdzy chrzeĹcijanami a muzuĹmanami, na nowo przebudziĹa mnie do Ĺźycia, do dialogu, zrodziĹo siÄ we mnie wielkie pragnienie przeĹźywania z intensywnoĹciÄ tych dni prowadzÄ cych nas do Wielkanocy. Czy jest wiÄkszy znak od Wielkanocy? Lapo, Rabat (Maroko)
Osiem lat czekania i ten szczegóŠPo Rekolekcjach Bractwa Renato napisaĹ ten oto list do swoich przyjaciĂłĹ. NajdroĹźsi, ja i Rita jesteĹmy naprawdÄ wdziÄczni dobremu Bogu za te szczegĂłlne dni Ĺaski. MinÄĹo osiem dĹugich lat, od kiedy ostatni raz uczestniczyĹem osobiĹcie w Rekolekcjach. Osiem lat, w czasie ktĂłrych moje serce nigdy nie miaĹo wakacji, ale moja osoba nie byĹa obecna w tych pawilonach. ByĹo to osiem lat, w czasie ktĂłrych, byÄ moĹźe popeĹniajÄ c nawet bĹÄdy, czekaĹem i modliĹem siÄ, by coĹ siÄ wydarzyĹo. Lat, w ktĂłrych moje Ĺźycie byĹo z miĹoĹciÄ i dramatyzmem odbudowywane, w ktĂłrych prosiĹem nieustannie, by Jego Ĺaska dziaĹaĹa we mnie oraz w tym, kto jest obok mnie. Nie byĹo przy tym najmniejszego wysilania siÄ albo roszczenia z mojej strony. Dzisiaj nastÄ piĹ oczywisty cud, jakim zostaĹem obdarzony. CarrĂłn powiedziaĹ, Ĺźe to, Ĺźe nas ktoĹ pociesza, nie wystarcza do tego, Ĺźeby byĹ naszym przyjacielem. Przyjaciel to ten, kto przywraca mnie na wĹaĹciwÄ pozycjÄ, by rozpoznaÄ prawdÄ. Wiara, wiernoĹÄ, uznanie i przemiana sÄ byÄ moĹźe sĹowami-kluczami tych Rekolekcji. SĹowami, ktĂłre niosÄ w sobie caĹy ciÄĹźar ludzkiego towarzystwa, uobecnionego dla mnie na nowo, poczynajÄ c od prostego pytania Rity z lata 2015 roku: âDlaczego nie pojedziemy nad morze do twoich przyjaciĂłĹ? Nie znam ich, ale widzÄ, Ĺźe ci ich brakuje i Ĺźe ich potrzebujeszâ. W ten sposĂłb âwrĂłciĹemâ do moich przyjacióŠi pierwsze, co zrobiliĹcie, za poĹrednictwem Ivany, to zaprosiliĹcie mnie, co wiÄcej, zaprosiliĹcie nas na urodziny Giangiego na motorĂłwkÄ. To niewiarygodne, jak Wszystko moĹźe przechodziÄ przez pozornie nieznaczÄ cy szczegĂłĹ. Od tamtej chwili, zwĹaszcza za poĹrednictwem SzkoĹy WspĂłlnoty, ale przy miriadzie okazji, ktĂłre siÄ pomnoĹźyĹy, kaĹźde spojrzenie, kaĹźde pytanie, kaĹźdy uĹmiech byĹ zawsze gestem âpodjÄcia na nowoâ prawdziwego mojego znaczenia. Oraz mojej historii. Ten nowy poczÄ tek, ta odnaleziona Ĺaska, ta niestrudzona wiernoĹÄ dobrego Boga, ktĂłry poprzez wasze oblicza mnie siÄ ukazuje, byĹo oczywistym uznaniem, kto jest âmoim kardynaĹemâ. Dlatego, ze wzglÄdu na ekstremalnÄ potrzebÄ waszego towarzystwa, jakÄ odczuwam, ze wzglÄdu na czuĹoĹÄ, z jakÄ wy wszyscy, kaĹźdy na swĂłj sposĂłb i ze swoim akcentem, przyjÄliĹcie i scentrowaliĹcie moje istnienie, proszÄ was, Ĺźebym mĂłgĹ stanowiÄ czÄĹÄ waszego Bractwa. DrĹźÄ mi rÄce, gdy piszÄ te sĹowa, oczy zaczynajÄ mi siÄ szkliÄ na myĹl o tym, jakim wspĂłĹczuciem obdarzyĹ dobry BĂłg mnie i mojÄ ĹźonÄ. Renato
PoĹźar Notre Dame i wybory Zatrzymujesz siÄ przed telewizorem, patrzÄ c na zdjÄcia pĹonÄ cej Notre Dame, i zauwaĹźasz, Ĺźe odczuwanie bĂłlu albo smutku nie jest niczym oczywistym. ByÄ moĹźe jest to zwiÄ zane z moim prostactwem, ale natychmiast wybiegasz myĹlami do tego, Ĺźe twĂłj dom jest caĹy oraz Ĺźe ty i twoja rodzina jesteĹcie bezpieczni. Bardzo ulotne odczucie zresztÄ , kiedy kaĹźda upĹywajÄ ca minuta, w kaĹźdym miejscu na Ĺwiecie, przynosi nieprzewidziane sytuacje, nowoĹci, ryzyko, niebezpieczeĹstwa, tragedie, ktĂłrych w gruncie rzeczy nikt z nas nie moĹźe uniknÄ Ä. A jednak w tej pozornej sytuacji chwilowego spokoju i wygody odczuwasz w Ĺrodku coĹ, co pÄka wobec tych pĹomieni. Jakby to twĂłj dom pĹonÄ Ĺ. Masz maĹe serce, ale nie sposĂłb nie odczuwaÄ tego pÄkniÄcia w Ĺrodku. Tego ranka wobec moich uczniĂłw zadaĹem sobie pytanie: jak to jest, Ĺźe dzisiaj, kiedy wystÄpuje tendencja do bardzo silnego eurosceptycyzmu, rzÄ dy sÄ juĹź wszystkie sowranistyczne i autonomiczne, wciÄ Ĺź jeszcze jesteĹmy zanurzeni w angielskim Brexicie, a kaĹźdy kraj wznosi granice, by ocaliÄ swojÄ toĹźsamoĹÄ â poĹźar Notre Dame odczuwamy mimo wszystko jako osobisty, narodowy cios w serce? Jakby runÄĹa kopuĹa Ĺw. Piotra. Jakby dach mojego domu zaczÄ Ĺ siÄ waliÄ, nie pozostawiajÄ c mnie juĹź spokojnym. A wiÄc czy istnieje jeszcze prawdziwa Europa w naszym sercu, wczeĹniej niĹź w biurokracji albo w instytucjach? SpojrzaĹem w oczy moim uczniom z piÄ tej klasy i powiedziaĹem: w maju pĂłjdziecie gĹosowaÄ w wyborach europejskich, ale czy pamiÄtacie, pamiÄtamy, co idziemy zrobiÄ? Czy ma z tym jakiĹ zwiÄ zek to, co zdarzyĹo siÄ dziĹ w nocy, te pĹomienie, to cierpienie, ktĂłre odczuliĹmy, takie jak z powodu utraty wspĂłlnego domu? Wobec czego stajemy w tych wyborach? Wobec mody, rad udzielanych w Internecie, tego, co mĂłwiÄ przyjaciele albo krewni w zaleĹźnoĹci od tradycji albo od tego, z ktĂłrej strony zawieje wiatr, gĹosu oddanego âbrzuchemâ? Albo wreszcie czy to, co siÄ wydarzyĹo, moĹźe zaczÄ Ä otwieraÄ nam oczy na to, czym naprawdÄ jesteĹmy, na wielkoĹÄ, jakÄ niesie nasza dusza, ktĂłrÄ ukryĹo w Ĺrodku nasze serce, wielkoĹÄ i solidarnoĹÄ, braterstwo i gĹÄbiÄ, ktĂłre poĹźar Notre Dame moĹźe ukazaÄ na nowo, moĹźe doprowadziÄ do zmartwychwstania tego w nas? Czy moĹźemy pamiÄtaÄ, kim naprawdÄ jesteĹmy? O tej Europie, ktĂłra rodzi siÄ o wiele wczeĹniej od instytucji, od megalomaĹstwa w odczuwaniu, w rozumowaniu, w modlitwie, ktĂłra jest czÄĹciÄ Ĺźycia kaĹźdego z nas. Jest jedno opowiadanie Raymonda Carvera, zatytuĹowane Katedra. DwĂłch AmerykanĂłw, z ktĂłrych jeden jest niewidomy, siedzi przed telewizorem. Emitowany jest program dokumentalny o Ĺredniowiecznych katedrach. Niewidomy prosi przyjaciela, by opisaĹ mu, jak wyglÄ da katedra, ale ten nie jest w stanie tego zrobiÄ. Nie wie, od czego zaczÄ Ä. Niewidomy zachÄca go, by poprowadziĹ jego rÄkÄ po kartce papieru, by przynajmniej pomĂłgĹ mu jÄ narysowaÄ. PrĂłbujÄ i kiedy rysujÄ , zaczynajÄ doznawaÄ szczÄĹcia, pojmujÄ wielkoĹÄ czyniÄ cÄ z nich jeszcze wiÄkszych przyjaciĂłĹ, co odpowiada w peĹni ich sercom. Wyzwanie opisane przez Carvera jest wyzwaniem, ktĂłre czeka nas wszystkich. Nicola, Ankona (WĹochy) |