Ślady
>
Archiwum
>
2018
>
lipiec / sierpieĹ
|
||
Ślady, numer 4 / 2018 (lipiec / sierpieĹ) ĹcieĹźki. NÄdznicy WÄdrĂłwka duszy OpowieĹÄ o pracy nad adaptacjÄ teatralnÄ arcydzieĹa Wiktora Hugo. Oraz o odkryciu tekstu bardzo laickiego, bÄdÄ cego jednak dzieĹem religijnym, miejscami nawet mistycznym. âNie sposĂłb zrozumieÄ, jak mogĹo powstaÄâ. PoniewaĹź piÄkna nie moĹźna udomowiÄ. Luca Doninelli KULTURA Teatr, mawiaĹ Luca Ronconi, jest formÄ poznawania poprzez doĹwiadczenie. Tak naprawdÄ, kaĹźdego rodzaju poznanie urzeczywistnia siÄ poprzez doĹwiadczenie. TakĹźe wĹaĹciwe zrozumienie tekstu filozoficznego jest doĹwiadczeniem, doĹwiadczeniem oĹwiecenia. DoĹwiadczenie, jednym sĹowem, jest tym, co dokonuje siÄ w nas za kaĹźdym razem, gdy poznajemy coĹ Ĺwiadomie. Z jednej strony mĂłwimy: tak wĹaĹnie jest, z drugiej, jesteĹmy bardziej Ĺwiadomi tego, co jest jeszcze do poznania, i tego pragniemy. Jednym z najpiÄkniejszych aspektĂłw Ĺźycia jest to, Ĺźe wszystko, co robimy, stawia nas w wyjÄ tkowej relacji z rzeczywistoĹciÄ . W ten sposĂłb z jednej strony jest to, czego uczymy siÄ, czytajÄ c powieĹÄ, a z drugiej to, czego czĹowiek uczy siÄ, kiedy zdarza mu siÄ, tak jak to byĹo ze mnÄ , pisaÄ adaptacjÄ teatralnÄ . WĹaĹnie to przytrafiĹo mi siÄ z NÄdznikami Wiktora Hugo. W pierwszej kolejnoĹci moim oczom ukazaĹa siÄ struktura NÄdznikĂłw, ktĂłra jest strukturÄ dramatu sakralnego albo teĹź inicjacyjnego. Dramatem sakralnym, albo auto sacramental, nazywam tekst, w ktĂłrym zasadnicze wydarzenie znajduje siÄ na poczÄ tku i gdzie wszystkie nastÄpne wydarzenia sÄ rozwiniÄciem tego poczÄ tkowego, ktĂłre w pewien sposĂłb umieszcza postaÄ w nowym wymiarze. Ten wymiar postaÄ bÄdzie musiaĹa stopniowo uczyniÄ swoim. Wydarzenie, od ktĂłrego rozpoczynajÄ siÄ NÄdznicy, jest znane: biskup Digne Karol Myriel podarowuje dwa srebrne kandelabry galernikowi Janowi Valjeanowi. Chodzi o swojego rodzaju chrzest Ĺw. PowieĹÄ jest drogÄ , ktĂłrÄ Jan Valjean przejdzie w Ĺźyciu, by zasĹuĹźyÄ sobie na ten chrzest, by ocaliÄ wĹasnÄ duszÄ (reprezentowanÄ przez maĹÄ KozetÄ) i zĹoĹźyÄ biaĹÄ szatÄ Bogu, jak to siÄ w rzeczywistoĹci stanie. Ale siĹa tego wydarzenia nie ograniczy siÄ do osoby Jana Valjeana. W taki czy inny sposĂłb dotknie ono wszystkich bohaterĂłw ksiÄ Ĺźki, zmieniajÄ c ich losy: od losu najbliĹźszych mu osĂłb aĹź po losy caĹego narodu. To tak jakby stwierdziÄ, Ĺźe Janowi Valjeanowi zostaĹ dany potÄĹźny znak, a najwaĹźniejszÄ cechÄ znaku jest wywieranie wpĹywu, rozprzestrzenianie siÄ w czasie i przestrzeni w oryginalny i czÄsto nieprzewidywalny sposĂłb. NajtrudniejszÄ postaciÄ do adaptacji byĹ wĹaĹnie Jan Valjean. Jan nie chce pokazywaÄ siÄ na scenie, poniewaĹź jest skazaĹcem, czĹowiekiem wstydzÄ cym siÄ samego siebie (niezaleĹźnie od jego prawdziwych win), ktĂłry nienawidzi, by ktoĹ na niego patrzyĹ, ktoĹ mu siÄ przypatrywaĹ. Nie jest bohaterem w klasycznym tego sĹowa znaczeniu, jego heroizm realizuje siÄ poprzez stopniowe, nieuniknione umniejszanie siebie â i to jest inny wskaĹşnik tego, Ĺźe mamy do czynienia z dramatem sakralnym: ziarno, ktĂłre dostaĹo siÄ do jego serca, musi obumrzeÄ, by wydaĹo owoce. Dlatego Jan Valjean unika sceny, mĂłwi moĹźliwie jak najmniej. Wydaje siÄ niemal, Ĺźe jego wielkoĹÄ ukazuje siÄ wbrew jemu samemu, Ĺźe robi on wszystko, by jej nie pokazywaÄ. ChciaĹby byÄ niewidzialny, albo przynajmniej ukryÄ siÄ gdzieĹ przed spojrzeniami, ale to w teatrze nie jest moĹźliwe, poniewaĹź powoĹaniem Teatru jest wĹaĹnie pokazywanie w Ĺwietle sĹonecznym tego, co jest ukryte. TakĹźe Kozeta nie kocha sceny. Jej fizyczna przemiana (od brzydkiego kaczÄ tka do piÄknej dziewczyny) nie powinna nas zmyliÄ: Kozeta jest duszÄ , bytem niemal ulotnym, i czerpie energiÄ z miĹoĹci, ktĂłrÄ darzy jÄ jej szorstki ojczym. Jan Valjean daje jej do jedzenia biaĹy chleb, zatrzymujÄ c dla siebie ciemny, ktĂłry przypomina mu o jego niewolniczym stanie, o tym, Ĺźe jest galernikiem. Pokazuje Kozecie wyjazd skazaĹcĂłw do kolonii karnej. Kolonia karna jest poĹoĹźeniem, w ktĂłrym znajduje siÄ niewolnik, a ktĂłry my nazywamy grzechem pierworodnym: niemoĹźnoĹÄ bycia dobrym, dostrzegania ĹwiatĹa, uczestniczenia do koĹca w piÄknie stworzenia. Jest jak bariera miÄdzy nami a tym piÄknem, ktĂłre oczywiĹcie widzimy. Kozeta Ĺźyje pod skrzydĹami tej opieki, nastÄpnie zakochuje siÄ w Mariuszu i wybucha w niej Ĺźycie, ktĂłrego Jan Valjean nie moĹźe juĹź dalej chroniÄ, w ten sposĂłb musi zgodziÄ siÄ na jeszcze wiÄksze umniejszenie samego siebie, musi zaakceptowaÄ to, Ĺźe w swoich oczach jest niepotrzebnym czĹowiekiem. Ale wĹaĹnie wtedy dokonuje swoich najbardziej nadzwyczajnych czynĂłw, ocalajÄ c tych, ktĂłrych najbardziej nienawidzi, najpierw Javierta, a potem Mariusza. Kozeta najbardziej ze wszystkich jest kochana przez Jana, a jednoczeĹnie najbardziej od niego niezaleĹźna, obiektywna, tak jak ludzkie serce. W teatralnej adaptacji musiaĹem podkreĹliÄ jej odwagÄ, pewnego rodzaju twardoĹÄ, ktĂłrej Hugo pozwala jedynie siÄ domyĹliÄ, jej ĹwiadomoĹÄ piekĹa, w ktĂłrym siÄ znajdowaĹa (w rodzinie ThĂŠnardierĂłw), dziÄki ktĂłrej pomaga swojemu Mariuszowi staÄ siÄ czĹowiekiem w nowym piekle, ktĂłre siÄ rozpÄtuje. Efektem tego zanikania w przypadku obydwojga bohaterĂłw, tej ich trudnoĹci w pozostawaniu w centrum sceny, jest rozwĂłj postaci znajdujÄ cych siÄ wokóŠnich. W pierwszej kolejnoĹci Javierta. Javiert sĹusznie jest uwaĹźany, wraz z EponinÄ , nie tylko za najwaĹźniejszÄ postaÄ NÄdznikĂłw, ale za jednego z najwiÄkszych bohaterĂłw caĹej literatury. Jego przywiÄ zanie do obowiÄ zku, utoĹźsamianie Prawa z samym Bogiem czyniÄ z niego postaÄ starotestamentalnÄ , a jednoczeĹnie potwora. Javiert jest niczym prymitywny, okrutny i nieugiÄty bĂłg: postrzega dobro, ktĂłre przynosi Jan Valjean, niemal jako nieuĹwiadomiony znak innego Boga, dobrego i miĹosiernego, i nie akceptuje tego. Nienawidzi tego, co biskup Myriel zobaczyĹ i pokochaĹ w tym czĹowieku. Jego wielkoĹÄ pochodzi z wymiaru religijnego, do ktĂłrego obecnoĹÄ Jana Valjeana go wprowadza: jego negatywna siĹa w caĹoĹci rozwija siÄ w blasku niezaprzeczalnie pozytywnego ĹwiatĹa.
NastÄpnie jest rodzina ThĂŠnardierĂłw, prawdziwy geniusz literacki Wiktora Hugo. To okrutne maĹĹźeĹstwo, zdolne do kaĹźdej podĹoĹci, wydaje na Ĺwiat dwoje wspaniaĹych dzieci, Gavrocheâa, a przede wszystkim EponinÄ, ktĂłrÄ Hugo wyraĹşnie sobie upodobaĹ. ThĂŠnardierowie przypominajÄ nam o dwĂłch rzeczach: po pierwsze, Ĺźe zĹa nie sposĂłb wypleniÄ z ziemi, Ĺźe krĂłlestwo Dobra (o ktĂłrym marzy dwĂłch zaprzyjaĹşnionych z Mariuszem mĹodych rewolucjonistĂłw) jest najbardziej niebezpiecznÄ z utopii; po drugie, Ĺźe Ĺźycie nie jest mechanicznÄ zaleĹźnoĹciÄ przyczynowo-skutkowÄ , i dlatego ze zĹego ojca i zĹej matki mogÄ urodziÄ siÄ dobre dzieci. Dobro nic sobie nie robi z przyczyn i skutkĂłw. ZwĹaszcza Eponina wciela wielkÄ tajemnicÄ Ĺźycia: kiedy Jan Valjean udaje siÄ do Montfermeil, by odzyskaÄ KozetÄ, kupuje Kozecie piÄknÄ nowÄ lalkÄ. O takiej lalce marzy takĹźe i siÄ niÄ zachwyca Eponina, ktĂłra swojÄ starÄ lalkÄ rozbiera, prĂłbujÄ c zaĹoĹźyÄ jej ubranka kotu. NastÄpnie Eponina zakochuje siÄ w Mariuszu, ktĂłry czuje wobec niej obojÄtnoĹÄ tego, kto jest zakochany bez pamiÄci w kimĹ innym. ObecnoĹÄ tej profanicznej (od sĹowa profanum), ale potÄĹźnej miĹoĹci w sakralnym dramacie, jakim sÄ NÄdznicy, czyni z Eponiny swojego rodzaju ĹwiÄtÄ , poniewaĹź ma ona udziaĹ w Ĺasce, tak jak Magdalena albo Samarytanka. Czeka jÄ zaszczyt bycia ofiarÄ dramatu, na swĂłj sposĂłb kapĹankÄ miĹoĹci Mariusza i Kozety. Mariusz Pontmercy to postaÄ skomplikowana. Syn napoleoĹskiego oficera, ktĂłrego wychowaĹ dziadek legitymista (a wiÄc przeciwnik Napoleona), z wiekiem odrzuca nauki dziadka i Ĺźyje w idealistycznym micie nieĹźyjÄ cego ojca. Na poczÄ tku reprezentuje on owe âabstrakcyjne szaleĹstwaâ, o ktĂłrych mĂłwi Elio Vittorini, i nieprzypadkowo angaĹźuje siÄ w RewolucjÄ (jeden z wielu ruchĂłw, ktĂłre okoĹo roku 1830 zagraĹźaĹy krĂłlestwu Ludwika Filipa i doprowadziĹy do zajÄcia tronu przez Ludwika Napoleona), spotykajÄ c grupÄ âtwardych i czystychâ idealistĂłw, ktĂłrym przewodzi Enjorlas (swojego rodzaju ĹwiÄty Sprawiedliwy) oraz Combeferre (zwolennik Rousseau). Tam Mariusz spotyka prawdziwego przyjaciela, Courfeyraca, ktĂłremu zwierza siÄ ze swojej miĹoĹci do Kozety. W Ĺrodowisku zdominowanym przez sĹuszne, ale abstrakcyjne ideaĹy, ponownie bez Ĺźadnej zaleĹźnoĹci przyczynowo-skutkowej, ugruntowuje siÄ konkretne uczucie: przyjaĹşĹ. Ĺťycie Mariusza dzieli siÄ na dwie odrÄbne fazy. W pierwszej jest zdominowany przez ideÄ Ĺmierci: Ĺmierci ojca (ktĂłry umiera, przyzywajÄ c jego imienia), pragnienie Ĺmierci w imiÄ abstrakcyjnego ideaĹu SprawiedliwoĹci, a potem za zranionÄ miĹoĹÄ (kiedy Kozeta oznajmia mu, Ĺźe byÄ moĹźe odejdzie na zawsze). W drugiej, Jan Valjean â ktĂłry nienawidzi Mariusza zakochanego w Kozecie, widzÄ c w nim pierwszÄ przyczynÄ jej nieszczÄĹcia â ocala mu Ĺźycie. TakĹźe Mariusz dorasta wiÄc w cieniu ofiary, umniejszenia siÄ, ktĂłre Jan Valjean przyjmuje, stopniowo, jako cenÄ za przebaczenie, ktĂłre otrzymaĹ.
Odkrycie tej sakramentalnej, czasem mistycznej struktury bardzo laickiego, czÄsto laicystycznego tekstu, przyĹwiecaĹo naszej pracy. Teatr nie jest dla bohaterĂłw, ktĂłrzy siÄ umniejszajÄ , zamiast dominowaÄ na scenie, ani teĹź (tak samo jak Ĺwiat) nie jest dla ĹwiÄtych, dla tego, kto â moĹźe przy pomocy laickich sĹĂłw, w caĹoĹci z tego Ĺwiata â przypomina nam, Ĺźe jest tylko On. Ale powoĹaniem Teatru jest takĹźe niewykluczanie niczego, Ĺźywienie siÄ wszystkim i odnawianie siÄ przy pomocy wszystkiego, a wiÄc przyjmowanie kaĹźdej odmiennoĹci: bohaterĂłw, ktĂłrzy zamiast dominowaÄ, umniejszajÄ siÄ; ludzi okrutnych zdolnych do rodzenia ludzi dobrych; przymuszania tego dobra, ktĂłre czasem wydaje siÄ nieodczuwalne, jak przypadkowy produkt natury, do kierowania ku Przeznaczeniu. Nie istnieje róşnica miÄdzy teatrem âsacrumâ a âprofanumâ. Teatr zawsze jest ĹwiÄty. Ĺwiat opanowany przez maszyny i ciÄ gĹe powielanie samego siebie nie przewiduje Ĺźadnego Teatru, poniewaĹź bezsens nie moĹźe znieĹÄ swojego odbicia w lustrze. Ostatnia konstatacja na temat obecnoĹci zĹa. Tutaj, podobnie jak gdzie indziej â na przykĹad w Biesach Dostojewskiego albo w Pinokiu â zĹo ma dwa oblicza: to wysokie Javierta i to niskie Thenardiera. Nieco tak jak to byĹo w arcydziele Dostojewskiego ze Stawroginem i WierchowieĹskim. Albo w Pinokiu: z jednej strony Knot, a z drugiej Kot i Lis.
ZĹo âwysokieâ charakteryzuje tajemniczy udziaĹ w tajemnicy Dobra, prowadzi do jego zwyciÄstwa i zasĹuguje na waĹźnÄ ĹmierÄ: Javiert i Stawrogin popeĹniajÄ samobĂłjstwo, Knot umiera z gĹodu, jako osioĹ, a ich Ĺmierci autorzy poĹwiÄcajÄ wspaniaĹe stronice, dedykujÄ c im wielkÄ ceremoniÄ pogrzebowÄ . ZĹo âniskieâ natomiast jest prawdziwym zĹem, a jego przedstawiciele (Thenardier, WierchowieĹski, Kot i Lis) nie umierajÄ , cieszÄ siÄ nieĹmiertelnoĹciÄ tego, kto nie jest godny umrzeÄ, poniewaĹź przynaleĹźy do nicoĹci od samego poczÄ tku. W tym sensie Eponina i Gavroche, dzieci ThenardierĂłw, reprezentujÄ czysty fakt bycia stworzonym, znak, Ĺźe BĂłg z nicoĹci moĹźe uczyniÄ wszystko, czego pragnie. Po wykonaniu tej ogromnej pracy, za ktĂłrÄ jestem bardzo wdziÄczny, mogÄ powiedzieÄ, Ĺźe nie sposĂłb w ogĂłle zrozumieÄ, jak Hugo mĂłgĹ napisaÄ tÄ ksiÄ ĹźkÄ. ByÄ moĹźe nie zrobiĹ tego nawet on. MoĹźemy wyjaĹniÄ z precyzjÄ strukturÄ piÄknej rzeczy, ale jej piÄkno nam umyka. A my, studiujÄ c piÄkno wĹaĹnie po to, by lepiej doĹwiadczyÄ jego charakteru darmowoĹci, czegoĹ, co ânie jest naszeâ niemal aĹź po zgorszenie, czasem trudne do przyjÄcia wĹaĹnie ze wzglÄdu na to â tak bardzo, Ĺźe prosimy o wyjaĹnienia, chcemy odtworzyÄ obraz, lubimy, gdy ktoĹ na nowo sprowadza je do tego, co juĹź wiemy i znamy, by w ten sposĂłb otrzymaÄ lepiej nam znane pocieszenie. Ale im bardziej kochamy to, co piÄkne, i czym bardziej uĹwiadamiany sobie, Ĺźe piÄkna (wĹaĹnie dlatego, Ĺźe jest tak bezbronne) nie moĹźna udomowiÄ, moĹźemy tylko byÄ przy nim, jak przypomina nam jedna z najpiÄkniejszych piosenek we wĹoskiej tradycji: Tutaj, przy Tobie, Panie, pragnÄ pozostaÄ. |