Menu strony Strona główna Śladów
   
Ślady > Archiwum > 2019 > styczeń / luty

Ślady, numer 1 / 2019 (styczeń / luty)

Ścieżki. Rozmowa

„Po owocach poznaję drzewo”

„Wierzący jest oryginalną obecnością. Moglibyśmy powiedzieć: niepokojącą”. Salvatore Natoli, laicki filozof, opowiada o sobie i o chrześcijaństwie, które wciąż zmusza go do zadawania sobie pytań. Wychodząc od słów księdza Giussaniego z 1968 roku…

Alessandra Stoppa


„Dzisiaj nie można mówić o odrzuceniu chrześcijańskiego orędzia, jak to mogło być w wielkim XVIII-XIX-wiecznym ateizmie. Dzisiaj orędzie nie jest nawet dobrze słyszane. Wieść nie dociera do uszu. A jeśli już, to w ograniczonym zakresie”. Salvatore Natoli, laicki filozof, niechrześcijanin, przestał wierzyć w Boga po tym, jak chciał udowodnić Jego istnienie, próbując dać rację swojej wierze. „W pewnym momencie zakochałem się w rozumności. I Bóg zniknął”. Jego zdaniem jest to także synteza współczesności: „Człowiek otrzymał w spadku potrzebę zbawienia, ale utracił Boga”.

A jednak Natoli nigdy nie przestał konfrontować się z chrześcijaństwem. Poświęcił mu pisma, badania, debaty publiczne i osobiste. Właśnie przeczytał lekcję księdza Luigiego Giussaniego, zaproponowaną podczas Dnia Inauguracji Roku CL, zgłębiając następujące słowa: „Jak to się stało, że zaczęli wierzyć?”. Jest to pytanie, które Giussani zadaje, mówiąc o Maryi, pasterzach, Mędrcach, uczniach, o zaangażowaniu życia pierwszych wyznawców w orędzie, które do nich dotarło.

 

Dlaczego Pana to porusza?

Czytając Giussaniego, widzę, że często powracają dwa słowa – spotkanie i obecność – i przychodzi mi na myśl przepiękne sformułowanie Kierkegaarda: „Wierzyć znaczy stać się współczesnym Chrystusowi”. Jest to znaczące. Spotkanie tej postaci – która ewidentnie nie tylko mówi o czymś, składa propozycje, ale sama przedstawia się jako żywa propozycja – nie pokrywa się z żadną doktryną, ale jest przyjęciem pewnej formy życia. Jest to posiadanie żywej relacji z jakąś osobą. W tym miejscu pojawiają się moje pytania. Orędzie Chrystusa jest wielopłaszczyznowe, opowieść o Nim zależy od różnych sposobów spotkania z Nim. Wystarczy pomyśleć o apokryficznych Ewangeliach albo o różnych chrystologiach, które rozwinęły się z biegiem historii, także w samym Kościele. Przecież również charyzmat Giussaniego jest szczególnym sposobem spotkania z Chrystusem, poprzez przeformułowanie orędzia na swój sposób. Trzymając się użytych sformułowań, wydaje mi się, że uważa on, iż pierwsi wyznawcy znaleźli w Jezusie kogoś, kto wypełnił egzystencjalną pustkę albo, tak czy inaczej, „potrzebę sensu”. Sądzę, że dzisiaj spośród cech charakteryzujących chrześcijaństwo niektóre zachowały swoją siłę, a inne zeszły na drugi plan.

 

Co rozumie Pan pod pojęciem „cechy charakteryzujące” chrześcijaństwo?

W pierwszej kolejności istnieje Zmartwychwstały. A więc ostateczne wyzwolenie od cierpienia i śmierci, życie wieczne. Posługując się klasycznymi sformułowaniami Credo: exspecto resurrectionem mortuorum et vitam venturi saeculi (oczekuję wskrzeszenia umarłych i życia wiecznego w przyszłym świecie). Ale co w międzyczasie? Ordo amoris, praktyka caritas jako poprzedzenie życia wiecznego: istotnie, jeśli ono nadejdzie – mówi święty Paweł – wiara i nadzieja znikną i pozostanie tylko miłość. Z tych aspektów niektóre są trwałe i do dzisiaj okazują się przekonywujące, inne – mimo że nigdy nie zostały zanegowane – zeszły stopniowo na drugi plan.

 

Które przetrwały, a które stały się tłem?

We współczesnym chrześcijaństwie – i tutaj rozumuję jako socjolog – urzeczywistniło się stopniowe przejście od Christus aeternus – Zmartwychwstałego – do Christus caritas. Dla mnie, ale bardziej ogólnie dla współczesnego świata, „drugi Chrystus” pozostaje atrakcyjny i w większości doskonale ortodoksyjny: jest to list świętego Jana, ubi caritas Deus ibi est. Wydaje się natomiast, że na drugi plan zeszły aspekty niegdyś dominujące: w pierwszej kolejności zmartwychwstanie ciał, obietnica życia wiecznego. Bardziej ogólnie: dogmatyczny porządek chrześcijaństwa. To wszystko widzę obecne w samych wierzących. Jezus stał się „ukierunkowaniem życia”. Także u Giussaniego widzę orędzie Chrystusa, które jest znaczące, ponieważ spotyka ludzi w ich ziemskim życiu, wypełnia życiowe pustki, pozwala mieć się lepiej.

 

Ale Giussani opisuje „nieprzewidzianą i nieprzewidywalną rzeczywistość”, „absolutną nowość”. Mówi, że chrześcijaństwo jest „czymś zupełnie innym” od chrześcijańskości, pojmowanej jako tradycja kulturowa, formuły myślowe, praktyczne zachowania, formy… A Pan w książce Il cristianesimo di un non credente pisze: „Jeśli chrześcijaństwo nie głosi Zmartwychwstałego, staje się ostatecznie moralnością. Pogrzebane jako wiara utrzymuje się przy życiu jako epizod cywilizacyjny, albo w najlepszym wypadku żyje jako mit”.

Sądzę, że rozróżnienie między chrześcijaństwem a chrześcijańskością występowało, z różnych powodów, w czasie całej historii Kościoła. Kościół zawsze musi powracać do źródeł, ponieważ on sam zauważa, że oddala się od tego początku. Stąd sformułowanie: Ecclesia sempre reformanda (Kościół zawsze musi się reformować) Nie mogę oddzielić chrześcijańskości od chrześcijaństwa: odnawianie się chrześcijańskiego orędzia nie byłoby możliwe bez Kościoła, ponieważ Kościół, mimo że to orędzie zdradza, wciąż je przekazuje. Bez chrześcijańskości, ze wszystkimi jej błędami, ten powrót do początku byłby niemożliwy. W kontekście, w którym panuje większe zapomnienie, gdzie historyczna chrześcijańskość znalazła się w kryzysie, w którym proponowana przez Jezusa tradycja już się nie sprawdza, Giussani na nowo formułuje ideę spotkania. Wydaje mi się, że oferuje chrześcijańską propozycję jako jedyną i ostateczną: dla niego Jezus jest i pozostanie Zmartwychwstałym, ale trzymając się tekstu, przedstawia Go bardziej jako ostateczny klucz problemów egzystencji, niż jako „pierwszego spośród zmartwychwstałych”. Oczywiście eritis mihi testes (będziecie moimi świadkami), ale do jakiego stopnia świadkowie są wiarygodni? Jezus mówi: „Poznają Go po dziełach”. A więc jeśli ich działanie „przyniesie zbawienie”, także ten, kto nie wierzy, może dać kredyt zaufania wierze, która go pociąga. Następnie, pozostając przy nazwie waszej wspólnoty, działanie, które wyzwala, a nie podporządkowuje, może być wspólnym polem dla tego, kto wierzy, i dla tego, kto nie wierzy.

 

Powiedział Pan, że dzisiaj chrześcijańskiego orędzia nawet nie słychać.

Jest jedno sformułowanie Nietzschego mówiące mniej więcej coś takiego: Bóg był ważny, kiedy starano się pokazać Jego istnienie, ponieważ to, że toczyła się tak intensywna debata, świadczyło o tym, że „kwestia Boga” była ważna. Dzisiaj nie dyskutuje się już o Nim, ponieważ nie stanowi już przedmiotu zainteresowania. Istotnie, wydaje mi się, że fenomenologia religijna, nie tylko u Giussaniego, koncentruje się na osobistym spotkaniu. Nie wychodzi się już od dowodzenia.

 

Ludzkie życie może „mówić” o Bogu.

O Bogu Jezusa. Ale nie ma już „kwestii Boga”, którą trzeba by poprzeć argumentami.

 

Ale dlaczego traktował Pan i dalej traktuje tak poważnie chrześcijaństwo?

Tutaj przechodzi się do elementu biograficznego… Odebrałem katolicką formację, charakteryzującą ówczesne chrześcijaństwo, uczęszczałem do oratorium, należałem do Akcji Katolickiej. Następnie – posługując się waszym językiem – w życiu liczą się spotkania. I ja spotkałem profesora filozofii. Był marksistą i był świetny, bardzo go szanowałem. Wobec osoby, którą poważasz, a która nie wierzy, następuje rebound (odbicie): kto ma rację, on czy ja? Pod wpływem prowokacyjnego bodźca innego punktu widzenia starałem się rozumnie uzasadnić moją wiarę, zarówno po to, by uzasadnić ją przed samym sobą, jak i po to, by mieć dobre argumenty przeciwko jego argumentom. Z czasem rozwinęło się upodobanie do rozumowania, które doprowadziło do zniknięcia Boga. Pozostała filozofia.

 

Czy uważa Pan, że stracił Pan coś na tej drodze?

W tym przejściu nie zniknęła postać Chrystusa. By posłużyć się językiem typowym dla XX-wiecznej teologii, na mojej drodze doprowadziłem do demityzacji: wciąż coraz mniej pociągała mnie transcendencja, a przekonała mnie forma życia Jezusa Chrystusa. Na przykład gotowość do troszczenia się o życie innych: darowanie. „Absolutna nowość”, o której mówi Giussani, dla mnie znajduje się w tym, że Chrystus pokazuje ludziom to, czym mogą się stać, to, co znajduje się w ich możliwościach, gdy zrezygnują ze swojego egoizmu. To jest to, co mnie w Chrystusie, albo lepiej, w sposobie, w jaki opowiada się o Chrystusie, przekonuje.

 

Dlaczego to Pana przekonuje?

Ponieważ widzę, jak to jest płodne. Podczas gdy kwestia boskości jest dla mnie pewną konstrukcją.

 

Ale człowieczeństwo, które tak bardzo nas fascynuje, stawia nam pytanie o to, co je rodzi. Nie ma Chrystusa bez relacji z Ojcem.

Jeśli biorę pod uwagę postać, o której opowiadają Ewangelie, nie mogę jej zrozumieć bez tej relacji. Ale rozumiem, w jaki sposób Jezus przeżywa tę relację: Jego Bóg jest Bogiem Izraela, a On zachowuje się jak Izraelita. Wiem, że mój dyskurs przeciwstawia się całej tradycyjnej teologii, ale posłużyłbym się sformułowaniem: bardziej niż jest synem, czuje się synem, chce być całkowicie spójny z wolą Ojca. W Jezusie radykalizuje się coś, co było przed Nim – złota zasada przynależąca do wszystkich form życia religijnego, społecznego i politycznego: nie czynić drugiemu tego, czego nie chciałbyś, by uczyniono tobie – i wykracza ponad: czyń innym to, co chciałbyś, by było czynione tobie. Jest to przejaw miłosierdzia – nie jest to już wezwanie do sprawiedliwości, do nieczynienia zła. Ponieważ, jako że zło krąży po świecie, twoja osobista sprawiedliwość to za mało. By wykupić samego siebie od cierpienia, musisz obarczyć się cierpieniem drugiego człowieka, ludzkości.

 

Ale czy do tego, by żyć, wystarcza odkupienie za pośrednictwem naszych działań?

Dzisiaj pozostał człowiek. Człowiek stający się gwarantem swojego zbawienia. Wielką mitologią zbawienia dzisiaj jest technika, postęp, za pośrednictwem których ludzie utrzymywali, że mogą, nie twierdzę, że się oswobodzić, ale uwolnić od zła oraz od potrzeb. Poprzez stopniowe odchodzenie od transcendencji. Ale człowiek wychyla się i zawsze będzie się wychylał ku granicy tajemnicy. Wówczas to tło tajemnicy zostaje w wieloraki sposób pokryte przez scenariusze, zasłony, tymczasowe rozwiązania… Istnieją okoliczności, w których człowiek znajduje formy życia potrafiące „zmieścić się w środku”; w innych – prawdopodobnie jest ich wciąż coraz mniej – tworzy się uwarunkowanie do skoku. Czyli to nastawienie na tajemnicę może wytworzyć autentyczne dynamiki poszukiwania, ale dostarcza także okazji do zastępczych mechanizmów, nieskutecznych remediów.

 

Pisze Pan: „Definiuje nas brak”.

Właśnie o tym mówię.

 

Jakim wkładem dla Pana jest chrześcijańskie doświadczenie wobec tego braku?

Wierzący jest w pewnym sensie oryginalną obecnością. Moglibyśmy powiedzieć: niepokojącą. Kontakt z osobami wierzącymi sugeruje ci dwie postawy: postawę redukcjonistyczną, przez co ten, kto wierzy, jest opóźniony albo fanatyczny, szalony; albo też potraktowanie go poważnie. Stwierdzenie: „Ten tutaj żyje innym doświadczeniem”. Nie wierzysz w to, co mówi, ale traktujesz go poważnie.

 

Czy w oparciu o to Pan to widzi?

Tak, w oparciu o to, jak postępuje. Zaczynasz rozumieć, czy jego doświadczenie rodzi płodność, czy też jest wynaturzone. Ale rozumiesz to, jeśli potraktujesz go poważnie, bez przesądów. Ci wszyscy, którzy żyją caritas, także w najbardziej codzienny sposób, ci wszyscy, którzy ją wcielają, pokazują mi płodność chrześcijaństwa, zdolność do wytwarzania dobra, które dla mnie pokrywa się z rodzeniem szczęścia. Staram się w ten sposób zbliżyć do tego doświadczenia, mimo że nie mogę nim żyć, ponieważ by nim żyć, musiałbym wejść w ten wymiar. A jeśli nie wejdziesz…

 

Czy wejście jest Pana zdaniem decyzją?

Zawsze występuje jakiś składnik decyzji, dla której iskrą zapalną jest jakiś bodziec. Nie jest powiedziane, że wiara drugiego człowieka jest tak przymuszająca, że skłoni cię do postawienia jego kroku. Możesz pozostać w przestrzeni pytań, zaciekawienia… nic ponadto.

 

Czy tak jest w Pana przypadku?

Spotkałem osoby, które dały mi do zrozumienia, że relacja z chrześcijaństwem posiada bardzo wysoki potencjał dobra, wyzwala energie, które bez pierwotnego mitu by nie rozkwitły. I że posiada wpływ na caritas i sprawiedliwość.

 

Ale czy owa caritas i sprawiedliwość łączą się z potrzebą sensu, zbawienia, od których wyszliśmy?

Łączą się, ponieważ Jezus nadaje kierunek twojemu życiu. Czynienie tego, co On uczynił, ma dobry wpływ na życie: jest ono dobre, jest płodne. Oto dlaczego nadaje sens.

 

Pisze Pan, że chrześcijańska caritas „nie jest czynieniem, jest przede wszystkim i zasadniczo sposobem bycia, przywdzianiem drugiej natury”, ponieważ jest „działaniem Boga w człowieku”.

Po owocach rozpoznaję drzewo. Chrześcijaństwo nie jest tylko czynieniem dobra, to jednak pozostaje wskaźnikiem jego płodności. Ponieważ ja nie widzę Kogoś Innego, doświadcza Go ten, kto wierzy. Ja wobec wierzącego rozpoznaję, że jest dobrem po tym, co wychodzi z niego „na zewnątrz”. Istnieje pewna eliminacja, która nie może być niczym więcej jak tylko zadaniem sobie pytania. Zapytaniem oznaczającym, że mecz się nie kończy. Nie jest stwierdzeniem: wiem wszystko. To doświadczenie w drugim istnieje.

 

Salvatore Natoli

Rocznik 1942, urodzony w Patti (Mesyna). Wykładał logikę na Uniwersytecie Foscari w Wenecji, filozofię polityki na Uniwersytecie Państwowym w Mediolanie, filozofię teoretyczną i etykę społeczną na Uniwersytecie w Mediolanie-Bicocca, filozofię teoretyczną na Uniwersytecie w Bari, historię idei na Uniwersytecie Vita-Salute San Raffaele w Mediolanie.


Polska strona Ruchu CL   |   Kontakt z redakcją