Ślady
>
Archiwum
>
2018
>
styczeĹ / luty
|
||
Ślady, numer 1 / 2018 (styczeĹ / luty) SpoĹeczeĹstwo. Testament biologiczny Prawdziwa walka Dlaczego doszliĹmy do ustawy dotyczÄ cej testamentu biologicznego? W postÄpujÄ cym zatracaniu znaczenia Ĺźycia pojawia siÄ potrzeba âodkrycia na nowo zaleĹźnoĹci od Bogaâ. Tekst wiceprzewodniczÄ cego Bractwa CL. Davide Prosperi Ustawa dotyczÄ ca testamentu biologicznego zostaĹa zatwierdzona 14 grudnia po dĹugich miesiÄ cach polemik i dyskusji, ktĂłre nie zakoĹczyĹy siÄ wraz z gĹosowaniem, wrÄcz przeciwnie. SÄ tacy, ktĂłrzy cieszÄ c siÄ z takiego obrotu spraw i uwaĹźajÄ c jÄ za âzdobycz cywilizacyjnÄ â, juĹź oĹwiadczajÄ , Ĺźe nie czujÄ siÄ usatysfakcjonowani, poniewaĹź prawdziwy punkt dojĹcia tej âtrajektorii wolnoĹciâ znajduje siÄ gdzie indziej: w uznaniu moĹźliwoĹci wybierania eutanazji. Oraz tacy, ktĂłrzy przestrzegajÄ przed moĹźliwoĹciÄ obywatelskiego nieposĹuszeĹstwa, na przykĹad w katolickich placĂłwkach opieki medycznej, gdzie ustawa poĹrednio nie pozwala korzystaÄ z klauzuli sumienia w przypadku lekarzy nieuznajÄ cych obowiÄ zku wykonywania postanowieĹ DNAR (Do Not Attempt Resusitation â deklaracji podpisywanej przez pacjenta w sprawie niepodejmowania przez lekarzy resuscytacji w przypadku zatrzymania u niego krÄ Ĺźenia krwi lub oddechu â przyp. red.). OczywiĹcie sÄ to waĹźne zagadnienia, o ktĂłrych moĹźna dowiedzieÄ siÄ wielu potrzebnych i kompetentnych rzeczy. Ale nie nad tym chcemy siÄ teraz zatrzymaÄ. Tutaj chcemy sobie przede wszystkim zadaÄ pytanie: dlaczego do tego doszliĹmy? Jest to prawdziwe pytanie, nie retoryczne: dlaczego do tego doszliĹmy? Co nas do tego doprowadziĹo? Na dobrÄ sprawÄ nie jest to nawet punkt dojĹcia, ale prawdopodobnie tylko punkt przejĹciowy trajektorii, ktĂłra wydaje siÄ nie do zatrzymania, trajektorii stopniowej utraty znaczenia Ĺźycia. I w tej logice nie zdumiewa za bardzo, Ĺźe wiÄkszoĹÄ narodu wĹoskiego dzisiaj opowiada siÄ za tÄ ustawÄ , takĹźe wĹrĂłd katolikĂłw. JeĹli okolicznoĹci Ĺźycia â zarĂłwno wielkie przygody, jak i maĹe zdarzenia, bardziej radoĹci niĹź trudy i cierpienia â nie sÄ przeĹźywane w doĹwiadczeniu jednorodnego znaczenia, moglibyĹmy powiedzieÄ pewnego ideaĹu, samo Ĺźycie traci wymiar pozytywnoĹci, peĹnego nadziei oczekiwania charakteryzujÄ cego, na przykĹad, dzieci w pierwszych latach Ĺźycia. Dziecko, kiedy jest malutkie, nie zwraca uwagi na to, jakie jest: Ĺadne czy brzydkie, proste czy krzywe â jest po prostu zdumione. Zdumione rzeczywistoĹciÄ , ktĂłrÄ ma przed sobÄ , pociÄ gniÄte przez rzeczy, ktĂłre postrzega jako dane za nic, gratis! WdziÄczne za istnienie rzeczy, takich, jakie sÄ , a wiÄc wdziÄczne za swoje Ĺźycie. NastÄpnie, stopniowo, jakby to spojrzenie zachodziĹo mgĹÄ . A dzieje siÄ to wciÄ Ĺź coraz szybciej. W osobie i, jak to widzimy, w spoĹeczeĹstwie. WĹadza codziennie wpaja nam przekonanie, Ĺźe ideaĹem Ĺźycia jest realizacja naszych marzeĹ. I to staĹo siÄ juĹź tym, co determinuje osÄ dy, wybory i dziaĹania wiÄkszoĹci: nasze marzenia. Nie pragnienia, nie pierwotny impet, z jakim nasze serce w kaĹźdej rzeczy pragnie nieskoĹczonoĹci, ale jej zredukowanie do pewnego obrazu, ktĂłry pozostawia nas nieuleczalnie ograniczonymi do naszej miary. KsiÄ dz Luigi Giussani podczas spotkania ze studentami w 1991 roku powiedziaĹ profetycznie: âPodÄ Ĺźanie za marzeniem oznacza z czasem spopielenie wszystkiego tego, co wpada nam w rÄce. Wydaje siÄ piÄkne, gdy tylko to chwytamy, a potem siÄ spopiela. (âŚ) IdeaĹ wskazuje natomiast kierunek, ktĂłrego nie obieramy my. PodÄ ĹźajÄ c w tym kierunku, nawet z trudem, idÄ c nawet pod prÄ d, ideaĹ, wraz z upĹywem czasu, urzeczywistnia siÄâ. SfomuĹowanie: âKierunek, ktĂłrego nie obieramy myâ oznacza, Ĺźe ideaĹ jest dany, ale trzeba odkryÄ go na nowo w wyzwaniach teraĹşniejszoĹci. Ĺťycie dla ideaĹu buduje pewnoĹÄ, tymczasem podÄ Ĺźanie za marzeniami sprawia, Ĺźe wÄ tpimy i jesteĹmy nieusatysfakcjonowani.
To jest kwestia, ktĂłrÄ ukazuje sprawa DNAR. Bez ideaĹu na miarÄ ofiary z Ĺźycia nie moĹźe byÄ nadziei, nadziei bÄdÄ cej w stanie przetrwaÄ w czasie wobec burz, ktĂłre wczeĹniej czy później Ĺźycie nam przynosi. A bez nadziei cierpienie staje siÄ czystym brakiem znaczenia, na dodatek bolesnym i jako takim nie do zniesienia. Ĺťycie traci smak, a cierpienie czyni nie do zniesienia wĹasne poczucie bezuĹźytecznoĹci. KaĹźdy, kto doĹwiadczyĹ cierpienia (czyli wszyscy, wczeĹniej czy później), musiaĹ doĹwiadczyÄ zarazem innej zasadniczej rzeczy, jakÄ jest zaleĹźnoĹÄ: przymus zaleĹźenia od kogoĹ, od drugiego. I to moĹźe byÄ tak samo nie do zniesienia. Nie do zniesienia dla naszej wspĂłĹczesnej mentalnoĹci, ktĂłra pojmuje siebie jako autonomicznÄ , a wielokrotnie teĹź narcystycznÄ , niepotrzebujÄ cÄ nikogo innego jak tylko samej siebie i swojego wyobraĹźenia dla urzeczywistnienia swojej satysfakcji. Jest to nastawienie, ktĂłrego wszyscy doĹwiadczamy, bez Ĺźadnych ograniczeĹ. I nie dlatego, Ĺźe coĹ jest z nami nie w porzÄ dku â wysysamy to z mlekiem matki, to Ĺwiat, w ktĂłrym Ĺźyjemy, jest taki. W imiÄ swojej autonomii wspĂłĹczesny czĹowiek staĹ siÄ niewolnikiem kaĹźdej wĹadzy. Dlatego doczekaliĹmy wielkiego starcia naszej epoki: nie tylko walki o powstrzymanie wyrachowania dominujÄ cej mentalnoĹci â ktĂłra takĹźe tym razem wydaje siÄ nieznoĹnie arogancka i nachalna â ale bitwy o odkrycie na nowo i danie Ĺwiadectwa o zaleĹźnoĹci czĹowieka od Boga. To znaczy bitwy miÄdzy afirmacjÄ czĹowieczeĹstwa, ktĂłre jest relacjÄ z nieskoĹczonoĹciÄ , a siÄgajÄ cym teraz szczytu redukowaniem czĹowieka przez wĹadzÄ. To jest prawdziwy teren konfrontacji: bitwa miÄdzy autentycznÄ religijnoĹciÄ a wĹadzÄ , poniewaĹź jedynym ograniczeniem dla kaĹźdej wĹadzy (cywilnej, politycznej, a nawet klerykalnej) jest prawdziwa religijnoĹÄ. W paĹşdzierniku, na dorocznym zebraniu Comunione e Liberazione, mĂłwiliĹmy, Ĺźe Ĺźycie posiada uĹźytecznoĹÄ, kaĹźde Ĺźycie, niezaleĹźnie od stanu, w jakim siÄ znajdzie, Ĺźe jest ona wiÄksza, Ĺźe ta zaleĹźnoĹÄ od Boga jest uĹźytecznoĹciÄ Ĺźycia. Nasze Ĺźycie jest uĹźyteczne, kiedy odpowiada temu, kto nas kocha, kiedy jest uĹźyteczne dla tego, kto nas chce. MoĹźe po prostu akceptujÄ c to, Ĺźe istniejemy, Ĺźe zaleĹźymy od tego, kto sprawia, Ĺźe teraz istniejemy, jak zobaczyliĹmy minionego lata w dramatycznej i poruszajÄ cej historii Charliego Garda. A wiÄc kiedy ta zaleĹźnoĹÄ zostaje objÄta i przyjÄta jako moĹźliwoĹÄ budowania wĹasnego czĹowieczeĹstwa, Ĺźycie staje siÄ posĹuszeĹstwem: ostatecznie dyspozycyjnoĹciÄ wobec obecnoĹci Tajemnicy, poddaniem siÄ tej wielkoĹci, ktĂłrÄ KtoĹ Inny, w sposĂłb byÄ moĹźe inny od tego, czego chciaĹbym ja, pragnie urzeczywistniÄ we mnie i ze mnÄ dla Ĺwiata. W gruncie rzeczy staje siÄ ofiarÄ z siebie â to znaczy z wĹasnego wyobraĹźenia siebie â ktĂłra zaczyna speĹniaÄ siÄ jako wiÄksze czĹowieczeĹstwo, prawda o sobie. NiezaleĹźnie od tego, czy to uznajemy czy nie, zaleĹźymy. Kiedy ta zaleĹźnoĹÄ jest Ĺwiadomie objÄta, rozpoczyna siÄ trajektoria poznania i wolnoĹci, jakiej wczeĹniej nie moĹźna sobie byĹo wyobraziÄ. Ten, kto czyta âĹladyâ, w minionych miesiÄ cach spotkaĹ wiele Ĺwiadectw tego: historiÄ Giovanny Ponti, chorej na stwardnienie zanikowe boczne (SLA), oraz Stefano Borgonovo, byĹego piĹkarza, ktĂłry zmarĹ na tÄ samÄ chorobÄ; opowieĹÄ Marco Maltoniego, lekarza z Forli, ktĂłry towarzyszy terminalnie chorym, oraz losy Giacomo Avalone, dziecka urodzonego w Dubaju, ktĂłre przeĹźyĹo tylko osiem godzin⌠Oraz wiele innych.
Ale wielu z naszych czytelnikĂłw zostaĹo wrÄcz zrodzonych w wierze ze spotkania z czĹowiekiem, ktĂłry przeĹźyĹ caĹe swoje Ĺźycie z tym poczuciem zaleĹźnoĹci od Boga, w kaĹźdej okolicznoĹci swojego Ĺźycia i jako ostatecznym osÄ dem caĹej ludzkiej historii. CzĹowiekiem, ktĂłry nie straciĹ okazji do tego, by postawiÄ wszystko na ludzkie oblicze Boga, Chrystusa obecnego tu i teraz, oraz do dawania Ĺwiadectwa wszystkim tym, ktĂłrzy spotkali siÄ z jego Ĺźyciem, Ĺźe tylko spotkanie z Jezusem jest w stanie daÄ speĹnienie oczekiwaniu serca przepeĹnionego nadziejÄ , ktĂłrej zagraĹźajÄ i nieustannie zaprzeczajÄ trudne okolicznoĹci Ĺźycia. CzĹowiekiem, ktĂłry przeĹźyĹ postÄpujÄ cÄ chorobÄ aĹź po wyniszczenie siebie jako dzieĹ po dniu wciÄ Ĺź coraz pewniejszÄ i bardziej wynagradzanÄ afirmacjÄ pozytywnoĹci istnienia, tego wszystkiego, co jest, i w tym pokazaĹ nam, Ĺźe nawet choroba i cierpienie mogÄ pomĂłc w stawaniu siÄ ludĹşmi. AĹź po uczynienie czymĹ upragnionym moĹźliwoĹci przeĹźywania wszystkiego w ten sposĂłb, ze ĹwiadomoĹciÄ przepeĹnionÄ teraĹşniejszoĹciÄ . PamiÄtam jeden z ostatnich razĂłw, kiedy ksiÄ dz Giussani zabraĹ gĹos podczas rekolekcji Bractwa CL w 2002 roku. ByĹ bardzo chory. OpowiedziaĹ o epizodzie z Ewangelii Ĺw. Ĺukasza, mĂłwiÄ cym o spotkaniu Jezusa z wdowÄ , ktĂłrej wĹaĹnie umarĹ syn⌠âTego wieczoru Jezus zostaĹ przystopowany, zatrzymany w drodze do wioski, do ktĂłrej zmierzaĹ, poniewaĹź doszedĹ do Niego bardzo donoĹny pĹacz kobiety, przenikniÄty krzykiem cierpienia, ktĂłry wstrzÄ saĹ sercem wszystkich obecnych, ale ktĂłry wstrzÄ saĹ, ktĂłry wstrzÄ snÄ Ĺ przede wszystkim sercem Chrystusa. ÂŤKobieto, nie pĹacz!Âť Nigdy wczeĹniej jej nie widziaĹ, nigdy nie poznaĹ. ÂŤKobieto, nie pĹacz!Âť Jakiego umocnienia musiaĹa doĹwiadczyÄ ta kobieta, ktĂłra usĹyszaĹa skierowane do niej sĹowo Jezusa?â. A potem, jakby przenoszÄ c to samo doĹwiadczenie na siebie, a wiÄc na kaĹźdego z nas tam obecnych, usuwajÄ c w jednej chwili dystans dwĂłch tysiÄcy lat historii, kontynuowaĹ: âÂŤKobieto, nie pĹacz!Âť â oto serce, z jakim zostajemy postawieni wobec spojrzenia oraz smutku, wobec cierpienia wszystkich ludzi, z ktĂłrymi wchodzimy w relacjÄ, na ulicy albo w podróşy, w naszych podróşach. ÂŤKobieto, nie pĹacz!Âť JakĹźe niewyobraĹźalne jest to, Ĺźe BĂłg â ÂŤBĂłgÂť, Ten, ktĂłry stwarza caĹy Ĺwiatw tym momencie â widzÄ c i sĹyszÄ c czĹowieka, moĹźe powiedzieÄ: ÂŤCzĹowieku, nie pĹacz!Âť, ÂŤTy, nie pĹacz!Âť, ÂŤNie pĹacz, poniewaĹź nie do Ĺmierci, ale do Ĺźycia ciÄ stworzyĹem! Ja daĹem ci Ĺźycie oraz wielkie towarzystwo ludzi!Âť. MÄĹźczyzno, kobieto, chĹopaku, dziewczyno, nie pĹaczcie! Nie pĹaczcie! Jest spojrzenie i serce, ktĂłre przenika was do szpiku koĹci i kocha was aĹź po wasze przeznaczenie, spojrzenie i serce, ktĂłrego nikt nie moĹźe skierowaÄ w innÄ stronÄ, nikt nie moĹźe uczyniÄ niezdolnym do powiedzenia tego, co myĹli, i tego, co czuje, nikt nie moĹźe uczyniÄ bezsilnym!â.
Oto wszystko to wydarzyĹo siÄ w przeszĹoĹci i wydarza siÄ wciÄ Ĺź jeszcze dzisiaj. ChrzeĹcijaĹska wspĂłlnota istnieje po to, by dawaÄ o tym Ĺwiadectwo, wszystkim. A czas BoĹźego Narodzenia, ktĂłry przeĹźywamy kaĹźdego roku, o tym nam przypomina. |