Menu strony Strona główna Śladów
   
Ślady > Archiwum > 2017 > wrzesień / październik

Ślady, numer 5 / 2017 (wrzesień / październik)

Życie CL. Międzynarodowe Spotkanie Odpowiedzialnych

Stojący u drzwi

277 osób z 52 krajów u podnóży Dolomitów. MIĘDZYNARODOWE SPOTKANIE ODPOWIEDZIALNYCH. Okazja do tego, by znów opowiedzieć sobie, w wielkiej wolności, o tym, w jakim punkcie drogi się znajdujemy. I ponownie dotrzeć do tego, co ją zapoczątkowało. Prosząc, tak jak Bezimienny, by to znów wydarzyło się na nowo.

Luca Fiore


„Czy wrócę? (…) O, gdyby mnie wasza przewielebność odpędzał, stanąłbym u jego drzwi jak uparty żebrak. Muszę mówić z waszą przewielebnością, potrzebuję waszego widoku, głosu… potrzebuję was…” (A. Manzoni, Narzeczeni, Warszawa 1958, s. 388-389). Ileż wykrzykników potrzeba Manzoniemu, by oddać stan duszy Bezimiennego w chwili pożegnania z kardynałem Federigiem. Duszy ogarniętej miłosiernym spojrzeniem, która wie, że nie potrafi się już obejść bez źródła swojego wyzwolenia.

To właśnie od tego obrazu ksiądz Julián Carrón rozpoczyna Międzynarodowe Spotkanie Odpowiedzialnych CL (AIR), na które przyjechały 277 osoby z 52 krajów. Po wielu latach powraca się do Corvary, do tego samego hotelu, w którym w 1982 roku zostały zainicjowane międzynarodowe wakacje („Wtedy byli tylko Szwajcarzy, Niemcy, Hiszpanie i kilka osób z Irlandii” – wspomina Michele Faldi). Dolomity znajdują się tutaj tuż za oknami, milczące i przepiękne.

Tegoroczny tytuł, „Czy zbawienie pozostało dla mnie interesujące?”, rewiduje ukryte zakamarki duszy wszystkich, nie tylko tego, kto od wielu lat uczestniczy w historii Ruchu. Zmusza do powrotu, by na poważnie spojrzeć na siebie, by zobaczyć, w jakim punkcie się znajdujemy, czy z biegiem lat zwyciężył formalizm czy też płomień „pierwszej miłości” wciąż wibruje w naszym życiu. A potrzeba odwagi, by przyznać przed samym sobą: „Zwycięża formalizm”.

 

Jona i dotknięcie. Beppe pracuje w Edynburgu w Szkocji. Dzięki Ruchowi, mówi podczas pierwszej assemblei, z biegiem lat wzrastał, „a jednak im dłużej podążam naprzód, tym bardziej wyostrza się percepcja mojego grzechu, dostrzegam, że wciąż powtarzam te same błędy. Nie ma przemiany. W ten sposób w ostatnich miesiącach ogarnął mnie wielki smutek. Byłem zgorszony”. Wtedy do miasta przybywa nowa rodzina z CL. „Zawzięte typy, bardzo radykalni. On natychmiast dostrzega mój smutek i mówi: «Myślałem, że znajdę odpowiedzialnego za CL, a widzę człowieka rozwalonego na kawałki…». Powiedziałem sobie: «Nie jestem tylko tym». W ten sposób zacząłem poszukiwać ich towarzystwa, żebrałem o ich przyjaźń. I zauważyłem, że rzeczy zaczęły wydarzać się na nowo. Zobaczyłem, że Bóg nie opuszcza mnie, nawet jeśli taki jestem”.

„Co ma to wspólnego ze zbawieniem? – pyta Carrón. – Zrozumiałem, że nadzieja… – próbuje odpowiedzieć Beppe. – Nie mów przypadkowych rzeczy, patrz na twoje doświadczenie!”. Beppe próbuje znowu: „Postanowiłem ich poszukać, nie czekając, aż oni do mnie przyjdą… – Żebrałeś o to, by przyszli! – podejmuje znowu Carrón. – Sądzimy, że nasz smutek jest nieszczęściem, tymczasem jest początkiem wszystkiego, jest wyraźniejszą świadomością naszej potrzeby. Myślimy, że przemiana jest «performance», tymczasem nie. Przemiana dokonuje się, kiedy wyostrza się w nas potrzeba tego, by Chrystus nas zbawił: «Kiedy jestem słaby, wówczas jestem silny»”.

Gianni, jeden z odpowiedzialnych w Bari, opowiada, że podczas assemblei Ruchu pewna jego decyzja zostaje zakwestionowana przez osobę, która mówi: „Robiąc tak, popełniacie błąd”. On odpowiada, tłumacząc swoje racje. I to: „Jeśli tak jest, zwracam legitymację Bractwa…”. Po zakończonym spotkaniu Gianni kieruje się w stronę samochodu, żeby wrócić do domu. Ale coś nie pozwala mu wsiąść do auta. „Nie potrafiłem zapomnieć spojrzenia tego przyjaciela. Wtedy wróciłem i zapytałem go, czy któregoś wieczoru możemy przyjść do niego do domu na kolację. W ten sposób poznałem jego rodzinę. To było spotkanie, nieoczekiwane, nadzwyczajne. Pod koniec wieczoru zapytał mnie, czy może pójść ze mną na Szkołę Wspólnoty. Wtedy zrozumiałem, że rzeczywistość jest dobra, że zbawienie komunikuje się mnie, nie pomijając ciała, ale w ciele. I widzę, że uznanie tego jest pracą podejmowaną każdego dnia. Ksiądz Carrón komentuje: „To nie my decydujemy o tym, w jaki sposób Tajemnica działa w naszym życiu”. Ale zbawienie, kiedy się wydarza, „posiada jedyne w swoim rodzaju rysy, niedające się pomylić z niczym”.

Są to te niedające się pomylić z niczym rysy w historiach Białorusina Miszy, Wenezuelczyka Sumito i Chińczyka Jona. Trzy „szczególne historie”, zanurzone w całkowicie innych kontekstach kulturowych. Wystarczy objęcie profesora (Misza), zaproszenie do zaprezentowania biografii księdza Giussaniego (Sumito) albo spotkanie na lotnisku (Jona). Zakamarki życia, w które zanurza się ręka Tajemnicy, by nas dotknąć. Zostajemy pochwyceni przez „Boga w historii”.

 

Ubodzy. Właśnie to dotknięcie znajduje się u początku wszystkiego. Nadaje szybkości naszym potrzebom, rozjaśnia nasz sposób patrzenia na sprawy, przekształca przesąd w otwartość. Nie jest czymś, co zatrzymuje się na sferze osobistych relacji, ale wylewa się i ukazuje światu. „Jeśli nie rodzą się z tego wymiary wiary(caritas, misja i kultura), to znaczy z doświadczenia wydarzenia Chrystusa w życiu, nasze gesty tracą swój powab i atrakcyjność” – wyjaśnia Carrón. Dobrze pokazuje to Alejandro z Caracas, który opowiada o kraju, gdzie w ostatnim roku Wenezuelczycy stracili na wadze średnio osiem kilogramów. Ludzie są głodni. Ale w sytuacji, która wydawałaby się bez wyjścia, on i jego przyjaciele organizują się tak, jak mogą, by odpowiedzieć nie tylko na potrzeby materialne, ale także by uchwycić potrzebę tego, kto nie chce być pozostawiony sam pośród trudności.

To właśnie ubodzy, o których mówi papież Franciszek w Evangelii gaudium, będącej manifestem tego pontyfikatu (ksiądz Stefano Alberto podjął jej zasadnicze wątki), nie są kategorią społeczną, ale teologiczną, to znaczy „pomagają nam lepiej poznać nas samych w relacji z Tajemnicą”. To właśnie głodni z Caracas, ubodzy duchem, stojący u drzwi kardynała Federiga, żebrzą o spojrzenie Chrystusa.

                Są to także chorzy, których codziennie spotyka Alexandre, onkolog z Rio de Janeiro w Brazylii. Mężczyźni i kobiety, którzy proszą nie tylko o wyleczenie, ale także o to, by spojrzano na nich jak na osoby posiadające swoje pytania i słabości. Ubodzy tak jak dzieci imigrantów, które Wael Farouq w Mediolanie poprosił, by zadały swoim rodzicom pytanie, którego nigdy dotąd nie zadawały: „Dlaczego przyjechaliście do Włoch?”. Doświadczenie, które znów poruszyło życie niektórych, skracając ten pokoleniowy dystans, często (jak mówi Olivier Roy) znajdujący się u początku islamizacji radykalizmu, będącego duszą terroryzmu w Europie.

 

Koszulka i pata negra. Do Corvary przyjechali także ludzie z Barcelony z tysiącem pytań kogoś, kto doświadczył strachu w godzinach zamachu terrorystycznego w dzielnicy Rambla. Przyjechali z Houston i w przerwach między spotkaniami oglądają na smartphone’ach zdjęcia powodzi spowodowanej przez huragan Harvey. Jest Cinzia, nauczycielka z Palermo, mająca za sobą eksperyment z młodzieżą GS z Sycylii. Wakacyjny wyjazd został zorganizowany w parku narodowym Pollino (Bazylikata) oraz w halach wystawowych targów w Rimini. Opowiada o swoim zadziwieniu wobec zdumienia młodzieży, mającej mnóstwo pytań dotyczących spotkań i wystaw. Na Meetingu był także ojciec Aleksandr, Ukrainiec z Cherson. Ma 29 lat i jest prawosławnym duchownym, który pracował podczas Meetingu jako wolontariusz, będąc odpowiedzialnym za wodę mineralną. Na AIR jest po raz pierwszy. Z zaciekawieniem słucha wystąpień: „Dobrze się czuję pośród was, czuję się wolny w tym, że jestem prawosławnym księdzem”.

W Corvarze w kilka minut można okrążyć cały świat. Podczas spotkań ksiądz Ignacio Carbajosa opowiada o reakcjach niektórych hiszpańskich intelektualistów, między innymi fizyka Juana José Cadenasa, antropologa Mikela Azurmendiego oraz dziennikarki Pilar Raholi na publikację książki La bellezza disarmata w języku hiszpańskim. Ksiądz José Medina ze Stanów Zjednoczonych pokazuje natomiast, w jaki sposób treść książki Carróna wpisuje się w amerykańską debatę o publicznej obecności chrześcijan we współczesnym społeczeństwie. Rozlegają się śpiewy po chińsku, arabsku, portugalsku, francusku i angielsku. Vitaly, urodzony w Nowym Jorku, paląc papierosa, odświeża swój rosyjski, którego nauczył się od rodziców. Barbara z dumą pokazuje barwną nigeryjską koszulkę. Jusús Carracosa z Carras jak co roku przywiózł ze sobą pata negra (bardzo drogą i wykwintną szynkę hiszpańską – przyp. red.), którą kroi z nabożnym namaszczeniem.

Podczas końcowej assemblei Betta prosi o wyjaśnienie dotyczące relacji wiary i kultury, o której była mowa podczas spotkania poświęconego Evangelii gaudium: „Przez osiem lat mieszkałam w Barcelonie i w spotkaniu z nową kulturą «zyskałam na nowo» to, co otrzymałam w ciągu mojego życia. Otwarcie się było wielką pracą. Teraz wróciłam i zauważyłam, że grozi mi niebezpieczeństwo, że to, czego się nauczyłam, skamienieje”. Zagadnienie jest nieco inne, ale powraca dominująca nuta: „Dzięki czemu możliwe jest otwarcie się na nowo? – pyta Carrón. – Nie pojechałaś do Barcelony, ponieważ kochałaś kulturę katalońską. Pojechałaś tam, ponieważ pragnęłaś współdzielić to, co przydarzyło ci się najpiękniejszego. Wiarę. To właśnie ten impet otworzył cię na sposób bycia właściwy przyjaciołom, których tam spotkałaś. W tobie wiara stała się kulturą. Ale jeśli wiara nie pozostaje obecnym wydarzeniem, sztywnieje, zamyka się, pozostając tylko kulturą”.

Marta opowiada, że dostrzegła w sobie pewną dwuznaczność w odpowiadaniu na pytania dotyczące zbawienia, odnośnie do tytułu AIR: „Próbując odpowiedzieć na pytanie, czym jest dla mnie zbawienie, przyszło mi do głowy kilka pięknych i znaczących dla mojego życia momentów. Ale potem zadałam sobie pytanie: «Czy rzeczywiście chodzi o chwile, w których rozumiem, co takiego oznacza bycie zbawioną, czy też są to tylko momenty satysfakcji i osobistego sukcesu?». Sądzę, że naprawdę wyrządzimy sobie krzywdę, opowiadając sobie o swoich osobistych sukcesach, które budzą w nas emocje, przebierając je za «świadectwa o zbawieniu». Wyrażają one egocentryzm, który sprawia, że oscylujemy pomiędzy roszczeniem a depresją, jak mówiłeś podczas Rekolekcji Bractwa CL”. Carrón się uśmiecha: „A więc czym jest zbawienie?”. Marta: „Słuchając wcześniejszych świadectw, uświadamiam sobie, że zbawienie, którego oczekuję, jest możliwością patrzenia na samych siebie i na swoją nędzę tak, że w tajemniczy sposób nie zniechęca nas to, ale pozwala zawsze podążać drogą, popełniając błędy, stawiając kroki do przodu lub do tyłu, ale nigdy nie stojąc w bezruchu, zgorszeni albo w depresji”.

 

Wolność od logiki. Marta opowiada o pewnym zdarzeniu: w pracy szef z powodu swojego narcyzmu odebrał jej okazję do tego, by została dostrzeżona. Ona się złości. Ale współpracownik zauważa: „Czy przejmujesz się tym przy tym wszystkim, co masz do zrobienia?”. „Najpiękniejsze w tej trudnej sytuacji było to, że pytanie mojego współpracownika pozwoliło mi odzyskać spokój, zacząć śmiać się z tej mojej słabości i doświadczyć wyzwolenia. A odnalezienie wolności od logiki władzy typowej dla miejsc pracy wyzwoliło mnie także od poczucia żalu do drugiej osoby, od czego natychmiast można zacząć na nowo: on także ma te same słabości, co ja”. Ponownie Carrón: „Jeśli chrześcijaństwo nie dzieje się na nowo jako wydarzenie, wówczas zwycięża rozgoryczenie. Możemy stawać wobec rzeczywistości, zajmując nasze stanowisko, choćby nawet słuszne, które jednak staje się ideologią. Albo też jesteśmy zdeterminowani przez fakt, który staje się teraz. Ta sama okoliczność może być początkiem piekła albo początkiem zbawienia. Ale zbawienie nie jest wynikiem naszych usiłowań, naszej brawury, jest owocem chrześcijaństwa”.

Assemblea nabiera tempa. Davide Prosperi podejmuje nowy wątek: „Oceniamy naszą przemianę, ponieważ dążymy do samowystarczalności. Sądzimy, że spotkawszy raz Chrystusa, nie potrzebujemy Go już więcej, a nasza przemiana jest naszym dziełem”. Carrón się ożywia, kwestia staje się jeszcze jaśniejsza i kondensuje się w porażającej paraleli, rozbrzmiewa echem także w końcowej syntezie: „Oto różnica między Kantem a Bezimiennym! Kant zadawala się «zdobyczami» chrześcijaństwa, które można osiągnąć przy pomocy naszych sił, przy pomocy rozumu. Bezimienny natomiast pragnie pozostać za drzwiami kardynała jak biedak, pragnąc, by wydarzenie znów miało miejsce”.


Polska strona Ruchu CL   |   Kontakt z redakcją