Menu strony Strona główna Śladów
   
Ślady > Archiwum > 2018 > wrzesień / październik

Ślady, numer 5 / 2018 (wrzesień / październik)

Pierwszy Plan. Mariella Carlotti

Za płotem

Prawie 40 lat spędzonych w najróżniejszych szkołach twarzą w twarz z młodzieżą i jej sercem. I to pytanie, które zrewolucjonizowało jej pracę. Mariella Carlotti „opowiada” o współczesnej młodzieży, przywołując niewymazywalne fakty i oblicza.

Alessandra Stoppa


„Człowiek sam chciałby tylko spać”. Mariella Carlotti widzi, jak prorocze słowa Cesare Pavese urzeczywistniają się w wielu współczesnych młodych. „Co więcej, w wielu dorosłych”. Przez prawie 40 lat nauczała języka włoskiego to tu, to tam w Toskanii i w Umbrii, w różnych szkoła, ale tylko państwowych: w liceach, w ekonomiku, technikum rolniczym i w większości (przez 22 lata) w położonej na peryferiach szkole zawodowej. Dzisiaj jest dyrektorką prestiżowego Konserwatorium Muzycznego św. Mikołaja, które oferuje edukację od przedszkola po liceum i znajduje się w centrum Prato, w byłym XIII-wiecznym klasztorze. Zanurzona w tym skarbcu sztuki i historii, wśród fresków i sklepień, romańskich pozostałości, drzew oliwnych i renesansowych krużganków, natychmiast zrozumiała jedną rzecz: „W szkole zawodowej czy tutaj młodzież ma ten sam problem. Ideał. Odnalezienie sensu życia”.

Zdumiewa ją trud, z jakim wstają rano, ponieważ jest to symptom „braku dawania pierwszeństwa rzeczywistości”. Wolą siedzieć do późna w nocy: „W dzień rzeczywistość się narzuca, nocą ją wymyślasz”. W Instrumentum laboris, w którym Kościół nakreślił drogę na synod poświęcony młodym, który rozpoczął się 3 października, jest opisanych wiele cech nowych pokoleń: nieobecność tradycji i ojców, wpływ technologii, kruchość… „Wiele wyraża się w tej niezdolności do życia za dnia. Kiedy młody człowiek spotyka coś ważnego, nie może się doczekać, by wstać wcześnie rano. Już od wielu lat wydaje mi się, że najważniejszym wyzwaniem jest to, by pozostawali obudzeni; siedzą w ławkach, ale zgaszeni”.

 

Jak można towarzyszyć im w taki sposób, w jaki pragnie tego i o to prosi Kościół, kiedy trudność znajduje się u korzeni, jakby byli wyczerpani, bez energii, by zafascynować się albo przylgnąć do czegoś? Mariella Carlotti odpowiada, cytując zdanie Romano Guardiniego, które leży na jej na biurku, od kiedy zaczęła nauczać: „Nasi młodzi to ranni, ranni w tej straszliwej bitwie. Trzeba mówić do nich łagodnie, jak mówi się do tego, kto wraca z daleka. Przez dwanaście lat byli bezbronni, powierzeni nauczycielom, których jedyną ambicją było przeszkodzenie im w myśleniu. Teraz trzeba spróbować przywrócić naszej młodości niepokój ducha. (…) Ale nie wolno się spieszyć”. Mowa o młodych, którzy wyszli z lat nazizmu. Dzisiaj oczywiście „władza” jest inna, „ale trzeba do nich mówić łagodnie, jak mówi się do tego, kto wraca z daleka, ponieważ żyją w świecie, który nie pomaga im używać rozumu. A przede wszystkim nie wolno się spieszyć”.

Wypowiadając słowo „pośpiech”, myśli o Luce. Kilka miesięcy temu, gdy uczyła już w nowej szkole, podczas uroczystości szkolnej przychodzi do niej młody człowiek, hydraulik, ubrany w roboczy strój, z paczką pod pachą. Podchodzi bezpośrednio do niej: „Proszę pani, czy pani mnie pamięta? Luca Mascagni. Maturzysta, rocznik 1999”. Carlotti opowiada, że był okropny, że doprowadzał ją do szału, „ale w piątej klasie, jednego z ostatnich dni szkoły, przeczytała nam pani wiersz Montalego: Ho sceso dandoti il braccio („Zszedłem, podając ci ramię…”)… I czytając go, wzruszyła się pani, a ja zacząłem się wtedy wygłupiać: «Wszyscy na baczność! Zdzwońcie na 112, oszalała. Płacze z powodu wiersza!». Wszyscy się śmiali. A pani spojrzała na mnie ze smutkiem, którego nigdy nie zapomnę. Oraz z czułością, której także nigdy nie zapomnę. Powiedziała mi pani: «Luca, kiedy się zakochasz, kiedy się ożenisz i będziesz miał dziecko…, ty też będziesz płakał». Wtedy ja, na zajęciach WF, po raz pierwszy przyszedłem zapytać panią, czy aktualne jest jeszcze zaproszenie na wyjazd GS. To były cztery najpiękniejsze dni w moim życiu, piękniejsze nawet od podróży poślubnej”. Zawiesza głos i wręcza jej paczkę, którą trzyma pod pachą: oprawiony w ramkę wiersz. Po 19 latach. „Fenomen wychowawczy to zdumiewająca rzecz – mówi Carlotti. – Kto wie, ile rzeczy powiedziałam im w tych latach, ile zaproszeń do nich skierowałam. Ale on został poruszony tamtego dnia. Tamtego dnia, w którym sama stanęłam wobec nich”.

Dla niej w tych latach bieg spraw przyjął całkowicie inny obrót. Od zawsze nauczała z ogromną pasją: „Komunikowanie wszystkim tego, co sama spotkałam, będąc w Ruchu. To było olśniewające i pragnęłam tylko, by inni to poznali. Zresztą jedynym sposobem, by uświadomić sobie, co ci się przydarzyło, nie jest zastanawianie się nad tym. Ale dawanie tego, przemycanie”. A jednak „ta pasja nie była wystarczająca”. Od dwóch lat uczyła w szkole zawodowej, szkole, która „nie wydawała się szkołą”, z agresywną, wrogo nastawioną młodzieżą. Pewnego dnia dyrektor powierza jej straszną klasę czwartą, składającą się z 15 Włochów i 16 obcokrajowców. Ona się nie zgadza. On nalega. Gdy wreszcie zaakceptowała tę decyzję, wracając do domu, zatrzymała się jak czasem miała w zwyczaju na stacji benzynowej w Peretoli Sud, żeby porządnie się wypłakać, ponieważ to było zbyt trudne. Ale tego dnia, modląc się do Boga, nachodzi ją myśl: „A jeśli to Ty dajesz mi tę klasę, żeby mnie zmienić?”.

„Dla mnie temat wychowania rozpoczął się wraz z tym pytaniem – mówi dzisiaj. – Wcześniej uczyłam, ale nie wychowywałam. Moja praca obiecywała, że to oni się zmienią, a nie ja”. Współczesna młodzież „różni się od naszego pokolenia, nie ma wątpliwości. Ale różni się tak bardzo, że pilnie potrzebuje mojej przemiany, nie mojego narzekania. Nie możesz powiedzieć młodemu człowiekowi: zmień się, używaj rozumu, używaj serca, smakuj życie… Nie ma pojęcia, co to znaczy. Może podążać tylko za dorosłym, który ma przebudzone serce, który używa rozumu i który się zmienia dzięki jego obecności. Podąża tylko za tym, kto mu towarzyszy: kiedy dotarło do mnie, że ksiądz Giussani mi towarzyszył, to znaczy znał i traktował poważnie moje serce, zapragnęłam go poznać. Ojciec ci towarzyszy, władca mówi ci, za czym masz podążać”.

 

W ubiegłym roku przyszła do niej młodzież z piątej klasy, by wyjaśnić jej tradycję balu maturalnego. Zawsze wynajmowali dyskotekę, ale tym razem pragnęli zorganizować go w szkole: „Pani dyrektor, czy może nam pani udostępnić pomieszczenia dawnego spichlerza?”. Na co ona: „Wyrażę zgodę pod warunkiem, że zorganizujecie go w Pokojach Valentiniego”. Najelegantszych w całym instytucie, neoklasycystycznych apartamentach Wielkiego Księcia Toskanii, gdzie każdy centymetr kwadratowy podlega Generalnemu Konserwatorowi Zabytków. I gdzie nikt nigdy nie wpuściłby kilkudziesięciu młodych ludzi, by zorganizowali tam zabawę. „Zaryzykowałam, ponieważ jestem przekonana, że sprawdzianem wychowania jest «sobotni wieczór», czas wolny, zabawa. I ja, która ze względu na to, jaka jestem, nigdy nie wybrałabym się na taką zabawę, pragnęłam całą sobą, by była przepiękna. I taka była. Do tego stopnia, że nie potrzebowali się upijać ani przesadzać. Kiedy darzysz ich szacunkiem, dają z siebie to, co najlepsze”.

Inną cechą, którą dostrzega w wielu młodych, jest to, co ona nazywa „nienawiścią do Leopardiego”. Często w tych latach proponowała wiersz Nieskończoność wraz z La nebbia („Mgłą”) Pascolego: są to wiersze napisane na przestrzeni stu lat i drugi „polemizuje” z pierwszym. „Dla Leopardiego rzeczywistość w całości jest zaproszeniem. Także ograniczenie, które wywyższa pilną potrzebę nieskończoności”. Pascoli prosi natomiast o to, by zobaczyć płot ogrodu jedynie, i cyprys, a potem dwie brzoskwinie, dwie tylko jabłonie, i ukryć rzeczy, które chcą, bym kochał i sobie poszedł! Kiedy słuchają tego wiersza, młodzi nie mają wątpliwości: dla nich rację ma Pascoli. Dlaczego? „Jest to mit gniazda – mówi Carlotti. – Mówiąc innymi słowami, to jest «bańka». Brak chęci pójścia dalej, niestawianie sobie pytań, bycie ze swoimi sprawami”. Pascoli był świadomy, że tak się dzieje, ponieważ nie ma ojców. Ponieważ nie ma już nikogo, kto się nami cieszy, nie ma już nikogo, kto nam przebacza, jak mówią I due orfani („Dwie sieroty”). „Ale kiedy jest ojciec, ojciec, który ci pokazuje, że życie jest pozytywną przygodą, wówczas twoim marzeniem nie jest już życie za płotem. Masz odwagę kochać Leopardiego”.

 

Nikt nie jest odporny na pokusę przebywania w „bezpiecznych miejscach”: każde miejsce może zostać zredukowane do schronienia. „Z młodzieżą z GS, tutaj w Prato, dwa lata temu przeżywaliśmy eksplozję życia. Potem przyszedł kryzys. Nie rozumieliśmy, co nam się stało, robiliśmy te same rzeczy. Pewnego wieczoru, zadając sobie to pytanie, zdaliśmy sobie sprawę, że jesteśmy tak smutni, ponieważ zapomnieliśmy o początku. Ruch jest spotkaniem, nie jest jakąś grupą. Grupa cię chroni, uspokaja i zamyka. Spotkanie sprawia, że żyjesz, otwiera cię na oścież. Tak bardzo, że kiedy ktoś spotyka Ruch, odbiera jako «ruch» klasę, rodzinę, cały świat”.

Ksiądz Giussani pisał, że młodość jest najbardziej rozumnym wiekiem: „To prawda, ponieważ młodzież jest wygłodniała racji. Być może nieświadomie, jak mówił, ale pragną celu: racji do życia”. Bycie „starymi” to bycie sceptykami. „Istotnie, dorośnięcie i pozostanie młodym jest normalnie rzeczą niemożliwą. Jestem wdzięczna Ruchowi, ponieważ mimo że mam 58 lat, wciąż fascynuje mnie prawda. Kiedy to w sobie dostrzegam, rozumiem, że nie jest to coś «mojego» – to jest łaska. Która nie tylko została mi dana, ale która jest mi dawana teraz”. Co znaczy nie starzeć się? „Nie znać się na wszystkim. To jest życie blisko tego, co się wydarza”.

Michele chodził do piątej klasy, wiele razy powtarzał rok, jego mama próbowała popełnić samobójstwo. Carlotti powierza mu zadanie montowania każdego ranka projektora, aż wreszcie pewnego dnia on wprasza się do niej do domu i pojawia się z tym oto pytaniem: „Proszę pani, moja mama ma 50 lat. Przez 25 lat była smutna, ponieważ była sama, a przez następne 25 lat była smutna z powodu mojego taty. Ja mam 21 lat i już przeżyłem to wszystko, co przeżyła ona, ponieważ znam smak osamotnienia oraz rozczarowania relacjami. Czy pani zdaniem istnieje w życiu alternatywa dla tych dwóch rzeczy? Niech mi pani nie mówi o Bogu, Matce Bożej i świętych. Chcę konkretnej odpowiedzi”. Było nią pytanie: „Dlaczego przyszedłeś zapytać o to mnie?”. W tamtym momencie to ona jako pierwsza zdumiała się ponownie tym, że „nasze serce przeczuwa odpowiedź jako miejsce, w którym można zadawać pytania”. Michele dzisiaj studiuje filologię włoską, ponieważ chce nauczać.

Dokumenty przygotowawcze do synodu kładą nacisk na pilną potrzebę „nowej kultury powołaniowej”, ponieważ często także w Kościele powołanie zostaje zredukowane do pewnej formy, do „życiowego wyboru”. „Po maturze nie wiedziałam, jaką drogą pójść – opowiada Carlotti. – Dorośli mówili mi, żebym pomyślała o pieniądzach, o stabilizacji; rówieśnicy – o tym, co mi się podoba. Ja w środku obumierałam: z jednej strony byłam upokorzona, z drugiej znajdowałam się na ruchomych piaskach”. Na początku października nie podjęła jeszcze decyzji w sprawie studiów, ale wtedy po raz pierwszy usłyszała księdza Giussaniego, który mówił do młodych: „Pytanie, na które każdy z was musi odpowiedzieć, jest następujące: ja, taki jaki jestem, w jaki sposób mogę najlepiej służyć królestwu Bożemu na świecie?”. „Właśnie to był mój ojciec. Ojcem jest ten, kto zadaje ci pytanie w perspektywie całości. Jeśli usuniesz ten horyzont z powołaniowej drogi, każdy szczegół staje się «wszystkim»”. I to już nie „ludzka droga jest najważniejszą rzeczą. Ludzka droga, która miałaby na uwadze człowieka, szanowała wolność, była rozumna i kochająca”. Potrzeba powołaniowego wychowania dotyczy wszystkich: „Iluż rodziców mówi mi, że nie potrafią stawać wobec 10-letnich dzieci. I to odnosi się do nauczycieli, do każdego dorosłego. Czujemy, że problem jest realny, ale źle go formułujemy: nie chodzi o to, by pomagać młodzieży żyć, ale o komunikowanie tego, czym żyjemy. A następnie tego, co nam pomaga żyć”.


Polska strona Ruchu CL   |   Kontakt z redakcją