Ślady
>
Archiwum
>
2017
>
wrzesieĹ / paĹşdziernik
|
||
Ślady, numer 5 / 2017 (wrzesieĹ / paĹşdziernik) Gest charytatywny. Ĺwiadectwa Odkurzanie serca i inne... Ponad trzydzieĹci lat temu, kiedy zaczÄĹa siÄ moja historia z âpomaganiem potrzebujÄ cymâ, jedynym punktem wyjĹcia i moim celem byĹo pragnienie niesienia pomocy i realizowanie spoĹecznej sprawiedliwoĹci â na zasadzie: âTen, kto ma, powinien podzieliÄ siÄ z tym, ktĂłry nie maâ. Bardzo szybko okazaĹo siÄ to jednak zupeĹnie niewystarczajÄ ce i pĹytkie. Potrzeby materialne (na przykĹad dzieci w domu dziecka czy rodzin ĹźyjÄ cych w skrajnej biedzie) raz zaspokojone odradzaĹy siÄ na nowo i zdawaĹy siÄ nie mieÄ koĹca. Ponadto zobaczyĹam, Ĺźe istniejÄ w tych osobach znacznie gĹÄbsze pragnienia, na przykĹad potrzeba kochajÄ cych rodzicĂłw i ogĂłlnie bycia w rodzinie czy teĹź godziwie wynagradzanej pracy u osĂłb dorosĹych. I jeszcze istotniejsze potrzeby, takie jak pragnienie szczÄĹcia, piÄkna, dobra, sprawiedliwoĹci, zdrowia, zrozumienia sensu cierpienia, choroby, bĂłlu⌠DoĹwiadczyĹam, Ĺźe ja nie potrafiÄ zaspokoiÄ wĹaĹciwie Ĺźadnej z tych potrzeb, a jeĹli juĹź â to tylko na krĂłtko i w maĹym zakresie⌠To odkrycie spowodowaĹo wĂłwczas mocny kryzys egzystencjalny i pytanie o sens wszelkich gestĂłw charytatywnych i innych form wspĂłĹdzielenia Ĺźycia z drugim czĹowiekiem. ByĹ to moment bardzo dotkliwy, poniewaĹź w obliczu tych potrzebujÄ cych osĂłb poznaĹam, Ĺźe ja sama takĹźe jestem potrzebujÄ ca â dotknÄĹam mojego serca, ktĂłre okazaĹo siÄ mieÄ takie same niewyczerpane potrzeby, okazaĹo siÄ byÄ wiecznie gĹodne, nigdy niezaspokojone⌠DziĹ jestem wdziÄczna ksiÄdzu Luigiemu Giussaniemu, ktĂłry w swej genialnej drodze ciÄ gĹego wychowywania nas w Ruchu zaproponowaĹ gest charytatywny jako podstawowÄ metodÄ nawracania siÄ, czyli docierania do tego, kim naprawdÄ jestem ja i ten drugi, ktĂłrego spotykam w róşnych okolicznoĹciach na drogach Ĺźycia. DziĹ spotykam siÄ z rodzinami i dzieÄmi z Hospicjum â jest to dla mnie ogromna Ĺaska i prawdziwy zaszczyt, kiedy one pozwalajÄ mi na siebie patrzeÄ i jakoĹ uczestniczyÄ w swoim Ĺźyciu. Kiedy widzÄ mamÄ czy tatÄ z po ludzku nieuleczalnie chorym dzieckiem w ramionach â narzuca mi siÄ przejmujÄ cy obraz Piety: z jednej strony niewypowiedziany bĂłl i cierpienie, a z drugiej nadludzka siĹa, miĹoĹÄ i pewnoĹÄ trwania przy swoim dziecku. Ten widok wyrywa mnie z nicoĹci i nawraca, to znaczy wobec tego obrazu ja jestem tym, kim rzeczywiĹcie jestem â zaleĹźnoĹciÄ od KogoĹ Innego, ktĂłry mĂłwi: âĹťaden wĹos bez Mojej wiedzy z twojej gĹowy nigdy nie spadaâ. To nawrĂłcenie ustawia mnie w postawie Ĺźebraka, ktĂłry sercem krzyczy razem z tymi rodzicami: âWszystko mogÄ zrozumieÄ, ale dlaczego dziecko cierpi?â, âUlituj siÄ!â, âUlecz!â, âZbaw nas!â, âPrzyjdĹş, Panie, bo wszystko, co czĹowiek moĹźe wobec najwiÄkszych potrzeb swojego Ĺźycia, jest niewystarczajÄ ce â potrzebujÄ Ciebie!â. Zdarza siÄ, Ĺźe czujÄ siÄ wewnÄtrznie przynaglona do zrobienia czegoĹ â spada to na mnie niepodziewanie jak dobre natchnienie (kiedy wiesz, Ĺźe KtoĹ Inny ciebie o coĹ prosi). I jeĹli ulegnÄ, widzÄ róşne maĹe i nieco wiÄksze cuda, ktĂłre siÄ wydarzajÄ â tak uczciwie muszÄ je nazwaÄ w ten sposĂłb, bo wiem wtedy bardzo jasno, Ĺźe to nie ja jestem ich sprawcÄ . WĂłwczas dociera do mnie prawda, Ĺźe On â Pan nie pozostawia nikogo, Ĺźe jest blisko tych, ktĂłrzy cierpiÄ , i jeĹli chce, posĹuguje siÄ naszymi rÄkami, nogami i sĹowami (ktĂłre wiesz, Ĺźe nie sÄ juĹź wtedy twoje). I wtedy objawia mi siÄ Tajemnica KoĹcioĹa, ktĂłry jest Jego CiaĹem. âPanie, przebacz mi, Ĺźe nie zawsze o tym pamiÄtamâŚâ Drobna konkretna pomoc czy odrobina poĹwiÄconego czasu w zwiÄ zku z zaangaĹźowaniem w Hospicjum wydajÄ mi siÄ niczym w porĂłwnaniu z tym, jak sama za kaĹźdym razem czujÄ siÄ obdarowana i odmieniona (nawrĂłcona). Mam wraĹźenie, Ĺźe spotkania z chorymi dzieÄmi i ich rodzicami przywracajÄ mi ludzkÄ twarz, sÄ jak zabieg oczyszczajÄ cy z warstw kurzu, ktĂłry osiada na moim sercu, kiedy zapominam o jego istnieniu. I zadajÄ sobie pytanie: jaka tajemnica mieszka w oczach tych chorych dzieci i ich rodzicĂłw, skoro po kaĹźdym spotkaniu z nimi patrzÄ na ten sam Ĺwiat, a on wydaje mi siÄ piÄkniejszy i przesycony znaczeniem? Dlaczego wszystko wtedy wydaje siÄ peĹne ObecnoĹci? Taki zapewne jest zawsze i rzecz tylko w tym, Ĺźe ja po takim spotkaniu na jakiĹ czas odzyskujÄ wzrok. DziÄkujÄ⌠Ania
POWRACAJÄCE DOBRO Czy zastanawiaĹeĹ/zastanawiaĹaĹ siÄ kiedyĹ, przez ile minut kaĹźdego dnia jesteĹ naprawdÄ sobÄ ? Prawdopodobnie nie, ale zapewne niewiele. Ludzie caĹy czas za czymĹ goniÄ â pracÄ , szkoĹÄ , róşnymi problemami â nie zauwaĹźajÄ Ĺwiata wkoĹo siebie, a tuĹź obok sÄ nieuleczalnie chore dzieciaki. Dzieci, ktĂłre sÄ naturalne, nikogo nie udajÄ , sÄ najlepszÄ wersjÄ samych siebie. W swojej chorobie, cierpieniu, bĂłlu odnajdujÄ pokĂłj, ktĂłrego my tak bardzo potrzebujemy. ObdarowujÄ swoim uĹmiechem i spojrzeniem kaĹźdego, kto wystarczy, Ĺźe tylko na nie popatrzy. MajÄ niezwykle skomplikowane Ĺźycie, a mimo to sÄ dzielne, czasem muszÄ nawet walczyÄ o coĹ, co jest dla nas codziennoĹciÄ â o oddech. To wĹaĹnie od nich moĹźemy siÄ uczyÄ Ĺźycia i zauwaĹźaÄ, jakim ono jest cudem. Pragnienie istnienia, ktĂłre je przenika, chÄÄ nowych wyzwaĹ, poznawania Ĺwiata porywa kaĹźdego. Jak wiadomo, dzieciaki jak to dzieciaki, majÄ swoje humorki, dowcipy. OtwierajÄ pegi (czyli sondy umieszczone w ĹźoĹÄ dku, stosowane gĹĂłwnie w celu odĹźywiania pacjentĂłw, ktĂłrzy nie mogÄ przyjmowaÄ pokarmĂłw drogÄ doustnÄ ), majstrujÄ przy aparaturze, rzucajÄ piĹkami w zupeĹnie innÄ stronÄ i bawi je caĹe zamieszanie wokóŠnich. MajÄ swoje pasje, marzenia, wcale nie przyziemne. PotrzebujÄ wĹaĹnie ciebie, Ĺźeby mĂłc je zrealizowaÄ. A ty nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak bardzo potrzebujesz ich obecnoĹci, spokoju i dobra. WolontariuszkÄ zaczÄĹam byÄ w wieku 14 lat. Najpierw byĹo to zbieranie pieniÄdzy przed koĹcioĹem, Ĺpiewanie w koĹciele podczas uroczystoĹci zwiÄ zanych z dzieÄmi, mikoĹajki. Po jakimĹ czasie sprĂłbowaĹam czegoĹ zupeĹnie dla mnie nowego. ZaczÄĹam chodziÄ do domu chorej 7-letniej dziewczynki, ktĂłra kompletnie odmieniĹa moje Ĺźycie. Pola, bo tak miaĹa na imiÄ, byĹa i wciÄ Ĺź jest mojÄ najlepszÄ przyjaciĂłĹkÄ , ktĂłra choÄ nigdy nie wypowiedziaĹa ani sĹowa, caĹy czas do mnie przemawiaĹa swoimi bystrymi oczami. UczyĹa mnie na wszystko patrzeÄ z uĹmiechem, przyjmowaÄ Ĺźycie takim, jakie jest. PrzeĹźyĹyĹmy razem wiele piÄknych, wzruszajÄ cych, zabawnych, czasem teĹź smutnych i trudnych momentĂłw, ale w tym wszystkim miaĹyĹmy siebie, wspieraĹyĹmy siÄ, motywowaĹyĹmy siÄ wzajemnie. Poli nie ma juĹź z nami na tym Ĺwiecie trzy lata, jednak ja dalej czujÄ jej obecnoĹÄ i wiem, Ĺźe tam z gĂłry caĹy czas patrzy na mnie, pomaga mi i â to na pewno â Ĺmieje siÄ ze mnie, kiedy robiÄ kolejne gĹupoty. MyĹlÄ, Ĺźe kaĹźdy czĹowiek powinien dawaÄ coĹ z siebie, a przekona siÄ, Ĺźe otrzyma wtedy o wiele wiÄcej. KaĹźde dobro do nas wraca i powoduje, ze stajemy siÄ coraz silniejsi. Rozpoczynamy walkÄ ze swoimi wadami, swoim ânie chce mi siÄâ i koncentrujemy siÄ na drugim czĹowieku, bo to powinno byÄ dla nas najwaĹźniejsze. Pomaga to rĂłwnieĹź odnaleĹşÄ sens, pragnienie Ĺźycia i jego piÄkno. Tylko od nas zaleĹźy, jak przeĹźyjemy nasze Ĺźycie i czy bÄdziemy szczÄĹliwi, a dajÄ c siebie drugiemu czĹowiekowi, na pewno tego szczÄĹcia doĹwiadczymy. Marysia
SENS GESTU CHARYTATYWNEGO Kilka lat temu podczas SzkoĹy WspĂłlnoty dyskutowano o geĹcie charytatywnym, to znaczy o tym, Ĺźe ciÄ gle nie ma we wspĂłlnocie krakowskiej pomysĹu na jego realizacjÄ. WydawaĹo mi siÄ wtedy, Ĺźe znalezienie takiego pomysĹu to Ĺźaden problem i szybko zaproponowaĹem moĹźliwoĹÄ wspĂłĹpracy z Hospicjum dla Dzieci, co wszystkim siÄ spodobaĹo. Jedna z osĂłb powiedziaĹa: âSuper, to zajmij siÄ tym!â; ktoĹ inny dodaĹ: âNo to jesteĹ odpowiedzialny za gest charytatywnyâ. Ja miaĹem tylko pomysĹ i wcale nie chciaĹem byÄ za coĹ odpowiedzialny, ale dobrze, pomyĹlaĹem, rozeznam bliĹźej temat, kogoĹ wciÄ gnÄ i jakoĹ pĂłjdzie. Dopiero potem przeczytaĹem tekst ksiÄdza Giussaniego Sens gestu charytatywnego, a w nim zdanie: âPotrzeba zainteresowania siÄ drugimi wynika przede wszystkim z naszej natury. Kiedy przeĹźywamy coĹ piÄknego, czujemy siÄ przynagleni do zakomunikowania tego innymâ. Oczekiwanie na moĹźliwoĹÄ zaangaĹźowania siÄ przez inne osoby ze wspĂłlnoty w jakÄ Ĺ aktywnoĹÄ byĹo ogromne, jednak róşne okolicznoĹci powodowaĹy, Ĺźe mimo wielkiej otwartoĹci personelu Hospicjum, trudno byĹo znaleĹşÄ konkretny pomysĹ na regularnÄ aktywnoĹÄ dla grupy chÄtnych. Niemniej jednak nie poddawaliĹmy siÄ. Najpierw zaangaĹźowaliĹmy siÄ w pomoc przy organizacji spotkania ĹwiÄ tecznego dla rodzin objÄtych pomocÄ Hospicjum. To byĹa okazja do pierwszych rozmĂłw, ktĂłre wywoĹaĹy we mnie zdumienie tym, Ĺźe tak naprawdÄ rodziny te nie oczekujÄ wcale naszej pomocy, jednak sÄ bardzo otwarte na spotkanie i rozmowÄ. MoĹźliwoĹÄ patrzenia na ich rodzinne relacje byĹa i jest dla mnie do dzisiaj wielkÄ lekcjÄ pokory. Nie majÄ c ciÄ gle moĹźliwoĹci regularnego zaangaĹźowania siÄ jako wspĂłlnota, pomagaliĹmy Hospicjum podczas kolejnych spotkaĹ ĹwiÄ tecznych, Dnia Dziecka, udaĹo siÄ teĹź zorganizowaÄ wspĂłlne wyjĹcie do zoo, gdzie rodziny z CL i rodziny objÄte opiekÄ Hospicjum spÄdziĹy razem kilka godzin, spacerujÄ c i rozmawiajÄ c. Te okolicznoĹciowe spotkania pozwoliĹy nam nawiÄ zaÄ bliĹźsze relacje z niektĂłrymi rodzinami. Jak to w Ĺźyciu, niektĂłrzy zaprzyjaĹşnili siÄ bardziej i caĹy czas pozostajÄ w bliskim kontakcie. Pomimo czÄsto duĹźych odlegĹoĹci dzielÄ cych ich miejsca zamieszkania sÄ blisko siebie, coraz bardziej dzielÄ c siÄ swoimi sprawami. Znam sytuacje, ktĂłre miaĹy fundamentalny wpĹyw na Ĺźycie konkretnych osĂłb. Zaoferowanie drugiej osobie siebie w otwarty sposĂłb prowadzi do niezwykĹej przyjaĹşni, w ktĂłrej kaĹźda chwila radoĹci, cierpienie i ĹmierÄ przywoĹujÄ , przypominajÄ o sensie drogi, ktĂłrÄ idziemy.
âDobrowolne pĂłjĹcie do innych, wspĂłĹdzielenie czÄĹci ich Ĺźycia i dzielenie siÄ czÄĹciÄ naszego Ĺźycia, umoĹźliwia nam odkrycie czegoĹ wspaniaĹego i tajemniczegoâ. Czasami trzeba zdobyÄ siÄ na wysiĹek otwartoĹci na drugiego czĹowieka, oferujÄ c po prostu swoje zainteresowanie i gotowoĹÄ pomocy, Ĺźeby niespodziewanie samemu doĹwiadczyÄ czegoĹ znacznie wiÄkszego. Wzajemne kontakty poszerzajÄ moĹźliwoĹci spotkaĹ. Dwa lata temu i w tym roku niektĂłrym rodzinom bÄdÄ cym pod opiekÄ Hospicjum udaĹo siÄ nawet uczestniczyÄ w wakacjach rodzinnych CL albo przynajmniej w ich czÄĹci, co dla wszystkich byĹo po prostu radosnym doĹwiadczeniem. Te indywidualne przyjaĹşnie budujÄ dla wszystkich nowÄ rzeczywistoĹÄ, bogatszÄ o wzajemnÄ obecnoĹÄ w Ĺźyciu. Po kilku latach takich wĹaĹnie doĹwiadczeĹ przyszedĹ teĹź czas na coĹ wiÄcej. Otóş w tym roku powstaĹo przy Hospicjum Centrum Opieki WyrÄczajÄ cej, czyli miejsce, gdzie rodzice mogÄ pozostawiÄ pod profesjonalnÄ opiekÄ personelu medycznego, psychologicznego i terapeutycznego swoje ciÄĹźko chore dzieci nawet na dwa tygodnie po to, Ĺźeby w tym czasie nadrobiÄ róşne zalegĹoĹci, zajÄ Ä siÄ bardziej pozostaĹymi dzieÄmi czy po prostu odpoczÄ Ä. To zupeĹnie nowy i bardzo nowoczesny obiekt, wokóŠktĂłrego znajduje siÄ duĹźo przestrzeni wymagajÄ cej jeszcze zagospodarowania. MÄska ekipa z CL miaĹa okazjÄ przyczyniÄ siÄ do jej upiÄkszenia przez udziaĹ w sadzeniu drzewek, ktĂłre z roku na rok bÄdÄ dawaÄ coraz wiÄcej cienia i cieszyÄ swym widokiem dzieci oraz personel. To byĹa ciÄĹźka fizyczna praca, a jej efekty moĹźna zobaczyÄ juĹź dzisiaj. To miejsce w naturalny sposĂłb otworzyĹo moĹźliwoĹÄ w miarÄ regularnego i bardzo konkretnego zaangaĹźowania siÄ w pomoc personelowi Hospicjum w opiece nad przebywajÄ cymi w Centrum dzieÄmi. Ta pomoc nie wymaga specjalnych kwalifikacji, niemniej jednak kilkanaĹcie osĂłb z CL przeszĹo odpowiednie szkolenie dla wolontariuszy. Pomoc polega na prostych czynnoĹciach, jak czytanie bajek, spacer po korytarzu lub w ogrodzie, ale przede wszystkim na towarzyszeniu chorym dzieciom, na obecnoĹci i okazywaniu przyjaĹşni. No wĹaĹnie, dzieci, bardzo chore dzieci, gromadzÄ wokóŠsiebie wiele osĂłb, rĂłwnieĹź nas i dziÄki nim jesteĹmy w stanie dostrzegaÄ znacznie wiÄcej, one w swej bezsilnoĹci uczÄ , gdzie i jak szukaÄ siĹy, dziÄki nim moĹźna doĹwiadczaÄ niezwykĹej ObecnoĹci, czystej i prawdziwej. Hospicjum rozwija swojÄ dziaĹalnoĹÄ, dziÄki czemu wiÄcej chorych dzieci i ich rodzin moĹźe korzystaÄ z pomocy. Wiem, Ĺźe pomoc wolontariuszy jest niezwykle potrzebna, bo po pierwsze troszkÄ uĹatwia bardzo trudnÄ i ciÄĹźkÄ pracÄ personelu, ale przede wszystkim pomaga chorym dzieciom przeĹźyÄ pobyt w Centrum. CzÄsto bowiem pod opiekÄ swoich rodzicĂłw znajdujÄ siÄ niemal bez przerwy i kilku- czy kilkunastodniowe przebywanie poza domem na pewno jest dla nich trudne, dlatego okazanie im zainteresowania, przyjaĹşni, poĹwiÄcenie uwagi jest bezcenne. Bezcenne rĂłwnieĹź jest to, Ĺźe czasem kilka godzin w ich towarzystwie powoduje, Ĺźe zaczynamy rozumieÄ, co jest naprawdÄ waĹźne, jaki jest sens gestu, ktĂłrego tak naprawdÄ my doĹwiadczamy. PatrzÄ c z perspektywy czasu na rozwĂłj tego gestu charytatywnego, z caĹym przekonaniem mogÄ powiedzieÄ, Ĺźe ten dĹugi czas byĹ potrzebny, dla kaĹźdego w jakiĹ inny, indywidualny sposĂłb, ale przede wszystkim po to, Ĺźeby zrozumieÄ, Ĺźe prawdziwe zaangaĹźowanie nie polega na technicznym pomaganiu innym, ale na autentycznym rozumieniu i przeĹźywaniu okolicznoĹci Ĺźycia innych, oznacza teĹź zgodÄ na uczestniczenie w geĹcie przywoĹywania skierowanym do nas samych.
âPodejmujemy gest charytatywny, Ĺźeby uczyÄ siÄ ĹźyÄ tak jak Chrystusâ. WierzÄ, Ĺźe dalej bÄdziemy towarzyszyÄ chorym dzieciom i ich rodzinom w róşnych okolicznoĹciach, a oni nam. MoĹźliwoĹÄ zaangaĹźowania siÄ w wolontariat jest caĹy czas otwarta, tak jak moĹźliwoĹÄ doĹwiadczania Ĺźywej ObecnoĹci Boga w drugim czĹowieku. Witek
POMYSĹ PANA BOGA O wolontariacie w hospicjum myĹlaĹam od kilku lat, ale brakowaĹo konkretnych dziaĹaĹ, aby te myĹli urzeczywistniÄ. Kiedy Witek przedstawiĹ na naszej Szkole WspĂłlnoty propozycjÄ moĹźliwoĹci pomocy w MaĹopolskim Hospicjum dla Dzieci podczas organizowanego dnia Ĺw. MikoĹaja w grudniu trzy lata temu, od razu siÄ zgĹosiĹam, czuĹam, Ĺźe jest to dobry poczÄ tek realizacji moich zamierzeĹ. MiaĹam niewielkie doĹwiadczenia w pracy z chorymi. UkoĹczyĹam co prawda pomaturalne studium pielÄgniarskie, ale nigdy nie pracowaĹam w tym zawodzie. Pierwszy pobyt z rodzinami i dzieÄmi z Hospicjum w dniu Ĺw. MikoĹaja byĹy dla mnie wielkim przeĹźyciem. Z kilkoma przyjaciĂłĹmi z krakowskiej wspĂłlnoty CL przygotowaliĹmy stoĹy dla dzieciaczkĂłw, ich rodzeĹstwa i rodzicĂłw, uczestniczyliĹmy razem z nimi w spektaklach, zabawach i rozdawaniu prezentĂłw przez Ĺw. MikoĹaja. TowarzyszyliĹmy im podczas poczÄstunku (rozmowy, podawanie kawy, herbaty). PoznaĹam wtedy cudowne, bezgranicznie kochajÄ ce i wspierajÄ ce siÄ nawzajem rodziny oraz pracownikĂłw Hospicjum, ktĂłrzy z ogromnym oddaniem sĹuĹźyli im i cieszyli siÄ ich radoĹciÄ . Choroba, cierpienie dzieci byĹy jakby w cieniu radoĹci, miĹoĹci, szczerego cieszenia siÄ z kaĹźdej wspĂłlnie spÄdzonej chwili. ByĹam oszoĹomiona pozytywnÄ energiÄ , jakÄ emanowaĹy te rodziny. Po tym doĹwiadczeniu pragnÄĹam w przyszĹoĹci znĂłw tam siÄ znaleĹşÄ. Tak pojawialiĹmy siÄ na mikoĹajkach przez kolejne dwa lata juĹź wspĂłlnie z mÄĹźem. I za kaĹźdym razem wychodziĹam stamtÄ d zbudowana, obserwujÄ c siĹÄ tych rodzin, peĹnych wzajemnego wsparcia, miĹoĹci i bezgranicznego poĹwiÄcenia dla swoich dzieci. W zeszĹym roku dowiedzieliĹmy siÄ o wybudowaniu przez Hospicjum Centrum Opieki WyrÄczajÄ cej dla Przewlekle i Nieuleczalnie Chorych Dzieci. W tym roku natomiast Witek przekazaĹ nam informacje, Ĺźe bÄdzie moĹźliwoĹÄ pomocy w tym miejscu przez towarzyszenie przebywajÄ cym tam dzieciom. ZnĂłw podjÄĹam decyzjÄ o tym, Ĺźe chcÄ siÄ tam znaleĹşÄ. W lipcu po raz pierwszy uczestniczyĹam w organizowanym tam turnusie. JechaĹam z uczuciem lÄku, gdyĹź nigdy wczeĹniej nie miaĹam doĹwiadczenia bycia z tak ciÄĹźko chorymi dzieÄmi. PamiÄtam, Ĺźe towarzyszyĹo mi wtedy wiele myĹli i obaw o to, jak sobie tam poradzÄ, czy sprostam oczekiwaniom, czy dzieci mnie zaakceptujÄ , oraz o to, co ja im mogÄ ofiarowaÄ. BaĹam siÄ panicznie, ale wziÄĹam siÄ w garĹÄ i stwierdziĹam, Ĺźe muszÄ zobaczyÄ to miejsce, poznaÄ dzieci i przekonaÄ siÄ na spokojnie, co bÄdzie siÄ dziaĹo. To, co zastaĹam, przeszĹo moje najĹmielsze pozytywne oczekiwania. W Centrum przebywaĹo piÄcioro dzieci w wieku od 3 do 15 lat o róşnym stopniu niepeĹnosprawnoĹci. PierwszÄ poznana przeze mnie osobÄ spoĹrĂłd opiekunĂłw dzieci byĹa Olesia, psycholog pracujÄ ca w Hospicjum, ktĂłra przedstawiĹa mi maĹych pacjentĂłw i prowadziĹa przez te kilka godzin mojego poznawania dzieci. NauczyĹa mnie, jak mogÄ nawiÄ zywaÄ kontakt z kaĹźdym dzieckiem, jak odczytywaÄ jego potrzeby, jak siÄ z nim bawiÄ â byĹy to bezcenne wskazĂłwki, ktĂłre dodaĹy mi odwagi i pozwalaĹy prawidĹowo reagowaÄ na potrzeby dzieci. Z biegiem czasu poznawaliĹmy siÄ wzajemnie, czytaĹam im bajki, opowieĹci, ĹpiewaĹam piosenki, bawiliĹmy siÄ piĹeczkami, klockami, wychodziliĹmy wspĂłlnie na spacery. Przebywanie z dzieÄmi dawaĹo mi tak wiele radoĹci, Ĺźe trudno byĹo mi czasem stamtÄ d wyjĹÄ. ZastaĹam w Centrum Opieki WyrÄczajÄ cej niezwykĹych ludzi, ktĂłrzy stworzyli to peĹne miĹoĹci i szacunku do maĹego pacjenta miejsce, a teraz opiekujÄ siÄ dzieÄmi z wielkim poĹwiÄceniem, oddaniem, cierpliwoĹciÄ , natychmiast odpowiadajÄ c na ich potrzeby. Dzieci mimo ciÄĹźkich chorĂłb, z jakimi siÄ zmagajÄ , sÄ bardzo radosne, pogodne, reagujÄ uĹmiechem na swoich opiekunĂłw. Po kilku dniach pobytu na wolontariacie otrzymaĹam propozycjÄ wspĂłĹpracy z Centrum w roli opiekunki. Z wielkÄ radoĹciÄ jÄ przyjÄĹam. JuĹź w sierpniu z ogromnÄ radoĹciÄ pracowaĹam z naszymi dzieÄmi na dwĂłch kolejnych turnusach. Przez kilka tygodni mojego pobytu w Centrum doĹwiadczyĹam tak wiele dobra, miĹoĹci, zaufania, jakim obdarzyĹ mnie personel i mali pacjenci, Ĺźe nie potrafiÄ opisaÄ sĹowami wdziÄcznoĹci, jakÄ czujÄ za ten czas spÄdzony w tak cudownym miejscu. DaĹam maleĹkÄ czÄ stkÄ swojego zaangaĹźowania, a otrzymaĹam tak wielki dar, jakim jest cudowny uĹmiech, radoĹÄ kaĹźdego dziecka, z ktĂłrym miaĹam kontakt. Pan BĂłg ma na nas pomysĹ, ktĂłry nawet nam siÄ nie Ĺni. Odkrywamy go czasem z ogromnym zdziwieniem. Ja odkryĹam go wĹaĹnie ze zdumieniem i olbrzymiÄ wdziÄcznoĹciÄ . DziÄkujÄ Mu za to, Ĺźe postawiĹ te dzieci na mojej drodze Ĺźycia: Luko, Natalko, MikoĹaju, Wiktorio, Mariczko, Nikolko, Milenko, Ĺukaszku, MichaĹku, Rochu, OleĹko, jesteĹcie wszyscy moimi maĹymi wielkimi bohaterami! Pan Jezus zapytaĹ swoich uczniĂłw: âZa kogo uwaĹźacie Syna BoĹźego?â. Panie, dla mnie jesteĹ miĹoĹciÄ ukrytÄ w tych dzieciach i wielkÄ TajemnicÄ . Monika |