Menu strony Strona główna Śladów
   
Ślady > Archiwum > 2017 > maj / czerwiec

Ślady, numer 3 / 2017 (maj / czerwiec)

Rekolekcje. Zgłębianie

Pierwsze ubóstwo

Dlaczego święty Paweł proponował chrześcijańskim wspólnotom kolektę? I dlaczego bogaty młodzieniec odszedł smutny? Od Dziejów Apostolskich po świętego Klemensa – dwuetapowa podróż przez historię Kościoła pierwszych wieków. By zgłębić kluczowe zagadnienie ostatnich Rekolekcji Bractwa CL.

Francesco Braschi


Według Dziejów Apostolskich (4, 32-35) „jeden duch i jedno serce ożywiały wszystkich wierzących. Żaden nie nazywał swoim tego, co posiadał, ale wszystko mieli wspólne. (…) Nikt z nich nie cierpiał niedostatku, bo właściciele pól albo domów sprzedawali je i przynosili pieniądze [uzyskane] ze sprzedaży, i składali je u stóp Apostołów. Każdemu też rozdzielano według potrzeby”. Ta wspólnota dóbr i wzajemna troska o potrzeby, stwierdza święty Łukasz, była jednym z gestów, poprzez które „Apostołowie z wielką mocą świadczyli o zmartwychwstaniu Pana Jezusa”, i stanowiła dla współczesnych ludzi powód do okazywania chrześcijanom szacunku: z tego powodu „wszyscy [chrześcijanie] mieli wielką łaskę”.

Opis ten, często uznawany za wyidealizowany albo przynajmniej nieco idylliczny, tak naprawdę przybliża nam stosunek do używania dóbr oraz ubóstwa i ukazuje uważną refleksję podejmowaną już wtedy w Kościele, całkowicie wolną od naiwności, o którą Kościół był oskarżany.

Istotnie, zaraz po tym opowiadaniu zostają przywołane dwa epizody celowo przeciwstawne: sprzedaż pola przez Barnabę (będącego potem towarzyszem Pawła podczas jego pierwszych podróży misyjnych), który przychodzi, by złożyć otrzymane za nie pieniądze u stóp Apostołów, oraz podstęp uknuty przez parę małżonków, Ananiasza i Safirę. Ci, sprzedawszy będące ich własnością pole, postanawiają wspólnie, że przedstawią (i złożą Apostołom) niższą od rzeczywistej sumę, zatrzymując różnicę dla siebie. Szczególnie ważne są słowa Piotra, skierowane do Ananiasza, z których wydobywamy rzeczywiste znaczenie jałmużny: „Ananiaszu, dlaczego szatan zawładnął twym sercem, że skłamałeś Duchowi Świętemu i odłożyłeś sobie część zapłaty za ziemię? Czy przed sprzedażą nie była twoją własnością, a po sprzedaniu czyż nie mogłeś rozporządzić tym, coś za nią otrzymał? Jakże mogłeś dopuścić myśl o takim uczynku? Nie ludziom skłamałeś, lecz Bogu” (Dz 5, 3-4). Zauważmy tutaj, że cały akcent zostaje położony na doniosłość kłamstwa, które jest skierowane bezpośrednio przeciwko Bogu, nie wspomina się natomiast o żadnym obowiązku sprzedaży ziemi: co więcej, przeciwnie, Piotr wyraźnie stwierdza, że wartość charytatywnego gestu polega wyłącznie na jego dobrowolności i bezinteresowności.

 

„Radosnego dawcę miłuje Bóg”. W świetle tego epizodu możemy zrozumieć, że od zarania Kościoła oderwanie od bogactwa nie było postrzegane ani najzwyczajniej jako proste zrównanie, ani też jako forma komunizmu ante litteram, ani też wywyższenie na ideologicznych fundamentach ubóstwa jako samego w sobie uprzywilejowanego warunku wyznawania wiary. Zauważamy raczej, że relacja z dobrami materialnymi od czasów apostolskich stanowi jeden z najbardziej delikatnych oraz najbogatszych obszarów, w obrębie którego wyraża się jakość wiary oraz weryfikuje się forma chrześcijańskiego życia jako naśladowanie życia Chrystusa.

Ten teologalny przymiot ubóstwa daje się poznać przy okazji tak zwanej „kolekty” na rzecz Kościoła jerozolimskiego, jednego z najbardziej znaczących gestów zaproponowanych przez świętego Pawła chrześcijańskim wspólnotom powstającym w latach 49-50 oraz 57-58. Także w tym przypadku Paweł podkreśla całkowitą wolność, z jaką wierzący są wezwani do udziału w tym geście: każdy jest zaproszony według swoich możliwości do tego, by dał tyle, ile „mu nakazuje jego własne serce, nie żałując i nie czując się przymuszonym, albowiem radosnego dawcę miłuje Bóg” (2 Kor 9, 7). Jednocześnie Apostoł z mocą potwierdza wychowawczą wartość tej ofiary, która wyraża uznanie dla daru otrzymanego wraz z głoszeniem Ewangelii, buduje braterską komunię, ale przede wszystkim wyraża swoje przylgnięcie do metody Chrystusa, który, jak pisze święty Paweł, „będąc bogaty, dla was stał się ubogim, aby was ubóstwem swoim ubogacić” (2 Kor 8, 9b). W tym ostatnim stwierdzeniu znajdujemy jeden z zasadniczych fundamentów teologii ubóstwa: istotnie, ubogimi stajemy się w pierwszej kolejności poprzez utożsamienie się z życiem Chrystusa, Jego posłuszeństwem Ojcu oraz w Jego całkowitym zawierzeniu się Jemu, nie tylko sprawcy zbawienia, ale także pomysłodawcy sposobów, w jakich to zbawienie się dokonuje (jest to klucz do odczytania wspaniałego hymnu z Flp 2, 5-11). Ubóstwo jest więc w pierwszej kolejności postawą serca i rozumu, a praktykowanie miłości wynika z uznania preferencji, która jest preferencją samego Boga i jest ukierunkowana na czynienie ubogich nie tylko adresatami zbawienia poprzez wiarę, ale także preferowanymi świadkami Jego działania.

 

Który człowiek bogaty może być zbawiony? To, żechrześcijaństwo stopniowo coraz bardziej rozpowszechniało się w środowiskach kulturalnie i społecznie zamożnych, spowodowało, iż pośród pierwszych chrześcijan nie brakowało także osób zamożnych oraz wysoko postawionych. Przykładem jest metropolia w Egipcie – Aleksandria, znany ośrodek handlowy i kulturalny. W tym środowisku znajdujemy w drugiej połowie II wieku postać świętego Klemensa Aleksandryjskiego, wielkiej miary teologa stojącego na czele „szkoły aleksandryjskiej”, w której jednym z wykładowców będzie w późniejszym czasie genialny Orygenes. Wśród wielu dzieł Klemensa zachowała się homilia zatytułowana Który człowiek bogaty może być zbawiony?, będąca komentarzem do ewangelicznego epizodu o tak zwanym bogatym młodzieńcu i zawierająca bardzo ciekawą refleksję na temat ubóstwa i bogactwa. Klemens przede wszystkim zadaje sobie pytanie o to, co takiego sprawiło, że mężczyzna ten uciekł od Chrystusa: „Co więc skłoniło go do ucieczki, cóż sprawiło, że porzucił nauczyciela, że wyrzekł się własnej prośby, nadziei, życia, poniesionych trudów? «Sprzedaj, co masz». Co to znaczy? Nie żąda tu Zbawiciel, jak niektórzy zbyt pochopnie sądzą, aby porzucić posiadane mienie i wyrzec się majętności, ale poleca wyrwać z duszy powszechnie przyjęty sąd o bogactwach, przywiązanie do nich, nadmierną chciwość, niepokój o nie i namiętność, troski – cierpienia życia, które zagłuszają nasienie wieczności” (Klemens Aleksandryjski, Który człowiek bogaty może być zbawiony?, tłum. J. Czuj, Wydawnictwo Apostolicum, Kraków-Ząbki 1995,s. 59-60).

 

Dobra i pragnienie. Odwołując się do przypowieści o siewcy, a więc od razu stawiając się na poziomie odpowiedzi udzielanej przez wiarę, Klemens pokazuje, że nie wystarcza przekonanie, iż czysto „materialne” posłuszeństwo nakazowi Chrystusa może być samo w sobie gwarancją zbawienia, i zadaje sobie pytanie, co jest chrześcijańskim wyróżnikiemtego zalecenia. Jego odpowiedź, która może zdumieć niektórych, zasługuje na uwagę: „Ubóstwo zresztą nie jest rzeczą wspaniałą ani godną zazdrości, chyba że ktoś znosi je dobrowolnie dla życia wiecznego. W ten sposób bowiem ludzie nic w ogóle nieposiadający, opuszczeni, zdobywający żebractwem codzienne utrzymanie, tułający się po drogach biedacy, którzy nie znają Boga, byliby najszczęśliwszymi i najmilszymi Bogu, jedynymi dziedzicami życia tylko dlatego, że są w skrajnej nędzy, niedostatek w życiu cierpią i nie mogą zaspokoić nawet najskromniejszych potrzeb. Wyrzeczenie się majątku, aby rozdzielić go między ubogich albo oddać ojczyźnie, nie jest czymś nowym, gdyż wielu ludzi przed przyjściem Zbawiciela tak czyniło – jedni, by móc swój czas poświęcić martwej mądrości, inni dla marnego rozgłosu i próżnej żądzy sławy” (tamże, s. 60). Nie możemy pozwolić zwieść się tonowi głosu Klemensa: w jego słowach nie ma intelektualistycznej pogardy dla ubogich, ale pobrzmiewa raczej intuicja, że afirmowanie zbawienia opierającego się wyłącznie (i automatycznie) na biedzie oznacza wyeliminowanie wolności, uczynienie czymś zbędnym osobistego przylgnięcia do Chrystusa, a więc – ostatecznie – postrzeganie ubogiego jako niezdolnego do rozpoznania Go. A to stwierdzenie nie było już tak rzadkie w kulturowym klimacie, w którym żył, gdzie silna była obecność gnostycyzmu, w myśl którego to przynależność do określonej kategorii osób determinowała lub nie zbawienie i nieśmiertelność, bez uwzględnienia roli wolności. Właśnie w afirmacji związku między dobrami a wolnością znajdujemy, według Klemensa, prawdziwą chrześcijańską nowość: „Cóż więc w nauce Jezusa jest tą nowością jedynie życiodajną, którą tylko Bóg mógł ogłosić? (…) Chrystus nakazuje nasze wewnętrzne nastawienie i samą duszę uwolnić od żyjących w niej namiętności, a wszystko, co w myśli jest obce Bogu, z korzeniem wyrwać i wyrzucić. Taka jest zasada człowieka wierzącego, taka jest nauka godna Zbawiciela. (…) Trzeba także zaznaczyć, że człowiek, chociaż się pozbył ciężaru mienia, może mieć jednak wrośniętą w duszę żądzę i pragnienie bogactwa nie mniej żywe: wyrzekł się wprawdzie jego używania, jednakże żyjąc w niedostatku i tęskniąc za dobrem zmarnowanym, boleje podwójnie, bo odczuwa brak potrzebnych posług, a zarazem żal mu ich utraty. Nie ulega bowiem najmniejszej wątpliwości, że człowiek, któremu brak rzeczy koniecznych do życia, musi załamać się na duchu i porzucić swoje szlachetne dążenia; będzie natomiast starał się zdobyć to, co jest mu nieodzownie potrzebne, nie bacząc w jaki sposób i od kogo” (tamże, s. 61-62).

 

Użycie i narzędzie. Prawdziwym ubóstwem jest więc ubóstwo ducha, to znaczy całkowite zawierzenie woli i zależność od Boga, która zostaje uznana za najbardziej ludzką i rozumną postawę, to znaczy za najbardziej współbrzmiącą z naszą naturą. Podczas gdy odrzucony zostaje, jako niepotrzebny i szkodliwy, każdy formalizm, nawet gdyby doszło do ogołocenia się ze wszystkich dóbr, ale bez tego zasadniczego nawrócenia serca oraz rozumu (nie sposób nie usłyszeć tutaj echa znanego Hymnu o miłości świętego Pawła z Pierwszego Listu do Koryntian: „I gdybym rozdał na jałmużnę całą majętność moją, a ciało wystawił na spalenie, lecz miłości bym nie miał, nic bym nie zyskał”, 1 Kor 13, 3).

Sięgając po inne fragmenty Ewangelii, takie jak nawrócenie Zacheusza i powołanie Mateusza (żadnego z nich Chrystus nie prosił o sprzedanie wszystkich swoich dóbr), Klemens pokazuje, że kluczowym aspektem nie jest potępienie wszelkiej formy własności, ale wychowanie wolności: „Jakaż bowiem wspólnota pozostałaby ludziom, gdyby nikt nic nie miał? (…) Jakżeby ktoś mógł nakarmić łaknącego, napoić pragnącego, przyodziać nagiego, ugościć bezdomnego (…) – jeśli każdy sam by odczuwał brak tego wszystkiego? (…) A zatem nie należy odrzucać jako rzeczy niepotrzebnych mienia, które może przynieść pożytek także bliźniemu. Mieniem jest to, co mamy, i to mieniem pożytecznym, które Bóg zgotował ludziom, by się nim posługiwali. Wszystko, co człowiek posiada, zostało mu udzielone i poddane niby jakaś materia i narzędzie, którym powinien posługiwać się umiejętnie i w sposób właściwy. (…) I bogactwo jest takim narzędziem. Umiesz go używać sprawiedliwie? Służy sprawiedliwości. Używa go ktoś niesprawiedliwie? Staje się oto sługą niesprawiedliwości. Z natury swojej ma ono bowiem służyć, a nie rządzić. Nie należy zatem winić tego, co samo w sobie będąc bez winy, nie jest ani złe, ani dobre. Winę trzeba przypisywać tylko temu, kto może posłużyć się narzędziem – źle lub dobrze, zgodnie ze swoją wolą. A zdolność tę posiada tylko rozum ludzki, który może swobodnie osądzać i ma pełną władzę posługiwania się rzeczami użyczonymi człowiekowi. Tak więc nie mienie niszczyć należy, ale raczej namiętności duszy, które pozwalają, byśmy w sposób właściwy posługiwali się tym, co posiadamy. (…) Zatem słowa Chrystusa nakazujące porzucić wszystko, co się posiada, i sprzedać całą swoją majętność, należy rozumieć właśnie w ten sposób, gdyż dotyczyły one wewnętrznego usposobienia duszy” (Klemens Aleksandryjski, Który człowiek bogaty może być zbawiony?, s. 62-65).

(ciąg dalszy w następnym numerze)


Polska strona Ruchu CL   |   Kontakt z redakcją