Menu strony Strona główna Śladów
   
Ślady > Archiwum > 2019 > styczeń / luty

Ślady, numer 1 / 2019 (styczeń / luty)

Caritas. Dodatek inernetowy

„Jak można być wdzięcznym za potrzebę?”

Historie i prowokacje z ostatniej assemblei Banków Solidarności: 250 miejsc w całych Włoszech, zrzeszających ponad 80 tysięcy osób. Oto jak „gest charytatywny”, znajdujący się wśród fundamentów propozycji księdza Giussaniego, może obrócić w pył intelektualizm, usunąć strach i uczynić życie jednością.


„Kiedy widzimy, że wszystko się rozpada, nic nie przeszkadza nam w tym, by zacząć na nowo. A kiedy to proponujemy, nie jest to żaden dyskurs ani jakaś abstrakcja. Kościół jest życiem”. Ksiądz Julián Carrón przewodzi w sobotę rano ogólnokrajowej assemblei Banków Solidarności. Transmisja na żywo z Mediolanu dla około 50 miast łączących się drogą satelitarną w całych Włoszech. 250 rzeczywistości w całym kraju, zrzeszających ponad 80 tysięcy osób. Metoda? Nazywa się caritas, tworzona jest przez ludzi, którzy bezinteresownie zanoszą raz albo dwa razy w miesiącu paczkę z żywnością do potrzebującego domu: makaron, oliwa, mleko, konserwy… „Wychodzi od materialnej potrzeby. Ale na tym się nie zatrzymuje” – mówi Andrea Franchi, przewodniczący Krajowej Federacji Banków Żywności. Pozwala zacząć na nowo i zmienia życie, ponieważ człowiek potrzebuje nie tylko jedzenia. Ale caritas zmienia także tego, kto ją czyni, ponieważ ta najgłębsza potrzeba jest potrzebą każdego. To jest to, co ksiądz Giussani nazywał „gestem charytatywnym”, gestem wewnątrz wiernego zaangażowania, który zawsze wskazywał jako możliwość zweryfikowania wiary, kryterium wejścia w każdy aspekt życia, dzięki czemu rozkwita ono na nowo. Żadna teoria, wystarczy spojrzeć na to, co się dzieje – takie oto zaproszenie kieruje Franchi do przyjaciół w ramach przygotowania do assemblei.

„Nie wystarczy spotkać nawet Papieża”. Giovanni studiuje inżynierię w Mediolanie. Od około dwóch lat zanosi paczkę z żywnością pewnemu chłopakowi. „Krótko po tym, jak zaczęliśmy go odwiedzać razem z przyjacielem, powiedział nam, że chce pojechać do Szwajcarii, żeby poddać się eutanazji. Cierpiał na postępującą chorobę, na którą zmarła także jego mama. Byliśmy z nim tak, jak mogliśmy, starając się dotrzymać mu towarzystwa. Trudno było jednak nie zakwestionować tego pomysłu”.

 

Decyzja została podjęta. „Napisał list motywacyjny, zgodnie z procedurą. Ale wysłał go także do papieża Franciszka. Dlaczego? Nie godził się z ideą, że Szwajcaria jest jedyną możliwością…” Watykan odpowiedział. Giovanniemu udaje się zorganizować spotkanie z Papieżem: „Na nic się nie zdało. Po powrocie do domu znów nas wyrzucił”. Relacja pełna wzlotów i upadków: „Nie przestałem jednak go poszukiwać. Ja go potrzebuję”. Tamten chłopak także nie pozwala im odejść, mimo że czasem wspomina jeszcze o Szwajcarii. „Napisał mi wiadomość: «Czuję, że Bóg jest ze mną, nigdy mnie nie opuszcza. I dał mi was, by towarzyszyć mi na tym odcinku życia»”. „Dlaczego ten chłopak jeszcze żyje? – pyta Carrón. – Musisz sobie uświadomić, co takiego niesiesz, nawet Papież nie wystarczył. Nadzieja znajduje się w tobie”.

Podobna rzecz przydarzyła się Norberto, z prowincji Varese. W kilku wersach zapisanych na kartce trzymanej w ręce opowiada o innym „niemożliwym” doświadczeniu. Doświadczeniu swojego przyjaciela, który po stracie żony zaczął przychodzić do Banku ze względu na obietnicę, jaką ona na nim wymogła w chwili śmierci. „Ona i moja żona spotykały się od dzieciństwa” – pisze Norberto. Przyjaźń odżyła w ubiegłym roku, kiedy z powodu choroby żona Norberto odwiedzała ją prawie codziennie. Najpierw sama, a potem z innymi przyjaciółmi. „Było to doświadczenie odległe od jej doświadczenia, bez którego jednak owa kobieta nie mogła już się obejść”. Aż po tę obietnicę. „Dzisiaj mój przyjaciel przychodzi do Banku. Nie tylko ze względu na pragnienie swojej żony, ale ze względu na to, co zobaczył, że wydarzyło się w jego domu w ostatnich miesiącach”.

„Jak człowiek może być wdzięczny za swoją potrzebę? – pyta Carrón. – Spójrzcie, Chrystus przyszedł przebudzić naturę tej potrzeby i stworzyć nam warunki pozwalające trwać w życiu”. Nie chodzi o to, że bycie potrzebującymi jest karą. Człowiek może „dostrzec w drugim spojrzenie, którego pragnie dla siebie”. Zacząć z nim być i powoli się zmieniać.

Jest to odkrycie, tak jak w przypadku Fabia, przedsiębiorcy z Piemontu. „W ciągu 20 lat brania udziału w Zbiórce i w Bankach, zanim zrozumiałem potrzebę drugiego człowieka, lepiej zrozumiałem swoją”. Od samego początku zaangażowanie stawało się wciąż coraz większe. „Zafascynowany pięknem tych gestów angażowałem się wciąż coraz bardziej”. Było to „czynienie dobra”, które go na dłuższą metę jednak nie zadawala: „Nie wystarczało, ale nie rozumiałem, czego brakowało”. Do czasu, kiedy jeden z przyjaciół rzucił wyzwanie: „Kto naprawdę odpowiada na twoją potrzebę?”. Odpowiedź toruje sobie drogę w miarę upływu czasu. Fabio opowiada o tym, jak „podczas letnich wakacji z grupą CL tuż po przyjeździe przyjaciel powitał mnie i moją żonę niezapomnianym uściskiem. To było tak, jakby… Nie, poprawię się: to był Chrystus, który obejmował mnie, mówiąc: «Czekałem na ciebie»”. Dla Fabia zmienia się sposób podejmowania gestu charytatywnego: „Przepełniała mnie wdzięczność i czułość wobec spotykanych osób”. Jednym słowem, człowiek zaczyna kochać drugiego człowieka takim, jaki jest, pomijając zasługi czy rezultaty. Nawet w pracy: „Chodziło o pracownika, który domagał się podwyżki”. Fabio podniósł mu pensję, ale to nie wystarczyło temu człowiekowi, który zagroził, że odejdzie: „Mogłem zareagować źle, ale spotkałem się z nim”. Rozmawiają. Fabio domyślił się, że ta osoba pragnie tylko większego uznania dla swojej pracy. „Chciała być kochana… W ten sposób łatwiej było objąć ją w jej pragnieniu i spojrzeć na nią w kontekście wołania jej serca. I mimo że powiedziałem, że nie było warunków, by otrzymała żądaną kwotę, ten szczegół stał się drugorzędny. Po kilku dniach człowiek ten powiedział mi: «A więc trochę ci na mnie zależy». Teraz pracuje z jeszcze większą pasją niż wcześniej. Chrześcijaństwo rodzi rozumienie życia, naprawdę właściwe spojrzenie. Także w firmie”.

 

Jest to kluczowa sprawa, podejmuje znów Carrón. „Robienie” nie wytrzymuje: „Jedność życia jest jedną z najważniejszych cech chrześcijańskiego życia”. A caritas, gest charytatywny, roznosi w pył intelektualizm: „Czy zdajemy sobie sprawę z wartości tego gestu? Pozwala nam zrozumieć to, co wydawało nam się, że już wiemy”. Dlatego ksiądz Giussani zaproponował go jako kamień węgielny życia Ruchu wraz ze Szkołą Wspólnoty. „Nie możemy zrozumieć jednego bez drugiego” – dodaje jeszcze Carrón, odnosząc się do opowieści Elisabetty, która rozpoczęła assembleę. Pochodzi z Marche. Pewnego razu staje wobec entej trudności podczas dostarczania paczki z pomocą dla pewnej rodziny, od czekania w deszczu z pudłem w objęciach po niewdzięczność: „Wracam do domu z dziwnym smutkiem w sercu. Pojawia się myśl, by sięgnąć do Szkoły Wspólnoty. By nauczyć się stawiać czoła życiu, które zawsze zaskakuje nas inaczej, niż to sobie wyobrażamy. Podczas lektury zorientowałam się, że patrzę na to, co przeżyłam, innym spojrzeniem. Nie odczuwam już trudu, i także smutek jest mniejszy. Teraz na nowo zaczęłam robić Szkołę Wspólnoty z większą powagą i wiernością, wychodząc po prostu od mojej potrzeby. Dlatego dalej roznoszę paczki”.

Kontynuacja nie jest żadnym z góry przyjętym pewnikiem. „Musisz sobie zdać sprawę teraz z tego, co ci się przydarzyło” – mówi Carrón do Matteo z Carrary. Zanosił on paczki z pomocą z Banku pewnej przestępczej rodzinie, nie wiedząc, że pani domu odbywała areszt domowy za posiadanie narkotyków: „Pewnego razu, gdy od nich wychodziłem, zatrzymali mnie karabinierzy”. Godzinne dochodzenie i pytania: „Puścili mnie, ale gdy wróciłem do domu, dalej byłem wściekły. Dlaczego?”. Matteo spotyka się z szefem wydziału antynarkotykowego: „Opowiada mi o przeszłości kobiety, myśleli, że jestem częścią bandy. Pytam go, czy mam przestać do nich chodzić, na co on: «Nie, oni ciebie potrzebują»”. Ale przez trzy miesiące nie pokazuje się u nich: „Pewnego ranka dzwoni do mnie ta kobieta. Nie odbieram. Dzwoni ponownie następnego dnia i kolejnego. Przygotowałem sobie usprawiedliwienie. Odebrałem, ale słyszę: «Cześć, Matteo, dlaczego przestałeś przychodzić? Już nie jestem dla ciebie ważna?». Rozłożyła mnie na łopatki. W wieku 16 lat przestałem chodzić do szkoły, ponieważ rzeczywistość mnie przerażała. Dla moich rodziców byłem przegrany. Ale spotkałem człowieka, który mnie objął, który pokochał mnie takim, jaki byłem. Czy jestem lepszy od tej kobiety?”. Po wielu latach mówi radosny, bez lęku: „Moja praca z marmurem, moja rodzina… Gest charytatywny jest gestem, który ponownie stawia w centrum to, że do życia potrzebuję tylko Jezusa. Jezusa żywego”.

„Nie czegoś z przeszłości. Trzeba, by Słowo stało się ciałem i zamieszkało pośród nas – podkreśla Carrón. – Czy widzicie caritas? By ktoś mógł sobie uświadomić to, że potrzebuje Jezusa. Kogoś, kto czyni życie «życiem», obiecując mu, że obudzi się zadowolony z tego, że pracuje w kamieniołomie w Carrarze. To jest chrześcijańskie życie, któremu nic nie może przeszkodzić, teraz. Upadek oczywistości, płynne społeczeństwo… Gdy widzi się Go w działaniu, strach mija. Mamy wszystko, co jest potrzebne do tego, by żyć”.


Polska strona Ruchu CL   |   Kontakt z redakcją