Menu strony Strona główna Śladów
   
Ślady > Archiwum > 2018 > lipiec / sierpień

Ślady, numer 4 / 2018 (lipiec / sierpień)

Pierwszy Plan

„Oto co unikatowego znalazłem w Rimini”

Podejście do odmienności. Sprzyjające środowisko do dialogu. Zdolność odnawiania się chrześcijaństwa. Oraz „troska o nadzieję” pokładaną w zbawieniu. Egipski dziennikarz, po raz pierwszy goszczący na Meetingu w ubiegłym roku, opowiada, dlaczego Meeting pozwolił mu dokonać rewizji własnych idei.

Sayyed Mahmoud


Autor. Rocznik 1969, dziennikarz i poeta, jest redaktorem naczelnym egipskiego tygodnika „Al-Ahram Al-Arabi”.

 

Pierwszą lekcję o otwarciu się na Drugiego pobrałem u Mahatmy Gandhiego, hinduskiego duchowego przywódcy. Jeszcze jako dziecko przeczytałem jego rozmowę z dziennikarzem, w której wyjaśniał swoją nadzwyczajną umiejętność jednoczenia wokół siebie wszystkich stron walki o wyzwolenie jego kraju spod brytyjskiej okupacji. Na pytanie dziennikarza: „Jak przekonał pan wszystkich, by kroczyli u pana boku pomimo różnic religijnych?”, odpowiedział: „Przekonałem ich, że Raj jest wielkim placem i że każdy dociera do niego inną drogą, ale ostatecznie na placu tym znajdą się wszyscy ci, którzy podejmą wysiłek, by do niego dotrzeć”.

Od pierwszej chwili Meeting w Rimini wydawał mi się placem z opowieści Gandhiego. Na początku wziąłem udział we wspólnej modlitwie wierzących różnych religii. Wszyscy w postawie stojącej, ustawieni w kręgu, zwróciliśmy się do jedynego Boga, pomimo odmiennych naszych Jego przedstawień. Zanim zakończyliśmy modlitwę, odkryliśmy, że wszyscy pragnęliśmy jednej rzeczy: pokoju. Zdumiewało mnie to, jak bardzo się różnimy we wszystkim, a jednocześnie nasze serca były zjednoczone przez pragnienie tego samego.

Ta scena ożywiła podobne doświadczenie, które przeżyłem podczas powstania egipskiego w 2011 roku, kiedy znaleźliśmy się w kościele, muzułmanie i chrześcijanie, by razem się modlić i śpiewać jednym głosem: „Panie, błogosław nasz kraj!”. Pragnęliśmy – i wciąż pragniemy – pokoju, boimy się, kiedy go nam brakuje.

 

Nikt dzisiaj nie może zakwestionować naszej potrzeby pokoju i ładu, gdyż za ich pośrednictwem możemy odzyskać znaczenia, których zabrakło w naszym życiu. W następujących po sobie kolejnych kryzysach politycznych, gospodarczych, społecznych i duchowych odczuwaliśmy dotkliwy brak dobra, jakie miały przynieść. Nikt nie może także wątpić w naszą potrzebę dialogu, ponieważ jesteśmy „złaknieni spotkania i dialogu”, by posłużyć się słowami nieodżałowanego arabskiego pisarza teatralnego Saadallaha Wannousa. W tym samym tekście Wannous podkreślał również to, jak bardzo „trzymamy się kurczowo nadziei”. Głód Drugiego, spotkania i rozmowy z nim, jest tym, co wyjaśnia ludzkie pragnienie wejścia w relację i komunikowania się poprzez organizowanie konferencji i spotkań w poszukiwaniu zbawienia.

W Rimini zrozumiałem, że najtrudniejszą misją realizowaną przez Meeting jest „troska o nadzieję” pokładaną w zbawieniu. Nie chodzi o zwyczajny meeting. Przede wszystkich wyróżnia się on ze względu na bardzo precyzyjną organizację, w której nie ma niczego ponad to, co konieczne. Ale najważniejsze jest to, że wydarzenie w Rimini tworzy środowisko sprzyjające dialogowi, opierające się na poszanowaniu odmienności oraz na podejściu do różnic etnicznych, religijnych i geograficznych jako do organicznych części tej odmienności, a nie do narzędzia niezgody i konfliktu. Odmienność oznacza, że zawsze istnieją okazje do spotkania i dialogu, które mogą zostać wykorzystane, tymczasem konflikt je zabija. Główną cechą Meetingu – ja mogłem dotknąć jej własną ręką – pozostaje zdolność do oferowania okazji do integrowania, poznania różnych środowisk naukowych i duchowych, bez stawiania kiedykolwiek w konflikcie religii z nauką, ale tworząc przestrzeń, w której jednakowo mogą łączyć się aspiracje obydwu, to znaczy poszukiwanie piękna i prawdy.

 

Tylko w Rimini można znaleźć konferencję poświęconą językom programowania, po której odbywa się konferencja poświęcona naukom lingwistycznym, a zaraz potem spotkanie z duchownym, który posługując się terminologią znanego niemieckiego krytyka Theodora Adorna, wyjaśnia Fausta jeszcze bardziej znanego niemieckiego poety Wolfganga Goethego. Przy tym wszystkim słuchacz nie dostrzeże żadnej sprzeczności między wystąpieniem rewolucyjnego krytyka a opinią duchownego, który w zasadzie powinien reprezentować konserwatywną instytucję.

Dlatego mój udział w spotkaniu w Rimini nie był ulotnym wydarzeniem, ale okazją do zmiany swoich przekonań oraz możliwością skonfrontowania licznych idei, a wśród nich pozycji religii oraz wiary we współczesnym społeczeństwie, które nie są już postrzegane jako problem, ale część rozwiązania, zgodnie z tym, co powiedział ksiądz Julián Carrón podczas naszej rozmowy (wywiad ukazał się w listopadzie 2017 r. na łamach „Al-Ahram Al-Arabi” – przyp. red.). Od Carróna nauczyłem się bardzo dużo także na temat trudności związanej z oddzieleniem religii od przestrzeni publicznej, ponieważ stanowi ona wciąż filar tożsamości, która dzisiaj jest zagrożona bardziej niż kiedykolwiek wcześniej nie tylko przez rozwijające się ruchy dżihadystyczne i fundamentalistyczne, ale także przez przekształcenie religii z planu wyzwolenia, który dowartościowuje jednostkę, w hegemonistyczny plan konsumpcyjnego kapitalizmu.

Dzisiaj w naszych społeczeństwach wiele mówi się o zagrożeniach „komercjalizacji religii” oraz posługiwania się nią jako narzędziem ścierania się, a nie dialogu. Moim zdaniem jest to główne wyzwanie Meetingu w Rimini, którego organizatorzy stawiają na rozwój i proponowanie na nowo Kościoła jako instytucji obecnej w świeckim społeczeństwie.

 

Jest to część jeszcze większej misji, prowadzonej pod nazwą zachodniej „odnowy chrześcijaństwa”. Chrześcijaństwa, które znajduje się wobec innych wyzwań, takich jak rozwój prądów fundamentalistycznych w jego wnętrzu, w odpowiedzi na zwiększającą się liczbę imigrantów w Europie. Misją tej odnowy jest więc także stworzenie nowego dyskursu, który będzie chronił odmienność oraz wesprze społeczną sprawiedliwość, by zwalczać rasizm i hegemonię. Ale podczas Meetingu odkryłem, w jaki sposób chrześcijaństwo potrafi się odnowić w obliczu rzeczywistości, w której żyje, nie oddzielając się od niej, ale czyniąc dobry użytek z horyzontów stworzonych przez papieża Franciszka przy pomocy nowego rodzaju dyplomacji: „dyplomacji duchowej”.

W Rimini upewniłem się, że przedsięwzięcia takie jak to nie są ulotnymi wydarzeniami, ale okazjami do odkrycia doświadczeń aktywności i współpracy między ludźmi. Comunione e Liberazione – znajdujące się u początków Meetingu – stało się ruchem społecznym w prawdziwym tego słowa znaczeniu. Udało mu się zakorzenić jako ruchowi potrafiącemu wnieść znaczący wkład w obywatelskie społeczeństwo, utrzymując konieczny dystans do zapewnienia swojej niezależności „banku idei”. Jednocześnie CL postawiło na wartość pracy wolontariuszy, ukazującej się w zdyscyplinowanej i oryginalnej organizacji Meetingu, za którą stoją tysiące osób, liczba osiągalna tylko dzięki wierze w wartość doświadczenia oraz w rolę, jakie to doświadczenie odgrywa w przemianie.

Ale najważniejszą lekcją, jaką wynoszę i która przekonała mnie do bycia w pewien sposób „ambasadorem Rimini” w moim kraju, jest pragnienie bycia częścią misji Meetingu: poszukiwania piękna. Szlachetnej misji każdego człowieka, ponieważ jak mówi Carrón, tylko piękno pozwala wierze zaistnieć w pełni.


Polska strona Ruchu CL   |   Kontakt z redakcją