Ślady
>
Archiwum
>
2017
>
lipiec / sierpieĹ
|
||
Ślady, numer 4 / 2017 (lipiec / sierpieĹ) Listy To ja mogĹam byÄ tÄ mamÄ i inne... TO JA MOGĹAM BYÄ TÄ MAMÄ Jestem poĹoĹźnÄ , mam 26 lat, mÄĹźa i 15-miesiÄcznÄ cĂłreczkÄ. Dzisiaj rano jadÄ c do pracy, usĹyszaĹam w radiu wiadomoĹÄ o dziewczynce, ktĂłrÄ mama zostawiĹa w samochodzie, po czym o niej zapomniaĹa. WybuchĹam pĹaczem. MyĹlaĹam o dziewczynce, ktĂłra byĹa w wieku mojej cĂłrki, oraz o matce, o jej zrujnowanym Ĺźyciu, o tym, jak bÄdÄ na niÄ patrzeÄ inni, ale przede wszystkim o rozdzierajÄ cej wojnie staczanej przez niÄ z samÄ sobÄ . Nie widziaĹam nadziei, nie widziaĹam drogi wyjĹcia, byĹa tylko udrÄka. PrzysĹuchiwaĹam siÄ krÄ ĹźÄ cym komentarzom: âAle jak tak moĹźna? Jak ona mogĹa?â. Ja tymczasem byĹam pewna, Ĺźe to ja mogĹam byÄ tÄ matkÄ . To gorszy mnie samÄ i innych. Tak, zwĹaszcza w tym czasie, gdy czujÄ siÄ taka zmÄczona, krucha i utrudzona â to mogĹam byÄ ja. PodniosĹam gĹowÄ i znĂłw mogĹam osÄ dzaÄ tylko dziÄki gorÄ czkowemu, zniecierpliwionemu pragnieniu znalezienia siÄ w pracy nieco wczeĹniej, zatrzymania siÄ na chwilÄ i przeczytania kilku fragmentĂłw SzkoĹy WspĂłlnoty. Nie po to, by otrzymaÄ instrukcje. SzkoĹa WspĂłlnoty byĹa jedynym narzÄdziem, jakie przyszĹo mi na myĹl, by w konkretny sposĂłb przypomnieÄ sobie o Tajemnicy obecnej w moim Ĺźyciu teraz. Jestem pewna, Ĺźe wzruszyĹam siÄ ze wzglÄdu na niezatarte Ĺlady, jakie BĂłg umieĹciĹ w moim sercu, na to ziarno, dziÄki ktĂłremu niejeden juĹź raz powiedziaĹam, Ĺźe Ĺźycie jest piÄkne, Ĺźe Ĺźycie naprawdÄ jest pozytywne, a horyzont jest o wiele rozleglejszy. PoniewaĹź dla mnie nie byĹ to tylko fakt z kroniki wypadkĂłw, ale zmusiĹ mnie on do zadania sobie pytania o to, kim jestem, po co ĹźyjÄ, do kogo naleĹźy to wszystko, co mam najdroĹźszego, do kogo naleĹźy moja cĂłrka. Na czym polega moje Ĺźycie, w ktĂłrym sÄ sprawy dla mnie niezrozumiaĹe (tak jak trud zwiÄ zany z mojÄ pracÄ )? Po zaparkowaniu samochodu w moim sercu miejsce zajÄĹa egzystencjalna pewnoĹÄ, Ĺźe odpowiedĹş na to pytanie jest jedynÄ rzeczÄ , dla ktĂłrej warto ĹźyÄ, jest jedynÄ rzeczÄ , jaka pozwala mi byÄ protagonistÄ mojego Ĺźycia. âCzy zbawienie wciÄ Ĺź jest dla mnie interesujÄ ce? Nie przyzwyczajenie, nie mechaniczne powtarzanie pewnych gestĂłw, ale zbawienie! Czy interesuje mnie jeszcze tak jak na poczÄ tku?â. PrzeczytaĹam juĹź wczeĹniej to pytanie CarrĂłna zadane we wprowadzeniu do rekolekcji. Ale dzisiaj rano praktycznie wykrzyczaĹam: âTak!â. Chiara NACHALNA PROĹBA KURCZAK I BUĹKA Na chodniku koĹo mojego domu przesiaduje zawsze pewien mÄĹźczyzna, cudzoziemiec, ktĂłry prosi o jaĹmuĹźnÄ. Jego proĹba jest czÄsto nachalna i pretensjonalna, dlatego cieszÄ siÄ, kiedy udaje mi siÄ niezauwaĹźenie przemknÄ Ä do domu. Dzisiaj rano spotkaĹam go przed supermarketem, zatrzymaĹ mnie i powiedziaĹ, Ĺźe chce pieczonego kurczaka i buĹkÄ. OdpowiedziaĹam mu, Ĺźe chÄtnie kupiÄ mu coĹ do jedzenia. WchodzÄ, biorÄ duĹźÄ ciabattÄ, ale nie udaje mi siÄ znaleĹşÄ kurczaka. WychodzÄ wiÄc do niego i mĂłwiÄ, Ĺźe zamiast kurczaka kupiĹam mu szynkÄ. On utrzymuje, Ĺźe sprzedajÄ tu kurczaka, dlatego wchodzi ze mnÄ do supermarketu i kieruje siÄ do stoiska, gdzie sprzedajÄ kurczaki. Potem patrzy na ciabattÄ, mĂłwiÄ c mi, Ĺźe jest za maĹa, bierze jÄ i zamienia na bagietkÄ. Zaczyna mnie irytowaÄ, ale nie czujÄ siÄ na siĹach, by wdawaÄ siÄ w dyskusjÄ. Niezadowolony znika na kilka minut i wraca z butelkÄ wody. Ogarnia mnie zĹoĹÄ, kierujÄ siÄ do kasy, ale za mnÄ rozlega siÄ gĹos: âPrzepraszam, proszÄ paniâ. To jedna ze sprzedawczyĹ, reklamujÄ ca nowy napĂłj, ktĂłra w zamian za jego nabycie rozdaje torby na zakupy. âPrzepraszam, chciaĹabym podarowaÄ pani torbÄ, poniewaĹź pomaga pani temu panu, ktĂłry zawsze prosi przed sklepem o jaĹmuĹźnÄ!â. Wtedy racja siÄ poszerzyĹa i w moim geĹcie rozpoznaĹam wartoĹÄ, ktĂłra czyni go prawdziwym⌠Luisella, Mediolan POĹťEGNANIE PIÄKNE ĹťYCIE I UMIERANIE WE WSPĂLNOCIE Kiedy ucichĹy ostatnie kondolencje i sĹowa otuchy, skoĹczyĹy siÄ serdeczne uĹciski i Ĺźyczliwe przytulenia, gdy Ĺzy przestaĹy napĹywaÄ do oczu, wywoĹane przeszywajÄ cym bĂłlem ĹwiadomoĹci nieodwracalnego faktu Ĺmierci mojej mamy StanisĹawy PosiadaĹa, przyszĹa refleksja⌠âO Ĺmierci, gdzie jesteĹ, o Ĺmierci, gdzie jest Twoja ĹmierÄ, gdzie jest jej zwyciÄstwo?!â Powoli zaczÄĹa do mnie docieraÄ prawda Zmartwychwstania. OsobiĹcie odczuĹam, Ĺźe bez Chrystusa nie moĹźna stawiÄ czoĹa cierpieniu i Ĺmierci najbliĹźszej osoby. A wszystko to za sprawÄ naszego rodzinnego bycia we wspĂłlnocie ruchu Komunia i Wyzwolenie (Comunione e Liberazione). Cotygodniowa SzkoĹa WspĂłlnoty i comiesiÄczne spotkania grupy Bractwa CL, na ktĂłre uczÄszczaĹam z Mirkiem, siostrÄ HeniÄ , jej rodzinÄ i z naszÄ MamÄ , pozwoliĹy z wiarÄ przejĹÄ przez to doĹwiadczenie. UĹwiadomiĹam sobie, Ĺźe tak jak Ĺźycie caĹej naszej rodziny oraz Mamy zespolone byĹo z Ĺźyciem wspĂłlnoty, tak i umieranie zostaĹo naznaczone troskÄ i czuĹoĹciÄ przyjacióŠz Ruchu. Mama pewnie nawet nie marzyĹa o takim zaangaĹźowaniu i modlitewnej opiece ludzi z CL na koĹcu swojej ziemskiej wÄdrĂłwki. Nie bez przyczyny nazywano jÄ BabciÄ Comunione. Kiedy Mama poczuĹa, Ĺźe CL to rĂłwnieĹź jej droga, w swoim wielkim sercu znalazĹa miejsce dla bliskich z Ruchu, zarĂłwno ze wspĂłlnoty biaĹostockiej, jak i tych, ktĂłrych poznaĹa podczas wakacyjnych spotkaĹ. Z uwagÄ i troskÄ interesowaĹa siÄ problemami osĂłb ze wspĂłlnoty i chÄtnie sĹuĹźyĹa modlitwÄ . Na wszystkie wspĂłlne gesty: dni skupienia, wigilie, wakacje, kajaki, imieniny, przynosiĹa swoje przetwory: ogĂłrki, paprykÄ, saĹatki itp. KiedyĹ nawet przywiozĹa wyĹmienite gorÄ ce goĹÄ bki na wspĂłlnotowy kajakowy wypad. BraĹa takĹźe udziaĹ we wspĂłlnotowych jaseĹkach, pielÄgnujÄ c w ten sposĂłb wileĹskÄ tradycjÄ, w ktĂłrej wyrosĹa. Jeszcze w ostatnie BoĹźe Narodzenie graĹa rolÄ Pastuszka. Pierwsza byĹa do Ĺpiewania i wspĂłlnego radowania siÄ. Wnukom sĹuĹźyĹa radÄ , uczyĹa wiary, historii, zaangaĹźowania i oddania rodzinie i wspĂłlnocie. DziÄki Mamie wszystkie waĹźne momenty w naszej rodzinie (chrzciny, komunie, wesela, doroczne ĹwiÄta, imieniny) mogliĹmy przeĹźywaÄ z otwartoĹciÄ na doĹwiadczenie charyzmatu CL. W czwartek rano, w UroczystoĹÄ BoĹźego CiaĹa, MamÄ zabiera do szpitala Pogotowie Ratunkowe. Jest 15 czerwca â Jolanty â dzieĹ moich imienin. Ma odbyÄ siÄ impreza dla caĹej naszej biaĹostockiej wspĂłlnoty. Wszystko, choÄ z wielkim trudem, jest juĹź przygotowane. Mama zdÄ ĹźyĹa jeszcze nawet przyrzÄ dziÄ mi do upieczenia karkĂłwkÄ. Siostra Henia KaczyĹska z mojÄ cĂłrkÄ KarolinÄ jadÄ za MamÄ na SOR. Mnie prawie z procesji zawraca druga cĂłrka Agnieszka i przekazuje dramatycznÄ wiadomoĹÄ od Heni ze szpitala: krwiak i obrzÄk mĂłzgu, nie ma zgody na operacjÄ z powodu zbyt rozrzedzonej krwi. JadÄ przestraszona do szpital, chwilÄ po mnie pojawia siÄ ksiÄ dz Marek Kowalczuk i udziela sakramentu chorych. Rodzi siÄ niesamowita wdziÄcznoĹÄ. Ukradkiem podchodzÄ do Mamy, przykĹadam jej rÄkÄ do czoĹa, wyraĹźa zadowolenie z tego powodu, ale nie potrafi juĹź mĂłwiÄ. Zostajemy poproszeni o wyjĹcie z sali, a Mama trafia na OddziaĹ Chirurgiczny, gdzie rozpoczyna siÄ jej piÄciodniowa agonia z kroplĂłwkami, zastrzykami, leĹźeniem w jednej pozycji z powodu bezwĹadu prawej strony ciaĹa, bez jedzenia i picia, gdyĹź pod uwagÄ brana jest operacja. Mama, bezradna jak dziecko, oczami i ruchem ramion wyraĹźa zdziwienie i zakĹopotanie sytuacjÄ . Reaguje na zmieniajÄ ce siÄ przy niej bliskie osoby, chce coĹ przekazaÄ, ale kapituluje w niemocy. Nie wiemy, czy odwiedziny nie sÄ zbyt mÄczÄ ce, wiÄc ustalamy dyĹźury tylko najbliĹźszych. RĂłwnolegle informujemy wspĂłlnotÄ przez siatkÄ sms-owÄ Krzysztofa Tyburczego o tym, co zaszĹo. Z inicjatywy Agnieszki Kulmaczewskiej spotykamy siÄ u mnie na RóşaĹcu w ramach ĹwiÄtowania moich imienin. Przyjaciele z CL nie zawodzÄ , licznie przybywajÄ na wspĂłlnÄ modlitwÄ. KrzyĹ Tyburczy, bÄdÄ c lekarzem, a jednoczeĹnie pacjentem po udarze, sĹuĹźy radÄ i wyjaĹnia róşne nowe dla nas kwestie. Ogarnia to wszystko spojrzeniem osoby z Ruchu. WypoĹźyczamy od lekarza prowadzÄ cego pĹytki z wynikami tomografu gĹowy i konsultujemy siÄ z neurochirurgiem â synem Sawickich, ktĂłrzy rĂłwnieĹź sÄ naszymi przyjaciĂłĹmi z CL. W przystÄpny sposĂłb Karol przybliĹźa nam kwestie zwiÄ zane ze stanem zdrowia Mamy i szanse na wyjĹcie z choroby. W piÄ tek ksiÄ dz Marek zaprasza nas do SochoĹ na MszÄ Ĺw. w intencji Mamy. BezpoĹrednio przed EucharystiÄ Mama dostaje na naszych oczach ataku padaczki, ale po Mszy niespodziewanie powraca nadzieja. Karmimy MamÄ i czuwamy przy niej wiele godzin. Trud w ogĂłle nie daje siÄ we znaki. Prostota i piÄkno spÄdzonych przy niej godzin jest budujÄ ca. W niedzielÄ Mama zostaje jednak zakwalifikowana do operacji. Na czczo, spragniona, z pozbawionÄ gÄstych, kruczoczarnych wĹosĂłw gĹowÄ , czeka od 14.00 na operacjÄ. Kapelan szpitalny jeszcze w poĹudnie udziela jej Komunii Ĺw. Dochodzimy do wniosku, Ĺźe nie moĹźemy zostawiÄ jej samej ani na chwilÄ. Do pĂłĹnocy przy Babci sÄ Karolina z DominikÄ . O 24.00 udaje mi siÄ wejĹÄ do zamkniÄtego juĹź dla odwiedzajÄ cych szpitala, aby o 3.00 w nocy odprowadziÄ jÄ na dĹugo oczekiwanÄ operacjÄ. Po dwĂłch godzinach lekarz informuje nas, Ĺźe operacja przebiegaĹa prawidĹowo, Ĺźe krwiak zostaĹ usuniÄty i Ĺźe krwotoku nie byĹo. Niestety po nastÄpnej godzinie przywoĹźÄ MamÄ na salÄ w bardzo zĹym stanie. W poĹudnie lekarz stwierdza pojawienie siÄ kolejnego krwiaka i brak moĹźliwoĹci podjÄcia dalszego leczenia. SzepczÄ jej do ucha modlitwy. Westchnieniem daje mi znaÄ, Ĺźe sĹyszy. Wieczorem ksiÄ dz Marek modli siÄ przy niej. Mama odchodzi o 5.20 rano. W tej tak po ludzku przeraĹźajÄ co trudnej sytuacji nie zostaliĹmy sami. WspĂłlnota staĹa siÄ uobecnieniem czuĹego i miĹosiernego Chrystusa. Wyrazy pamiÄci, modlitwy, Msze Ĺw., pogrzeb ze wzruszajÄ cym kazaniem ksiÄdza Adama i mowÄ poĹźegnalnÄ Mirka, a przede wszystkim zwyczajna obecnoĹÄ przyjacióŠprzywoĹywaĹy nas do czegoĹ wiÄcej. Nie byĹo rozpaczy, ale nadzieja, Ĺźe w Bogu wszystko to ma sens, Ĺźe tylko On wie, co jest dla nas dobre i potrzebne. Nasza Mama nauczyĹa nas, jak byÄ darem dla innych bez oszczÄdzania swoich siĹ. PokazywaĹa, jak kochaÄ bez granic, jak dostrzegaÄ potrzebujÄ cych, jak nieĹÄ Chrystusa i jak byÄ przygotowanym na nieoczekiwane odejĹcie do Pana. PrzypomnieliĹmy jej sĹowa, aby na jej pogrzebie nie smuciÄ siÄ. Dlatego teĹź wnuczki podczas rodzinnego obiadu zamiast pogrzebowej pieĹni zaĹpiewaĹy rubasznÄ piosenkÄ, ktĂłrej nauczyĹa je Babcia. Przez to bolesne wydarzenie Ĺmierci Mamy, Chrystus staĹ siÄ dla mnie bardziej realny i bliski, zwĹaszcza w osobach z Ruchu. Od dawna wiem, Ĺźe Ĺźycie we wspĂłlnocie CL jest piÄkne. Teraz przekonaĹam siÄ, Ĺźe piÄkne moĹźe staÄ siÄ rĂłwnieĹź umieranie. Jolanta, BiaĹystok
SZKOĹA WSPĂLNOTY ZAWSZE W TOREBCE Od dĹuĹźszego juĹź czasu ĹźyĹam bez zbytniego angaĹźowania siÄ w sprawy, odpowiadajÄ c po swojemu na okolicznoĹci. Ostatecznie jednak miaĹam wraĹźeniem, Ĺźe pĹywam w kajaku po rwÄ cej rzece: usiĹowaĹam jak najlepiej lawirowaÄ poĹrĂłd skaĹ, by utrzymaÄ siÄ na powierzchni. Rzecz w tym, Ĺźe w gĹÄbi mojego jestestwa czuĹam niezadowolenie, chodziĹam na SzkoĹÄ WspĂłlnoty, ale nie byĹam caĹkowicie usatysfakcjonowana. W ten sposĂłb zadzwoniĹam do mojego przyjaciela Pepe. PowiedziaĹam mu: âBardzo chcÄ dobrze ĹźyÄ, ale w gruncie rzeczy SzkoĹa WspĂłlnoty mi w tym nie pomaga. Przede wszystkim chodzi o to, Ĺźe nie mam czasu siÄ do niej przygotowaÄâ. Na co on mi odpowiedziaĹ: âDoprawdy nie wierzÄ w to, Ĺźe pragniesz dobrze ĹźyÄ, jak twierdzisz, jeĹli nie przygotowujesz siÄ do SzkoĹy WspĂłlnotyâ. Wtedy pomyĹlaĹam, Ĺźe ten tutaj nie wie, ile rzeczy mam do zrobienia: praca, dom, dzieci itd. OdpowiedziaĹam mu wiÄc: âW porzÄ dku, a wiÄc bÄdÄ przygotowywaÄ siÄ do SzkoĹy przed pĂłjĹciem spaÄâ. Na co on mi odpowiedziaĹ: âNie moĹźesz zostawiÄ tak waĹźnej rzeczy na ostatni moment dnia, kiedy jesteĹ zmÄczona, musisz nieustannie staraÄ siÄ przygotowywaÄ do SzkoĹy WspĂłlnoty, zawsze nosiÄ ze sobÄ tekstâ. To takĹźe nieco mnie dotknÄĹo, poniewaĹź nie poklepaĹ mnie po ramieniu, mĂłwiÄ c: âBiedaczkaâ, ale motywowaĹ mnie, bym zmieniĹa stanowisko. Ta rozmowa rzuciĹa mi wyzwanie, postanowiĹam powaĹźnie potraktowaÄ SzkoĹÄ WspĂłlnoty. ZaczÄĹam nosiÄ tekst ze sobÄ i przed wejĹciem do pracy czytaÄ go w samochodzie przez 5-10 minut. ZaczÄĹam dostrzegaÄ, co ma wspĂłlnego z moim Ĺźyciem, zastanawiaÄ siÄ, traktowaÄ na powaĹźnie pytania, ktĂłre ksiÄ dz Prades zadaje podczas SzkoĹy WspĂłlnoty, i zapisywaÄ to, co nasuwa mi na myĹl tekst. NastÄpnie z potrzeby serca zaczÄĹam zabieraÄ gĹos podczas spotkaĹ, miaĹam bowiem wraĹźenie, Ĺźe nie mogĹam zatrzymywaÄ tych rzeczy dla siebie, i to sprawiĹo, Ĺźe byĹam bardziej zadowolona. Po drugie, pomaga mi to podchodziÄ powaĹźniej do tego, co jest nam proponowane. Na przykĹad kiedy byliĹmy na rekolekcjach i CarrĂłn mĂłwiĹ o funduszu wspĂłlnym, zauwaĹźyĹam, Ĺźe mĂłwiĹ jak ktoĹ, komu naprawdÄ na nas zaleĹźy. Wiele razy, kiedy byĹa mowa o funduszu wspĂłlnym, choÄ rozumiaĹam, o czym mĂłwiĹ, myĹlaĹam: âW porzÄ dku, ale to trochÄ tak, jakbyĹmy musieli pĹaciÄ mytoâ. PowiedziaĹam sobie, Ĺźe takĹźe fundusz muszÄ potraktowaÄ powaĹźnie, tak jak SzkoĹÄ WspĂłlnoty, dlatego zadzwoniĹam do sekretariatu, sprawdzajÄ c stan moich wpĹat. Wtedy zdecydowaĹam teĹź, ile pieniÄdzy chcÄ dawaÄ. Emanuela, Madryt (Hiszpania) WAKACJE GS, ZEMBRZYCE 2017 POSZERZANIE HORYZONTĂW
W tym roku spotkali siÄ w Zembrzycach w Beskidzie Makowskim, niedaleko takich miejscowoĹci jak Kalwaria Zebrzydowska czy Wadowice. WspĂłlnie wÄdrowali po gĂłrach, zwiedzali, bawili siÄ, modlili i spotykali z ciekawymi ludĹşmi. GarĹÄ wspomnieĹ z tegorocznych wakacji mĹodzieĹźy GSâŚ
Witajcie przyjaciele! Nasze tegoroczne wakacje rozpoczÄĹyĹmy w Zembrzycach, biorÄ c udziaĹ w corocznym spotkaniu mĹodzieĹźy Ruchu CL. PrzeĹźyĹyĹmy wiele niesamowitych chwil, ktĂłre na dĹugo pozostanÄ w naszych sercach. Z pewnoĹciÄ najbardziej zapadĹa nam w pamiÄÄ wÄdrĂłwka na BabiÄ GĂłrÄ (1725 m n.p.m.), ktĂłra byĹa okazjÄ do pokonania wĹasnych sĹaboĹci. WspierajÄ c siÄ wzajemnie, zdobyĹyĹmy szczyt, zbliĹźajÄ c siÄ w ten sposĂłb do nieba. Kolejnym waĹźnym wydarzeniem byĹo spotkanie z byĹÄ polskÄ modelkÄ pracujÄ cÄ we WĹoszech, ktĂłra przeszĹa wewnÄtrznÄ przemianÄ. Mowa tutaj o pani Annie GolÄdzinowskiej. Spotkanie z niÄ poruszyĹo nasze mĹode serca i nieco zmieniĹo nasz poglÄ d na Ĺwiat. Pani Ania pokazaĹa nam, jak moĹźna wybaczyÄ nawet najgorsze rzeczy, ktĂłre raniÄ nasze serca, oraz jak staÄ siÄ lepszym czĹowiekiem. Ta niezwykĹa osoba zachÄciĹa nas do tego, Ĺźeby zadzwoniÄ, porozmawiaÄ z osobami, ktĂłre w jakiĹ sposĂłb nas zraniĹy, i powiedzieÄ: Wybaczam. Wielu z nas zdecydowaĹo siÄ na ten gest. OtrzymaliĹmy od niej duĹźo cennych rad, ktĂłrych podsumowaniem byĹ fragment z Pisma ĹwiÄtego z Ewangelii Ĺw. Mateusza. Wszyscy powtarzaliĹmy go gĹoĹno kilkakrotnie, a brzmi on tak: âMiĹujcie siÄ wzajemnie [przecinek] tak jak Ja was umiĹowaĹem [kropka]â. Przez parÄ dni braĹyĹmy wraz ze wszystkimi udziaĹ w Szkole WspĂłlnoty. Podczas spotkaĹ rozwaĹźaliĹmy wspĂłlnie dialogi papieĹźa Franciszka prowadzone z mĹodzieĹźÄ gimnazjalnÄ , tak zwanymi Kawalerami. ZrozumiaĹyĹmy, Ĺźe powinnyĹmy spoglÄ daÄ poza widoczny horyzont, a szczÄĹcie moĹźemy osiÄ gnÄ Ä, wspĂłĹpracujÄ c z Bogiem. W ramach podsumowania jednej ze SzkóŠWspĂłlnoty odwiedziĹ nas krakowski biskup Grzegorz RyĹ. ĹťebyĹmy lepiej zrozumieli przesĹanie sĹĂłw PapieĹźa, biskup obdarowaĹ nas symbolicznym cukierkiem, ktĂłrym mogliĹmy siÄ podzieliÄ. Codzienna okazja do przystÄ pienia do sakramentu pokuty oraz przyjÄcia Komunii Ĺw. przybliĹźyĹa nas do Boga. Poprzez wspĂłlne gry i zabawy staliĹmy siÄ przyjaciĂłĹmi. DziÄkujemy za wspĂłlnie spÄdzony czas. Karolina i Jesika, RacĹawiczki DWIE ROLE ChoÄ pojechaĹam na wakacje mĹodzieĹźowe kolejny juĹź raz, to jednak po raz pierwszy byĹam â jako studentka â takĹźe osobÄ odpowiedzialnÄ za przebieg tych wakacji. ByĹa to dla mnie nowa rola â wprowadziÄ nowe osoby w Ruch, przygarnÄ Ä je, daÄ im to, co przez tyle lat sama otrzymywaĹam. A nowych osĂłb byĹo sporo, na poczÄ tku wydawali siÄ nieĹmiali, nawet chwilami zamkniÄci w sobie. Potrzebowali czasu, by wejĹÄ w to, co siÄ dziaĹo na wakacjach i byĹo dla nich zupeĹnÄ nowoĹciÄ . Nie byĹo mi Ĺatwo przekazywaÄ im charyzmat Ruchu, zwĹaszcza Ĺźe sama przyjechaĹam poraniona, na rozstaju drĂłg i pragnÄ ca uleczenia. Dlatego, paradoksalnie, tekst, nad ktĂłrym pracowaliĹmy, byĹ wĹaĹnie dla mnie. Pierwsza jego czÄĹÄ dotyczyĹa strachu przed poĹźegnaniami, zmianami i wzrastania w perspektywie dostrzeganego horyzontu, a druga â zmieniania Ĺwiata przez otwarcie serca i maĹe gesty. CaĹy tydzieĹ byĹ dla mnie wyzwaniem, by byÄ jednoczeĹnie uczestnikiem drogi i wskazujÄ cym jÄ innym. Pomaganie w przygotowaniu ĹpiewĂłw na MszÄ Ĺw., zabaw, prostych rzeczy, byĹo okazjÄ do wzrostu, do zobaczenia horyzontu za ĹcianÄ , do podzielenia siÄ sobÄ samym, do przeĹźywania razem Ĺźycia. WidziaĹam, jak nowe osoby wraz z upĹywem kolejnych dni coraz bardziej siÄ otwierajÄ , angaĹźujÄ , widziaĹam moc Boga, ktĂłry w odpowiedzi na moje pytania, pragnienia, podsuwaĹ mi rozwiÄ zanie w najbardziej niesamowity, a zarazem najprostszy sposĂłb â przez inne osoby, przez przyjaciĂłĹ. I choÄ przez ten czas czuĹam siÄ rozdarta miÄdzy âgimbusamiâ a âdorosĹymiâ, to zrozumiaĹam, Ĺźe to nic zĹego, Ĺźe to mi wrÄcz pomaga odkrywaÄ te wakacje, na nowo przypominaÄ sobie, Ĺźe jesteĹmy jednÄ wielkÄ rodzinÄ , Ĺźe ĹÄ czy nas PrzyjaźŠ(przez duĹźe âpâ), bo nawzajem pomagamy sobie w podÄ Ĺźaniu drogÄ do Chrystusa. MyĹlÄ, Ĺźe nie ma nic bardziej niesamowitego od odkrywania tej niezwykĹej PrzyjaĹşni, dlatego dziÄkujÄ wszystkim, ktĂłrzy byli na tych wakacjach, i tym, ktĂłrzy choÄ na chwilÄ przyjechali, by byÄ z nami. DziÄkujÄ i proszÄ: trwajmy razem na tej drodze, nawzajem pomagajmy sobie iĹÄ naprzĂłd, majÄ c przed sobÄ horyzont â cel, do ktĂłrego zmierzamy.
âPO COĹ TO ROBIâ Ĺwiadectwo Kacpra DÄ browskiego, mĹodego, choÄ majÄ cego juĹź na swoim koncie niejeden sukces, flecisty. NiegdyĹ uczestnika, dziĹ goĹcia wakacyjnego spotkania dla mĹodzieĹźy CL. Od czego zaczÄ Ä? Sam dĹugo siÄ zastanawiaĹem, o czym mĂłgĹbym wam opowiedzieÄ. Przede wszystkim chciaĹem siÄ odwoĹaÄ do tego, o czym rozmawiacie tutaj na spotkaniu mĹodzieĹźowym ruchu Komunia i Wyzwolenie, dlatego teĹź moĹźe zacznÄ od tego, skÄ d zrodziĹa siÄ moja pasja i jak istotnÄ rolÄ odgrywa ona w moim Ĺźyciu. PochodzÄ z rodziny o muzycznych tradycjach. MĂłj tata jest muzykiem, ukoĹczyĹ wydziaĹ pedagogiki muzycznej ze specjalnoĹciÄ dyrygenckÄ . Mamie rĂłwnieĹź muzyka byĹa zawsze bliska, jednak zaĹoĹźenie rodziny nie pozwoliĹo jej na uzyskanie wyksztaĹcenia muzycznego. Moje wspomnienia z dzieciĹstwa wiÄ ĹźÄ siÄ nierozerwalnie z muzykÄ i z tym, Ĺźe w domu zawsze byĹo jej peĹno. JednÄ z takich niezapomnianych chwil byĹy powroty taty z pracy. Kiedy byĹem dzieckiem, chodziĹem wczeĹnie spaÄ, tata natomiast wracaĹ z pracy bardzo późno, bo Ĺźycie muzyka ma swĂłj wĹasny rytm. Po powrocie do domu â tak ja to pamiÄtam â tata w pierwszej kolejnoĹci zasiadaĹ do pianina i graĹ mazurki Chopina, a ja wraz z rodzeĹstwem, leĹźÄ c juĹź w Ĺóşkach, sĹuchaliĹmy tego, co tata ofiarowywaĹ nam na dobranoc. Mimo Ĺźe muzyka towarzyszyĹa nam nieustannie, a ja od zawsze wiedziaĹem, Ĺźe w moim Ĺźyciu odegra ona waĹźnÄ rolÄ, to tata na przekĂłr moim pragnieniom nie do koĹca byĹ przekonany, czy powinienem iĹÄ w jego Ĺlady. MogÄ nawet stwierdziÄ, Ĺźe staraĹ siÄ mnie od tego odwieĹÄ, poniewaĹź wiedziaĹ, jak ciÄĹźki jest to zawĂłd i ilu wymaga wyrzeczeĹ. JednÄ z pamiÄtnych dla mnie sytuacji, w ktĂłrej zetknÄ Ĺem siÄ z przeciwnoĹciami losu zwiÄ zanymi z mojÄ pasjÄ , byĹa rozmowa z jednym z nauczycieli z mojego gimnazjum. UczÄszczaĹem do Jezuickiego Centrum Edukacji, w ktĂłrym wymagania byĹy czasem naprawdÄ bardzo duĹźe. Pewnego dnia miaĹo miejsce pewne interesujÄ ce wydarzenie: ktĂłryĹ z nauczycieli, zresztÄ bardzo kochanych, zapytaĹ mnie na korytarzu przy kolegach o powĂłd ciÄ gĹego jeĹźdĹźenia do szkoĹy muzycznej i zrywania siÄ z lekcji (odjazd ostatniego autobusu, ktĂłrym mogĹem zdÄ ĹźyÄ na zajÄcia do szkoĹy muzycznej, zawsze nachodziĹ na koĹcĂłwkÄ ostatniej lekcji). Pod moim adresem padĹy peĹne pretensji zarzuty, Ĺźe jest to coĹ, co nie przynosi poĹźytku i nie zapewni mi przyszĹoĹci. Komentarze odnoĹnie do tego, Ĺźe nigdy nie bÄdÄ w stanie utrzymaÄ z tego rodziny, ja jako mĹody chĹopiec skwitowaĹem stwierdzeniem, Ĺźe tata utrzymuje piÄcioosobowÄ rodzinÄ i Ĺźe nikt z nas nie narzeka, a nawet Ĺźyje siÄ nam bardzo dobrze. CaĹy czas na drodze mojej kariery patrzÄ na mojego tatÄ i widzÄ, jak bardzo on siÄ poĹwiÄcaĹ, i wiem, jakÄ ja muszÄ ponieĹÄ ofiarÄ, Ĺźeby robiÄ to, co robiÄ. JednÄ z nich sÄ rozstania, o ktĂłrych miÄdzy innymi teraz tutaj rozmawiacie. Stosunkowo wczeĹnie wyprowadziĹem siÄ z domu, przez trzy lata mieszkaĹem w Krakowie w internacie, poniewaĹź chciaĹem ksztaĹciÄ siÄ w szkole muzycznej ogĂłlnoksztaĹcÄ cej, a nie w wieczorowej, nastÄpnie trzy lata spÄdziĹem w Katowicach na studiach licencjackich, a teraz jestem na Uniwersytecie Muzycznym im. Fryderyka Chopina w Warszawie. Tworzenie staĹych relacji jest bardzo trudne dla muzyka, wiÄc jak moĹźna zauwaĹźyÄ, wĹrĂłd moich przyjacióŠi kolegĂłw, staramy siÄ wykorzystywaÄ czas, w ktĂłrym moĹźemy byÄ razem, bo nigdy nie wiadomo, kiedy ktoĹ z nas bÄdzie musiaĹ zmieniÄ miejsce pracy. Dla przykĹadu: jedna z moich przyjaciĂłĹek wykĹada klawesyn w Weronie, mĂłj przyjaciel pracuje w Malezji, drugi przyjaciel, jeszcze z czasĂłw liceum, studiuje w Oksfordzie realizacjÄ dĹşwiÄku, moja przyjaciĂłĹka mieszka i tworzy w ParyĹźu. Mam wspaniaĹych przyjacióŠw Katowicach, ktĂłrych byĹem zmuszony zostawiÄ i naprawdÄ za nimi tÄskniÄ. RozĹÄ ka z bliskimi ludĹşmi to duĹźy problem, ale ja wiem, Ĺźe oni caĹy czas sÄ , tak samo jak moi rodzice, ktĂłrych opuĹciĹem wczeĹnie. Ĺťycie muzyka jest bardzo interesujÄ ce, ciekawe. Nie wiemy, co kryje siÄ za horyzontem, ale powinniĹmy mieÄ odwagÄ, by podÄ ĹźaÄ w tym kierunku. MajÄ c zaufanie do Boga, wiem, Ĺźe On mnie nigdy nie opuĹci, Ĺźe jest moim przyjacielem, ktĂłry caĹy czas jest ze mnÄ . BÄdÄ c muzykiem, trzeba teĹź przyzwyczaiÄ siÄ do samotnoĹci, a nawet jÄ polubiÄ. Czasem w pokoju hotelowym jestem zupeĹnie sam i mam wtedy dwie opcje: albo pracujÄ, albo siÄ modlÄ. Czasem nie mam z kim porozmawiaÄ z powodu bariery jÄzykowej albo po prostu brakuje siĹ i chÄci do obcowania z kimĹ, kogo tak naprawdÄ znam zaledwie od kilku godzin: organizatorĂłw, managerĂłw czy teĹź innych uczestnikĂłw festiwali. Taka samotnoĹÄ moĹźe byÄ problematyczna. Trzeba wtedy wiedzieÄ, Ĺźe nie moĹźna siÄ poddawaÄ. Z BoĹźÄ pomocÄ nic nie jest straszne, a Ĺźycie z dnia na dzieĹ moĹźe stawaÄ siÄ coraz piÄkniejsze. TakĹźe Äwiczenie tylko z instrumentem i pozostawanie sam na sam z samym sobÄ w czterech Ĺcianach przez osiem godzin dziennie, z krĂłtkÄ przerwÄ na obiad, wymaga samozaparcia. Czasem jeden takt, ktĂłry trwa jednÄ sekundÄ, Äwiczy siÄ godzinÄ lub dwie, Ĺźeby byĹ idealny, a wraz ze wzrostem ĹwiadomoĹci wzrastajÄ oczekiwania, wraz ze wzrostem mojego pragnienia, Ĺźeby zagraÄ coĹ piÄknego, wzrasta mĂłj poziom sĹyszenia, chcÄ zagraÄ to jeszcze piÄkniej. Tylko zawsze trzeba sobie zadaÄ pytanie: po co ja to robiÄ? Dlaczego jestem muzykiem? PrzecieĹź mogĹem byÄ kierowcÄ TIR-a (nawiasem mĂłwiÄ c, bardzo lubiÄ prowadziÄ samochĂłd, to jest coĹ, co mnie odstresowuje, jest to alternatywa, gdybym nie mĂłgĹ robiÄ tego, co robiÄ teraz [Ĺmiech]; to moje maĹe marzenie, a te najmniejsze sÄ czÄsto najwaĹźniejsze). CzÄsto wtedy odpowiadam sobie, Ĺźe byĹbym strasznym egoistÄ , zarzucajÄ c muzykÄ i zmieniajÄ c profesjÄ, poniewaĹź odkryĹem, Ĺźe bycie muzykiem daje szczÄĹcie, zarĂłwno mnie, jak i innym ludziom, jest to swoiste uczestniczenie w duchowej uczcie, bo podobnie jak sĹuchacze, tak i ja zgĹÄbiam piÄkno dane nam od Pana. ZastanawiaĹem siÄ, dlaczego muzyka daje szczÄĹcie, i doszedĹem do wniosku, Ĺźe tym szczÄĹciem jest wĹaĹnie obdarowywanie niÄ . To jest najpiÄkniejszy moment, kiedy gram dla kogoĹ i widzÄ publicznoĹÄ, ktĂłra siÄ cieszy, jest zaangaĹźowana w to, co gram, ktĂłra uĹmiecha siÄ, gdy gram, ktĂłra sĹucha, ktĂłra rozumie, ktĂłra chce uczestniczyÄ w tym momencie. Podczas wykonywania, czyli aktywnego udziaĹu w procesie tworzenia, to uczucie jest bardzo satysfakcjonujÄ ce. To jest moje miejsce przybliĹźania Boga do ludzi i mnie do ludzi. Wspaniale jest widzieÄ, Ĺźe to zbliĹźanie siÄ dokonuje; jest ono obecne caĹy czas w moim codziennym Ĺźyciu â z tych momentĂłw czerpiÄ siĹÄ do przeĹźywania codziennoĹci. SiĹy tej potrzeba naprawdÄ wiele, bo prĂłcz tego, Ĺźe studiujÄ, prowadzÄ doĹÄ intensywne Ĺźycie koncertowe: dwa dni temu graĹem na festiwalu WschĂłd PiÄkna w Olsztynie, nastÄpnie musiaĹem siÄ dostaÄ do Warszawy na nastÄpny koncert, teraz jestem tu z wami, a juĹź jutro wracam do Warszawy na jeszcze jeden koncert, potem egzamin, a nastÄpnie kolejny koncert z Krzesimirem DÄbskim. CaĹy proces edukacji muzycznej jest interesujÄ cy takĹźe dlatego, Ĺźe Ĺźaden z innych modeli edukacji artystycznej nie posiada systemu ksztaĹcenia âw cztery oczyâ. Polega on na tym, Ĺźe dwa razy w tygodniu widzÄ siÄ z moim mistrzem i przez 45-60 minut mam zajÄcia tylko w cztery oczy. Wtedy nie ma miejsca na tajemnice, strach, lÄk, przede wszystkim jest otwarte, czyste serce i szczeroĹÄ, bo chcÄ c coĹ osiÄ gnÄ Ä, chcÄ c pracowaÄ nad sobÄ , nad swoimi sĹaboĹciami, pracujÄ c pod okiem tak doĹwiadczonych osĂłb, trzeba dbaÄ nie tylko o wartoĹÄ merytorycznÄ zajÄÄ, ale rĂłwnieĹź o wiÄĹş, ktĂłra tworzy siÄ miÄdzy mistrzem a uczniem, o ludzkie spojrzenie na sprawy dotyczÄ ce Ĺźycia i muzyki. Moje Ĺźycie obfituje w róşne interesujÄ ce âkwiatkiâ, sytuacje, ktĂłre uczÄ mnie pokory. WychodzÄ c na scenÄ, jako muzycy przyjmujemy, Ĺźe jest to miejsce stworzone dla nas. WystÄpujÄ c przed publicznoĹciÄ , czujÄ siÄ najszczÄĹliwszÄ osobÄ na ziemi i chciaĹbym siÄ tak zawsze czuÄ. Jednak czasem jest tak, Ĺźe przychodzi zmÄczenie, smutek, emocje i czegoĹ nie zagram tak, jakbym chciaĹ, coĹ siÄ nie uda, gdzieĹ siÄ pomylÄ. W Ĺwiecie muzykĂłw klasycznych jest trudno, poniewaĹź aĹźeby mĂłc wystÄpowaÄ na scenie, trzeba zagraÄ 5-6 genialnych koncertĂłw, ale Ĺźeby straciÄ na niej miejsce â jak to mĂłwi mĂłj dobry znajomy â wystarczy zepsuÄ jeden. UtrzymaÄ siÄ na pozycji jest bardzo ciÄĹźko. Wymaga to wielu godzin pracy, by mieÄ formÄ do dobrej gry i radzenia sobie ze swoimi emocjami. JednÄ z moich koncertowych przygĂłd byĹa okazja do zaprezentowania siÄ w siedzibie Polskiego Radia w Katowicach. ByĹ to jeden z najpiÄkniejszych momentĂłw w moim Ĺźyciu. ByĹem wymÄczony. Po drodze do Katowic zepsuĹ mi siÄ samochĂłd: starĹy siÄ klocki hamulcowe i miaĹem problem z hamowaniem. ByĹa godzina 14.00, a o 15.00 rozpoczynaĹa siÄ prĂłba. Bezradny zastanawiaĹem siÄ, co mam zrobiÄ. Pierwsza myĹl byĹa taka: âPanie BoĹźe, pomóş, wymyĹl coĹ! OddajÄ Ci toâ. Na szczÄĹcie mechanik byĹ na miejscu, dosĹownie na miejscu, dwie przecznice od budynku NOSPR-u, szybko odstawiĹem do niego samochĂłd, zdÄ ĹźyĹem na prĂłbÄ i zagraĹem wspaniaĹy koncert, byĹa to dla mnie niebywaĹa radoĹÄ. Ostatnia sytuacja, taka najĹwieĹźsza, miaĹa miejsce dwa tygodnie temu i jest rĂłwnie zabawna: byĹem w Berlinie, wracam na dworzec, mam kupiony bilet przez organizatorĂłw, komfortowa sytuacja â myĹlaĹem sobie â przeĹpiÄ siÄ w autokarze. SprawdziĹem rozkĹad odjazdĂłw. MiaĹem jeszcze godzinÄ czasu, poszedĹem wiÄc coĹ zjeĹÄ â po caĹym dniu, w ktĂłrym z braku czasu i nadmiaru emocji zapomniaĹem, niestety, o obiedzie. Wracam o 23.30 i czekam, a autobusu nie ma. Zastanawiam siÄ: co siÄ staĹo? WyciÄ gam bilet, sprawdzam, czas odjazdu: 22.30⌠Ze zmÄczenia i gapiostwa spóźniĹem siÄ na jedyny, jak mi siÄ wydawaĹo, autobus do GdaĹska. Sytuacja nie byĹaby tak dramatyczna, gdybym miaĹ nastÄpny dzieĹ wolny, jednak miaĹem podpisanÄ umowÄ z PolskÄ FilharmoniÄ KameralnÄ na nastÄpny koncert, a prĂłby rozpoczynaĹy siÄ juĹź kolejnego dnia. JeĹźeli spóźniÄ siÄ na prĂłbÄ, to stracÄ kontrakt. I oczywiĹcie stara Ĺpiewka: âBoĹźe, czy teraz teĹź mi pomoĹźesz?â. PomodliĹem siÄ i po chwili dostrzegĹem podjeĹźdĹźajÄ cy inny autobus jadÄ cy w kierunku GdaĹska. Takich sytuacji jest w moim Ĺźyciu mnĂłstwo. MoglibyĹmy tu spÄdziÄ caĹÄ noc na opowiadaniu o tego typu przygodach. ChciaĹem teĹź podzieliÄ siÄ z wami wspomnieniem o pewnym recitalu, do ktĂłrego przygotowywaĹem siÄ póŠroku â byĹ to recital dyplomowy. Niestety, nie byĹo to najlepsze wykonanie. OczywiĹcie z pewnego poziomu staram siÄ nie schodziÄ, ale wyszĹo bardzo sĹabo w moim mniemaniu i byĹem zaĹamany. Po gĹowie chodziĹa mi myĹl, Ĺźe nie chcÄ juĹź dalej robiÄ tego, co robiÄ. Po co mi granie, skoro nie jest ono doskonaĹe, skoro potrafiÄ tylko popsuÄ to, nad czym tak duĹźo pracowaĹem. Ale w pewnym momencie uĹwiadomiĹem sobie, Ĺźe jutro moĹźe byÄ jeszcze piÄkniejsze, Ĺźe caĹa praca nigdy nie idzie na marne, a nastÄpne wykonania mogÄ byÄ genialne. Jutro mogÄ jeszcze raz to wyÄwiczyÄ i podejĹÄ do tej prĂłby jeszcze raz i jeszcze⌠Jest pewnie taki moment, w ktĂłrym naleĹźy zrezygnowaÄ, ale jeszcze nie teraz, na pewno nie teraz. I nastÄpnego dnia mĂłj profesor, najwspanialszy czĹowiek i najwierniejszy przyjaciel, Ĺukasz Zimnik, zabraĹ mnie ze sobÄ , abym razem z nim zagraĹ koncert w ramach festiwalu w ĹaĹcucie. MieliĹmy graÄ koncert z PolskÄ FilharmoniÄ KameralnÄ i skrzypkiem Julianem Rachlinem. To byĹo wspaniaĹe wykonanie, orkiestra bardzo dobrze mnie przyjÄĹa, panowaĹa niemalĹźe rodzinna atmosfera. Jest taki zwyczaj, Ĺźe po koncercie, jeszcze na scenie, wszyscy muzycy gratulujÄ sobie nawzajem. Profesor rĂłwnieĹź mi pogratulowaĹ i powiedziaĹ: âDobrze ci w tym moim fraku (sam nie miaĹem swojego, wiÄc poĹźyczyĹem od profesora), zostaw go sobie na wieczne poĹźyczenieâ. PodarowaĹ mi swĂłj frak, co oznacza, Ĺźe nasza relacja mistrz-uczeĹ skoĹczyĹa siÄ, Ĺźe teraz przechodzimy do relacji partnerskiej. W ten sposĂłb skierowaĹ mnie na studia do Warszawy do pani doktor Agaty Igras, z ktĂłrÄ teraz wspĂłĹpracujÄ. ZakoĹczÄ wzmiankÄ o tym, Ĺźe presja towarzyszÄ ca naszemu zawodowi jest naprawdÄ bardzo duĹźa (kiedyĹ nawet sĹyszaĹem, Ĺźe w rankingu najbardziej stresujÄ cych zawodĂłw jesteĹmy pod tym wzglÄdem zaraz po chirurgach, w co osobiĹcie do koĹca nie wierzÄ, ale coĹ w tym jest). Róşni muzycy róşnie sobie z tym radzÄ . Dla mnie najlepszym Ĺrodkiem zaradczym jest modlitwa, duĹźo ludzi siÄga po innego rodzaju pomoc â mam tu na myĹli narkotyki. Wielu moich znajomych, choÄ to bardzo dobrzy ludzie, nie radzi sobie ze swoim Ĺźyciem i niestety siÄga po ostre remedia. Czasem znajomi pytajÄ mnie: âJak ty dajesz sobie radÄ? CaĹy czas jesteĹ w drodze, skÄ d masz tyle siĹ?â. Odpowiadam im: âSam nie wiem, BĂłg mi jÄ daje i po coĹ to robiâ. |