Menu strony Strona główna Śladów
   
Ślady > Archiwum > 2018 > wrzesień / październik

Ślady, numer 5 / 2018 (wrzesień / październik)

Ścieżki. Meeting w Rimini

„Nowość pośród nas”

Goście, wystawy, spotkania… Całe bogactwo świadectw podczas tygodnia, który w dotkniętym cierpieniem świecie mówi o szczęściu i przemianie. „Tylko przebudzone człowieczeństwo porusza koło historii”. W ten sposób rewolucja serca, jak wyraził się nuncjusz Christophe Pierre, staje się faktami i twarzami.

Alessandra Stoppa


Most w Genui runął pięć dni wcześniej, imigranci na statku Diciotti są symbolem tysiąca innych, rany pedofilii w Kościele, justycjalizm, konflikty międzynarodowe i cierpienie chorych w ich domach, bieda, niezaspokojenie tych, którym się powodzi, duże albo małe rozgoryczenie. Strach przed życiem oraz cała niemoc, osobista, zbiorowa. „Siły poruszające historię to te same siły, które czynią człowieka szczęśliwym”. Możemy zadać sobie pytanie, czy Meeting to „oaza” dla frajerów, czy też rzeczywista możliwość w obliczu „siły zewnętrznych wydarzeń”, jak napisał na początku całego wydarzenia na łamach „Corriere della Sera” Dario Di Vico.

 

Dzień po dniu opowiadaliśmy na stronie o głównych spotkaniach i o tym wszystkim, co działo się w Rimini. Do dyspozycji są nagrania z ponad dwustu konferencji, zdjęcia, wywiady: z wolontariuszami, z kuratorami siedemnastu wystaw, z licznymi gośćmi. Bogactwo ludzkich świadectw, z przeszłości i teraźniejszości. Pierwszym wyróżnikiem jest to, że są to osoby, które nie odrywają wzroku od całej rzeczywistości, takiej, jaka ona jest, także złożonej i trudnej, ale patrzą na nią i żyją w niej zanurzone. A siła, którą mają, zmusza do zadania sobie pytania. Jest to siła nowości. Kardynał Angelo Scola, jeden z 528 referentów, wyznaje, że spędziwszy na targach połowę dnia, wyjeżdża stąd inny niż tu przyjechał, właśnie dlatego, że zobaczył fakt będący w stanie wzbudzić coś nowego: „Nowość we mnie, w tobie, pośród nas! To wszystko, co Bóg dał mi w życiu, także wraz z wielkimi zadaniami, jakby znikało w porównaniu z rodzącą się nowością”.

Czym jest nowość? Na przykład spojrzeniem w twarz bardzo staremu pytaniu: pytaniu Hioba o „przyczynę” cierpienia. Hiob był jednym z bohaterów Meetingu, ponieważ wszyscy jesteśmy Hiobami: jego pytanie o sens daje się we znaki bardziej niż cokolwiek innego, ale zmierzenie się z nim czy też przyzwolenie, by wibrowało, nie jest niczym oczywistym, co można założyć z góry. Czterdzieści dwa rozdziały niezwykle głębokiego tekstu odżyły na wystawie, która poruszyła tysiące zwiedzających, skłoniła ich do zastanowienia, wzruszenia, przemiany, dała odpowiedź i zrodziła pytania, tak jak prowadzona przez Monikę Maggioni rozmowa z księdzem Juliánem Carrónem, filozofem Salvatore Natolim oraz lekarzem Mario Melazzinim. Nie ma niczego abstrakcyjnego w opowieści o historii człowieka stającego wobec zła, zranionego rozumu, który zrywa relację z Bogiem i nie widzi już ostatecznego dobra życia. „Hiob jednak nie złorzeczy Bogu. Ponieważ bez Boga, który ocala, i tak by zginął” – mówi Natoli. Unoszenie wraz z nim głowy, któremu towarzyszy pytanie o życie, zbliża do pytań Boga: Kim jesteś? Gdzie byłeś, gdy stawiałem fundamenty świata? Ukazywanie się stworzenia na jego oczach jest jak odpowiedź matki, która cierpliwie uczy dziecko: „Jak się mówi? – Dziękuję”, ponieważ rzeczy istnieją.

Pomocą jest zachwyt, jaki wzbudza praca przywieziona na Meeting, poświęcona „Exoplanets”, tajemnicom wszechświata i możliwości życia w niezbadanych horyzontach, z całym smakiem oczekiwania na odpowiedzi, o czym świadczą bohaterzy świata astrofizyki i teologii. Obok wielkich nazwisk (od Enrica Flaminiego po Giuseppe Tanzella-Nittiego, Antonio Lazcano, Roberto Battistona…) jest dwóch młodych naukowców, Tommaso Fraccia i Stefano Facchini, którzy opowiedzieli o pasji jako o drodze, oraz o największym odkryciu: o „odzyskaniu za pośrednictwem piękna przestrzeni międzyplanetarnej pierwotnego zdumienia sobą, swoją naturą, własnym «ja»”, maleńkiego punkcika mającego nieskończoną i nieredukowalną wartość.

 

Wkład Meetingu jest także następujący: stawia przed oczyma rzeczywistość, jej głębię i totalność dzięki doświadczeniu tego, kto na nią patrzy; opowiada o życiu Jorgego Mario Bergoglia, byś poznał człowieczeństwo, wiarę, wielkość myśli i pasterskiej działalności Papieża często spotykającego się z niezrozumieniem; w odważnym spektaklu skłania najskrytsze pytania do dialogu z Atłasowym trzewiczkiem Claudela; pokazuje ci nadzwyczajne człowieczeństwo Romano Guardiniego oraz miłość, z jaką pochylał się nad pacjentami Giancarlo Rastelli, który naznaczył historię kardiochirurgii oraz oczarował Meeting pięknem swojej duszy i inteligencją czystej wiary; albo pokazuje ci przebaczenie irakijskich chrześcijan, którzy wracają do swoich zniszczonych domów, by odbudować naród, pomagając tym, którzy ich stamtąd wygnali; pozwala ci współdzielić „pragnienie wszystkiego” studentów, którzy pracowali przy wystawie poświęconej rokowi ’68: wołanie o autentyczność jest ich wołaniem, jest teraźniejsze i jest otwarciem, dążeniem do współdzielenia doświadczenia, zgodą na to, by zaskoczył nas ktoś, kto, tak jak były brygadzista Franco Bonisoli, ofiaruje z lojalnością i bólem swoją ludzką historię i ze swojej strony pozwala, by oni poruszyli go do głębi.

„Ale kiedy człowiek zdumiewa się rzeczywistością? – prowokuje w salonikach Pilar Vigil z Chile, lekarka i członek Papieskiej Akademii Życia. – Kiedy człowiek jest świadomy tego, że nie jest oczywiste to, że ona istnieje”. Zdumienie, z jakim mówi o tajemnicy początku ludzkiego życia, które pod mikroskopem, po 40 latach pracy, wciąż wprawia ją w osłupienie, jest tym samym zdumieniem, z jakim mówi o Meetingu. Jest tu po raz pierwszy. „Jeśli nie zna się człowieka, myśli się, że to łatwe, oczywiste. Nie, nic nie jest oczywiste. Miejsce takie jak to wymaga trudu, bardzo dużego zaangażowania, ale przede wszystkim: musi się wydarzać. Wszystko przyczynia się do tego, by się wydarzało, ale tego nie gwarantuje. Tak jak w nauce, im bardziej skomplikowana jest struktura, tym bardziej ekscytuje cię jej tajemnicze piękno: wysiłek tych wszystkich zaangażowanych osób, ich darmowość, troska o szczegół, praca, by zbudować wystawy… Ludzka istota, kiedy żyje i pracuje w relacji, ukazuje stworzenie”.

 

Ale czy wołaniu serca wystarcza wspaniałość istnienia rzeczy? „Zagadnienie cierpienia jest tak ogromne, że tylko Słowo mogło stawić mu czoła – powiedział ksiądz Carrón podczas spotkania poświęconego Hiobowi. – Syn Boży przybył nie po to, by zniszczyć cierpienie, ale by cierpieć razem z nami. Nie odpowiedział przy pomocy wyjaśnienia, ale swoją obecnością”. To właśnie bliskość potrafiła odmienić życie doktora Melazziniego bardziej niż degeneratywna choroba, która go paraliżuje. To właśnie bliskość sprawia, że Verónica Cantero Burroni, młodziutka argentyńska pisarka, kocha życie. O ile dzisiaj kryzys przeżywa postawa wobec rzeczywistości, wstrząsa jej głęboka wdzięczność, szczęście w wielkich oczach tej 16-letniej dziewczyny przykutej do wózka inwalidzkiego, która miała odwagę Hioba: „Mając około 10 lat, zaczęłam pytać Boga o sens mojego położenia, oraz o to, jak mogłabym zmienić świat taka, jaka jestem. Odkryłam, że moja sytuacja pozwala mi być bardziej uważną na rzeczywistość, która cała jest cudem”.

Wobec niej i wielu dusz nasyconych nadzieją, tak jak kardynała Andersa Arboreliusa, biskupa zsekularyzowanego Sztokholmu, można się uczyć, że rewolucyjna jest tylko przemiana osoby: „To właśnie sprawia, że koło historii się obraca! – mówi nuncjusz w USA Christophe Pierre. – Ludzie zaczynają rozpaczać pod ciężarem codziennego życia i ryzykować zapomnienie tego, jak być protagonistami historii”. Podczas przepięknej lekcji poświęconej tytułowi Meetingu towarzyszy nam w patrzeniu na współczesny kontekst, w obliczu dużej trudności z „uważnym odczytywaniem epokowej przemiany”. Uważa za priorytetową sprawę „wsłuchiwanie się w rzeczywistość” oraz powraca do absolutnej zgodności między profetycznym świadectwem papieża Franciszka a świadectwem księdza Giussaniego: „Najskuteczniejszą odpowiedzią na problemy jest w pierwszej kolejności dogłębne przeanalizowanie istoty ludzkiej. Chrystus przybył, by przebudzić samo nasze człowieczeństwo, abyśmy mogli stawić czoła problemom”.

W jaki sposób je przebudza? „Spotyka nas. Stawia nas wobec ludzkiej obecności, która nie jest zepsuta”. Spotyka nas tak, jak spotkał Samarytankę, którą arcybiskup Pierre przedstawia, odwołując się do duchowej i egzystencjalnej „blokady”. Ale Jezus poprzez swoje miłosierne spojrzenie oraz rozmowę otwiera stopniowo jej oczy i serce, by pozwolić jej rozpoznać to, co czyni ją naprawdę szczęśliwą. Spotkanie ukazuje jej to wszystko, co było starannie ukryte w jej wnętrzu – samo jej człowieczeństwo”.

 

Chodzi nie tylko o większą świadomość powagi wyzwań, ale świadomość samych siebie, bez której nie ma wkładu w świat. To „przebudzone człowieczeństwo”, które jest kluczem historii, rodzi się zawsze ze „spotkania”. Było to bardzo wyraźnie widoczne w dziewczynach, które zabrały głos ostatniego dnia: pochodzą z Latającego Domu w Charkowie na Ukrainie oraz ze wspólnoty wsparcia Imprevisto w Pesarze. Ich historie i ich ciała mówią o opuszczeniu, sierocińcach, niepełnosprawności, narkotykach, osamotnieniu, zbyt wielkim cierpieniu, ale ich życie mówi o spotkaniu, które odbyły, potrafiącym zrodzić je takimi, jakie są – wspaniałymi, oraz pozwalającym powiedzieć Lenie: „Moje cierpienie, także fizyczne, jest zdominowane przez piękno. Nie pozostaje mi nic innego do zrobienia jak tylko dziękować Bogu za to, że jest blisko mnie oraz ponieważ jestem najszczęśliwszą osobą na świecie”. Ich wdzięczność za to, że zostały pokochane, uobecnia doświadczenie Etty Hillesum, która przez cały tydzień towarzyszy wystawie o Hiobie słowami zapisanymi w Auschwitz, gdzie dotykała towarzystwa Boga, tak rzeczywistego, tak intymnego i totalnego: „Czasem, gdy stoję w kącie obozu, moje stopy opierają się o ziemię, moje oczy kierują się ku niebu, łzy płyną mi po twarzy, łzy, które wypływają z głębokiej emocji i wdzięczności”. Tatiana, Ira, Anita, Martina i pozostałe dziewczyny tworzą historię, przebaczają temu, kto je porzucił, uczą się i pracują, przyjmują tak, jak zostały przyjęte, kochają, żywią nadzieję. „Zmartwychwstanie nie jest czymś z przeszłości – pisze papież Franciszek w przesłaniu na Meeting. – Zawiera siłę życia, która przeniknęła świat. Tam, gdzie wydaje się, że wszystko umarło, ze wszystkich stron znów pojawiają się kiełki zmartwychwstania. Jest to siła, która nie ma sobie równych”.

 

 „Być może nie rozumiecie, jak ważny jest Meeting. Ta ilość dobrych ludzi, z wiarą, której można dotknąć, ludzi zwyczajnych i niezapomnianych”. Alberto Campo Baeza z Madrytu, jeden z najważniejszych współczesnych architektów, przyjechał po raz pierwszy. „Na wystawie o Papieżu płakałem cały czas, a potem nie przestałem na wystawie o Brunelleschim i Hiobie. W każdym razie z wystawami czy bez fenomen Meetingu jest niewiarygodny. Budzi w tobie wiarę w człowieczeństwo”. Na swoje spotkanie przychodzi spóźniony, ponieważ zatrzymuje się, by podziękować wszystkim wolontariuszom. Jest ich trzy tysiące i jak zwykle sami opłacają sobie podróż, zakwaterowanie, podkoszulek, który jest ich uniformem… Wielu jest młodych: wykonywali wszelkiego rodzaju roboty ręczne, zaprojektowali przestrzenie, prowadzili spotkania, zajmowali się wystawami, niektóre powstały w oparciu o ich zainteresowania. Zaskakują nie tylko ze względu na to, co robią, nawet jeśli sprzątają ze stołów, odkurzają, szyją albo rozplątują kable słuchawek, nie jest to dla nich umartwieniem, konfrontują się, chcą zobaczyć, co wspólnego ma to, co robią, z ich sercem proszącym o wszystko. Tak jak chłopak, który kończąc dyżur późno w nocy, zatrzymuje zaprzyjaźnionego księdza, by zapytać o Hioba, ponieważ nie może położyć się spać, jeśli nie będzie wiedział. Następnie są tacy, których, tak jak Gabi z Argentyny, zaskakują wolontariusze o siwych włosach: „Wzrusza mnie widok tych wszystkich «dziadków». Okazują tę samą serdeczność i dyspozycyjność co młodzi, tę samą energię. Przywracają mi nadzieję. Podeszły wiek nie jest w stanie usunąć pragnienia serca”. Małżeństwo lekarzy na emeryturze (13 dzieci, 24 wnuki) jest tutaj, by sprzątać.

Innym znakiem siły potrafiącej wpływać na historię jest szacunek, uważność na pojedynczego człowieka, nie na ludzkość w ogóle. Arcybiskup Manilii kardynał Luis Tagle opowiada o pewnym fakcie. Pewna kobieta, która pracuje dla Caritasu w Libanie w Syrii, udaje się na konferencję. Bierze taksówkę i kiedy przyjeżdża do celu, kierowca mówi, że nie musi płacić. Dlaczego? „Ja nie biorę pieniędzy od Caritasu”. Zaskoczona kobieta pyta go, skąd wie, gdzie pracuje. „Trzy lata temu byłem w więzieniu w Libanie, jako nielegalny imigrant. Pewnej nocy czułem się źle, strażnicy nie podali mi lekarstw. Wtedy przyszłaś ty i mi je dałaś. Tamtej nocy spałem dobrze. Wciąż o tobie myślę”. Kardynał Tagle komentuje: „Przez trzy lata twarz tej kobiety pozostała odciśnięta w pamięci tego człowieka. Kościół jest odnowiony, kiedy jest drzwiami, w których Ewangelia spotyka wołanie świata”. Mariella Enoc, dyrektorka szpitala Dzieciątka Jezus w Rzymie, zwiedza Meeting, odbierając jeden telefon po drugim i osobiście zajmując się sprawą 11-letniego dziecka ze Środkowej Afryki, które miało wsiąść do samolotu i przylecieć na leczenie do Rzymu. Ze sceny natomiast opowiada o odwiedzinach papieża Franciszka, który w ciągu trzech godzin spędzonych wśród małych pacjentów wypowiedział co najwyżej 20 słów. Oto co jest dla niej najważniejsze wobec drugiego człowieka: „Zatrzymać się. W ciszy”.

 

„Potrafimy być świadkami tylko wtedy, gdy uznajemy świadectwo drugiego człowieka” – mówi Wael Farouq, egipski profesor, komentując długie oklaski dla sekretarza generalnego Światowej Ligi Muzułmańskiej Muhammada Bin Abdul Karima Al Issy: „Nie jesteśmy tu, żeby organizować kongresy, wrócić do domu i zapomnieć po jednym dniu o tym, co spotkaliśmy. Świadectwo rodzi znaczenie, w przypadku rzeczy małych i dużych. I prowokuje inne, które rozkwitają w wielu innych miejscach poza tym miejscem”.

Tego samego wieczoru targi przemierza mała grupa młodych imigrantów: są z nimi nauczyciele, dorośli, wychowawcy, muzułmanie, chrześcijanie, ateiści, prawosławni… Przybywają z różnych stron Włoch. Jest to ruch życia powstały jako owoc wystawy poświęconej „Nowym pokoleniom”, prezentowanej podczas ubiegłorocznego Meetingu, która krążyła po szkołach i miastach, doprowadzając do zawiązania się przyjaźni między osobami, grupami, uczniami, profesorami, różnymi rzeczywistościami, rodzinami; zrodziła przygarnięcie, projekty i odmieniła losy młodzieży przybyłej na łodziach oraz tych, którzy im towarzyszą. Dialla jest we Włoszech od trzech lat i dzisiaj mówi, że jego straszliwa podróż „opłacała się”: znalazł rodzinę, przyjaciół, zabrał się do nauki, odkrył „bogactwo w swoim wnętrzu”, o którego istnieniu nie miał pojęcia. Z wdzięczności pomaga innymi imigrantom w nauce czytania i pisania. Tawfik, Egipcjanin, syn imama, zanim chrześcijanie stali się jego przyjaciółmi, myślał, że „są zjawami”. Teraz ma mnóstwo pytań, rzeczy, które były pewnikami, już nimi nie są, są też nowe. Inna wizja świata rodzi się ze spotkania.

„Radosne chrześcijańskie świadectwo pokazuje atrakcyjność Chrystusa, skłania innych, by zadali pytanie: co porusza tę osobę? Co popycha ją do działania? – mówił arcybiskup Pierre. – Wiemy, że dla nas odpowiedzią jest Chrystus”. I przytoczył słowa wypowiedziane przez księdza Giussaniego, będące kontynuacją zdania, które było tytułem Meetingu: „Siłą tworzącą historię jest człowiek, który zamieszkał wśród nas, Chrystus. Odkrycie tej prawdy na nowo zapobiega naszemu zniszczeniu jako ludzi, uznanie tej prawdy wprowadza w nasze życie namiastkę szczęścia”.


Polska strona Ruchu CL   |   Kontakt z redakcją