Menu strony Strona główna Śladów
   
Ślady > Archiwum > 2018 > marzec / kwiecień

Ślady, numer 2 / 2018 (marzec / kwiecień)

Afryka. Czasopismo

„Traces” i moje szczęście

Wywiad na trzy głosy: AISZA, HANIFA, SARA. Czyli muzułmańskie kobiety z Meeting Pointu, które co miesiąc sprzedają czasopismo CL. „Dzięki niemu kocham katolicyzm”. Oto dlaczego.

Andrea Nembrini, Rose Busingye


Meeting Point w Kampali jest od początku swojego istnienia international. Kobiety powtarzają nieustannie, że „serce jest międzynarodowe”, i z tego powodu zawsze przyjmowały w swojej przyjaźni każdego, kto tego pragnął, nie zważając na plemię, religię, język. To jest pierwszy wielki cud tego miejsca, jeśli pomyśli się o sztywnej koncepcji przynależności plemiennej, która wciąż dominuje w relacjach w Afryce. Kiedy gromadzą się razem, wszystkie kobiety zakładają żółty podkoszulek Meeting Point International (MPI), a kiedy krzyczą: „One heart!”, nie sposób doszukiwać się jakichś różnic.

Od około roku pośród żółtego rzucają się w oczy inne kolory: to chusty Sary, Aiszy i Hanify. Sara jest pielęgniarką, która współpracuje z Rose. Do MPI zaprosiła swoje dwie sąsiadki, muzułmanki tak jak ona. Entuzjazm z powodu tego spotkania czyni je dzisiaj jedną z najbardziej znaczących obecności w MPI. Uczestniczą one także z zapałem – co odkryliśmy niedawno – w sprzedaży „Traces” (angielska wersja włoskich „Tracce”, w Polsce „Ślady” – przyp. red.), dla której co miesiąc poświęcają swój czas. Zapytaliśmy je o źródło tej pasji.

 

Dlaczego sprzedajecie „Traces”? Dlaczego Wam się podoba?

Sara. Jestem od urodzenia muzułmanką z krwi i kości. Do Meeting Pointu trafiłam w 2011 roku. Nie wiedziałam, co to są „Traces”, ale zaczęłam je kupować, czytać i kochać. Jest mnóstwo pięknych tekstów w tym czasopiśmie, można się z nich dużo nauczyć. Zwłaszcza są doświadczenia innych osób, a kiedy czytasz o jakimś doświadczeniu, które różni się od twojego, odkrywasz coś więcej o sobie, o tym, czego rzeczywiście pragniesz dla twojego życia. Dlatego studiuję teraz katechizm i chodzę na Szkołę Wspólnoty, ponieważ chcę wejść w to głębiej.

 

Hanifa. Mimo że jestem muzułmanką, odwiedzam Meeting Point International. Robię to, ponieważ wokół mnie było wiele osób, ale w moim życiu nikt nigdy mnie nie przygarnął tak jak w tym miejscu. Naprawdę zdumiał mnie sposób, w jaki zostałam przyjęta i potraktowana. Przepełniało mnie cierpienie, moje serce było ociężałe, ale od dnia, w którym przybyłam do tego miejsca, moje życie się zmieniło. Teraz jestem szczęśliwa, a wraz ze mną moja rodzina. A co do „Traces”: nie znam bardzo dobrze angielskiego i lektura czasopisma sprawia mi trudności, ale ze względu na przyjaźń, którą tu spotkałam, sprzedaję je i jestem szczęśliwa z tego powodu. Ta przyjaźń popchnęła mnie do sprzedaży „Traces”, ale także do pokochania tej religii. Czasem myślę, że wyznaję tę religię, mimo że podążam swoją drogą w islamie. Pozostaję muzułmanką, ale kocham katolicyzm.

 

Aisza. Zaczęłam przychodzić do Meeting Point International, ponieważ chciałam być szczęśliwa tak jak kobiety stąd. Pewnego dnia siedziała koło mnie kobieta z egzemplarzem „Traces”. Przeglądając je razem z nią kątem oka, wpadło mi w oko jedno słowo: szczęście. Ale kobieta dalej przerzucała stronice, a ja nie wiedziałam, gdzie mogłam znaleźć tę gazetę, a więc poprosiłam ją, bym mogła ją przewertować. Zobaczyłam mnóstwo zdjęć, na których ludzie byli szczęśliwi. Zapytałam ją, ile kosztuje, i kupiłam mój pierwszy numer za 3000 szylingów ugandyjskich (około 1 dolara – przyp. red.). Czytając go, zdumiałam się, ponieważ wszystko na tych stronach mówiło o szczęściu, o możliwości bycia szczęśliwymi, pomimo mnóstwa problemów. A kiedy czytasz te deklaracje szczęśliwych osób, ty także stajesz się szczęśliwy. Nie było tam ani jednej historii, która nie uczyniłaby cię szczęśliwym. Także teraz tak jest: za każdym razem, gdy je kupuję – a kupuję zawsze – czynią mnie szczęśliwą. „Traces” pozwoliły mi także zrozumieć, że są różne religie, ale często to, co nas dzieli, to zewnętrzne przejawy; tymczasem my jesteśmy razem, ponieważ Bóg jest jeden. Tego nauczyłam się z „Traces”.

 

Możecie wytłumaczyć Waszą miłość do tego katolickiego doświadczenia, do „Traces”, mimo że jesteście kobietami wyznającymi islam? Jak można pogodzić te dwie rzeczy?

Sara. Rose powiedziała mi o mojej wartości, o czymś, o czym nikt nigdy mi nie mówił. Wówczas zrozumiałam, że religia katolicka nie dzieli, ale przyjmuje wszystkie religie. To jest powód, dla którego Rose powiedziała mi: „Musisz odkryć siebie”. To znaczy, że nikt nie może powiedzieć mi: „Chodź tu i zostań katoliczką!”. Tylko ty możesz do tego dojść, sama, ale możesz to zrobić dopiero po tym, jak odkryjesz samą siebie. Kiedy wiesz, kim jesteś, możesz zdecydować, kim chcesz być. A jeśli chodzi o mnie, po tym, jak odkryłam samą siebie, postanowiłam być z katolikami.

 

Hanifa. Kiedy bardzo cierpiałam, nikt nie wzruszył się moją sytuacją, nikt mi nie pomógł. Ale tutaj znalazłam pomoc… Ktoś mnie pokochał, ktoś zaoferował mi swoją przyjaźń. Nie wiem nawet, jak to wyjaśnić: były takie dni, że płakałam cały czas, a ze mną moje dzieci; chodziły do naprawdę bardzo kiepskiej szkoły, nie dostawały nawet wykazu ocen… Teraz jestem szczęśliwa, mój dom zmienił się całkowicie, dzieci chodzą do szkoły, uczą się z chęcią, kto przyniósł mi całą tę radość? Jak mogłabym nie kochać tego czasopisma, które opowiada o tym miejscu?

 

Aisza. Zazwyczaj kupuję niesprzedane egzemplarze każdego numeru (ponieważ nie chcę, żeby zostały wyrzucone), by rozdać je przyjaciołom i rodzinie. Na początku mój ojciec, który jest muzułmaninem, zapytał mnie, skąd je mam; ale teraz podoba mu się to czasopismo. Powiedziałam mu, żeby pytał, jeśli jest coś, czego nie rozumie. Często „Traces” są tak piękne, że kupuję więcej niż jeden egzemplarz, ponieważ wiem, że ten, kto je ode mnie dostanie, z pewnością będzie szczęśliwy.

 

Co mówicie ludziom, gdy sprzedajecie „Traces”?

Aisza. Przede wszystkim ja sama czytam je gruntownie i koncentruję się na najpiękniejszych rzeczach, które czynią mnie szczęśliwą, które mi pomagają. Pragnę, by inne osoby były szczęśliwe tak jak ja. A ludzie czują, czy żyjesz czymś, co jest dla ciebie ważne. O tym, o czym czytam w „Tracce”, opowiadam ludziom, których spotykam, czasem wręcz pokazuję im stronicę, do której się odnoszę. Ludzie tymczasem zadają nam mnóstwo pytań.

 

Hanifa. Nie mogę czytać „Traces”, ponieważ nie czytam po angielsku, ale moje dzieci czytają mi je w domu. Pokazują mi, gdzie znajduje się artykuł, który mnie interesuje, w ten sposób, kiedy je sprzedaję, mogę powiedzieć ludziom: „Spójrz, to jest tutaj!”.

 

Sara. Zanim je sprzedaję, czytam je, w ten sposób uczę się znaczenia tego, o czym mówię, gdy stoję przed kościołem i wołam: „«Traces»!, «Traces»!”. Musisz wyjaśnić, w przeciwnym razie ludziom zostaje tylko słowo, nie rozumieją. Ale jeśli opowiesz im o swoim doświadczeniu, mówią: „OK, ufam ci, kupuję”.

 

Jakie było Wasze najpiękniejsze doświadczenie podczas sprzedaży „Traces”?

Aisza. Najpiękniejsze dla mnie jest to, że kiedy je sprzedajemy, przychodzi do nas mnóstwo ludzi, ponieważ jesteśmy muzułmankami, i pytają nas, czemu sprzedajemy katolickie czasopismo. A my możemy odpowiedzieć: „Ponieważ kochamy to robić; ponieważ otrzymujemy ogromne dobro za pośrednictwem tego czasopisma i pragniemy, byś ty także mógł je otrzymać”.

 

Sara. Pewnego dnia sprzedawałam „Traces” i podszedł do mnie starszy, powszechnie szanowany mężczyzna, katolik, zadając mi mnóstwo pytań, którymi chciał wpędzić mnie w zakłopotanie. Pytał mnie: „Co robicie? Czy to czasopismo jest redagowane w Ugandzie? Skąd pochodzi? Czy Papież o tym wie?”. Cóż, potrafiłam bardzo dobrze odpowiedzieć na wszystkie pytania, opowiedziałam mu o Comunione e Liberazione, o Włoszech, i powiedziałam mu, że nawet ksiądz podczas Mszy św. ogłosił, że są sprzedawane. Na koniec powiedział mi: „Wy, muzułmańskie kobiety, sprowokowałyście mnie” i zaczął szukać pieniędzy w kieszeni, żeby kupić jeden egzemplarz. Kiedy sprzedaję „Traces”, czuję się, jakbym sprzedawała złoto, coś naprawdę cennego!

 

Hanifa. Czasem inni ludzie, którzy sprzedają czasopisma w tym samym miejscu, mówią nam, że nasze czasopismo jest bardzo drogie, ponieważ jest to rzecz muzungu (wydawana przez białych). Ale pytają także: „Jak to się stało, że spotykacie się z tymi białymi, obejmując ich jak przyjaciół? Ja też chciałbym być przytulony w ten sposób”. A my możemy im odpowiedzieć: „Tak, czasopismo jest drogie, pochodzi z daleka, ale my także jesteśmy «drodzy», ponieważ posiadamy wartość dzięki przyjaźni, którą żyjemy”.


Polska strona Ruchu CL   |   Kontakt z redakcją