Menu strony Strona główna Śladów
   
Ślady > Archiwum > 2019 > styczeń / luty

Ślady, numer 1 / 2019 (styczeń / luty)

Ścieżki. Caritas

To, co zostaje ze zbiórki

Eldivio, który myślał o skończeniu ze sobą. „Bogactwo” Roberto w ubogiej dzielnicy Taranto. I Pietro, który za sprawą pozdrowienia usłyszanego na chodniku znajduje przyjaźń pozwalającą mu wzrastać… Oblicza i fakty z dnia, który poruszył całe Włochy. Ale który na tym się nie kończy. Ponieważ każdemu ofiaruje „nadzieję na życie”.

Paolo Perego


Starszy pan, wysoki, dystyngowany. Sam. „Wydaje się smutny” – zauważa Tiziana, wolontariuszka, która od kilku godzin dyżuruje podczas Zbiórki Żywności 24 listopada w supermarkecie w Mediolanie. Razem z przyjaciółką rozdają ulotki z zaproszeniem do udziału w zbiórce. Mężczyzna bierze kartkę i siatkę, następnie udaje się na stoisko z warzywami. Mruczy coś pod nosem, trudno mu się zdecydować. „Może mogłaby panu pomóc żona?” – pyta Tiziana. Od samego rana w sklepie pojawiały się starsze małżeństwa. „Jestem wdowcem” i daje do zrozumienia, że rana jest świeża. Następnie prosi o więcej informacji o zbiórce, jakie produkty są potrzebne, do kogo trafiają. „Zauważyłam, że ma rozwiązanego buta – mówi Tiziana – ale nie miałam odwagi mu o tym powiedzieć, żeby nie wprawić go w zakłopotanie. Powiedziałam o tym przyjaciółce…” Ona schyliła się i zawiązała mu sznurowadła. „Twarz mężczyzny zmieniła się. Uśmiechał się. Po czym pośpiesznie odszedł, by zrobić swoje zakupy. Po 20 minutach wrócił: «Poszedłem do domu, by wziąć 100 euro. Pomożecie mi kupić rzeczy na zbiórkę? Tylko pamiętajcie, bierzemy też słodycze…»”.

Gesty rodzące się z „doświadczenia bezinteresowności”. Będące możliwością przyniesienia każdemu „nadziei na całe życie”. Słowa księdza Juliána Carróna w przeddzień ostatniej zbiórki zapraszają do spojrzenia na propozycję Banku Żywności jako na okazję do zobaczenia, w jaki sposób „caritas” może być szeroko otwartą propozycją do wejścia w każdy zakamarek życia, rozpoczęcia go na nowo i cieszenia się nim naprawdę. Dla tego, kto caritas ofiaruje, i dla tego, kto ją przyjmuje w trudnych czasach, w których żyjemy, nawet wtedy, gdy wydaje się to niemożliwe. Nie liczą się tylko tony zebranego jedzenia. Oczywiście są potrzebne. Ale wystarczy wejść do tysięcy włoskich supermarketów, pośród prawie 150 tysięcy wolontariuszy, którzy wzięli udział w 22. Zbiórce Żywności, i posłuchać opowieści o tym, co przeżyli, spotykając miliony osób, by się przekonać, w jaki sposób owa „nadzieja na całe życie” może rozkwitnąć.

Taranto, dzielnica Tamburi, ubogie osiedle, znane ze „sprawy huty stali Ilva”. Jedno z tych miejsc, w których na propozycję zbiórki spodziewałbyś się zdumionego: „Czy nie widzisz, że ja sam jestem potrzebujący?”. Roberto, 21 lat, urodził się tutaj. Przebywał w rodzinie zastępczej od 11. roku życia, do domu wrócił, mając 17 lat, mimo że sytuacja poprawiła się tylko nieznacznie. „Od kilku lat, wraz z grupą przyjaciół, jestem wolontariuszem w centrum rozprowadzającym zebraną wcześniej żywność dla ubogich w starym Taranto. Śpiewam też w chórze i jestem zaangażowany w życie jednej z parafii. I biorę udział w zbiórce”. W tym roku Roberto zaprosił wszystkich przyjaciół, rozprowadzając wśród nich Sens gestu charytatywnego, książeczkę ze wskazaniami księdza Giussaniego dla pierwszych członków GS, którzy chodzili bawić się z dziećmi do mediolańskiej Bassy. „Ponieważ wolontariat i gest charytatywny to nie to samo – kontynuuje Roberto – i sam nie potrafiłem wyjaśnić, że gest caritas jest miłością, że w caritas człowiek zanosi piękno i dobro, które mu się przydarzyły”. Ponad tona zebranego jedzenia w Tamburi. „Nieoczekiwany prezent, wielu podarowało także mało”. Z Roberto był też jego siostrzeniec: „Ma 13 lat i żyje z dala od Kościoła. Ale tamtego dnia poprosił mnie, bym poszedł z nim na Mszę św. i robił «paczki»”. Wieczorem spotkał się z przyjaciółmi, którzy byli w innych supermarketach: „Roberto, widziałem twoją mamę i twojego tatę… Podarowali połowę swoich zakupów”. Jak to możliwe? „Nic mi nie powiedzieli. Ale coś ich poruszyło. Przypomina mi się rozmowa z pewnym typem przy wyjściu z siłowni. «Jesteś inny» – powiedział mi. Opowiedziałem mu o moim życiu pełnym różnych doświadczeń. Na co on: «Nie, chodzi o coś więcej». Tamtej nocy nie spałem. Myślałem o tym, co robię, o mojej historii. Oto w tym wszystkim mogę rozpoznać doświadczenie Chrystusa. A pokazał mi to człowiek, który nie miał z tym nic wspólnego”.

 

Ktoś, także nieznany, kto niespodziewanie „rozpoczyna na nowo grę o to, kim jestem”, jak opowiada Federico. Podczas zbiórki w jednym z supermarketów w Rho, w północnej części Mediolanu, zagoniony nie zwraca zbyt dużej uwagi na kolorowego chłopaka proszącego o jałmużnę. „Obserwował nas cały dzień, uśmiechając się za każdym razem, gdy nasze spojrzenia się spotykały. W gruncie rzeczy robiliśmy to samo: czekaliśmy na dar od kogoś”. Wieczorem chłopak wypełnia siatkę kilkoma rzeczami i wręcza ją Federico, który mu dziękuje. Na tym mogło się skończyć. Tymczasem Federico wraca z przyjacielem, by go odwiedzić. Ma na imię Angelo, pochodzi z Nigerii. Zapraszają go na śniadanie. „Nie, obchodzę ramadan”. Muzułmanin? „Nie, jestem chrześcijaninem, ale nie wiem, jak wam wytłumaczyć, że poszczę… By podziękować Chrystusowi za to, że jest, i że ja mam się dobrze”.

Także dla Stefano w Cernusco nad Naviglio „mogło się na tym skończyć”, na zapomnianym numerze telefonu w kieszeni kurtki. „Omar, mężczyzna około 40 lat. Podchodzi podczas zbiórki, pyta, czy możemy mu pomóc, przynosząc co jakiś czas paczkę. Zostawiam mu numer, każę mu zapisać swój. Tak go zbywam”. Tylko że potem „ta kartka się znalazła. I zadzwoniłem do niego: «Cześć, Stefano, czekałem na ciebie». Rozumiesz? Pomimo mojego roztargnienia ktoś na mnie czekał. I zwrócił się do mnie po imieniu”.

„Jakby świat nie czekał na nic innego jak tylko na tę nadzieję, na tę możliwość. I wystarczy jeden człowiek, by rozpalić ją na nowo” – mówi Alessio, który przyprowadził swoją młodzież ze spotkań po bierzmowaniu na zbiórkę do supermarketu we Florencji. Przed wejściem młodzi podchodzą do niepełnosprawnego Michele. „«Co oni robią? Przecież nie wypada» – pomyślałem – mówi Alessio. – A tymczasem oni z nim rozmawiali, on nie musiał nawet robić zakupów. Ale ich słuchał. Wszedł, zrobił swoje zakupy na zbiórkę, a potem został jako wolontariusz”.

I jeszcze liczne zbiórki w więzieniach. Wśród niepełnoletnich z Nisidy, na przykład, skąd Felice zabiera ze sobą „na wolność” Tony’ego na kilka godzin służby w jednym ze sklepów w Neapolu. Tony napisał list z podziękowaniem: „Najdrożsi przyjaciele – on, osoba, dla której przyjaźń jest czymś prawie niemożliwym – był to niezapomniany dzień”. Albo w Mediolanie, gdzie Paola i Fulvio opowiadają o zbiórce w strefie „nowo przybyłych” w więzieniu w San Vittore. „Ludzie, którzy nie mają nic. A jednak znalazł się mężczyzna, który wysłuchawszy naszej opowieści, wrócił do celi po mandarynkę i kawałek chleba. Nie miał nic innego, dał wszystko, co miał”.

 

To jest odmienne spojrzenie, niewyobrażalne, które jest w stanie ponownie wprawić w ruch. W Chioggi przyjaciele Banku Solidarności zorganizowali zabawę z wolontariuszami z różnych stowarzyszeń, którzy uczestniczyli w zbiórce. Aperitif pośród zabaw i świadectw. Świadectwo Michele, niegdyś w żadnym razie nieidentyfikującego się z Kościołem, który spotyka Bank w trudnym dla siebie momencie i nie jest już w stanie oderwać się od niego: „Obok rodziny jest to najpiękniejsze doświadczenie mojego życia”.

Albo Elvidio, przedsiębiorca, który wpadł w kłopoty wiele lat temu. „Były dzieci i separacja z żoną. Moja szwagierka przynosiła mi zakupy… Myślałem o odebraniu sobie życia, popełnieniu samobójstwa”. A tymczasem seria spotkań, przyjaciele z Banku, gest charytatywny. Elvidio zaczyna od nowa, pośród wzlotów i upadków: „Dzisiaj mógłbym nie mieć w kieszeni ani jednego euro, ale kto odbierze mi to wszystko?”. Jest tak „bogaty”, że na zbiórkę zaprosił byłą żonę. Jest także Rita, opowiadająca o dalszym ciągu historii, która rozpoczęła się podczas zbiórki w ubiegłym roku, kiedy spotkała byłą uczennicę mającą mnóstwo problemów: „Zaczęłam zanosić jej paczkę, angażując się wciąż coraz bardziej. Zwłaszcza w sprawę jej 13-letniej córki przygotowującej się do Pierwszej Komunii św., do której jeszcze nie przystąpiła”. W dzień uroczystości Rita była poruszona: „Jej mama przyszła wcześnie, by się wyspowiadać i przyjąć także Eucharystię, po długim czasie. To ich pragnienie czegoś wielkiego dla życia jest takie samo jak moje”.

Ponieważ korzyści caritas, jej sensu doświadcza się tutaj, na sobie, w swoim życiu. „Mówię sobie: «Spójrz, co się wydarzyło». To Jego ręka”. Pietro, 33 lata, żona i dwójka małych dzieci, praca w szpitalu i zaproszenie, po zbiórce trzy lata temu, by zanosić paczkę z żywnością byłemu przestępcy w średnim wieku, mieszkającemu na obrzeżach Mediolanu, ubogiemu i bez pracy: „Pierwsze miesiące były trudne. Wydawało mi się, że jestem dostawcą: wyładowywałem paczkę z samochodu, pośpieszne się z nim witałem i dalej”. Nie taka była „obietnica” gestu charytatywnego. „Nie odpuszczaj, spójrz lepiej na to, co się wydarza” – mówią przyjaciele. Z czasem zamiast na chodniku paczkę zostawia na portierni, potem przy schowku pod schodami, aż wreszcie dociera do drzwi mieszkania. „Pewnego dnia zaprosił mnie, bym wszedł”. Jest to początek prostej, prawdziwej relacji: „Opowiadałem o sobie. A w międzyczasie poznawałem jego”. Rok później Pietro zaprasza go, by przyszedł na zbiórkę jako wolontariusz. „Był entuzjastycznie nastawiony: «Wszyscy muszą wiedzieć, ile dobra otrzymałem»”. Przyjaźń rozwija się, obejmuje też innych, wchodzi w szczegóły codzienności każdego: „Jest to relacja, która mnie zmienia, w której wzrasta moja wiara. I każe mi czekać na coś we wszystkim, co przeżywam: od trudnej pracy, mojej i mojej żony, po pragnienie tego, by dobrze wychować dzieci, pokazać im całe istniejące dobro. Wszystko staje się oczekiwaniem i pytaniem”.


Polska strona Ruchu CL   |   Kontakt z redakcją