Ślady
>
Archiwum
>
2018
>
marzec / kwiecieĹ
|
||
Ślady, numer 2 / 2018 (marzec / kwiecieĹ) Afryka. Uganda âMogÄ powiedzieÄ, Ĺźe urodziĹam siÄ tego dniaâ Historie studentĂłw, ĹmierÄ mĹodego ojca, Ĺwiadectwo jego Ĺźony, muzuĹmaĹskie kobiety, ktĂłre spotykajÄ chrzeĹcijaĹstwo⌠Dni spÄdzone w Kampali, a nastÄpnie z mĹodymi w Kenii, na ktĂłrych patrzyĹ hiszpaĹski kapĹan. PoĹrĂłd faktĂłw i spotkaĹ, ktĂłre odkĹamujÄ nasze âmyĹliâ. Ks. Ignacio Carbajosa PrzyjechaĹem do Kampali kilka dni przed rekolekcjami, ktĂłre miaĹem gĹosiÄ dla mĹodzieĹźy z Afryki w weekend 9-11 lutego. PrzyjeĹźdĹźaĹem do wspĂłlnoty dotkniÄtej niespodziewanÄ ĹmierciÄ poniesionÄ w wypadku samochodowym przez Francesca Frigerio, WĹocha kochanego tutaj przez wszystkich, ktĂłry pomĂłgĹ nam kilka miesiÄcy wczeĹniej podczas wakacji CLU w Ugandzie. ZostawiĹ ĹźonÄ i trĂłjkÄ maĹych dzieci. Fakt ten wzbudziĹ wiele pytaĹ, ktĂłre dotarĹy do mnie w wypowiedziach zapisanych przez mĹodzieĹź. Ale dotarĹa do mnie takĹźe wieĹÄ o wyĹonieniu siÄ nowego czĹowieczeĹstwa w osobie Sary, Ĺźony Francesca, ktĂłra umacniaĹa wspĂłlnotÄ swojÄ pewnoĹciÄ : âFrancesco zasiadĹ do uczty z Panemâ. MogĹem usĹyszeÄ Ĺwiadectwa o tym, jak zostaĹy przeĹźyte te dni, zanim ciaĹo zostaĹo przewiezione do WĹoch. Opowiadano mi o stolarzu, ktĂłry wspĂłĹpracowaĹ z Francesco. SĹyszÄ c Ĺpiewy podczas modlitewnych czuwaĹ, widzÄ c spokĂłj i dziwnÄ radoĹÄ, zapytaĹ, czy we WĹoszech nikt nie pĹacze, kiedy umiera bliska osoba. Jeden z obecnych odpowiedziaĹ: âWe WĹoszech wobec Ĺmierci jesteĹmy zrozpaczeni. To, co widzisz, to coĹ nadzwyczajnego. Nazywa siÄ wiaraâ. Z tymi faktami przed oczami oraz z pragnieniem wyjĹcia na spotkanie pytaniom mĹodych o ĹmierÄ, jadÄ do International Meeting Point, by spotkaÄ siÄ z âkobietami Roseâ. Po godzinie ĹpiewĂłw i taĹcĂłw pytam je: âMĂłwicie, Ĺźe jesteĹcie wolne. Spotkanie z Rose wyzwoliĹo was. ZnaĹyĹcie dobrze Francesco: to on wybudowaĹ Luigi Giussani High i Primary School. Czym jest dla was ĹmierÄ? To znaczy: co znaczy dla was Ĺźycie?â. Zdumiewa mnie odpowiedĹş Teddy, jednej z nich, ktĂłra zamiast wyjĹÄ od jakiejĹ teorii na temat Ĺmierci, wychodzi od swojej samoĹwiadomoĹci: âJest KtoĹ, kto czyni mnie w kaĹźdej chwili. To On jest panem Ĺźycia. W ten sposĂłb czĹowiek moĹźe mieÄ nadziejÄ nawet w obliczu Ĺmierciâ. RobiÄ notatki. JeĹli to, czym Ĺźyjemy w tej chwili, nie ma nic wspĂłlnego ze ĹmierciÄ âŚ Ĺťyjemy jak wszyscy, a potem dajemy wytĹumaczenie, ktĂłre nie zadowala nikogo.
Na kolanach. Na kolacjÄ do domu Memores Domini przychodzÄ trzy muzuĹmaĹskie kobiety, ktĂłre naleĹźÄ do Meeting Pointu. OpowiadajÄ nam o tym, jak âpoĹźerajÄ â âTracesâ, gdy tylko dociera do Kampali, i jak uczestniczÄ razem z innymi kobietami w aktywnej sprzedaĹźy czasopisma, wychodzÄ c z nimi do ludzi (zob. wywiad na s. 19). Jedna z nich, ktĂłra otrzyma chrzest Ĺw. podczas tegorocznej Wigilii Paschalnej, opowiada o swoim nawrĂłceniu. Gdy mĂłwi, zaczynam czuÄ siÄ nieswojo, patrzÄ c na dwie pozostaĹe muzuĹmaĹskie kobiety. Moja europejska mentalnoĹÄ pracuje: âMoĹźe te, ktĂłre pozostajÄ muzuĹmankami, poczujÄ siÄ uraĹźone?...â. Na zakoĹczenie kolacji ich twarze rozwiewajÄ moje wÄ tpliwoĹci: sÄ bardzo szczÄĹliwe. Kiedy siÄ Ĺźegnamy, dostrzegam scenÄ, ktĂłra mnie uderza: dwie muzuĹmaĹskie kobiety klÄczÄ przed Rose. NastÄpnego dnia pytam jÄ o znaczenie tego gestu. âTo jest wyraz wdziÄcznoĹci. Jakby powiedzieÄ: ÂŤPozwĂłl nam zawsze tu byÄ, nie opuszczaj nasÂťâ â mĂłwi mi Rose. A potem zaczyna opowiadaÄ mi o rzeczach, ktĂłrych ja, wielki czĹowiek rozumu, nie zauwaĹźyĹem. Te kobiety byĹy przeszczÄĹliwe, Ĺźe udaĹy siÄ do niej do domu i zasiadĹy do stoĹu wraz z biaĹymi, jadĹy to samo jedzenie, na takich samych talerzach, zostaĹy obsĹuĹźone i mogĹy uczestniczyÄ w rozmowie, takĹźe ze wzglÄdu na zainteresowanie, jakie im okazaliĹmy. NaprawdÄ odkryĹy wartoĹÄ swojego Ĺźycia. WczeĹniej patrzyĹy na siebie tak, jak na nie patrzono â muzuĹmaĹska kolorowa kobieta peĹni najniĹźszÄ rolÄ w swoim Ĺrodowisku â i te zwyczajne rzeczy, moĹźliwe w domu Rose, wczeĹniej byĹy dla nich nie do pomyĹlenia. My jesteĹmy przyzwyczajeni. One natomiast rozpoznajÄ w tym Ĺlady odmiennego czĹowieczeĹstwaâŚ, ktĂłre rzuca nas na kolana.
âDobry wieczĂłrâ. NastÄpnego dnia podczas obiadu udajemy siÄ do slumsu, do jednej z dziewczyn z CLU. Chce wspĂłĹdzieliÄ radoĹÄ z zaliczenia roku na studiach. Nasze odwiedziny to dla niej prawdziwe wydarzenie: âciociaâ Rose, father Nacho i jej przyjaciele przychodzÄ do niej z wizytÄ ! WeszliĹmy do jej ubogiego domu (âubogiâ to za maĹo powiedziane, by opisaÄ ten pokĂłj zamieszkiwany przez piÄÄ osĂłb). Wszyscy mieszkaĹcy slumsu patrzÄ na nasz dziwny korowĂłd. âGdzie idÄ ? â Do mojego domu!â â mĂłwi wszystkim swoim spojrzeniem. Jak zostanie nam o tym przypomniane podczas rekolekcji, ta dziewczyna czuje siÄ jak Zacheusz: dzisiaj zbawienie weszĹo do tego domu. âSpojrzano na niego i wĂłwczas zobaczyĹâ â tak moĹźna by zatytuĹowaÄ nasz gest. Po trwajÄ cej 11 godzin podróşy, nastÄpnego dnia docieramy do Eldoret w Kenii, by rozpoczÄ Ä rekolekcje. Lekcje wzbogacajÄ pytania oraz wypowiedzi mĹodzieĹźy, ale takĹźe to, co widziaĹem w poprzednich dniach w Kampali. Proste zilustrowanie faktu âspojrzano na niegoâ. Wydaje siÄ, Ĺźe wielu znajduje siÄ na sykomorze, ogarniÄtych wciÄ Ĺź jeszcze spojrzeniem âciociâ Rose. Jedna z dziewczyn opowiada o swoim Ĺźyciu, zanim wspiÄĹa siÄ na to drzewo. Wszystko byĹo przeciwko niej, nienawidziĹa wszystkiego, nawet dnia swoich narodzin. A takĹźe Boga. Nikt nie kochaĹ jej takÄ , jaka byĹa. Trzy razy prĂłbowaĹa popeĹniÄ samobĂłjstwo. WidziaĹa jednak, jak jej brat stawiaĹ czoĹa tym samym domowym okolicznoĹciom w inny sposĂłb (jednÄ z okolicznoĹci byĹ ojciec alkoholikâŚ), dlatego przyjmuje jego zaproszenie na SzkoĹÄ WspĂłlnoty. Tak o tym opowiada: âByĹ drugi tydzieĹ drugiego semestru pierwszej klasy szkoĹy Ĺredniej (tak jak spotkanie Jana i Andrzeja z Chrystusem: byĹa czwarta po poĹudniu â przyp. red.). WeszĹam do przedsionka, gdzie odbywaĹa siÄ SzkoĹa WspĂłlnoty, przyszĹam wczeĹniej. WeszĹa ÂŤciociaÂť Rose, ktĂłra mnie tam zobaczyĹa. UtkwiĹa we mnie wzrok â zawsze robi tak z nowymi osobami â i ja poczuĹam, Ĺźe moje serce zaczÄĹo mocno biÄ. Potem przestaĹa mnie obserwowaÄ, spojrzaĹa na mnie i uĹmiechnÄĹa siÄ do mnie. PowiedziaĹa mi: ÂŤDobry wieczĂłrÂť. ByĹam tak zaskoczona i czuĹam siÄ taka maĹa, Ĺźe nie byĹam w stanie jej odpowiedzieÄ. Ale to spojrzenie i ten uĹmiech â sama tylko myĹl o nich â sprawiaĹy, Ĺźe zamilkĹam. W caĹym moim Ĺźyciu nikt tak na mnie nie spojrzaĹ ani siÄ do mnie nie uĹmiechnÄ Ĺ. To spojrzenie byĹo tak silne, Ĺźe obalaĹo mury mojej przeszĹoĹci, otwierajÄ c przede mnÄ na oĹcieĹź teraĹşniejszoĹÄ. ByĹo to spojrzenie, ktĂłre mi mĂłwiĹo, Ĺźe ja takĹźe mogÄ byÄ kochana taka, jaka jestem. WydawaĹo siÄ, Ĺźe mĂłwi mi: ÂŤJesteĹ waĹźnaÂť. UsĹyszaĹam KogoĹ, kto wzywaĹ mnie, bym za Nim podÄ ĹźyĹa, poprzez to spojrzenie. I od tej chwili postanowiĹam podÄ ĹźaÄ za. PoczuĹam, Ĺźe znalazĹam miejsce, do ktĂłrego przynaleĹźÄ. MogÄ powiedzieÄ, Ĺźe BoĹźa Ĺaska dotarĹa do mnie, gdy miaĹam 14 lat, poniewaĹź to jest moment, w ktĂłrym zrozumiaĹam prawdziwy sens mojego Ĺźycia. ZaczÄĹam rozumieÄ, kim jest dla mnie BĂłg, i znikĹa wielka przepaĹÄ miÄdzy moim pochodzeniem a mnÄ . Ruch przywrĂłciĹ mi samÄ siebie, ktĂłrÄ zagubiĹam. PragnÄ rozpoczÄ Ä na nowo i nie oceniaÄ juĹź mojego Ĺźycia. Tak jak ksiÄ dz Giussani, nie chcÄ przeĹźywaÄ Ĺźycia bezuĹźytecznieâ. W pierwszym spotkaniu mamy wszystko, przypomina nam ksiÄ dz Giussani, ale czym jest to âwszystkoâ, pojmujemy poprzez okolicznoĹci. NiektĂłrych z tych mĹodych znam juĹź piÄÄ lat, towarzyszyĹem im od liceum po studia. Wspaniale jest widzieÄ w nich przejĹcie od âoczywistoĹci pierwszego spotkania do przekonaniaâ. PrzejĹcie, ktĂłremu Zacheusz musiaĹ stawiÄ czoĹa nastÄpnego dnia, kiedy zezĹoszczony na ĹźonÄ poczuĹ z tego powodu przykroĹÄ, myĹlÄ c o Jezusie. Jeden z chĹopakĂłw opowiada o swoim zakĹopotaniu wobec dwĂłjki przyjacióŠze wspĂłlnoty, ktĂłrzy po przejĹciu kawaĹka drogi oddalili siÄ. âCzy wy teĹź chcecie odejĹÄ?â â rozbrzmiewa mi w gĹowie. âTo jest czas osobyâ â powiedziaĹ nam ksiÄ dz Giussani. Posiadamy wszystkie narzÄdzia potrzebne do tego, by osÄ dzaÄ, nie musimy siÄ baÄ. W istocie zaczyna opowiadaÄ o âprzerwieâ, jakÄ postanowiĹ sobie zrobiÄ od SzkoĹy WspĂłlnoty, od chĂłru⌠Ale trwaĹo to krĂłtko. âZobaczyĹem, Ĺźe jestem zagubiony w swojej ideologii â wyjaĹnia â nie dawaĹem rady bez spojrzenia ÂŤciociÂť Rose, Alberto i Seveâ. To jest angaĹźowanie serca. Od tego rozpoczyna siÄ prawdziwa weryfikacja na studiach.
W klasie. Podczas lekcji profesor ekonomii wyjaĹnia piramidÄ ludzkich potrzeb. U podstaw znajdujÄ siÄ te prymarne. Gdy zostajÄ zaspokojone, wchodzimy wyĹźej; jest tam potrzeba bezpieczeĹstwa itp., wreszcie na samej gĂłrze znajdujÄ siÄ potrzeby w peĹni zaspokojone. ChĹopak podnosi rÄkÄ: âPanie profesorze, w naszym doĹwiadczeniu nie jest prawdÄ to, Ĺźe potrzeby zostajÄ w peĹni zaspokojoneâ. W klasie rozpoczyna siÄ zagorzaĹa dyskusja. ChĹopak czuje, Ĺźe musi opowiedzieÄ o swoim doĹwiadczeniu. O caĹym swoim doĹwiadczeniu. Na zakoĹczenie zaciekawiony profesor pyta go: âPrzepraszam, co jest ĹşrĂłdĹem twojej ideologii?â. On mĂłwi mu o ksiÄdzu Giussanim i podarowuje mu swĂłj egzemplarz ksiÄ Ĺźki Dlaczego KoĹciĂłĹ. I w ten oto sposĂłb 50-letni europejski kapĹan przekonaĹ siÄ po raz kolejny, Ĺźe by stawiÄ czoĹa rekolekcjom, lepiej jest pozwoliÄ siÄ uderzyÄ temu, co siÄ wydarza, niĹź przyjechaÄ z gotowymi lekcjami. Bezimienny, stojÄ cy wytrwale u drzwi kardynaĹa Federiga, jest bardziej przekonywujÄ cy niĹź âto, co juĹź wiadomeâ naszej kantowskiej mentalnoĹci⌠|