Menu strony Strona główna Śladów
   
Ślady > Archiwum > 2018 > styczeń / luty

Ślady, numer 1 / 2018 (styczeń / luty)

Pierwszy Plan. Azerbejdżan

To, co istotne, żeby żyć

Pierwszy Dzień Inauguracji Roku w Baku. Oraz pierwsze kroki rodzącej się wspólnoty (tam, gdzie katolików jest 700 na dziesięć milionów mieszkańców).

Davide Perillo


Zebrali się w salce parafialnej, jedynej w całym Azerbejdżanie. „Tutaj znajduje się kościół pod wezwaniem Niepokalanego Poczęcia NMP oraz kaplica, której używano przed otwarciem kościoła w 2007 roku. Na tym koniec”. Nic poza tym w kraju liczącym prawie 10 milionów mieszkańców, gdzie katolików jest niecałe 700, łącznie z przyjezdnymi z innych części świata do pracy przy wydobyciu gazu i ropy. Paolo Gullo z Varese, 34 lata, jest jednym z nich. Mieszka w Baku od marca 2016 roku. Pięć miesięcy później dołączyła do niego żona Marta z trójką dzieci: Andreą, Anną i Sofią. W tym roku Dzień Inauguracji Roku Pracy odbył się także tutaj, po raz pierwszy. Dziewięć osób przyciągniętych przez przyjaźń oraz świeżość przekazu.

„Pierwszą podróż tutaj odbyłem w styczniu dwa lata temu, na krótko przed przeprowadzką” – opowiada Paolo. Chciał iść na Mszę św., szukał w Internecie kościoła (jedynego w mieście) oraz kapłana: księdza Władimira Fetkego, Słowaka, przełożonego salezjanów, którzy przebywają w tym miejscu na misjach od 2001 roku, kiedy to pojawili się tutaj katolicy. „Po przeprowadzce zacząłem przychodzić do parafii. Zaprzyjaźniliśmy się. Z nim oraz z kilkoma małżeństwami: dwoma ukraińskimi, dwoma litewskimi oraz młodą rodziną tworzoną przez Azerbejdżanina i Ukrainkę… Spotykaliśmy się raz w miesiącu: modlitwa, a potem czytaliśmy coś razem”. Wszystko bardzo nieformalne. „Ale esencjonalne dla tego, by żyć. Dużo pracuję, 12-14 godzin dziennie. Łatwo jest zapomnieć, zagubić się. Albo mieć wymówkę, żeby się zagubić. A tymczasem w trudzie trzeba uczepić się tego, co naprawdę podtrzymuje nas przy życiu”.

 

Niespodziewana wizyta. Tak wyglądał początek. Niedługo potem nastał kolejny, równie nieoczekiwany, kiedy do Baku przyjechał także Carlo z Padwy, jeszcze jeden człowiek z CL. „To niesamowite, że dobry Bóg nigdy nie pozostawia nas samymi – mówi Paolo. – To nie ja zaplanowałem ten przyjazd – to On mi go podarował. Zrozumiałem, jak bardzo jestem kochany”. Tak rozpoczęła się Szkoła Wspólnoty w Azerbejdżanie. I natychmiast się powiększyła. O Martę, która w międzyczasie dołączyła do męża. O Lukę, który mieszka w Moskwie i w Baku przebywał służbowo, ale nie udało mu się ich wówczas spotkać. „Nawiązaliśmy jednak kontakt i postanowił dołączyć za pośrednictwem Skype’a”. Oraz o Silvię z Kazachstanu, która dołączyła na zaproszenie Luki. A wszystko to miało miejsce, kiedy przyjaciele z Kazachstanu byli niedawno w Baku w związku z najbardziej niespodziewanym ze wszystkich wydarzeń: wizytą Papieża.

Franciszek przyjechał tu na krótko 2 października 2016 roku. Był to przepiękny i dziwny dzień. „Ktoś może pomyśleć, że Papież traci dużo czasu: przebyć tyle kilometrów, by odwiedzić małą wspólnotę liczącą 700 osób – powiedział sam Franciszek. – Nie jest to jednorodna wspólnota, ponieważ wśród was rozmawia się po azerbejdżańsku, włosku, angielsku, hiszpańsku… Jest to wspólnota z peryferii. Ale Papież naśladuje w tym Ducha Świętego: Duch Święty także zstąpił z nieba na małą wspólnotę z peryferii, zamkniętą w Wieczerniku…”. Kolejny początek. Także dla małego ludu CL.

 

Głębsze relacje. Od tamtej pory Szkoła Wspólnoty nabrała innego wymiaru. „Pomaga mi traktować poważnie to, co mi się przytrafia – mówi Paolo. – Patrzeć na wszystko jako na okazję. Kiedy sprawy się nie układają, zauważam, że pragnę patrzeć na pozytywność. Łatwiej byłoby coś zniszczyć: jeśli nie działa, wyrzucamy to. Tymczasem staram się odkrywać wartość. Często zdarza się usłyszeć: ty w inny sposób traktujesz ludzi, dlaczego?”. Tak było z Namiqiem, który jest kierowcą. „Pracuje bardzo dużo, ale nigdy nie wraca do domu, nawet wtedy, gdy może”. Paolo to zauważył i porozmawiał z nim jak z przyjacielem: „Dlaczego nie jesteś z rodziną? Potrzebujesz…”. Zrodziła się niewyobrażalna relacja. Tak jak z Luką, kolegą, którego teraz nigdy nie brakuje na Szkole. „Ale tak samo jest wobec twojego dziecka, które ma 6 lat i ciągle pyta, wciąż prosi cię o więcej: albo jest to problem do rozwiązania, albo ktoś, kto przywołuje cię do Czegoś większego. Oto bez pracy, którą wykonujemy, nie uświadomiłbym sobie tego. Nie dostrzegałbym tego Źródła”.

Źródła uznanego także przez księdza Władimira, który w międzyczasie został biskupem. „Zawsze nas zdumiewał swoją otwartością, tym, w jaki sposób nas przyjmuje – opowiada Marta. – Ale jego kryterium jest jasne: «Jeśli to, co proponujecie, pomaga wam wzrastać, w porządku. Służy także tutejszemu Kościołowi»”. W ten sposób zrodziły się w parafii spotkania poświęcone Amoris Laetitia. Albo zawiązała się bliższa przyjaźń między mamami. „Relacja jest głębsza niż z matkami spotykanymi w szkole – mówi Marta. – Poszukujemy tego samego. Razem przechodzimy jakiś odcinek drogi. Są to najbliższe twarze, przypominające ci o Jezusie”. Tak jak twarze Augusta i jego rodziny, którzy przybyli tu z Włoch tuż po wakacjach.

W ten sposób doszli do Dnia Inauguracji Roku. Pierwszego w Azerbejdżanie. „Od razu zaproponowałem, by go zorganizować, ale nie mieliśmy nikogo, kto by przyjechał – opowiada Paolo. – W ten sposób wykorzystaliśmy nagranie”. Zostało odtworzone po wprowadzeniu Paolo i wspólnym śpiewie. Oraz przed parafialną Mszą św., z kapłanem modlącym się razem ze wspólnotą, by podziękować, że doszło do tego rodzaju spotkania. „Wyłaniały się tematy zasygnalizowane już wcześniej podczas naszych spotkań w parafii w poprzednich tygodniach” – mówi Marta. Zbawienie, którego człowiek pragnie, ale odkrywa, że nie jest do niego zdolny. Spotkanie z Chrystusem, które wszystko przewartościowuje. „Dostrzeżenie bliskości Boga jest łaską” – powiedział Danelius, jeden z litewskich przyjaciół. „Tak też jest: możemy doświadczać teraz tego samego, co Zacheusz” – dodaje Paolo.

Gdzie teraz nie jest powiedziane ot tak sobie. „Piękno pojawiło się natychmiast – opowiada Marta. – Namacalnie dotknęliśmy formalizmu, o którym była mowa w nagraniu. Ponieważ odkryliśmy, jak bardzo umęczyła nas organizacja, troski, «rzeczy do zrobienia». Możesz zaproponować tak piękny gest wszystkim i zagubić jego źródło, dusząc się w swoim usiłowaniu uczynienia go adekwatnym. Krótko mówiąc, te słowa skorygowały nas «na żywo». Pierwszym tego owocem w moim przypadku było odzyskanie świadomości tego”.

 

Kiermasz zimowy. Wyraźniej zauważyła to podczas „kiermaszu zimowego” organizowanego w szkole, kilka dni później. Z grupką włoskich mam miała przynieść słodkości na sprzedaż. Ona i Silvia, żona Augusta, zaproponowały, by wystawić małą szopkę. Pozostałe wahały się: „Nie, tutaj wszyscy są muzułmanami, mogą się obrazić…”. Dyskutowały o tym. „I bardzo przydało mi się to, co usłyszałam podczas Dnia Inauguracji i o czym przeczytałam w zapisie rozmowy Carróna z odpowiedzialnymi z Hiszpanii (tekst opublikowany na www.clonline.org – przyp. red.): gdzie rodzi się kultura, co oznacza osąd nieoddzielony od kontekstu. Może nawet masz dobre i słuszne wyobrażenie, ale jeśli nie uświadomisz sobie, że ci, którzy są wokół ciebie, jeszcze Go nie poznali…Potrzeba czasu”. I kroków, stawianych jeden za drugim.

Kolejny krok w Baku właśnie został postawiony: adwentowy dzień skupienia. Paolo zaprosił księdza Piera Callegariego z Kazachstanu. Biskup Władimir skierował zaproszenie do wszystkich. „Ale wyszliśmy z tą propozycją, ponieważ w pierwszej kolejności służyła nam – opowiada Paolo. – To, czy przyjaciele powiedzieliby nam tak albo nie, to, czy przyszłoby ich dwoje czy trzydzieścioro – było sprawą drugorzędną”. Ostatecznie przyszło dziesięć osób, „pomimo epidemii anginy”. Kolejny dzień razem, by pomóc sobie ponownie odkryć jeden początek. A potem kolejny. „Przeżyty w innym rytmie – mówi Marta. – OK, chcieliśmy, żeby to był piękny gest, przygotowany itd. Ale nie tracąc z zasięgu wzroku tego, co istotne”. A co jest istotne? „Pan, który przychodzi nas odwiedzić”.


Polska strona Ruchu CL   |   Kontakt z redakcją