Ślady
>
Archiwum
>
2019
>
marzec / kwiecieĹ
|
||
Ślady, numer 2 / 2019 (marzec / kwiecieĹ) Listy Moja PrzyjaciĂłĹka i inne... Podczas pracy nad tekstem drugiego rozdziaĹu ksiÄ Ĺźki ksiÄdza Giussaniego Dlaczego KoĹcióŠpojawiajÄ siÄ wspomnienia, sĹowa, znaki, zdarzenia, ktĂłre z kaĹźdÄ kolejnÄ SzkoĹÄ WspĂłlnoty zaczynajÄ nabieraÄ bardziej wyrazistych ksztaĹtĂłw, aby moĹźna je byĹo ubraÄ w sĹowa⌠ZacznÄ od sĹĂłw: âJak to moĹźliwe, Ĺźe Ĺźycie przepeĹnione cierpieniem moĹźe siÄ staÄ tak bogate i ujmujÄ ce? Owa energia przylgniÄcia do ostatecznej rzeczywistoĹci, ostatecznej prawdy o wszystkim, co istnieje, pozwala uczyniÄ uĹźytecznym takĹźe to, co caĹy otaczajÄ cy Ĺwiat uznaĹby za nieuĹźyteczneâ (s. 320). WĹaĹnie ten fragment najlepiej oddaje to, co chcÄ napisaÄ o cudzie, o cudzie Ĺźycia mojej przyjaciĂłĹki. Ĺťycia osoby od dziecka niepeĹnosprawnej, ktĂłrej los zabieraĹ â inni mogliby powiedzieÄ, Ĺźe zabieraĹ BĂłg â z kaĹźdym rokiem, z kaĹźdym miesiÄ cem czy dniem mniejszÄ lub wiÄkszÄ czÄ stkÄ posiadanej sprawnoĹci, a dokĹadaĹ cierpienia fizycznego i psychicznego. Zenia, jako dziecko urodzone pod koniec lat 50., nie zostaĹa w porÄ zaszczepiona na polio. Jak daleko siÄgam pamiÄciÄ , widzÄ dziewczynkÄ idÄ cÄ bardzo chwiejnym krokiem, prĂłbujÄ cÄ utrzymaÄ swoje ciaĹo w rĂłwnowadze, z prawÄ nogÄ w metalowym aparacie ortopedycznym, z lewÄ rÄkÄ zwisajÄ cÄ bezwĹadnie, zmierzajÄ cÄ do szkoĹy. Zenia choÄ starsza od nas o piÄÄ lat, zawsze naleĹźaĹa do naszej âpaczkiâ, peĹna energii do dziaĹania, peĹna pomysĹĂłw i planĂłw. SzkoĹÄ ĹredniÄ musiaĹa kontynuowaÄ, mieszkajÄ c poza domem, czyli w szkole dla niepeĹnosprawnych z internatem. Po skoĹczeniu szkoĹy nie zadowoliĹa siÄ bezczynnoĹciÄ na wsi i zaczÄĹa prowadziÄ kiosk, ktĂłry byĹ nie tylko kioskiem z prasÄ , ale prawdziwym maĹym kioskiem ze wszystkim. PamiÄtam, Ĺźe w czasach transformacji, kiedy przyjeĹźdĹźaĹam do domu na wakacje ze swojÄ rodzinÄ , w kiosku u Zeni dziaĹaĹa nawet maĹa, wiejska wypoĹźyczalnia filmĂłw na kasetach VHS. Ĺťycie biegĹo swoim rytmem, a ona mimo tego, Ĺźe coraz czÄĹciej korzystaĹa z wĂłzka inwalidzkiego, prowadziĹa swĂłj maĹy, cudowny biznes, zatrudniĹa nawet koleĹźankÄ do pomocy przy sprzedaĹźy. MieszkaĹa z rodzicami. Bardzo przeĹźyĹa utratÄ mamy, ktĂłra zmarĹa na nowotwĂłr. OdeszĹa najbliĹźsza jej osoba, jej ukochana mama, przyjaciĂłĹka i opiekunka w jednej osobie. ByĹo to kilka miesiÄcy po tym, jak odeszĹa moja mama, czyli jedenaĹcie lat temu. Jednak Zenia, mimo przeciwnoĹci losu, znajdowaĹa w sobie siĹy, choÄ fizycznie kurczyĹa siÄ coraz bardziej, choÄ z wiÄkszym trudem ĹapaĹa oddech, choÄ bĂłle byĹy coraz dotkliwsze, a choroba powracaĹa jako post-polio; w miÄdzyczasie zĹamaĹa teĹź nogÄ, ktĂłra zostaĹa zeĹrubowana. Mimo tego wszystkiego, co moĹźe wydawaÄ siÄ nie do zniesienia, Zenia przeĹźywaĹa swoje Ĺźycie, Ĺźycie, ktĂłre podarowaĹ jej BĂłg, caĹÄ sobÄ i z wielkim dziÄkczynieniem. WalczÄ c o wszystko sama, wykorzystujÄ c komputer, Internet, telefon, zaĹatwiaĹa wszystko, poczÄ wszy od drobiazgĂłw po elektryczny wĂłzek inwalidzki, remontowaĹa mieszkanie i choÄ byĹa niepeĹnosprawna, opiekowaĹa siÄ swoim starym ojcem, a na dodatek miaĹa jeszcze siĹÄ jeĹşdziÄ na wĂłzku do oĹrodka terapii zajÄciowej dla dzieci i tam siÄ udzielaÄ. MoĹźna zapytaÄ, jak to moĹźliwe, a jednak tak â to byĹo moĹźliwe â bo Zenia byĹa wyjÄ tkowa. W kaĹźde wakacje to ja czerpaĹam od niej siĹy, to jej determinacja, walka o kaĹźdÄ drobnostkÄ uĹwiadamiaĹa mi, jak wiele otrzymujÄ od Boga, a jak maĹo we mnie dziÄkczynienia, jak maĹo we mnie pokory. Nam, ludziom sprawnym, wydaje siÄ, Ĺźe to takie normalne, Ĺźe moĹźemy na przykĹad korzystaÄ z toalety czy siÄ ubraÄ â jesteĹmy sprawni i juĹź, wydaje nam siÄ to takie zwyczajne, za cóş tu dziÄkowaÄ BoguâŚ? A Zenia, mimo Ĺźe traciĹa stopniowo swojÄ i tak ograniczonÄ juĹź sprawnoĹÄ, nie poddawaĹa siÄ, i co byĹo przepiÄkne, dziÄkowaĹa Bogu, za to, co ma, a jeĹli prosiĹa, to prosiĹa o zdrowie dla swojego taty, o to, aby zostaĹy jej chociaĹź trzy sprawne palce prawej dĹoni, Ĺźeby mogĹa sama jeĹÄ i malowaÄ, co bardzo kochaĹa. WyobraĹşcie sobie kogoĹ, kto nie moĹźe sam siÄ ubraÄ, poĹoĹźyÄ do Ĺóşka, co ja mĂłwiÄ â poĹoĹźyÄ, ona nie mogĹa nawet przekrÄciÄ siÄ na Ĺóşku, zupeĹnie zaleĹźna od innych â poĹoĹźona wieczorem, czekajÄ ca rano na przyjĹcie opiekunki. Ile byĹo w niej siĹy i miĹoĹci! To cud, cud jej Ĺźycia i ĹwiÄtoĹÄ w realizacji drogi, ktĂłrÄ daĹ jej Pan. To ubĂłstwo ducha, niezwykĹa pokora, a jednoczeĹnie siĹa przemawiajÄ ca wĹaĹnie przez tÄ pokorÄ. âĹwiÄty jest prawdziwym czĹowiekiem, poniewaĹź przylgnÄ Ĺ do Boga, a zatem do ideaĹu, dla ktĂłrego zostaĹo stworzone jego serce (âŚ). ĹwiÄty jest (âŚ) czĹowiekiem urzeczywistniajÄ cym swojÄ osobowoĹÄ, realizujÄ cym to, kim powinien byÄâ (s. 317). Moja przyjaciĂłĹka realizowaĹa to przez caĹe swoje Ĺźycie. OdeszĹa do Pana w ubiegĹym roku. Ania, Pyskowice
Podróş z doktorem Drogi JuliĂĄnie, pracujÄ jako pielÄgniarz w pogotowiu ratunkowym oraz w wiÄzieniu. Moja praca to najpiÄkniejsza rzecz, jakÄ mam, âkrÄciâ mnie bardzo. JeĹli jest coĹ, co w tym czasie rozumiem, to wĹaĹnie odczuwane pragnienie sensu. To pragnienie chÄci budowania staje siÄ pytaniem we wszystkim, takĹźe w prostej rozmowie w samochodzie z prawie 60-letnim lekarzem, z ktĂłrym pracujÄ w wiÄzieniu. OpowiadaĹ mi on wylewnie o sukcesach swojego Ĺźycia, od luksusowych samochodĂłw, ktĂłre kupiĹ, po kredyt na milion euro na zakup mieszkania na poddaszu w centrum. W chwili, w ktĂłrej mĂłwiĹ jednak o tysiÄ cu kobietach oraz o zdradzie Ĺźony, wydarzyĹa siÄ Ĺaska polegajÄ ca na zaangaĹźowaniu siÄ w relacjÄ z nim poprzez pytanie, ktĂłre noszÄ w sercu: âDoktorze, ale czy pan jest szczÄĹliwy? PoniewaĹź jak dla mnie wszystko gra, ale czujÄ, Ĺźe chciaĹbym coĹ zbudowaÄ, chciaĹbym, by moje Ĺźycie byĹo uĹźyteczne!â. Wszystko siÄ zmieniĹo. Z doktora opadĹ pancerz supermana, po czym zaczÄ Ĺ mi siÄ zwierzaÄ, Ĺźe wszystko zawaliĹ, zniszczyĹ rodzinÄ, relacjÄ z ĹźonÄ , Ĺźe nie potrafi kochaÄ cĂłrki, Ĺźe rozczarowaĹ rodzicĂłw. Jednym sĹowem, niecodzienna scena z moim udziaĹem, 24-latkiem prowadzÄ cym swojÄ PandÄ, i 60-latkiem u jego boku. ZdumiaĹem siÄ tym, Ĺźe zmierzenie siÄ z pytaniem, ktĂłre nosiĹem w sobie, mogĹo wywoĹaÄ tak mocnÄ reakcjÄ i tak wielki bĂłl. PrzeĹom w rozmowie nastÄ piĹ, kiedy zwrĂłciĹem mu uwagÄ, Ĺźe takĹźe nasi pacjenci w wiÄzieniu, pomimo tego, co przeskrobali, i Ĺźe dalej zawalajÄ , majÄ takie samo pragnienie jak my, by zaczÄ Ä na nowo i byÄ szczÄĹliwymi. I moĹźna zaczÄ Ä na nowo, nie usuwajÄ c niczego (rodziny, wolnoĹci, wszystkiego), ale otrzymujÄ c. OtrzymujÄ c niezwykĹe spojrzenie skierowane na siebie. âMasz wielkie serce, jesteĹ inny!â â wciÄ Ĺź mi powtarzaĹ z bĹyszczÄ cymi oczami. Od tej chwili milczeliĹmy przez resztÄ drogi. PrawdÄ jest to, co wyĹoniĹo siÄ podczas ostatniej SzkoĹy WspĂłlnoty. W Ĺźyciu nie jestem proszony o to, bym pracowaĹ, a student o to, by siÄ uczyĹ, albo mama, by byĹa wspaniaĹÄ mamÄ â kaĹźdy jest proszony o to, by byĹ ĹwiÄty, to znaczy by ĹźyĹ w relacji z Tym, ktĂłry moĹźe ze smakiem zaspokoiÄ to nieskoĹczone pragnienie, ktĂłre znajduje siÄ w moim sercu. Autor znany Redakcji
Nowe Jeruzalem w slumsie Podczas lektury SzkoĹy WspĂłlnoty uderzyĹ mnie osÄ d sformuĹowany przez ksiÄdza Giussaniego dotyczÄ cy sĹowa ârĂłwnowagaâ: âĹšrĂłdĹem rĂłwnowagi chrzeĹcijaĹskiej ĹwiÄtoĹci jest zatem rozlewajÄ ce siÄ bogactwo Bytu, ktĂłry bierze w posiadanie czĹowieczeĹstwoâ. Moja prosta pokusa zredukowania rĂłwnowagi do osobistego wysiĹku zachowania rĂłwnowagi miÄdzy moim temperamentem, uczuciami, energiÄ i caĹÄ resztÄ zostaĹa zmieciona przez kilka faktĂłw, ktĂłre miaĹy miejsce w ostatnim czasie. DzieĹ przed wyjazdem na rekolekcje CLU (studenci Ruchu â przyp. red.), ktĂłre miaĹy odbyÄ siÄ w Eldoret, Rose, Nacho, Juan i ja zostaliĹmy zaproszeni na obiad do domu mojej uczennicy mieszkajÄ cej w slumsie w Kirece. MinÄ wszy kilka zauĹkĂłw, dotarliĹmy do domu: dwa metry na trzy, zrobiony z bĹota, kartonĂłw i siana. Jedno z najbardziej zdewastowanych domostw, jakie kiedykolwiek widziaĹem. PrzyjÄli nas moja uczennica, jej mama, siostra i brat. Na tÄ okazjÄ Ĺciany zostaĹy przykryte przeĹcieradĹami. Mama wyznaĹa, Ĺźe kiedy cĂłrka powiedziaĹa, Ĺźe chciaĹaby nas zaprosiÄ, pojawiĹo siÄ w jej gĹowie tysiÄ ce zastrzeĹźeĹ, miÄdzy innymi: âJak moĹźemy przyjÄ Ä tak waĹźnych goĹci w domu takim jak ten?â. Po czym opowiedziaĹa o tym, jak cĂłrka jÄ zaskoczyĹa i ujÄĹa: âAleĹź mamo, my nie jesteĹmy naszym domem, nie jesteĹmy zdefiniowani przez cztery odrapane Ĺciany, nasze serce jest domem, ktĂłry moĹźe ugoĹciÄ kaĹźdego, kto przyjdzie nas odwiedziÄâ. Oto czĹowieczeĹstwo przepeĹnione rozlewajÄ cym siÄ bogactwem Chrystusa. Mama w obliczu pewnoĹci cĂłrki wyznaĹa, Ĺźe juĹź wiÄcej nie wahaĹa siÄ nawet w najmniejszym stopniu i wziÄĹa siÄ za gotowanie. Gdy sĹuchaĹem tej opowieĹci, przypomniaĹy mi siÄ sĹowa, ktĂłre CarrĂłn wypowiedziaĹ mi na poczÄ tku mojej drogi w nowicjacie Memores Domini: âDom to przede wszystkim spojrzenie, spojrzenie Chrystusa na twoje Ĺźycieâ. OsÄ d ten jest tak prawdziwy, Ĺźe moĹźe byÄ przeĹźywany nawet w najwiÄkszej dziurze we wszechĹwiecie. Ojciec mojej uczennicy byĹ wtedy nieobecny, poniewaĹź pracuje dla jednego z naszych dzieĹ. MiaĹ problemy z alkoholem, dlatego zwolniliĹmy go, a potem zatrudniliĹmy ponownie, i znowu zwolniliĹmy, po czym zatrudniliĹmy, pomyĹlaĹ wiÄc, Ĺźe moĹźe nie jest to najlepszy czas, by prosiÄ o pozwolenie na jeden dzieĹ wolnego. Po powrocie do domu, jak opowiedziaĹa mi moja uczennica, zatrzymaĹ siÄ na progu domu, ktĂłry jest namiotem, zszokowany spojrzeniem Ĺźony i cĂłrki, ktĂłre na niego czekaĹy. âNigdy wczeĹniej nie widziaĹem takich oczu. Co wam siÄ dzisiaj staĹo? Co wydarzyĹo siÄ w tym miejscu?â. I sĹyszÄ c, co siÄ staĹo w ciÄ g dnia, ze Ĺzami powiedziaĹ: âOd dzisiaj wszystko siÄ zmieniĹo. Chrystus odwiedziĹ naszÄ rodzinÄ. Nasz zdewastowany dom, ktĂłrego tak bardzo siÄ wstydziliĹmy, musi zostaÄ nazwany nowym Jeruzalemâ. Wzrusza mnie myĹl o tym, Ĺźe w jednym z najbardziej niebezpiecznych i biednych slumsĂłw na Ĺwiecie, jest rodzina, ktĂłra uznajÄ c wydarzajÄ cego siÄ Chrystusa, Ĺźyje ĹwiadomoĹciÄ nowego Jeruzalem. Ĺťe jest miejsce rĂłwnowagi, tam gdzie wszystko jest zamÄtem, przeĹźywanej w ĹwiadomoĹci tej rodziny, ktĂłra zrobiĹa miejsce, aĹźeby bogactwo Bytu mogĹo rozlaÄ siÄ w ich czĹowieczeĹstwie, czyniÄ c je obecnym. Ta sama uczennica opowiedziaĹa mi takĹźe, Ĺźe jedna z naszych nauczycielek zapytaĹa w jednej z klas, kogo chcieliby przypominaÄ, i uczniowie wymienili jej imiÄ. Ze wzglÄdu na jej czĹowieczeĹstwo i miĹoĹÄ, z ktĂłrymi przeĹźywaĹa wszystko. Dziewczyna powiedziaĹa mi, Ĺźe ten fakt sprowokowaĹ jÄ do zadania sobie pytania o to, jaka oczywista odmiennoĹÄ przyciÄ gaĹa jej kolegĂłw za jej poĹrednictwem, i by na nie odpowiedzieÄ, nie mogĹa nie spojrzeÄ na swojÄ historiÄ, zauwaĹźajÄ c wiernoĹÄ, z jakÄ Pan jÄ sobie upodobaĹ, i jak bardzo poczuĹa siÄ preferowana teraz, do tego stopnia, Ĺźe na nowo mogĹa powiedzieÄ âtakâ. Po tej rozmowie nie mogĹem zrobiÄ nic innego, jak tylko siÄgnÄ Ä na nowo po sĹowa przeczytane na Szkole WspĂłlnoty: âIntensywnoĹÄ jest wyniszczaniem siÄ na chwaĹÄ Chrystusa. ChwaĹÄ Chrystusa jest Chrystus, ktĂłry ukazuje siÄ kaĹźdemu oku, kaĹźdemu spojrzeniu i kaĹźdemu sercu jako konsystencja kaĹźdej rzeczy. A to nie tylko nie zrĂłwnuje albo porzÄ dkuje wszystkie rzeczy, jakby byĹy ujednoliconym obliczem, ale w kaĹźdej rzeczy wywyĹźsza nieredukowalnÄ indywidualnoĹÄ, nieredukowalnÄ osobowoĹÄâ. To wĹaĹnie ta nieredukowalna osobowoĹÄ dotarĹa do mnie za poĹrednictwem mojej uczennicy, wcielajÄ c to, o czym sobie mĂłwimy, i wywyĹźszajÄ c ponownie potÄĹźnie naturÄ mojego powoĹania. Matteo, Kampala (Uganda)
âKto wie, ile przede mnÄ jeszcze do odkryciaâ W ubiegĹym tygodniu wyszĹam na obiad z koleĹźankÄ , kobietÄ 50-letniÄ , nadzwyczaj kreatywnÄ , na ktĂłrÄ zawsze patrzyĹam z wielkim podziwem. Znam jÄ od lat i zawsze poruszaĹa mnie czuĹoĹÄ, z jakÄ opowiadaĹa o swoim synu i o swojej niespodziewanej decyzji wyjĹcia za mÄ Ĺź. SÄ to tematy nieco tabu w Ĺrodowisku, w ktĂłrym pracujÄ. Kiedy kierowaĹyĹmy siÄ do baru, zaczÄĹyĹmy rozmawiaÄ o dzieciach, rodzinie itd. Wtedy ona opowiedziaĹa mi o trudnym momencie w swoim Ĺźyciu, ktĂłry miaĹ miejsce okoĹo 10 lat temu. Przez dĹugie lata ona i jej towarzysz starali siÄ o dziecko i po czwartym poronieniu oraz innych problemach, nadeszĹa tak wyczekiwana ciÄ Ĺźa. Na poczÄ tku piÄ tego miesiÄ ca przyjaciĂłĹka doradziĹa jej, by zrobiĹa amniopunkcjÄ. W ten sposĂłb dowiedziaĹa siÄ, Ĺźe dziewczynka, ktĂłrej siÄ spodziewaĹa, ma zespóŠDowna. Po powrocie do domu porozmawiaĹa z towarzyszem i postanowiĹa poprosiÄ o natychmiastowÄ aborcjÄ. Dni przed i po zabiegu byĹy bardzo trudne, bĂłl byĹ wszechobecny. ZapytaĹa mnie: âJesteĹ katoliczkÄ , czy tak? Jakie masz zdanie o czymĹ takim?â. Ja, w tamtym momencie doĹÄ oszoĹomiona i zmieszana tym, o czym przed chwilÄ mi opowiedziaĹa, odpowiedziaĹam jej: âNie mam wielu pewnoĹci w Ĺźyciu. Mam jednak jednÄ i trzymam siÄ jej kurczowo: istnieje dobry plan dotyczÄ cy mojego Ĺźycia. ZostaĹo mi obiecane, Ĺźe bÄdÄ naprawdÄ szczÄĹliwa, za poĹrednictwem jakiejkolwiek formy, piÄknej albo brzydkiej, niewaĹźne. Codziennie zdarzajÄ siÄ rzeczy, ktĂłrych nie rozumiem, okolicznoĹci, ktĂłre nie zgadzajÄ siÄ z moimi planami. Ale skÄ d mogÄ wiedzieÄ, czy nie sÄ to okolicznoĹci, w ktĂłrych Pan prosi mnie, bym dorastaĹa, stawaĹa siÄ bardziej kobietÄ i, o ile nie proszÄ o zbyt wiele, takĹźe ĹwiÄtÄ ? Moja mama (anestezjolog, ktĂłra czÄsto miaĹa do czynienia z kobietami domagajÄ cymi siÄ aborcji) zawsze mi mĂłwiĹa, Ĺźe to, co dokonuje siÄ w akcie miĹoĹci, jest jedyne w swoim rodzaju. Jest niepowtarzalne. I grzechem jest pozbywanie siÄ tegoâ. Ona zamilkĹa, nie wiedziaĹa, co odpowiedzieÄ. WracajÄ c do biura, pomyĹlaĹam: ale jak trudno musi byÄ przeĹźywaÄ Ĺźycie bez hipotezy, ktĂłra zostaĹa ci obiecana, Ĺźe bÄdziesz naprawdÄ szczÄĹliwy. Kto wie, jaki niepokĂłj budzi odczuwanie odpowiedzialnoĹci za coĹ, co moĹźe ciÄ speĹniÄ albo nie! Ja potrzebujÄ tej âniepowtarzalnoĹciâ, o ktĂłrej mĂłwiĹam wczeĹniej. NiepowtarzalnoĹci trudnej czasem do zaakceptowania, ale ktĂłra pozwala ci odczuÄ, Ĺźe jesteĹ preferowany oraz Ĺźe znajdujesz siÄ na drodze bÄdÄ cej drogÄ na twojÄ miarÄ. JakÄ Ĺź okazjÄ byĹ ten epizod dla mnie, bym przypomniaĹa sobie, Ĺźe zaleĹźÄ. ZaleĹźÄ od KogoĹ Innego, kto czyni wszystko nowym i kto, Bogu dziÄki, nie pyta wczeĹniej o moje zdanie. Co za radoĹÄ przypomnieÄ sobie, Ĺźe naszym zadaniem jest tylko uznaÄ to i byÄ posĹusznym! Drugi czĹowiek naprawdÄ moĹźe byÄ okazjÄ i narzÄdziem, by przypominaÄ ci o tej wiÄzi, ktĂłra ciÄ zafascynowaĹa i ktĂłrej nie zostawiĹbyĹ za nic w Ĺwiecie. Samo tylko wejĹcie do biura w tych dniach, przebywanie z kolegami róşniÄ cymi siÄ ode mnie, z historiÄ innÄ niĹź moja, juĹź mnie nie przeraĹźa. Kto wie, ile przede mnÄ jeszcze do odkrycia. Od tamtego dnia moja koleĹźanka nie odstÄpuje mnie juĹź na krok. To prawda, Ĺźe katolicyzm jest powszechny, znajduje siÄ w zasiÄgu rÄki wszystkich i jest stworzony dla ludzkiego serca. Chiara
Chrzest Ĺw. Corinny Drogi ksiÄĹźe JuliĂĄnie, w tym roku miaĹy miejsce dwa wydarzenia, ktĂłre wyrwaĹy mnie z odrÄtwienia mojego spokojnego chrzeĹcijaĹskiego Ĺźycia. Przygotowanie do maĹĹźeĹstwa w KoĹciele Vittorio i Bernardiny, ponad 50-letnich rodzicĂłw Violi, koleĹźanki ze szkoĹy moich dzieci, ĹźyjÄ cych ze sobÄ od wielu lat. ZaprzyjaĹşnili siÄ oni ze mnÄ i z moim mÄĹźem oraz innymi rodzinami z parafii, a potem podjÄli decyzjÄ o Ĺlubie w KoĹciele. NastÄpnie Corinna, 48 lat, dwĂłjka dzieci i mÄ Ĺź, ona takĹźe ze Ĺlubem cywilnym, poniewaĹź jest nieochrzczona. Jej mĹodszy syn uczÄszcza na kurs przygotowujÄ cy do Pierwszej Komunii Ĺw. i tutaj takĹźe jÄ i jej mÄĹźa, podÄ ĹźajÄ cych za dzieckiem, zaciekawiĹo, dlaczego Giulio nie chce straciÄ ani jednej soboty w parafii. Corinna prosi o chrzest Ĺw. We wrzeĹniu zostaĹam poproszona, bym zostaĹa jej katechetkÄ . Kiedy musisz opowiedzieÄ dorosĹej osobie, kim jest BĂłg, jesteĹ zmuszony do zadania sobie pytania: kim On jest dla ciebie? W niedzielÄ odbyĹ siÄ obrzÄd przyjÄcia do parafii. âO co prosisz?â â mĂłwi formuĹa. âO wiarÄ, by mieÄ Ĺźycie wieczneâ â brzmiaĹa odpowiedĹş Corinny, stojÄ cej na progu koĹcioĹa. ProĹciej nie moĹźna, jest wszystko, a jednak nigdy tego nie zauwaĹźyĹam. W WigiliÄ PaschalnÄ , wobec caĹej wspĂłlnoty parafialnej oraz nas, jej przyjaciĂłĹ, Corinna otrzyma chrzest Ĺw., otrzyma swojego Boga. I ja tam bÄdÄ, w pierwszym rzÄdzie, bÄdÄ jej matkÄ chrzestnÄ , w ogĂłle na to nie zasĹugujÄ c. Te dwa epizody pozwalajÄ mi zrozumieÄ EwangeliÄ o robotnikach zatrudnionych w ostatniej godzinie; miÄdzy mnÄ , ktĂłra wraz z mÄĹźem zawsze staraĹam siÄ byÄ dobrÄ chrzeĹcijankÄ , i naszymi przyjaciĂłĹmi, ktĂłrzy pobrali siÄ po wielu latach Ĺźycia bez Ĺlubu albo ktĂłrzy w wieku prawie 50 lat przyjmujÄ chrzest Ĺw., nie ma juĹź Ĺźadnej róşnicy, Chrystus wziÄ Ĺ nas wszystkich, wszyscy naleĹźymy do Niego. âJa chcÄ daÄ temu ostatniemu tyle, ile tobie⌠czy jesteĹ zazdrosny, poniewaĹź jestem dobry?â â mĂłwi nam Pan. W ten sposĂłb nasi bracia, ostatni przybyli, dajÄ nam Ĺwiadectwo. Simona, Rzym (WĹochy)
Za nutami Zanim poznaĹem Ruch, myĹlaĹem, Ĺźe jestem tylko gitarzystÄ jazzowym, ale dziÄki spojrzeniu towarzystwa dowartoĹciowujÄ cego te moje aspekty, ktĂłrych nawet ja sam nie jestem Ĺwiadomy, odkryĹem, Ĺźe to, czym jestem, nie ogranicza siÄ do tego, co potrafiÄ albo lubiÄ robiÄ, a tym bardziej do tego, co pojmuje mĂłj rozum. DziÄki nowemu sposobowi wspĂłĹdzielenia pragnieĹ i trudnoĹci z przyjaciĂłĹmi z mojego Bractwa zrodziĹa siÄ idea wykonania pracy, ktĂłra pogodziĹaby pasjÄ do muzyki z moimi studiami zarzÄ dzania w kulturze i pomogĹaby mi stawiÄ czoĹa trudnej sytuacji ekonomicznej. ZrodziĹ siÄ z tego projekt, ktĂłrego miaĹem byÄ koordynatorem: stworzenie ksiÄ Ĺźki poĹwiÄconej tematowi wartoĹci pracy, ktĂłrej towarzyszyĹoby CD z wenezuelskimi piosenkami takĹźe na ten temat. Ja, ktĂłry nie pragnÄ niczego innego jak tworzyÄ muzykÄ, nie miaĹem zagraÄ ani jednej nuty. ByĹy jednak dwa czynniki: projekt byĹ bardzo ciekawy; a przede wszystkim za kaĹźdym razem, gdy postanawiam zaufaÄ tym przyjacioĹom, jestem bardziej sobÄ . PoznaĹem muzykĂłw, ktĂłrych zawsze podziwiaĹem. PracujÄ c z nimi nad aspektami technicznymi, poznaĹem ich czĹowieczeĹstwo. Dla nich muzyka oznacza pozostawanie w relacji z czymĹ, co nas przekracza, i uczÄ siÄ tego, co kryje siÄ za nutami, tego, co napeĹnia znaczeniem dĹşwiÄk i czyni z muzyki uprzywilejowane miejsce spotkania, odkrywajÄ c, Ĺźe najwaĹźniejszy nie jest wykonywany przez nas zawĂłd, ale czÄ stka tajemnicy, ktĂłra znajduje siÄ w naszych sercach. NauczyĹem siÄ lepiej pracowaÄ, troszczyÄ siÄ o szczegĂłĹy: wszystko to w czasie pisania ksiÄ Ĺźki, ktĂłra potwierdza, Ĺźe praca nie jest karÄ do odbycia, by zarobiÄ pieniÄ dze, ale jest to moĹźliwoĹÄ poznania samych siebie. SĹowa, ktĂłre piszÄ, przeĹźywam dzisiaj i dlatego nie mogÄ sobie wyobraziÄ wĹaĹciwszej pracy dla mnie w tym momencie. PodÄ ĹźyĹem za propozycjÄ i teraz zauwaĹźam, Ĺźe wzrastam zawodowo, takĹźe jako gitarzysta, i Ĺźe rodzi siÄ bardziej konstruktywna relacja z rzeczywistoĹciÄ . Jestem pewny, Ĺźe Ten, ktĂłry daĹ mi Ĺźycie, doprowadzi je do jego Przeznaczenia we wĹaĹciwym czasie, posĹugujÄ c siÄ kaĹźdÄ rzeczÄ , takĹźe tymi, ktĂłrych na poczÄ tku nie rozumiem (na szczÄĹcie mam inteligentniejszych przyjaciĂłĹ, ktĂłrzy widzÄ lepiej ode mnie). Dlatego modlÄ siÄ, bym mĂłgĹ byÄ wciÄ Ĺź coraz bardziej uwaĹźny i dyspozycyjny, i pozostawiaÄ przestrzeĹ Panu, aby mĂłgĹ dziaĹaÄ. JosĂŠ Francisco, Wenezuela
Kampania wyborcza NajdroĹźszy ksiÄĹźe CarrĂłnie, podczas kampanii wyborczej trzy lata temu spotkaĹem osobÄ, ktĂłrej wczeĹniej nie znaĹem. ChodziĹo o czĹowieka bÄdÄ cego prawie moim rĂłwieĹnikiem, ktĂłry takĹźe zbliĹźaĹ siÄ do siedemdziesiÄ tki. ZaczÄ Ĺem wspĂłĹdzieliÄ z nim z wielkÄ prostotÄ niektĂłre momenty pracy na rzecz polityki, nie wspominajÄ c jednak nigdy o mojej przynaleĹźnoĹci do Ruchu. W ostatnich dniach nadarzyĹa siÄ okazja do przyjacielskiego spotkania w klasztorze siĂłstr w Borgo Vittoria w Turynie, w ktĂłrym wziÄ Ĺ udziaĹ takĹźe ten mĂłj nowy przyjaciel. WychodzÄ c ze spotkania, zatrzymaĹ mnie, wyznajÄ c, Ĺźe nigdy w swoim Ĺźyciu nie doĹwiadczyĹ takiego miejsca jak to. PoruszyĹo go dogĹÄbnie to, Ĺźe zostaĹ przyjÄty i potraktowany jak dobry przyjaciel. ZapragnÄ Ĺ pogĹÄbiÄ to doĹwiadczenie i w ten sposĂłb zaczÄ Ĺ przychodziÄ na SzkoĹÄ WspĂłlnoty, odbywajÄ cÄ siÄ w klasztorze. PoprosiĹ mnie, bym zaopatrzyĹ go w teksty ksiÄdza Giussaniego, w oparciu o ktĂłre odbywa siÄ SzkoĹa WspĂłlnoty. ZaczÄ Ĺ je czytaÄ i zdobywaÄ róşne informacje. AĹź wreszcie pewnego dnia podczas assemblei powiedziaĹ: âPrzeĹźyĹem caĹe swoje Ĺźycie jako architekt, rozglÄ dajÄ c siÄ wokóŠi poszukujÄ c piÄkna, ale pracowaĹem jedynie ze wzglÄdu na to, co jest ulotne i trwa teraz; u progu siedemdziesiÄ tki spotkaĹem prawdziwe PiÄkno, to, dla ktĂłrego warto ĹźyÄâ. W ten sposĂłb rozpoczÄ Ĺ swĂłj gest charytatywny, caĹkowicie osobisty, starajÄ c siÄ, na ile to moĹźliwe, wspieraÄ dzieĹa Ruchu, zwĹaszcza te o charakterze wychowawczym. Teraz ta przyjaźŠsiÄ skonsolidowaĹa i trwa nadal, prawdziwsza i bardziej zrozumiaĹa dziÄki pewnoĹci co do celu. Zdumiewa mnie jednak to, Ĺźe wszystko zrodziĹo siÄ podczas najbanalniejszej kampanii wyborczej, gdzie Ĺźycie mogĹo zmieniÄ siÄ w spotkanie z teraĹşniejszym Chrystusem, nie ze wzglÄdu na bĹyskotliwy, a moĹźe nawet zgrabnie uĹoĹźony dyskurs, ale najzwyczajniej na mocy Ĺwiadectwa. W ten sposĂłb takĹźe ja, po prawie 50 latach przynaleĹźenia do Ruchu, jestem bardziej pewny drogi. Alberto, Turyn (WĹochy)
Imam, âTracceâ i przygoda dialogu Po jednym ze spotkaĹ z cyklu âPielgrzymi spotkaniaâ, zorganizowanym z inicjatywy dekanatu oraz Islamskiego Centrum Kultury, podarowaliĹmy lutowy numer âTracceâ imamowi z Sesto San Giovanni. WrÄczajÄ c mu czasopismo, powiedziaĹam: âKiedy siÄ poznaliĹmy, usĹyszaĹam od pana coĹ, co mnie uderzyĹo, a co powtĂłrzyĹ pan tego wieczoru: ÂŤDialog z drugim czĹowiekiem, z tym, kto siÄ ode mnie róşni, jest okazjÄ do tego, by lepiej poznaÄ, kim jestem ja sam, bym byĹ bardziej Ĺwiadomy wyznawanej przeze mnie religiiÂť. Oto w peĹni podzielam to zdanie. Te same sĹowa odnalazĹam w tym czasopiĹmie, ktĂłre pragnÄ panu podarowaÄâ. On spojrzaĹ na nas zdumiony i bardzo szczÄĹliwy: âAleĹź to sÄ ÂŤTracceÂť! ChcÄ zrobiÄ sobie z wami zdjÄcie, kiedy mi je podarowujecie! Znam je dobrze. Wspaniale, Ĺźe w tym miesiÄ cu jest mowa wĹaĹnie o dialogu. Znajdujemy siÄ dokĹadnie ÂŤna tej samej ArceÂť, jak mĂłwi PapieĹźâ. ByliĹmy zaskoczeni. Potem poĹźegnaĹ siÄ z nami i podziÄkowaĹ za obecnoĹÄ Portofranco (organizacji poĹźytku publicznego pomagajÄ cej w nauce mĹodzieĹźy ze szkoĹy Ĺredniej â przyp. red.), dodajÄ c: âDopiero zaczÄliĹmy, razem dalej idziemy drogÄ â. Kiedy wychodziĹam, Sara, ktĂłra â jak sÄ dzÄ â jest jego cĂłrkÄ , objÄĹa mnie z niezwykĹÄ , ale wielkÄ zaĹźyĹoĹciÄ , mĂłwiÄ c mi: âJaki piÄkny wieczĂłr, naprawdÄ dziÄkujÄ za wszystkoâ. OsobiĹcie doĹwiadczyĹam przyjÄcia, dialogu, komunii, wolnoĹci, caĹkowitych i darmowych. To jest dotykanie rÄkÄ tego, co znaczy budowanie mostĂłw. DoĹwiadczaĹam juĹź czegoĹ podobnego w ciÄ gu wielu lat podczas Meetingu w Rimini albo podczas moich podróşy, ale ostatecznie zawsze âgraĹam na wĹasnym boiskuâ. Tutaj natomiast zagraliĹmy, do koĹca, âna boiskuâ kogoĹ innego, przez kogo zostaĹam przyjÄta w sposĂłb, ktĂłrego nigdy bym siÄ nie spodziewaĹa. BĂłg naprawdÄ ma niewiarygodnÄ fantazjÄ. MogÄ tylko dalej byÄ posĹuszna temu, o co mnie prosi. Maria Cristina, Sesto San Giovanni â Mediolan (WĹochy)
PodziÄkowanie ks. JuliĂĄna CarrĂłna Wszystkim wam, przyjacioĹom znanym i nie, ktĂłrzy w róşny sposĂłb na caĹym Ĺwiecie pragnÄliĹcie byÄ mi bliscy poprzez waszÄ miĹoĹÄ i modlitwÄ w zwiÄ zku ze ĹmierciÄ mojej mamy, dziÄkujÄ za to, Ĺźe pozwoliliĹcie mi doĹwiadczyÄ cielesnego objÄcia Chrystusa, czyniÄ c mnie radosnym pomimo wewnÄtrznego bĂłlu z powodu rozĹÄ ki. âGdzieĹź jest, o Ĺmierci, twoje zwyciÄstwo?â. I dziÄkujÄ za widowisko jednoĹci, ktĂłrÄ moĹźe zrodziÄ tylko Chrystus wĹrĂłd tych, ktĂłrzy ulegajÄ Jego jedynej w swoim rodzaju preferencji.
Wasz JuliĂĄn CarrĂłn |