Menu strony Strona główna Śladów
   
Ślady > Archiwum > 2017 > maj / czerwiec

Ślady, numer 3 / 2017 (maj / czerwiec)

Życie CL. Europa

Jeden początek po drugim

Relacja ze swoim pragnieniem, z pracą, z dziećmi. Oraz z charyzmatem. „Problem polega na przekonaniu, że Giussani doprowadził nas aż tutaj i teraz możemy robić wszystko po swojemu…”. W Hiszpanii odbyło się spotkanie księdza Juliána Carróna z odpowiedzialnymi z całej Europy, wymagające zaangażowania samych siebie.

Davide Perillo


„Chrystus potrzebuje tylko jednego: mojej potrzeby”. Słyszysz wypowiedź księdza Matteo z Forlì, przeniesionego do Wiednia, który podczas assemblei opowiada o sobie i o swojej pracy w parafii, i nie wiesz jeszcze, że zapadnie ci ona w pamięć, że przypomnisz sobie o niej niejeden raz w ciągu tych trzech dni. Będzie to weekend pełen faktów i spotkań, opowieści, w których na własne oczy zobaczysz żywym charyzmat księdza Giussaniego, oraz rozmów, które pomagają zrozumieć, dlaczego „wyjątkowa historia – jak przypomina list z zaproszeniem – jest kluczem do pojmowania człowieka i historii”, którą Jezus przynosi światu. Zaskakuje jednak stopniowe dochodzenie do przekonania, że cała ta łaska potrzebuje być przyjęta. Nie narzuca się: puka, proponuje się wolności, prosi o naszą otwartość, by odsłonić całą swoją wartość.

Spotkanie odbywa się w Montanya, pośród wzgórz, godzinę drogi od Barcelony. Jego oficjalny tytuł to: Diakonia Europejskich Odpowiedzialnych CL. Swojego rodzaju „stała assemblea”, najpierw odbywająca się w węższym gronie około 50 osób, których liczba z czasem wzrosła do 140 przybywających z całego kontynentu. Obowiązuje metoda, której od zawsze trzyma się przewodnik Ruchu ksiądz Julián Carrón: wychodzenie od doświadczenia i zagłębianie się w nim, dostrzeżenie, co takiego je porusza, jaki skarb zawiera. Od razu, od pierwszego pytania, które zadaje Mihai z Rumunii. Mówi on o głębszej więzi z przyjaciółmi, o intensywniejszej pracy nad Szkołą Wspólnoty, od kiedy spostrzegł się, że jest mu przydatna do tego, by wzrastać, „ale także o trudzie, ponieważ wychodzą na jaw moje ograniczenia i wiele razy okazuje się, że jestem zablokowany, tymczasem chciałbym dotrzeć do istoty. Jak zacząć na nowo?”.

Carrón odpowiada pytaniem oraz spostrzeżeniem: „Jaka jest relacja między twoimi ograniczeniami a twoim pragnieniem zgłębiania? Problem polega na dostrzeżeniu powiązania: w ten sposób wszystko staje się łatwiejsze”. Doświadczenie właśnie. „Obserwuj to, co powiedziałeś. Dlaczego wziąłeś się do roboty? Właśnie ze względu na świadomość twojej potrzeby. To jest łatwe. Nie chodzi o ograniczenia, nie musimy się nimi przejmować, ale o to, czy kiedy się pojawiają, odczuwamy potrzebę poszukiwania kogoś czy też nie”.

 

Badanie terenu. Marco opowiada o swojej nastoletniej córce, o kontruderzeniu, jakie wywołują jej słowa: „Ok, cześć, daj mi spokój”. Oraz o odkryciu, że „to, czego potrzebują dzieci, nie jest tym, co ja mam na myśli. Potrzebują pewnej, wiecznej miłości i tego, że pozwolisz im być wolnymi. Czy jestem do tego zdolny? Nie. Mogę tylko pozwolić się objąć Temu, który kocha mnie w ten sposób, i być, jeśli taka jest wola Boga, pośrednikiem tej miłości. Wyzwalające jest patrzenie na nich w taki sposób, na to, jak badają swój teren oraz teren, na którym my, dorośli, stawiamy kroki, po to, by upewnić się, czy wytrzyma. „Dzieci potrzebują oprzeć się na twojej pewności, na tym, że jesteś i robisz miejsce ich wolności – kontynuuje Carrón. – W przeciwnym razie wycofują się z rzeczywistości. Im jesteśmy pewniejsi, tym tworzymy większą przestrzeń dla wolności. A jeśli jej nie tworzymy, dzieje się tak dlatego, że brakuje jej w nas. Jakąż pewność miał Bóg w swojej trynitarnej Tajemnicy, by zaryzykować stworzenie wolnego człowieka! Jakąż pewność musi posiadać, by tworzyć przestrzeń dla naszej, ludzkiej, wolności!”.

Pewność. I ubóstwo ducha, otwarcie się na to, co Pan stawia przede mną. „Widzicie, wiele razy w dyskusjach, które prowadzimy, chodzi w gruncie rzeczy o to, że «już wiemy». Znamy już sposób, w jaki Tajemnica musi sprawić, że rzeczy się wydarzą. Tymczasem «kto podąża za Mną, podąża za Tym, który mnie posłał». W przeciwnym razie redukujemy rzeczywistość do pozoru bez «Ty» przed nami oraz bez Tajemnicy w środku. Natomiast wzrastamy, kiedy podążamy za sposobem, w jaki Tajemnica się objawia”.

Dlatego potrzebna jest „wyjątkowa historia”, konkretna obecność, wydarzenie teraz. Zawsze, nie tylko na początku. Można to dobrze zrozumieć, słuchając pytania księdza Nacho Carbajosy. Opowiada o tym, że właśnie naleganie Carróna na uznanie znaczenia „wyjątkowej historii” pomogło mu zrozumieć jego odpowiedzialność w Hiszpanii. I spojrzeć na wcześniejsze lata, batalie stoczone o tak zwane „obywatelskie prawa” i przeciwko rządowi Zapatera, „lata ulotek i poprawnych osądów, które jednak nie poruszyły nikogo”. Dopiero kiedy zawiązały się przyjaźnie, ukazała się wzajemna otwartość, pragnienie zrozumienia, rzeczywiste spotkania (takie jak podczas prezentacji książki La belleza desarmada z pisarzami Anotnim Pugiverdem i Pilar Raholą, które odbyły się przed i po tej Diakonii). Ale najcenniejsze jest inne odkrycie. „Pewnego razu zapytałem cię, dlaczego kładziesz tak wielki nacisk na tę kwestię. I odpowiedziałeś mi: ponieważ może się to przydarzyć także nam. Możemy zrobić z Giussanim to samo, co zrobili ludzie oświecenia z chrześcijaństwem…”.

 

Z matkami. „Jest to zasadnicza kwestia – przyznaje Carrón. – Każdy musi podjąć decyzję w tej sprawie. Ponieważ niemal niepostrzeżenie możemy myśleć: «Giussani doprowadził nas aż tutaj, teraz możemy robić po swojemu». Tymczasem zawsze potrzeba punktu odniesienia, którym jest «wyjątkowa historia». Bez tego każdy z nas, zainspirowany tekstami, może przyrządzić swoją zupę. I stopniowo skończymy jak protestanci: taki sam punkt wyjścia, a tysiąc różnych rezultatów. Co zostanie z Ruchu, zależy od tego, w jaki sposób staniemy wobec tego faktu. Spójrzcie, ten moment jest interesujący, ponieważ na nowo możemy odkryć naturę chrześcijaństwa. To jest wydarzenie, a więc wyjątkowa historia. Tylko w ten sposób może przebudzić się pragnienie, tak jak to widzimy w czasie naszych spotkań”.

I jest to kwestia, która dotyka „ważnego kulturowego problemu”. Ponieważ paradoks polega na tym, że dzisiaj ludzie boją się pragnienia. Nie widząc już na horyzoncie możliwości odpowiedzi, ostatecznie trzymają je na dystans, ograniczają je. Carrón cytuje Ingmara Bergmana, dialog z filmu Fanny i Aleksander. „«Nie przyszliśmy na świat, by go dogłębnie przebadać. (…) Nie jesteśmy przygotowani ani odpowiednio wyposażeni do pewnych badań. (…) Będziemy żyli w małym…, w bardzo małym świecie. Zadowalamy się dobrą kuchnią, słodkimi uśmiechami, kwitnącymi drzewami…». Oto właśnie perspektywa współczesności po Chrystusie. Jeśli komuś, kto żyje w ten sposób, zaproponujemy etyczne odwołania, co go to będzie obchodzić? Prawdziwe wyzwanie polega na tym, czy spotka kogoś, kto na nowo rozpali całą doniosłość pragnienia. Że zobaczy, co takiego traci z życia”. Cytuje także księdza Giussaniego, zdanie często słyszane, które wydaje się dobrze znane: „W społeczeństwie takim jak to nie można stworzyć niczego nowego inaczej jak tylko przy pomocy życia”. Potem jednak dodaje ciąg dalszy, który powala: „Ponieważ życie jest ważnym faktem, którego nigdy nie uda się pokonać ideologiom”.

Życie. Fakty. Tak jak te, o których wielu opowiada podczas assemblei – nie brakuje na niej nikogo. W piątek dwa autokary przywożą ludzi z Litwy i Macedonii, Portugalii i Rosji, Skandynawii, Beneluksu, Irlandii… Są „odpowiedzialnymi” za wspólnoty, ale uderza to, że w intensywnych rozmowach pełniona funkcja się nie liczy. Każdy jest tam dla siebie, poszukuje odpowiedzi dla siebie, dla swojej drogi.

Sobota rano. Maica opowiada o pracy w szkole, o „niemal fizycznym bólu z powodu upadku oczywistości, o których rozmawiamy. W jej wspólnocie zrodziło się pragnienie wspólnej lektury Amoris laetitia wraz z innymi rodzinami, ale podczas ostatnich spotkań, wobec dramatu niektórych matek żyjących w separacji, inne odpowiadały doktrynalnie: «Jezus powiedział… Jezus zrobił…». Wszystko to prawda, ale dialog był zablokowany. Ja także nie wiedziałam, co zrobić”. Carrón nie odpowiada, ale podnosi poprzeczkę: „My także jesteśmy zablokowani. Co nas porusza? Spróbujmy odpowiedzieć na to pytanie wszyscy, odwołując się do faktów”.

 

Piza i piłka nożna. Michele opowiada o trudnościach syna w nowej szkole oraz o odkryciu perspektywy, która otwiera się pośród niemocy, dzięki prostej prośbie o pomoc, skierowanej do przyjaciela. „Powiedział mi: «Nie myśl, że okoliczność powinna być inna, ażebyś widział przed sobą Jezusa. Spróbuj patrzeć na to, co się wydarza». Zaczęliśmy się modlić. W ten sposób zmieniła się relacja między mną a moją żoną. O wiele mniej obaw, nerwowości. Także inni mówią nam: «Widzimy, że się zmieniliście»”. „No właśnie: «Widzę, że jesteście inni». To jest widzialna zmiana, nie trzeba niczego wymyślać – mówi Carrón. – To jest nieredukowalne. Ale co ją wprowadziło? Po pierwsze: uświadomienie sobie, że nie wiedziałeś. Twoje «już wiadome», piękne słowa, wyrzuciłeś do kosza. Zacznij prosić. I nie abstrakcyjnie, ale konkretną osobę. Spójrzcie, ważne jest każde ogniwo w tym łańcuchu. Ponieważ jeśli sobie tego nie uświadomimy, zmieniamy drogę”.

Przykład? Bierze go z Biblii, z Drugiej Księgi Królewskiej: Syryjczyk Naaman. Wódz wojska zapada na trąd. Jego potrzeba go otwiera, otwiera go szeroko na sugestię jednej ze służących, która zachęca go, by poszukał proroka w Izraelu. „W innej sytuacji nikt nie posłuchałby służącej – zauważa Carrón. – Ale wobec pilnej potrzeby życia zgadza się otworzyć na inną możliwość”. Elizeusz mówi mu, by wykąpał się w Jordanie. „To wszystko? Przecież mamy u siebie tyle rzek!”. Inny sługa mówi mu natomiast: gdyby ten prorok powiedział ci, byś zrobił coś o wiele trudniejszego, zrobiłbyś to czym prędzej. Co ci szkodzi wykąpać się w rzece? Naaman zastanowił się i uległ. I wyzdrowiał. „Ale w każdej chwili wszystko mogło wziąć w łeb – zauważa Carrón. – My też tak robimy. Zamiast trwać w pokornej, potrzebującej postawie, z tym całkowitym ubóstwem, w którym się znajdujemy, możemy się cofnąć”.

Pedro, zwany „Pizą”, jest policjantem, pracuje w parlamencie w Madrycie. Kontroluje wjeżdżające samochody, „nawet dwieście w ciągu godziny”. Rutyna. „Ale wczoraj, zanim tu przyjechałem, jeden z moich przełożonych mówi mi: «Zazdroszczę ci twojej radości. Widzę, jak pracujesz, jak traktujesz osoby. Ja nie mam tego spojrzenia»”. Najlepsze przychodzi jednak potem. Kiedy opowiada o Tomasie, chłopaku z Wybrzeża Kości Słoniowej, którego spotkał, grając w piłkę z przyjaciółmi. „Po jakimś czasie dowiedziałem się, że jest kibicem Barcelony. A więc zapraszam go do domu, by któregoś wieczoru obejrzeć razem mecz”. Nic nadzwyczajnego: pizza, przyjaciele i piłka nożna w telewizji. „Ale po powrocie do domu wysłał mi smsa: «Jestem szczęśliwy». W porządku, powiedziałem sobie: chcę doświadczać tego samego. Ja też chcę powiedzieć: jestem szczęśliwy i zaprzyjaźniam się z tobą. Tak jak on jest zżyty z nami. Potrzebuję spotykać takich ludzi, ponieważ wtedy przebudza się prawda o tym, kim jestem”.

„Ale co takiego interesuje cię w Tomasie? – pyta Carrón. – Co on ma takiego, że może stwierdzić: «Jestem szczęśliwy»?”. „Piza” milknie na chwilę, po czym odpowiada: „Jest ubogi. – No właśnie! Rozumiecie, co takiego powiedział nam Papież o tym, jak ważne jest «pójście do ubogich»? W swojej prostocie przypominają nam oni o czymś zasadniczym. Kiedy ktoś to widzi, pragnie tego. W przeciwnym razie skończymy jak faryzeusze: prawili morały, podczas gdy Zacheusz cieszył się obecnością Jezusa”.

Carlo mieszka na Węgrzech od wielu lat. Pracuje w położnej na prowincji fabryce puszek. „Kiedy się tam przeprowadziliśmy, na miejscu nie było nikogo z Ruchu – opowiada. – Zaczęliśmy proponować Szkołę Wspólnoty. Mówiliśmy o niej młodym, ale przychodzili tylko ludzie w słusznym wieku: wujostwo mojej żony, sąsiedzi…”. Wszystkie spotkania były dalekie od schematów. „Pewnego razu pani Federica oświadcza, że ona i jej towarzysz postanowili pobrać się w kościele”. Powód? „Zobaczyła, jak my żyjemy. To wszystko. Nie chodziło o to, żebyśmy mówili albo robili coś wyjątkowego…”. Życie. Ono ma większy wpływ niż jakiekolwiek przywołanie. „Powtarzanie wartości niczego nie porusza – zauważa Carrón. – Trzeba je zobaczyć. A my musimy to zrozumieć, by uniknąć proponowania chrześcijaństwa pokonanego już przez historię”.

 

Rodzice i telewizja. W sobotę po południu rozmowa jest kontynuowana, tym razem tematem jest praca. Zagadnienie dotyczące wszystkich. Co takiego się dzieje, czego się doświadcza, jakie problemy wyłaniają się w pracy?

Camilla jest barmanką w Paryżu. Na ulicy, przy której prostytutki szukają klientów. „Nie są cudzoziemkami, to Francuzki. Kiedy mówię innym o cierpieniu, jakie sprawia mi ich widok, i pytam, jak można by im pomóc, zawsze znajdzie się ktoś, kto mi odpowiada: «Ale przecież to jest ich wybór…». Pewnego dnia zaprzyjaźnia się z córeczką jednej z nich. Co jakiś czas gości ją u siebie w barze. Pewnego razu spotykają na ulicy jej matkę. Na co Camilla: „Jest piękna jak księżniczka!”. Kilka dni później kobieta przychodzi do baru z różą w ręku. „Mówi mi: «Wiesz, od kiedy moja córka powiedziała mi, co jej o mnie powiedziałaś, ja także zaczęłam patrzeć na siebie jak na księżniczkę»”. Camilla opowiada: „Patrzę tak na siebie i na te kobiety, ponieważ Chrystus przyszedł, by mnie kochać w straszliwych okolicznościach mojego życia. Robi to, a ja nie muszę niczego w sobie zmieniać”.

To On troszczy się o to, by nas zmienić. Tak jest w przypadku Carmen, która jest notariuszem w Bilbao i której koledzy zostawiają wszystkie „trudne przypadki”, te dotyczące osób potrzebujących pomocy, pocieszenia, „ponieważ ona jest o wiele więcej niż tylko notariuszem” – mówią. „A ja, podążając za charyzmatem, odkrywam, że we wszystkim jest Obecność, rdzeń Tajemnicy – opowiada. – Bóg ma naprawdę metodę. A to, że ja żyję według niej, rodzi odmienne życie”. Albo Alfonso, który uczy w Madrycie i opowiada o 15-letniej dziewczynie z GS. Pewnego wieczoru wróciwszy do domu ze spotkania, wyłączyła telewizor, przed którym rodzice jak zawsze, od lat, spędzali wieczór, mówiąc im: „Według mnie nie Jeden początek po drugim. „Ale by zweryfikować ten nowy początek, jest tylko jeden warunek – zauważa Carrón. – Trwanie. Podążanie za. Pozostawanie w tym miejscu, które nieustannie otwiera mnie szeroko, rodzi tę nową świadomość teraz”.

 

Znaki. Synteza w sobotę wieczorem rozpoczyna się od nawiązania do Ewangelii z tego dnia. Do Filipa i jego prośby: „Ukaż nam Ojca”. „Jest to streszczający punkt tego, co przeżyliśmy – zauważa Carrón. – Uczniowie tak dobrze czuli się z Jezusem, że zadawali Mu te wszystkie pytania, byli sobą, nie kryjąc niczego. A wówczas wobec pytania, które my także często sobie zadajemy: «Ale gdzie Ty jesteś? Ukaż się», Chrystus odpowiada: «Spójrzcie na to, dzieła mówią o Mnie. Patrzcie na znaki, ponieważ to wszystko nie mogłoby się wydarzyć inaczej jak za sprawą tej Tajemnicy, która Mnie stanowi, mojej relacji z Ojcem»”. Dzieła. Znaki. „To jest to, co powoli zaczyna być naszym spojrzeniem. Nie możemy patrzeć na to, co się dzieje, nie zauważając Jego obecności”. I dostrzegając, że się zmieniamy w codziennym życiu.

„Bóg ma metodę – kończy Carrón. – Gdy podążamy teraz tą drogą, życie się zmienia. Wracamy do domu z oczami przepełnionymi tym, co zobaczyliśmy”. Z prostym pragnieniem: „Być szczęśliwym”, tak jak Tomas. Oraz znając drogę: „Dostrzec, co może zakwitnąć, jeśli podążymy za tą metodą Boga”.


Polska strona Ruchu CL   |   Kontakt z redakcją