Ślady
>
Archiwum
>
2018
>
marzec / kwiecień
|
||
Ślady, numer 2 / 2018 (marzec / kwiecień) Pierwszy Plan. Pobożność ludowa Miłość pełna racji Jest to jeden z tematów najdroższych Papieżowi. Ale też najmniej zrozumiały. Dlaczego POBOŻNOŚĆ LUDOWA jest dla niego „wielkim zasobem”? I czego może nas nauczyć? Ks. Giovanni Paccosi Wśród aspektów, które najbardziej zdumiewają w pontyfikacie Franciszka, jest także jego szczególna uwaga poświęcana pobożności ludowej. Dla wielu jest to sformułowanie, które przywołuje świat pełen „obrazeczków” i naiwności, poświęconych przedmiotów, które wydają się amuletami; coś sentymentalnego i zakrawającego na przesąd. Ale częścią pobożności ludowej są również pielgrzymki do Loreto i Santiago de Compostela, odwiedziny w licznych sanktuariach, kult takich świętych jak Franciszek, Antoni, ojciec Pio itd. Przynależą do niej prostota Różańca odmawianego codziennie w parafii, adoracja Najświętszego Sakramentu, Droga Krzyżowa, błogosławieństwa, w których wielu prostych ludzi znajduje pokarm dla swojej wiary. Dlatego pobożność ludowa „jest wielkim zasobem” – czytamy w Evangelii gaudium: Papież postrzega ją jako owoc autentycznej inkulturacji wiary. „Nie jest ona pozbawiona treści, lecz je odkrywa i wyraża bardziej za pośrednictwem symboli niż rozumu praktycznego, a w akcie wiary podkreśla bardziej credere in Deum niż credere Deum”*. Posiada ogromną siłę misyjną: „Niesie ze sobą łaskę misyjności, wyjścia poza siebie i bycia pielgrzymami: «Zmierzanie razem do sanktuariów i uczestnictwo w innych przejawach pobożności ludowej, zabieranie także ze sobą dzieci lub zapraszanie innych osób, jest samo w sobie aktem ewangelizowania»”. A jej przejawy „mogą nas wiele nauczyć, a dla tego, kto potrafi je odczytywać, są miejscem, w którym można znaleźć Boga, na które powinniśmy zwracać uwagę, szczególnie w chwili, gdy myślimy o nowej ewangelizacji”. Doświadczałem tego często w mojej kapłańskiej historii.
Tamta Matka Boża. Pewnego dnia u jednego z moich przyjaciół, sprzedawcy terakoty, zafascynowała mnie bardzo piękna reprodukcja reliefu Matki Bożej z jabłkiem, arcydzieła Luki z Robbi, zachowanego w Bargello. Kupiłem ją, nie wiedząc, że stanie się ważna w mojej historii. Nadszedł maj (było to w latach 90.) i wraz z ludźmi z mojej parafii – małą wiejską wspólnotą zamieszkującą florenckie wzgórza – postanowiliśmy odmawiać Różaniec w różnych miejscach parafii. Przynosiliśmy tę Madonnę na nasze spotkania, by mieć punkt, ku któremu moglibyśmy kierować wzrok. Był maj, noc, latały świetliki, roznosił się piękny zapach wsi i ten przepiękny wizerunek… Kiedy po kilku latach biskup przydzielił mi inną parafię, ludzie nie pozwolili mi zabrać Matki Bożej z jabłkiem. Była ona dla wszystkich, tak samo jak dla mnie, święta, była niezastąpionym znakiem tego doświadczenia przeżywanego w maju każdego roku, Boga obecnego w modlitwie oraz w pięknie. Ale ja też pragnąłem ją mieć, dlatego też zakupiłem drugi wizerunek, który także w nowej, położonej na peryferiach parafii, wykorzystywaliśmy w tym samym celu. Kiedy po czterech latach miałem wyjechać do Peru, parafianie znowu nie pozwolili mi go zabrać. Trzeci wizerunek zabrałem do Limy i tam pozostał… Mam już czwartą kopię, ale w latach spędzonych w podróży po świecie, ileż spojrzeń ogarnęło to słodkie i melancholijne oblicze Jezusowej Matki, a zarazem Córki. Cztery razy musiałem płacić, żeby mieć wizerunek Matki Bożej z jabłkiem, ale cieszy mnie to, ponieważ dla wielu stała się Ona tym, w jakim celu zrobił ją Luca z Robbi – znakiem piękna, który pomaga wierze.
Señor de los Milagros. W 2001 roku przybyłem do Limy; nie wyobrażałem sobie, jak ważny jest tam największy kult w Peru, kult związany z Señor de los Milagros. Chodzi o wizerunek ukrzyżowanego Jezusa, który od XVII wieku w październiku jest niesiony w procesjach trwających po dwa dni, na tak zwanej andzie, czyli podnóżku pokrytym złotem i srebrem, niesionym na ramionach przez członków Bractwa Señor de los Milagros (w skład którego wchodzą tysiące mężczyzn). Procesje te gromadzą miliony wiernych. Widziałem jedno zdjęcie zrobione z lotu ptaka na Placu Mayor w Limie, na którym widać tysiące twarzy wpatrzonych w święty wizerunek: nie widać ani jednej, która spoglądałaby w innym kierunku, ponieważ każdy stoi tam przed Jezusem, i koniec. Także w mojej peruwiańskiej parafii działało Bractwo Señor de los Milagros, które nie cieszyło się dobrą sławą wśród wielu parafian, ponieważ wśród 150 należących do niego mężczyzn wielu uchodziło za pijaków, kobieciarzy itp. Ale przebywając z nimi wiele lat, widziałem, jak kult, jakim otaczano wizerunek Jezusa, wysiłek związany z niesieniem go po ulicach, wdzięczność za znaki Jego łaski, powoli torowały w sercu wielu ludzi drogę do chrześcijańskiego życia, do sakramentów, do przemiany w rodzinie i w pracy. Ja także stałem się jego czcicielem, ja także płakałem, ja także pragnąłem zmienić życie, patrząc na przechodzącego Señor. Teraz znów jestem we Włoszech, gdzie, pod pozorną posuchą publicznych przejawów religijności, żyje lud, który wyraża po prostu swoją wiarę oraz poszukuje i uznaje gesty wyrażające jego religijne serce. To jest pobożność ludowa. Iluż ludzi za sprawą otrzymanej łaski, za sprawą lokalnej albo rodzinnej tradycji trafia z koryta pobożności ludowej do miłości do jakiegoś świętego, albo odzyskuje świadomość potrzeby Boga w jednym z sanktuariów, a przeżywając prawdziwe nawrócenie, spotyka ostatecznie Jezusa oraz życie eklezjalne. Jest to wielki skarb, który trzeba przeżywać i kochać, ponieważ jest to autentyczna droga spotkania z Jezusem.
* Tłumaczenie adhortacji Evangelii gaudium za: w2.vatican.va. |