Menu strony Strona główna Śladów
   
Ślady > Archiwum > 2018 > styczeń / luty

Ślady, numer 1 / 2018 (styczeń / luty)

Życie CL. Gest charytatywny

Podziękowanie Tiny

60 lat temu, wraz z rozpoczęciem gestu charytatywnego w mediolańskiej Bassie, zaczyna się również historia SANTINY TUZZI. Była dziewczynką, gdy pośród prac domowych i gospodarskich spotkała uczniów GS. Jej życie niespodziewanie poszerzyło swoje horyzonty i stało się drogą, która nie ma końca.

Paola Bergamini


Stojąc na środku pokoju z miotłą w rękach, Tina trzęsie się z zimna. Zdecydowanym ruchem zamyka okno. Na zewnątrz jest gęsta mgła, z trudem widać zarysy domu znajdującego się po drugiej stronie podwórka. Pola wokół małej wioski Buccinasco Castello na Nizinie Mediolańskiej pokryte są morzem szronu. Pomyśleć tylko, że kiedy powietrze jest przeźroczyste, widać stąd Matkę Bożą stojącą na szczycie katedry w Mediolanie.

Dziewczyna ze złością zamiata podłogę, potem będzie trzeba zaścielić łóżka, przygotować obiad… To wszystko, czego nie lubi robić. Ma 18 lat, lubi czytać, w szkole nawet dobrze jej szło, ale pod koniec piątej klasy, kiedy zmarła jej mama, tata był stanowczy: „Potrzeba kobiecej ręki, zostajesz w domu”. Zdała nawet egzamin do gimnazjum… Nie dało się nic zrobić. Trzej starsi bracia pracowali, najmłodszy Piero był mały i ktoś musiał się nim zająć. W ten sposób padło na nią. Robi znak krzyża, tak jak nauczyła ją mama, i zaczyna, a w międzyczasie żali się: „Czy to jest całe moje życie? Kto wie, czy uda mi się potem wyskoczyć do oratorium, do księdza Stefano?”.

Tymczasem wieczorem to sam ksiądz Stefano Bianchi puka do drzwi domu Tuzzich. Młody proboszcz wie dobrze, że tata Tiny jest zagorzałym komunistą – odbyli już nawet kilka „politycznych” dyskusji, ale ma ważną propozycję dla dziewczyny. Natychmiast przechodzi do sedna sprawy: „Słuchaj, w najbliższą niedzielę spotykamy się z grupką młodzieży z Mediolanu, która będzie przyjeżdżać co tydzień, by z nami pobyć. Powiedziałem o tym także innym twoim przyjaciołom z oratorium. Wchodzisz w to?”. Tina nie ma wątpliwości, ufa mu, jest dla niej jak ojciec. „Proszę księdza, będę. A ile mają lat? – To studenci i licealiści. Nazywają to gestem charytatywnym. Poznałem księdza, który ich prowadzi. Jestem pewny, że jest to dla nas coś dobrego. To jest właściwa droga”.

Na przełomie lat 1957/1958 uczniowie GS z Mediolanu zaczęli jeździć do „Bassy”, wsi położonych na południe od lombardzkiej stolicy. W porozumieniu z proboszczami momenty zabawy przeplatali nauką alfabetu i katechizmu. To jest właśnie „gest charytatywny”, jeden z najważniejszych gestów wychowujących do wiary w życiu Ruchu. Jak wyjaśniał ksiądz Giussani: „Trzeba być razem ze wszystkimi, współdzielić życie wszystkich, dać na współwłasność siebie każdemu. Miłość jest prawem bez granic, powszechnym: katolickim” (Doświadczenie jest drogą do prawdy, Kielce 2003, s. 35).

Santina spotkała tę młodzież niedługo potem, w 1966 roku, a ta „właściwa droga” była możliwością przemiany, która trwa do dziś. Posłuchajmy, co było dalej.

 

W każdą niedzielę. Spotkanie odbywa się w oratorium w Romano Banco, w centrum Buccinasco. Potem się przenoszą: jedna grupa kieruje się w stronę ulicy Marsala, gdzie w dużych blokach, wyrosłych w wyniku boomu budowlanego, zamieszkuje wiele młodych rodzin przybyłych z innych części Włoch; druga, zmotoryzowana, udaje się do miejscowości Gudo Gambaredo, na wieś. Modlitwa, zabawy wciągające dzieci oraz modlitwa na zakończenie.

Santina wspomina: „W zależności od zajęć domowych decydowałam, gdzie iść. I otwierałam się podczas zabaw. Byliśmy razem, chłopaki i dziewczyny, i samo to już było nowością”. W kolejne niedziele dzieci jest coraz więcej. Ale to nie zabawy fascynują Tinę i jej przyjaciół z oratorium: „Czułam się ważna taka, jaka byłam”. Dzisiaj, z perspektywy 50 lat, na wspomnienie tamtych chwil głos nieco się łamie. „Nikt nigdy tak mnie nie traktował. Myślałam: «Chcę być taka jak oni». Było to dla mnie coś dobrego”.

 

Naczynia i Raj. Te twarze są wciąż coraz bliższe, niektóre w szczególny sposób, tak jak Sarina. „Młodzież z Mediolanu” zaczyna przychodzić także do niej do domu, a wtedy tata Tuzzi poleca: „Nakryj też dla nich, niech zostaną”. Pewnego dnia Sarina patrząc, jak Tina myła podłogę, wykrzykuje: „Ksiądz Gius mówi, żeby patrzeć na siostrzyczkę, która zapracowuje sobie na Raj, obierając cebule!”. Dla Tiny „przeklęte” zajęcia zmieniają oblicze. „Powiedziałam sobie: mogę zasłużyć sobie na Raj, zmywając naczynia! Zaczęłam robić wszystko z miłością. Uczyłam się dobrze wykonywać zajęcia gospodyni domowej od nich – od tych, którzy nie umieli nawet umyć talerzy”.

Ksiądz Stefano jest zawsze z nimi. Mówi im o księdzu Giussanim, z którym czasem je obiad u „Cecchina”, w oberży znajdującej się w centrum miasteczka. „Ma inny sposób wyznawania chrześcijaństwa. Chcę tego dla was” – powtarza. A młodzież z Buccinasco widzi to w mediolańskich przyjaciołach. „Wcześniej, dla nas uczestniczących w spotkaniach w oratorium, podzielonych na chłopaków i dziewczyny, wszystko sprowadzało się do tego, czego nie mogliśmy robić. To było coś zupełnie innego! Eksplozja życia”.

Następnego lata przychodzi inna propozycja: wakacje w górach w Germasino. Tata Tiny natychmiast się zgadza. „Pozostając na swoim «czerwonym» stanowisku, widział, że się zmieniłam, i miał do mnie zaufanie”. A ona zabiera także swojego brata Piero. Jadą w około 50 osób, pod opieką księdza Stefano, księdza Antonia Villi oraz Franki, Sariny, Vincenza i Adriana z Mediolanu. Muszą zabrać wszystko: od garnków po łóżka polowe do spania. W połowie tygodnia Sarina prosi Santinę: „Muszę wyprasować koszulę dla Adriana, który musi wrócić do Mediolanu. Naucz mnie, jak to się robi. – Daj mi ją, będzie szybciej. – Nie, naucz mnie”. Santina wspomina: „Ja miałam uczyć nauczycielkę! Tak właśnie, wśród nich nigdy nie czułam się oceniana, może korygowana, ale zawsze akceptowana taka, jaka jestem”.

Te dni w Germasino dla wszystkich są czymś więcej, „czymś niewspółmiernym. Potwierdzeniem, że było to coś dla mnie”.

 

Bez złości. Nie tylko Santina nie ukończyła szkoły. W ten sposób zostaje zorganizowane coś w rodzaju świetlicy w celu przygotowania grupki chętnych do egzaminu po trzeciej klasie gimnazjum. Trzy popołudnia w tygodniu studenci pomagają młodzieży w nauce. „Na początku oddałam do dyspozycji mój dom, ale mój brat, który pracował na zmiany przy budowie obwodnicy wschodniej, często spał w ciągu dnia, dlatego też postanowiono przenieść się do Mariucci. Przyjeżdżali, wsiadaliśmy do samochodu i dalej. Jedni uczyli francuskiego, inni włoskiego, a jeszcze inni matematyki”.

Z tej grupki tylko Santinie udaje się ukończyć gimnazjum. Inni zaliczają pierwszą albo drugą klasę. Ale dla wszystkich jest to dokonanie. „Ksiądz Villa, ksiądz Stefano, Sarina, Cesi byli ze mnie dumni. Chciałam zapisać się do szkoły, żeby zostać przedszkolanką, ale mojego brata śmiertelnie potrącił samochód i znowu mój tata powiedział mi: «Zostań w domu». Ale wtedy było to już coś innego. Bez złości. Miałam tych przyjaciół. Tę drogę”.

Drogę, która biegła potem przez małżeństwo, dzieci, wnuki. I ci przyjaciele byli towarzyszami drogi. „Z niektórymi, tak jak z Sariną, tworzymy grupkę Szkoły Wspólnoty, niektórzy są w Raju. Kiedy się widujemy i wspominamy wakacje w Germasino, księdza Stefano, księdza Villę z tego tak bogatego okresu… Oto przychodzi tylko dziękować i iść dalej. Ponieważ ja wciąż jestem gospodynią domową”.


Polska strona Ruchu CL   |   Kontakt z redakcją