Menu strony Strona główna Śladów
   
Ślady > Archiwum > 2019 > styczeń / luty

Ślady, numer 1 / 2019 (styczeń / luty)

Caritas. Dodatek internetowy

Rewolucja dobrego Samarytanina

Styl życia Apostołów, pomoc najbardziej potrzebującym bez względu na różnice, powołanie diakonów… Ksiądz prałat Ennio Apeciti, historyk Kościoła, powraca do początków działalności charytatywnej, która zajmowała centralne miejsce w pierwotnej wspólnocie chrześcijańskiej. Zwrot w sposobie myślenia, nierozłączny od wiary.


„Idź, sprzedaj wszystko, co masz, i rozdaj ubogim, a będziesz miał skarb w niebie. Potem przyjdź i chodź za Mną!”. To właśnie z tego wyzwania bez miary, z tego zawrotnego zaproszenia, z tego nieskończonego wyzwania dla wolności bogatego młodzieńca wypływa być może cała rzeka caritas, która przepływa przez życie Kościoła od początków po dziś. „Nie chodzi tylko o jakieś przykazanie, ale także o wskazanie stylu życia, którym jest przesiąknięte całe nauczanie Chrystusa – mówi ksiądz Ennio Apeciti, historyk Kościoła, rektor Papieskiego Seminarium Lombardzkiego w Rzymie oraz znakomity znawca dziejów pierwotnej wspólnoty chrześcijańskiej. – Widzimy to dobrze, kiedy biesiadnicy Ostatniej Wieczerzy, słysząc Mistrza mówiącego do Judasza: «Czyń, co masz czynić», myślą, że powinien dać coś ubogim. A więc nawet w tym momencie, w tak uroczystej sytuacji, mogło być prawdopodobne, że Jezus chciał, by Jego przyjaciele zajęli się dziełami charytatywnymi”.

Z dużym naciskiem o zwyczaju troszczenia się o potrzebujących mówi się także w Dziejach Apostolskich: „Ci wszyscy, co uwierzyli, przebywali razem i wszystko mieli wspólne. Sprzedawali majątki i dobra i rozdzielali je każdemu według potrzeby” (Dz 2, 44-45). To nie przypadek, kontynuuje ksiądz Apeciti, że ten rodzaj opisu powraca czterokrotnie w opowiadaniu św. Łukasza: „Barnaba, na przykład, zaraz po nawróceniu sprzedaje swoje pole i składa uzyskaną sumę pieniędzy u stóp Apostołów. Ananiasz zostaje natomiast zganiony bardzo ostro przez Piotra (do tego stopnia, że padnie nieżywy na miejscu), ponieważ zatrzymuje dla siebie część zysku ze sprzedaży swoich posiadłości. Nikt nie jest zobowiązany do oddawania tego, co posiada w celu współdzielenia potrzeb, ale jeśli to robi, wydaje się mówić Piotr, trzeba, by podchodził do tego poważnie”.

Uwaga okazywana ubogim zajmuje tak wiele czasu samym Apostołom, że kiedy wzrasta liczba członków wspólnoty, nie są w stanie zajmować się dalej osobiście potrzebami wszystkich, proszą więc o pomoc i mianują siedmiu diakonów, którzy mieli się zająć rozdawaniem posiłków oraz opieką nad sierotami i wdowami. „Wszystko prawdopodobnie z powodu kłótni dotyczącej chrześcijan pochodzących z żydowskich wspólnot helleńskich, którzy skarżyli się, że ich wdowy wydawały się zaniedbywane – wyjaśnia badacz. – Otóż w świecie żydowskim, owszem, panował zwyczaj pomagania sierotom i wdowom, ale ograniczał się do tych, którzy należeli do danej synagogi. Tymczasem w przypadku chrześcijan nie miało być różnic”. Ponadto, mówi ksiądz Apeciti, wdowy, o które chodzi, oprócz tego, że straciły mężów, nie miały też nawet dzieci. „Nie tylko były same, nie mając nikogo, kto by się nimi zajął, ale zgodnie z ówczesną mentalnością, były odpowiedzialne za swoje położenie. To znaczy były grzesznicami. Znajdowały się na ostatnim stopniu drabiny społecznej. Kobiety i grzesznice. Apostołowie, a wraz z nimi diakoni, troszczyli się o ich potrzeby. Nie był to tylko akt hojności, ale także odmienne spojrzenie na osoby”. Wchodząc w relacje ze względu na materialne potrzeby, zaradza się o wiele głębszemu osamotnieniu.

 

Troska o biednych znajdowała się w centrum Przymierza Boga z narodem wybranym: „Widać to dobrze w Księdze Kapłańskiej, gdzie czytamy: «Bądź święty, troszcz się o sierotę i wdowę, przyjmij cudzoziemca». O tym Żydzi dobrze wiedzieli. Wiedzieli, że najważniejszym przykazaniem jest «kochać Boga i kochać bliźniego», ale znaczące jest pytanie, które uczony w prawie zadaje Jezusowi: «Kto jest moim bliźnim?». Nie było za bardzo jasne, kogo powinno się kochać. Dyskutowano nawet, do którego stopnia pokrewieństwa było się zobowiązanym do tej miłości. Odpowiedzią Chrystusa jest przypowieść o dobrym Samarytaninie. To była prawdziwa rewolucja”.

Oto zwrot w sposobie myślenia, który będzie miał wciąż coraz większe konsekwencje dla społecznej współegzystencji. „Bliźnim nie jest już ktoś, kto jest mi coś winien, ale ten, wobec kogo ja mam powinność. Jeśli widzę brata będącego w potrzebie, nie mogę się nim nie zająć. A kto mi o tym mówi? Jezus. Mateusz, rozdział 25: «Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili» (Mt 25, 40). Ubodzy, powiedziałby papież Franciszek, są ciałem Chrystusa. A więc to właśnie pragnienie chrześcijan, by wciąż coraz bardziej pogłębiać swoją relację z Chrystusem, skłania ich do nowej relacji z rzeczami i osobami. I służba ubogim ponownie wchodzi w szeroki i całościowy horyzont idei caritas. Ksiądz Apeciti przypomina słowa papieża Klemensa, który w 96 roku pisze do skłóconej wspólnoty korynckiej: „Miłość wszystko przezwycięża, znosi wszystko cierpliwie. W caritas wszystko jest czyste, nie ma pychy; caritas nie prowadzi do podziałów, nie rodzi nieporozumień, wszystko czyni w zgodzie”. Widać to wyraźnie także w Prośbie za chrześcijanami, którą Atenagoras kieruje do Marka Aureliusza: „Właśnie dlatego, że jesteśmy przekonani, iż musimy zdać sprawę z całego naszego życia przed Bogiem, wybieramy skromny sposób życia, polegający na miłości do ludzi, mimo że łatwo pogardzany”.

 

Trudno wyobrazić sobie obecnie, jaki wpływ mógł mieć ten nowy sposób patrzenia na sprawy poza środowiskiem żydowskim. „W znanym wystąpieniu Fronton, osobisty nauczyciel Marka Aureliusza, by uzasadnić swoją niechęć do chrześcijan, mówi o nich jako o «ludziach litujących się nad naszymi kapłanami, pogardzających zaszczytami i purpurą, tych, którzy chodzą nędznie ubrani». W starożytnym Rzymie kapłani pogańskich obrządków, gdy zakończyła się ich służba w świątyni, byli pozostawiani samym sobie. Nauczyciel cesarza zasadniczo mówi coś takiego: «Ci ludzie to szaleńcy, okazują miłość wszystkim, nawet naszym kapłanom. Pogardzają tym, co dla nas jest błogosławieństwem»”. Jednym słowem: dla pogan było to szaleństwo.

W następnym wieku, opowie święty Ambroży, diakon Wawrzyniec zostaje przywołany przez cesarza Waleriana, który prosi go o oddanie dóbr Kościoła. Wawrzyniec, jak mówi tradycja, zjawił się w towarzystwie wszystkich biednych otaczanych opieką przez wspólnotę, mówiąc: „Oto nasz skarb”. Ksiądz Apeciti wyjaśnia: „Tak naprawdę Ambroży opowiada także inną wersję tego zdarzenia, wyjaśniając, że diakon stawił się z księgami rachunkowymi, pokazując, że Kościół wydał wszystko na pomoc potrzebującym. A jeśli weźmiemy pod uwagę, że w III wieku, za papieża Korneliusza, Kościół w Rzymie utrzymywał około 50 tysięcy biednych w mieście liczącym 200 tysięcy ubogich, łatwo jest uwierzyć, że naprawdę wydano wszystkie środki…”.

Ale styl życia pierwotnej wspólnoty chrześcijańskiej nie ogranicza się do ogólnej pomocy potrzebującym, wślizguje się w zakamarki rzymskiego systemu sprawiedliwości, podważając w nim niektóre stałe punkty. Do sakramentów, a więc także do kapłaństwa, mieli dostęp nawet niewolnicy. A Kościół, wyjaśnia ksiądz Apeciti, brał na siebie ciężar wyzwolenia niewolników, stając się ich opiekunem, co było rzadkim gestem w świecie rzymskim.

W Mediolanie za Dateusza, kanonika katedry, po raz pierwszy w historii Zachodu, wspólnota zajmuje się opieką nad opuszczonymi noworodkami. „Kanonicy biorą na siebie odpowiedzialność znalezienia karmicielek dla tych dzieci i stają się gwarantami ich wolności w dorosłym wieku, zważywszy że zgodnie ze zwyczajem znajdy stawały się niewolnikami tego, kto je adoptował”.

Doświadczenie caritas zajmuje tak centralne miejsce w życiu chrześcijan w pierwszych wiekach, że jest nieustannym przedmiotem refleksji ze strony Ojców Kościoła: Ambrożego, Jana Chryzostoma, Bazylego z Cezarei, Grzegorza Wielkiego. „Wszyscy oni zapisali nadzwyczajne stronice, na których kładzie się nacisk na konieczność pomocy najbardziej potrzebującym. Ten nacisk – widać także w zaleceniach podczas pierwszego soboru nicejskiego w 325 roku – daje do zrozumienia, że zagadnienie to nie było żadnym z góry przyjętym pewnikiem. Niebezpieczeństwo automatyzmu oraz nieautentyczności gestów miłosierdzia czyhało zawsze”.

 

Nie można jednak zrozumieć natury tej uwagi okazywanej ubogim, jeśli oddzieli się ją od dwóch innych pilastrów ministerium Apostołów: głoszenia Ewangelii oraz zarządzania sakramentami. „Jak widzieliśmy, to sam Jezus, komunikując siebie, głosząc swoje orędzie, prosi nas, byśmy byli jak dobry Samarytanin – podsumowuje ksiądz Apeciti. – Jeśli chodzi o sakramenty, które są sposobem, w jaki Chrystus zapewnia nam swoją rzeczywistą obecność na przestrzeni historii, warto zauważyć, że w momencie przejścia od kościołów domowych do bazylik, prezbiterium, to znaczy najbardziej święta część budynku, jest podzielona na trzy absydy”. Dwie boczne, wyjaśnia, służą do gromadzenia darów, które wierni przynoszą, ażeby zostały rozdane ubogim. Następnie chleb i wino są konsekrowane w środkowej absydzie, stając się Chrystusem, który podarowuje siebie wspólnocie, podczas gdy w bocznych absydach dary uczestniczą w tej ofiarnej dynamice, będąc podarowanymi ubogim. Ksiądz Apeciti konkluduje: „Jedność sakramentalnego spotkania z Chrystusem i współdzielenie z ubogimi od samego początku są pojmowane jako coś nierozerwalnego”.

 

Ennio Apeciti urodzony w Predappio (Forlì) w 1950 r. Delegat arcybiskupi do Spraw Kanonizacyjnych diecezji mediolańskiej oraz konsultant Kongregacji do Spraw Kanonizacyjnych w Rzymie. Zajmował się licznymi procesami beatyfikacyjnymi, między innymi Pawła VI.


Polska strona Ruchu CL   |   Kontakt z redakcją